moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Banzai! Czas samurajów

Kodeks honorowy samurajów odcisnął swoje piętno na armii japońskiej, zwłaszcza podczas II wojny światowej, i do dziś jest tematem analiz historyków oraz twórców popkultury. Japońskie rozumienie honoru nie było fundamentalnie inne od zachodniego, ale istniały znaczące różnice – dotyczyły stosunku do jeńców, kobiet i przewinień żołnierzy wobec cywilów.

Latem 1945 roku amerykański sekretarz wojny Henry Stimson, który w młodości spędził miesiąc miodowy w Kioto, przekonywał, że mieszkańcy Japonii „nie składają się z szalonych fanatyków o całkowicie odmiennym od naszego typie umysłowości”. Rodacy, szokowani kolejnymi atakami lotników kamikaze, pilotów samobójczych bomb oka i torped kaiten, oraz aktami samozagłady niechcącej doświadczyć haniebnej klęski ludności cywilnej, nie bardzo mu dowierzali. Kością niezgody było japońskie rozumienie honoru: prezydent Truman stwierdził, że po Pearl Harbor wyspiarze takowego nie posiadają. Z drugiej strony łatwość przenoszenia w realia japońskie szekspirowskich sztuk przez Akirę Kurosawę i popularność tych filmów także poza granicami Japonii sugerują, że między zachodnim a japońskim rozumieniem honoru istnieją spore zbieżności.

 

Chiński smok nie zionie ogniem

W rzeczy samej ewentualna chińska adaptacja Szekspira byłaby bardziej kłopotliwa. Oparta na konfucjanizmie cywilizacja Państwa Środka ceniła nade wszystko cnoty biurokratyczne (sumienność, pilność, pracowitość). Nawet cześć dla suwerena więcej miała wspólnego ze stosunkiem uczeń–mistrz niż z wiernością wasala wobec władcy. Prowadzenie wojen uważano za coś godnego pożałowania, a utrzymywanie wojska wynikało tylko z obawy przed barbarzyńcami i rewoltą wewnętrzną. Podstawowym atrybutem arystokraty, uczonego i członka elity (to synonimy, skoro rządzącą światem chińskim arystokrację mandaryńską wyłaniano drogą skomplikowanych egzaminów) był pędzelek, nie miecz. Szanujący się mandaryn nie powinien nawet posiadać tak feralnego, przynoszącego nieszczęście przedmiotu jak broń. Nawet chiński bóg wojny Guan Yu, będący w istocie deifikowanym wodzem z III wieku po Chrystusie, przedstawiany był jako skończony cywil, z pędzelkiem i innymi atrybutami urzędnika.

W takiej sytuacji status społeczny żołnierza, postrzeganego raczej na podobieństwo czyściciela ulic (czy zwyczajnego hycla), a nie półboskiego herosa, był niezmiernie niski. „Taki, co się cieszy, że zabija ludzi, nie może władać światem” – powiadał starożytny mędrzec Laozi. Cesarstwo Chińskie wprawdzie powstało z wojny, a w ciągu jego długich dziejów niejeden wódz armii, a nawet chłopskiego buntu (rzecz trudna do pomyślenia w zachodnim świecie) przywdziewał żółte szaty władcy. Pokrywał on jednak milczeniem te wstydliwe początki, skądinąd zaś łatwość wywracania tronu (dla którego, jak mówił Konfucjusz, „przeminął mandat nieba”) wystawiała na trudną próbę cnoty lojalności i wierności. Słowa Piłsudskiego: „Honor to bóg wojska. Nie masz go – kruszeje potęga wojska”, z łatwością pojmowane przez samurajów i ich dwudziestowiecznych potomków, dla potomków mandarynów byłyby co najmniej problematyczne. Słynny teoretyk wojskowości, mistrz Sun Zi, najwyżej cenił umiejętność pokonywania przeciwnika bez walki. Często sprowadzała się ona w praktyce do przekupienia dowódców lub zgoła żołnierzy strony przeciwnej.


USS Mississinewa, ofiara ataku kaitenów, 20 listopada 1944

Powyższe twierdzenia mogą zaskakiwać. Chiny, jak cały świat dalekowschodni w ogóle, uważane są za cywilizację do szpiku kości feudalną, gdzie nigdy nie istniała marksowska „formacja niewolnicza”. Tymczasem zachodnie żołnierskie cnoty wierności i honoru słusznie kojarzy się z rycerstwem i kulturą feudalną. Nawet te z nich, które mają swe antecedencje w europejskim antyku, wiążą się z jego fazą „przedklasyczną”, z epoką mityczną i z (jak sądzono) zapóźnioną cywilizacyjnie Spartą. Jest to prawda. W wypadku dalekowschodnim chodzi jednak niemal wyłącznie o feudalizm w rozumieniu sposobu produkcji (z dominacją osobiście wolnych ludzi pracujących na roli), a nie systemu właśnie „honorowych” zależności między wasalem a seniorem-suwerenem, zależności opartych na osobistej wierności uświęconej przysięgą.

Droga bushidō

Niemal wyłącznie, gdyż istniał jednak wyjątek. Wyjątek japoński. Z przyczyn, których nie będziemy tu wyłuszczać, Kraj Kwitnącej Wiśni okazał się w dziedzinie, o której mowa, zaskakująco podobny do europejskiego Zachodu. (Potem znacznie ułatwić to miało wzajemne zrozumienie obu światów). Tu i tam istniała mianowicie drabina feudalna, ze wspomnianymi wyżej honorowymi zależnościami i cnotami, których koroną była wierność. W przeciwieństwie do Chin, kreujących się na uniwersalne imperium („cywilizację, która udaje naród”), wyspiarska społeczność japońska była etnosem, którego przynajmniej elity odczuwały, jak na średniowiecznym Zachodzie, poczucie więzi typu narodowego. (Za dowód, że więź taka istniała w Europie w wiekach średnich, wystarczy pytanie Joanny d’Arc: „Dlaczego wy, Anglicy, barbarzyńcy, których języka nie rozumiemy, chcecie przewodzić nam, Francuzom?”). Podobnie jak rycerstwo polskie wierzące w pochodzenie od kaukaskich Sarmatów i francuskie przypisujące swe początki trojańskim jakoby Frankom, japońscy samurajowie i daimyō wierzyli w więzy krwi datujące się od czasów mitycznych. Wreszcie w obu wypadkach wierność państwu utożsamiano z wiernością wobec dynastii, która mając cudowne początki (jak, toutes proportions gardées, francuscy królowie namaszczani dostarczoną przez Ducha Świętego ampułką), nie mogła być zdetronizowana.
Prawda, zbieżność owa nie była idealna. Cesarz japoński, w jaskrawym przeciwieństwie do monarchów europejskich, od czasów bajecznych nie dowodził wojskiem. Jego rola była sakralna i na wskroś – aż do „otwarcia” Japonii przez flotylle Zachodu – niemilitarna. W ten sposób wpasowywał się jednak w inną znaną z Europy rolę – szafarza koron, papieża. Władcą wojennym był inny – niższy, ale też dziedziczny dynasta, siogun (shōgun). Podległych mu samurajów łączył słynny kodeks busido (bushidō), podobnie jak europejskich wojowników etos rycerski.

Kodeks ów, spopularyzowany w dobie pierwszych zwycięstw Nipponu wydaną w większości języków Zachodu książeczką Inaza Nitobe „Bushido. Dusza Japonii”, doznał w czasie II wojny światowej spektakularnego poniżenia. Za sprawą między innymi monografii pióra lorda Liverpoola „Rycerze busido. Krótka historia japońskich zbrodni wojennych” został utożsamiony (czy raz na zawsze?) z pseudorycerskością i nieludzkim okrucieństwem. Wizji tej przeciwstawiały się filmy o samurajach, których popularność zaczęła się w latach pięćdziesiątych XX wieku, a które przedstawiały japońskich wojowników i ich etykę w duchu na pewno pozytywnym. Także i one popularyzowały jednak mocno wykrzywiony obraz japońskiego pojmowania honoru.

Broń chińska zdobyta w trakcie japońskiej inwazji na Mandżurię. Japończycy liczą zdobyczne karabiny.

Oczywiście: tak żołnierzom japońskim, jak i zachodnim wpajano, że w chwili próby najważniejsze są osobista odwaga i posłuszeństwo rozkazom dowódcy. (Stwierdzenie takie nie musi być banałem: w chińskich podręcznikach wojskowości stale powtarzają się napomnienia oficerów, by ich żołnierze się nie rozbiegali, co sugeruje stałe problemy dowódców Państwa Środka w tej kwestii). Wojsko japońskie problemów takich nie znało: komuniści chińscy ze zgrozą stwierdzili w 1937 roku, że żołnierze cesarza Hirohito potrafią sformować szyk i bić się (i to jak!) nawet bez oficerów lub po śmierci wszystkich z nich. Posłuszeństwo przełożonym wypadało aż za dobrze, wszak członkowie japońskich sił zbrojnych doby (zwłaszcza) II wojny światowej uznani zostali za automaty bezmyślnie wykonujące rozkazy, także nonsensowne i zbrodnicze. Z cechą tą wiązano chętnie rzekomą schematyczność i brak inicjatywy japońskich wyższych dowódców.

Błysk miecza

W istocie sprawa nie była tak prosta. Znający Japonię specjaliści brytyjscy zauważyli szybko, że choć w cesarskim wojsku i flocie „dyscyplina jest ostra, to jej zasada jest cokolwiek odmienna niż u nas. Starszy stopniem jest słuchany nie z uwagi na swą wyższą szarżę jako osoba, ale ponieważ jest wyższym rangą przedstawicielem cesarza. Stąd może się stać zrozumiałe, że gdy grupa młodszych oficerów uzna działania lub politykę swych zwierzchników za szkodliwe wobec interesów Cesarstwa, nie zawahają się oni wyrazić swej dezaprobaty […]. Powoduje to sytuację z pewnością szkodliwą dla dyscypliny”. W rzeczywistości nie zawsze było to „szkodliwe”. W kwietniu 1942 roku pułkownik Imai Takeo odmówił wykonania wydanego mu ze sztabu przez telefon polecenia wybicia jeńców (Amerykanów i Filipińczyków), argumentując, że jest on sprzeczny z honorem, i żądając rozkazu na piśmie. Dziesięć lat wcześniej z podobnych przyczyn admirał Hori Teikichi, znajdując się w szanghajskim porcie, skutecznie zakwestionował rozkaz otwarcia ognia do tłumu cywilów. Żaden z nich, o ile wiadomo, nie poniósł poważniejszych konsekwencji. Gdy z kolei w 1944 roku armia podjęła czołowy i zakończony druzgocącą klęską szturm na indyjski Imphal, major Itō Shisaku publicznie oznajmił głównodowodzącemu Mutaguchiemu Renyi (notabene merytorycznie słusznie), że „nie jest możliwe, by cesarz wydał te głupie rozkazy”. Z drugiej strony „własne rozumienie interesów Cesarstwa” (i jego honoru) wiodło do osławionych aktów militarnego nieposłuszeństwa, w skrajnym przypadku posuwających się do prób politycznych przewrotów.

Natomiast obiegowa prawda o samurajach, którym pod żadnym pretekstem nie można było wycofać się z zajętej pozycji, nie mówiąc o kapitulacji, jest równie prawdziwa jak w wypadku spartiatów (których armie wielokrotnie dokonywały odwrotu i których 120, po otrzymaniu formalnego zezwolenia władz lacedemońskich, rzuciło broń przed Ateńczykami na sławnej Sfakterii). W rzeczywistości obyczajowość samurajska w pełni dopuszczała „honorowe” złożenie broni, sygnalizowane przeciwnikowi specjalnymi gestami, na przykład podniesieniem własnego hełmu na ostrzu włóczni. (Dodajmy, że gdyby było inaczej, japońska szlachta zostałaby doszczętnie wybita na długo przed pokojową erą Tokugawów). W czasie wojny 1904–1905 powracający z Rosji jeńcy spotykali się z ciepłym przyjęciem. Jeńców rosyjskich przetrzymywanych na Wyspach (podobnie jak niemieckich w latach 1914–1918) traktowano wręcz kurtuazyjnie; oficerowie, zachowujący broń białą, mieszkali w prywatnych domach, za wydzielane kieszonkowe kupując sobie żywność i pamiątki. Przyznać trzeba, że znacznie mniej sympatycznie traktowano jeńców chińskich z wojny 1894–1895, których bijąca w oczy niechęć do walki (acz bywały też wyjątki) wprawiała zwycięzców w osłupienie.

Amerykański okręt USS Missouri (BB-63) niedługo zostanie trafiony przez japońskiego kamikaze lecącego myśliwcem A6M „Zero” podczas operacji w pobliżu Okinawy 11 kwietnia 1945. Samolot uderzył w burtę statku poniżej głównego pokładu, powodując niewielkie uszkodzenia i bez ofiar na pokładzie pancernika. Załoga czterodziałowego działa 40 mm jest w akcji na niższym pierwszym planie. Kamikaze na zdjęciu został zidentyfikowany jako podoficer 2. klasy Setsuo Ishino lub podoficer 2. klasy Kenkichi Ishii.

Zasadniczo odmienne postępowanie w czasie wojny na Pacyfiku (Chińczyków podczas rozpoczętej z nimi w 1937 roku kolejnej wojny traktowano jeszcze gorzej niż w XIX wieku) wynikło z przyjętych odgórnie wytycznych. Gdy bolszewicki watażka Jakow Trapicyn w marcu 1920 roku wymordował w Nikołajewsku nad Amurem kilkuset tamtejszych Japończyków, w tym rodzinę miejscowego konsula, dowództwo armii wydało – na razie nieformalne – rozkazy zakazujące składania w podobnych okolicznościach broni. Podczas akcji na lądzie ogarniętych wojną domową Chin, gdzie walczące strony nie przestrzegały żadnych zwyczajów wojennych, zachowanie takie mogło mieć pewien sens. W latach trzydziestych, podczas ogromnego wzrostu nacjonalizmu i szowinizmu (w armii symbolicznie przywrócono samurajskie miecze, zamiast dotychczasowych szabel typu francuskiego), jednostkowe zachowania posłużyły jako obowiązujący wszystkich wzór. W 1932 roku samobójstwo wziętego przejściowo przez Chińczyków do niewoli majora Kugi Noboru podniesiono do rangi oczekiwanej przez naczelne dowództwo normy, choć oficjalny nakaz „nie daj się wziąć żywcem” wpisano do regulaminów dopiero na początku lat czterdziestych.

Cesarskie siły zbrojne niekiedy wycofywały się jednak z pola bitwy (jak w przegranym starciu z Chińczykami pod Taierzhuangiem w 1938 roku), a ich dowództwo zainteresowane było przeżyciem jak największej liczby podwładnych. Przegraną pod Midway przeżyła większość lotników, którzy nie starali się bynajmniej utonąć ze swymi samolotami. Armia japońska posiadała dobrze rozbudowaną służbę zdrowia, łącznie z działem stomatologicznym. Olbrzymie straty, sięgające niemal stu procent, były pochodną specyficznych dla wojny na Pacyfiku warunków walki, gdy garnizony oceanicznych wysp, jak Saipan czy Iwo Jima, nie miały żadnych możliwości wycofania się.

Japońskie rozumienie honoru nie było więc fundamentalnie inne od zachodniego. Istniały jednak istotne różnice. Kodeks busido nic nie mówił o szczególnym szacunku dla kobiety, w europejskiej kulturze rycerskiej wyniesionej na piedestał na wzór Najświętszej Marii Panny, w japońskiej zaś postrzeganej jako istota permanentnie niższa, choć nie tak nisko jak w kulturze chińskiej. Jak przyznawał wspomniany profesor Nitobe, „szacunek mężczyzny dla kobiety w zachodniej cywilizacji był najgłówniejszym postulatem moralnym. W wojskowej etyce busido gdzie indziej szukano granicy rozdzielającej dobre od złego. Schodziła się ona z linią obowiązku”. W świecie zachodnim wojenne nadużycia wobec kobiet i bezbronnych miały również długi rejestr, niemniej bywały nie bez powodzenia zwalczane. Podczas sławnej rzezi ludności chińskiej w Nankinie (przełom 1937 i 1938 roku) rzeczą nie mniej uderzającą od wszechobecnych gwałtów był fakt, że pozostała zaledwie jedna relacja o oficerze japońskim, który wówczas pomógł Chince.

Dodać należy, że Czang Kaj-szek, który począwszy od lat dwudziestych XX wieku usiłował odbudować efektywną sprawność wojsk chińskich po wcześniejszym doszczętnym rozkładzie, czynił to właśnie, opierając się na japońskich wzorach. Sam ukończył na Wyspach akademię wojskową, a ze swym pruskim doradcą wojskowym, generałem Alexandrem von Falkenhausenem, ongiś attaché militarnym w Tokio, porozumiewał się właśnie w języku japońskim. Nowe podręczniki wojskowe kładły mocny nacisk na żołnierskie i oficerskie poczucie honoru, wpajały rekrutowi, że powinien się czuć „patriotą, a nie grabieżcą”. Mimo czarnego PR dorobionego potem armii Czang Kaj-Szeka przez komunistów, wysiłki te nie były bezowocne. W kampanii szanghajskiej, pierwszym wielkim starciu z Japończykami, poległo lub odniosło rany 70% (!) chińskich oficerów. Nie inaczej było w późniejszej wojnie domowej: w decydującej operacji pod Xuzhou (1948–1949) czterech z pięciu nacjonalistycznych dowódców grup armii poległo z bronią w ręku lub popełniło samobójstwo.

Tchnienie Boskiego Wiatru

26 maja 1945. Kapral Yukio Araki (trzyma szczeniaka) z czterema innymi pilotami 72 Shinbu Squadron na Bansei, Kagoshima. Araki zginął następnego dnia, w wieku 17 lat, w samobójczym ataku na statki w pobliżu Okinawy.Co do samobójstw tak szokujących Europejczyków, to w przedwojennych Chinach zdarzały się one ponad dwa razy częściej niż w Japonii. W Japonii – co może wydać się paradoksalne – odbieranie sobie życia było w czasie pokoju wyraźnie mniej popularne niż w Europie Zachodniej. W czasie wojny odpowiedni współczynnik jeszcze bardziej spadł (wśród cywilów), gdyż rząd i cesarz potępili takie praktyki jako „egoistyczne”. Natomiast odbieranie sobie życia przez wojskowych, sprowadzane na Zachodzie do terminu „samobójstwo”, było fenomenem złożonym, w Japonii rozmaicie określanym. Winny klęski wódz żegnający się ze światem w akcie ekspiacji, jak to uczynił po katastrofie pod Tannenbergiem rosyjski generał Samsonow, był senshi. Jiketsu to akt heroizmu oficera niechcącego przeżyć powierzonego sobie bastionu, znany w Polsce w wykonaniu kapitana Raginisa i pułkownika Dąbka. Mianem gyokusai określano atak z intencją jak najdroższego sprzedania życia, w stylu ostatniej walki Amerykanów w Alamo czy Polaków pod Zadwórzem w 1920 roku. Istniało wreszcie jibaku, odebranie sobie życia z chęcią zabrania ze sobą w zaświaty możliwie wielu wrogów. Tych w zasadzkę zwabiało się podstępem, na przykład udając martwego, rannego lub wręcz sygnalizując pozorne poddanie się. Głównie ten ostatni rodzaj walki ukształtował obraz Japończyków jako perfidnych maniaków o umysłowości niepojętej dla człowieka Zachodu (słynny przykład wybitego niemal do nogi patrolu podpułkownika Franka Goettge na Guadalcanalu). Choć tego ostatniego bardziej może porażało shūdan jiketsu, wzajemne samounicestwienie członków większej grupy obejmującej żołnierzy, ale niekiedy też (czasem wyłącznie!) cywilów. Zachowanie takie, znane z Saipanu i Okinawy, uznano za psychopatyczne, acz podobny czyn, popełniony w 73 roku przez obrońców żydowskiej twierdzy Masada, przywoływany jest aprobatywnie w rocie przysięgi żołnierzy dzisiejszego Izraela.

Zachodnie paralele miało też pozornie niesamowite zjawisko zanryū nipponhei, czyli wojowników i cywilów trwających z bronią w ręku w dżunglach tropików lub na pustkowiach Mandżurii całe lata (niekiedy dziesięciolecia!) po kapitulacji Cesarstwa. Jeden ze sławniejszych, podporucznik Onoda Hiroo prowadził na Filipinach potyczki i akcje dywersyjne do… marca 1974 roku. Powody fenomenu były podobne do tych, dla których aż do śmierci w 1963 roku nie złożył broni „ostatni partyzant polski”, wachmistrz Józef Franczak „Laluś”. Wierność rocie przysięgi i zasadom honoru współgrała tu z bardziej przyziemnymi przyczynami. Były to obawa o własne życie (w walkach na Pacyfiku rozsierdzeni żołnierze alianccy często nie brali jeńców), niepewność, czy przyrzekane w ulotkach i drogą radiową warunki poddania się będą respektowane, wątpliwości, czy aktualna władza w ojczyźnie jest prawowita (czyli akceptowana przez cesarza i ludność), wreszcie niewiara w kapitulację Cesarstwa, niewiara w świetle japońskich tradycji całkiem racjonalna, weterani bowiem znacznie łatwiej mogli pojąć, że ojczyzna została pokonana, niż że skapitulowała. Właściwie tylko jeden motyw zanryū – obawa jak powracających a przegranych przyjmą rodziny – był obcy (choć czy do końca?) żołnierzowi europejskiemu.

Straż przyboczna

Znaną także na Zachodzie tragiczną sprzeczność między nakazami honoru a literą prawa (czy regulaminu) ilustruje historia 47 roninów (bezpańskich samurajów) z Akō. Pomścili oni śmierć swego pana, w wyniku podłej dworskiej intrygi zhańbionego i ostatecznie zmuszonego do samobójstwa. Choć opinia publiczna i sam siogun podzielali ich szlachetne motywy, machina sprawiedliwości, by nie dopuścić do precedensów, skazała ich ostatecznie na seppuku. „Majowe”, zakończone niemal skutecznym wystrzałem rozterki generała Sosnkowskiego, dylematy księcia Józefa na wieść o przystąpieniu jego stryja do Targowicy czy wreszcie rebelie i samobójstwa zmuszonych do porzucenia rodaków francuskich oficerów w Algierii (de Gaulle, ongiś największy nonkonformista w armii Republiki, tym razem nie okazał im litości) nie są dalekie od owego przykładu. Dodajmy, pozostając przy Dalekim Wschodzie, że w 1935 roku Czang Kaj-szek „jako przywódca i człowiek honoru” demonstracyjnie ułaskawił Shi Jianqiao, dziewczynę, która zastrzeliła Sun Chuanfanga, krwawego tyrana w marszałkowskim mundurze, za to, że tenże kilka lat wcześniej rozkazał ściąć bez sądu jej ojca oficera.

Zdobycie Nankinu w trakcie wojny chińsko-japońskiej. Japońscy dowódcy w zdobytym Nankinie. Stoją od lewej: adm. Kiyoshi Hasegawa, gen. Iwane Matsui i książę Yasuhiko Asaka.

Obie cywilizacje przeciwnych krańców Eurazji różniły się więc wyraźnie w kwestii stosunku do jeńców (w cesarskich Chinach często wycinanych), kobiet i przewinień żołnierzy wobec cywilów. W latach 1941–1945 w armii USA prawdopodobieństwo skazania żołnierza za przestępstwo typu cywilnego (gwałt, kradzież) było aż 54 razy większe niż w wypadku stricte wojskowego (nieposłuszeństwo, tchórzostwo, dezercja). W Cesarskiej Armii Japońskiej, gdzie nadużycia wobec kobiet były powszechne, postrzeganie tych kwestii przypominało raczej, skądinąd tak niepodobną, Armię Czerwoną. Za to Japończycy znacznie chętniej nie tylko niż Sowieci, lecz także Anglosasi skłonni byli oddawać cześć, ale pośmiertnie!, mężnie walczącym przeciwnikom. Nić porozumienia była jednak możliwa. Dowodem są powojenne, także wojskowe, relacje dawnych przeciwników.

Jakub Polit, profesor doktor habilitowany, adiunkt w Zakładzie Historii Powszechnej Najnowszej Wydziału Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bada między innymi wpływ Imperium Brytyjskiego na stosunki międzynarodowe XX wieku oraz ekspansję mocarstw w Azji Wschodniej w XIX i XX wieku. Opublikował „Odwrót znad Pacyfiku? Wielka Brytania wobec Dalekiego Wschodu”, 1914–1922 (Kraków 1999), „Lew i smok. Wielka Brytania a kryzys chiński 1925–1928” (Kraków 2006), „Chiny”, w serii „Historia państw świata w XX wieku” (Warszawa 2004), „Gorzki triumf. Wojna chińsko-japońska 1937–1945” (Warszawa 2014) i inne.

Źródła cytatów: War Department. The Survey of the Japanese Empire (including occupied areas of Manchuria and China), Vol. 1, Prepared under the Direction of the Chief of Staff by the Military Intelligence Service War Department General Staff, June 1942, TNA, WO 208/933

Jakub Polit

autor zdjęć: NAC, Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze


„Złote Kolce” dla sportowców-żołnierzy
 
„Northern Challenge”, czyli wyzwania i pułapki
Grób Nieznanego Żołnierza ma 99 lat
Niepokonany generał Stanisław Maczek
Olimp w Paryżu
Czas „W”? Pora wytropić przeciwnika
Wojskowi rekruterzy chcą być (jeszcze) skuteczniejsi
Mark Rutte w Estonii
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Rajd pamięci i braterstwa
Ogień nad Bałtykiem
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Centrum Robotów Mobilnych WAT już otwarte
Olympus in Paris
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Żołnierska pamięć nie ustaje
Szkolenie 1000 m pod ziemią
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Miliony sztuk amunicji szkolnej dla wojska
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Zagrożenie może być wszędzie
Karta dla rodzin wojskowych
Żeby nie poddać się PTSD
Czworonożny żandarm w Paryżu
Cześć ich pamięci!
Zmiana warty w PKW Liban
Adm. Bauer: NATO jest na właściwej ścieżce
Witos i spadochroniarze
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
Generał z niepospolitym polotem myśli
Ostre słowa, mocne ciosy
Żeglarz i kajakarze z „armii mistrzów” na podium
Zwycięzca w klęsce, czyli wojna Czang Kaj-szeka
Do czterech razy sztuka, czyli poczwórny brąz biegaczy na orientację
Polski producent chce zawalczyć o „Szpeja”
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
Mikrus o wielkiej mocy
Gryf dla ochrony
Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Święto marynarzy po nowemu
Polskie „JAG” już działa
Breda w polskich rękach
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Komisja bada nielegalne wpływy ze Wschodu
Rozliczenie podkomisji Macierewicza
The Power of Buzdygan Award
Ile GROM-u jest w „Diable”?
Złoty Medal Wojska Polskiego dla „Drago”
Po pierwsze: bezpieczeństwo granic
Rosyjskie wpływy w Polsce? Jutro raport
Snipery dla polskich FA-50
Sojusz także nuklearny
Rozkaz: rozpoznać przeprawę!
Jak Polacy szkolą Ukraińców

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO