moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Koniec dzieciństwa

Najmłodsi powstańcy warszawscy wielokrotnie wykazywali się determinacją i poświęceniem, które wyrastały znacząco ponad ich wiek. W okupowanej Warszawie to oni – chłopcy i dziewczynki w biało-czerwonych opaskach – przenosili słowa nadziei. Biegali z listami, pomagali w szpitalach, przekradali się kanałami. Nie dla chwały, lecz by być potrzebnymi.

Listonosze z Harcerskiej Poczty Polowej roznosili również powstańcze gazety; sierpień 1944. Fot. Tadeusz Bukowski/ Domena publiczna

Minęły dwa tygodnie walki i wstał zasnuty dymem poranek sierpniowy” – pisała we wtorek 15 sierpnia 1944 roku redakcja „Barykady Powiśla”, jednej z najważniejszych gazet powstańczej Warszawy. Miasto, choć miało wytrzymać jeszcze półtora miesiąca, umierało. Spadające bomby i sypiące się na głowy stropy domów, szalejące pożary, wiadomości o niemieckich masowych zbrodniach na Woli i Ochocie, tysiące bezdomnych, a przede wszystkim brak wsparcia ze strony Sowietów sprawiały, że wizja zwycięstwa nad Niemcami ustępowała śmierci.

Ponure nastroje pogłębiał brak kontaktu z najbliższymi. Wiele osób nie wiedziało, co dzieje się z członkami ich rodzin, z przyjaciółmi. Gazety wypełnione były treściami związanymi z poszukiwaniami zaginionych. Ludzie przekazywali sobie informacje w listach. I właśnie 15 sierpnia ze Śródmieścia wysłano niewielką kartkę z kilkoma zaledwie zdaniami: „Moi Drodzy. Żyję – jestem zdrowa i cała. Mieszkam czasowo na ul. Wspólnej 10 m 32. Do was nie mogę się na razie przedostać. Nie traćcie otuchy i nadziei, będzie wszystko dobrze. Trzymajcie się razem. Niech Tatuś opiekuje się Józiem. Józiu kochany, trzymaj się mocno. Dajcie mi znak o sobie. Wasza kochająca córka i żona. Maryśka”. Przesyłka nie dotarła do odbiorców.

REKLAMA

Przygotowania

W styczniu 1945 roku list – wraz z całym mnóstwem innych, a wszystkie ze stemplami Harcerskiej Poczty Polowej – odnalazł Józef Giers, drukarz i powstaniec. Brudne, wilgotne i pomięte leżały rozrzucone między gruzami. Mężczyzna zgarnął je i przechowywał przez 22 lata: do czasu, gdy przekazał wszystkie Jerzemu Kasprzakowi, dziennikarzowi, który latem 1944 roku jako 14-letni chłopiec sam roznosił listy. Używał wówczas pseudonimu „Albatros”.

Z konspiracją związał się jesienią poprzedniego roku, wstępując wraz z kolegami do 12 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. Romualda Traugutta. Zaczęli od nauki podstaw – musztry, meldowania, pierwszej pomocy, alfabetu Morse’a. W lutym 1944 roku złożyli przysięgę. Zebrali się w niewielkiej klasie w budynku szkolnym. Po wysłuchaniu gawędy harcerskiej weszli na rozłożoną na podłodze flagę ze swastyką. To był częsty zwyczaj w konspiracji, żeby słowa ślubowania wypowiadać, depcząc znienawidzony symbol. Od teraz byli zawiszakami, jak nazywano najmłodszych – 12-, 15-letnich – harcerzy w Szarych Szeregach. Przez kolejne miesiące uczestniczyli w akcjach małego sabotażu. Wybijali okna w niemieckich domach i sklepach, malowali na budynkach symbol Polski Walczącej. Przed Grobem Nieznanego Żołnierza pouczali Polaków, że przechodząc tędy, powinni zdjąć nakrycia głowy. Z czasem zaczęli rozwozić meldunki oraz prasę konspiracyjną. Poznawali niełatwą sztukę chodzenia po okupowanej Warszawie. Żeby sprawnie i bezpiecznie się po niej przemieszczać, trzeba było wiedzieć, w które podwórko wejść, którą klatką, gdzie są ruiny po wrześniu 1939 roku, przez które można się przedrzeć. Ta wiedza miała niebawem przydać im się w zupełnie nowych warunkach.

W planowanym powstaniu dla zawiszaków szykowano konkretne role. W listopadzie 1943 roku Główna Kwatera Szarych Szeregów opracowała instrukcję noszącą kryptonim „Mafeking”. Zakładała ona, że podczas otwartych walk najmłodsi żołnierze będą wykonywali zadania związane z regulacją ruchu, łącznością pozafrontową, zwiadem informacyjnym, obsługą lądowisk i obroną przeciwlotniczą. Ale przyszłość miała pokazać, że najlepsze nawet plany mają jeden słaby punkt – rzeczywistość.

Ludzie listy muszą pisać

Już w pierwszych godzinach powstania miasto zostało rozdarte. Poszczególne dzielnice szybko były zdane tylko na siebie, a łączność między nimi stała się utrudniona. Ponieważ walki zaczęły się w środku dnia, kiedy ludzie wracali z pracy albo byli na zakupach, wiele osób nie dotarło do domów i straciło kontakt z bliskimi. Ale nawet ci, którym udało się wrócić, nie mieli jak porozumieć się z mieszkającymi w innej części miasta. Stało się jasne, że trzeba dać warszawiakom możliwość sprawdzenia, co dzieje się z ich najbliższymi.

Już 2 sierpnia harcmistrz Kazimierz Grenda „Granica”, nowo mianowany szef Głównej Kwatery Szarych Szeregów, „Pasieki”, rozpoczął konstruowanie Harcerskiej Poczty Polowej. Dzięki pomocy podharcmistrza Zygmunta Głuszka „Victora” w ciągu doby udało mu się zebrać 40-osobowy zespół. W kolejnych tygodniach do roznoszenia listów zaangażowali oni łącznie 200 chłopców w wieku 12–15 lat. Młodzieńcy działali podzieleni na osiem oddziałów zlokalizowanych w Śródmieściu, na Powiślu, Czerniakowie i Mokotowie.

Pierwsza oficjalna informacja o Harcerskiej Poczcie Polowej pojawiła się w środę 9 sierpnia. „Rzeczpospolita” donosiła tego dnia, że „z inicjatywy harcerzy uruchomiono w walczącej Warszawie pocztę, która od kilku dni obsługuje już niemal wszystkie dzielnice miasta. W każdej z dzielnic umieszczono kilka skrzynek pocztowych z orzełkiem i napisem ‘Poczta Polska’. Skrzynki opróżniane są dwa razy dziennie o 9-tej i 16-tej. Korzystający z poczty winni wiedzieć o następujących szczegółach: pisać mało i wyraźnie, adresy podawać czytelnie, osoby cywilne podają adres własny i odbiorcy, żołnierze nie podają adresów własnych; listy osób cywilnych w razie niedoręczenia są zwracane, wojskowych – niszczone. Obowiązkiem mieszkańców każdego z domów jest zorganizowanie punktów, w których by harcerze przynoszący pocztę składali ją dla wszystkich lokatorów”.

Fotografia z powstania warszawskiego przedstawiająca grupę osób przy skrzynce Harcerskiej Poczty Polowej, zawieszonej na tablicy ogłoszeniowej na budynku przy ul. Górskiego 10. Na skrzynce widoczny orzeł z domalowaną lilijką. Z boku po lewej naklejona instrukcja dotycząca przesyłania listów. Autor opisu: Piotr Głogowski. Fot. Sylwester Braun, ps. Kris

Następnego dnia istnienie poczty potwierdził w rozkazie dowódca insurekcji, pułkownik Antoni Chruściel „Monter”. Pisał, że maksymalna długość listu wynosi 25 słów, a skrzynek pocztowych jest na razie 12. Kasprzak opowiadał, że „pierwsze skrzynki pocztowe były zwykłymi skrzynkami lub pudełkami drewnianymi, a nawet tekturowymi. W późniejszym okresie wykorzystano w niektórych rejonach skrzynki pocztowe pozostałe po okupancie, zamalowując napis ‘Deutsche Post Osten’ (Niemiecka Poczta Wschód) oraz ‘gapę’ hitlerowską”. W miejsce znaków okupanta oprócz orła malowano również zieloną harcerską lilijkę. Dołączano także instrukcję obsługi. Usługa była bezpłatna – ale zachęcano ludzi, żeby w dowód wdzięczności przynosili książki. Te trafiły do rannych w szpitalach oraz do cywilów. Po wojnie planowano wywiezienie ich na zachód – w ramach akcji repolonizacyjnej.

Skrzynki umieszczano przy szpitalach, kwaterach wojskowych, w najbardziej ruchliwych okolicach. Starano się zawieszać je także w tych trudniej dostępnych miejscach, żeby każdy mógł z nich skorzystać. Nie wszędzie się udało. Żadna skrzynka nie pojawiła się np. na Starym Mieście. W kolejnych dniach ukazywały się następne rozkazy i zalecenia dotyczące funkcjonowania poczty. Ale system nie miałby znaczenia, gdyby nie harcerze.

Roznosiciele nadziei

„Torby harcerskiej poczty polowej, przewieszone przez ramię, świadczyły o służbie, jaką pełnimy w powstańczej Warszawie” – notował Kasprzak. Dla nich był to powód do dumy. Patrząc na swoich niewiele starszych kolegów, którzy walczyli na barykadach, zazdrościli im. Ale jednocześnie zdawali sobie sprawę, że praca, którą wykonują, jest ważna dla tysięcy ludzi. Już pierwszego dnia poczta otrzymała około 900 listów. Rekord dnia padł 13 sierpnia i wyniósł 10 tys. przesyłek, średnio zaś wpadało ich do skrzynek 3–6 tys. Każda z nich oznaczała rodzinę albo przyjaciół, którzy martwili się o siebie i wiedzieli, że tylko w ten sposób mogą się odnaleźć.

Prasa powstańcza jeszcze podbijała ten obraz. 15 sierpnia na łamach gazety „Z Pierwszej Linii Frontu” ukazał się artykuł „Roznosiciele radości”. We wstępie autor nazywał skrzynki pocztowe „maleńkimi stacjami bohaterstwa”, a o roznoszących je chłopcach pisał, że wykazują się odwagą w sytuacjach, w których starsi by się zawahali. Choć tu należałoby raczej zadać sobie pytanie, czy nie wynikało to z innej wyobraźni dziecka oraz dorosłego. W rozmowie z jednym z zawiszaków, który biegał po ulicach miasta, mimo że miał zabandażowane stopy, bo od za dużych butów pokaleczył je sobie, dziennikarz usłyszał: „cóż to za radość tak przyjść do kogoś i widzieć radość na widok listu, widzieć matki, które całują te małe zabazgrane karteczki. Śpieszę się, żeby jak najwięcej listów doręczyć i wrócić znów po nowe. Przecież oni wszyscy tak na to czekają”.

Harcerze wykazywali się zadziwiającą skrupulatnością oraz planowaniem. Wiedzieli, że jeśli chcą dostarczyć te tysiące listów, muszą robić to sprawnie. Przed wyjściem w drogę układali więc przesyłki według ulic i numerów domów. „Szukanie adresata odbywało się w ten sposób, że najpierw szukało się go w mieszkaniu na górze, a później dopiero schodziło się do piwnicy, wołając głośno nazwisko, dopytując, dokąd się przeniósł, gdzie go szukać” – opowiadał „Albatros”. Po drodze zbierał listy od mijanych ludzi. Dawano mu je w szpitalach, na barykadach, w piwnicach.

Zresztą z piwnic korzystano często. Znajdujące się pod nieustannym ostrzałem artyleryjskim czy z broni maszynowej ulice nie były bezpieczne. Nawet liczne osłony ustawiane na nich nie dawały gwarancji przejścia z jednej strony na drugą żywym.

Pierwszy był „Banan”

Czasem trzeba było jednak wyjść na powierzchnię i zaryzykować. I niestety prowadziło to do tragedii. „W dniu 17 b.m. zginął śmiercią żołnierza harcerz druh Banan, w wieku lat 16. Zmarły był pierwszym harcerzem, który rozpoczął roznoszenie listów Poczty Polowej, dostarczając je na najbardziej wysunięte punkty frontu” – 18 sierpnia podał „Biuletyn Informacyjny”. Dzień wcześniej wraz z kolegami miał donieść listy do mieszkańców domów przy ulicy Smolnej.

Trasa była niebezpieczna. Po drodze należało przejść przez mur, który znajdował się pod ostrzałem Niemców obsadzających most Poniatowskiego. Wraz ze zbliżaniem się do tego miejsca pojawiało się coraz więcej tabliczek ostrzegających przed zagrożeniem. Ale chłopcy nie chcieli się wycofać. Byli przekonani, że skoro tyle razy im się udało, to i teraz…

Pierwszy z zawiszaków przebiegł. Rzeczywiście się udało. Drugi był „Banan”, czyli Zbigniew Banaś. Ledwo zdążył skoczyć do przodu, a już zgięty wpół padł na ziemię. Koledzy nie wiedzieli, co się stało, nie słyszeli żadnego strzału. Zanim jednak podjęli decyzję o ratowaniu druha, seria z broni maszynowej odebrała im odwagę. Nie chcąc ryzykować, wycofali się. Szybko zorganizowali nosze i apteczkę, ale nie mieli jak dojść do rannego. Niemcy skutecznie odcięli im możliwość dostania się do niego.

Udało się następnego dnia. Kasprzak zapamiętał, że Banaś „miał przestrzeloną szyję, był zwinięty w kłębek, w kurczowo zaciśniętych dłoniach tkwiła torba pocztowa z listami”. Jego śmierci towarzyszył – jak informowały gazety – mały jubileusz Harcerskiej Poczty Polowej. Tego dnia liczba listów, które ludzie przekazali, sięgnęła 50 tys.

Ofiar wśród najmłodszych powstańców było więcej. 27 sierpnia „Biuletyn Informacyjny” napisał o śmierci zaledwie 11-letniego łącznika. Zginął „w chwili, gdy z wysuniętej placówki biegł z meldunkiem. Pełnił on służbę od pierwszego dnia Powstania w pewnym plutonie szturmowym. Wojtek ma za sobą szereg wyczynów. Kiedyś przedarł się na dworzec główny i po 3-godzinnym pobycie wśród Niemców wrócił z meldunkiem o siłach i ilościach broni npla. W dn. 15 b.m. Wojtek wyprowadził z odciętej placówki pięciu ludzi przez teren mocno obsadzony i ostrzeliwany przez Niemców”. Według ustaleń badaczy blisko 6 tys. powstańców miało 17 lat i mniej. Ilu z nich zginęło, nie wiadomo.

Być potrzebnym

Do listy ofiar wśród najmłodszych uczestników sierpniowej insurekcji dopisać należy tych, którzy uniknęli śmierci, ale doświadczyli rzeczy, które zostały z nimi na całe życie. 14-letnia Janina Tatarkiewicz „Myszka” od początku walk pomagała w jednym ze szpitali w Śródmieściu. Zapamiętała, jak któregoś dnia po nalocie wynosiła zabitych wraz z innymi na podwórze. „Wśród porozrywanych ciał ludzkich (…) znalazłyśmy zupełnie nagą, ze znanym mi grymasem niezadowolenia na twarzy – doktor ‘Joannę’. W okolicy potylicy malutka strużka krwi. To było jedyne obrażenie”. Jak sama przyznała: „wtedy zrozumiałam, że to nie ‘harcerska gra’, nie – wielka przygoda. Przyszedł lęk. Chyba wtedy przestałam być dzieckiem”.

Innym traumatycznym doświadczeniem dla wielu młodych była służba w kanałach. Zawiszacy chodzili nimi, żeby przenieść pocztę ze Śródmieścia na Mokotów – inna droga nie istniała. Podobnie tylko pod ziemią można było dostać się ze Starówki na Żoliborz. Na tamtym odcinku służbę pełnili harcerze z 227 plutonu Zgrupowania „Żyrafa”, w większości chłopcy mający od 14 do 16 lat. Ich atutem był wzrost. Niewysocy, raczej drobnej budowy, w często ciasnych tunelach radzili sobie lepiej niż dorośli mężczyźni. Dostali nawet przydomek: „szczury kanałowe”. Ale funkcjonowanie w warunkach kompletnej ciemności było dla nich wykańczające – nie tylko fizycznie. 14-letni Bogusław Kamola „Hipek” zapamiętał: „po czujce w kanale – to trwało trzy godziny czy cztery godziny, już nie pamiętam – to [wychodziliśmy] totalnie wykończeni psychicznie. Człowiek się nie nadawał przez pewien czas do życia”.

A mimo to schodzili dalej na dół. Nie dlatego, że tego wymagano od nich, ale ponieważ chcieli się czuć potrzebni. Tak jak wtedy, kiedy zgłaszali się do roznoszenia listów albo do pomagania w szpitalach.

Bez rozgrzeszenia

W połowie sierpnia Jan Wuttke „Czarny Jaś” napisał list do Eugeniusza Stasieckiego „Piotra Pomiana”. Obaj byli ważnymi postaciami w Szarych Szeregach, uwielbianymi przez młodszych. W liście Wuttke wrócił do rozmowy, którą prowadzili kilka miesięcy wcześniej. Dotyczyła ona udziału dzieci w walce. „Zawsze mnie raziła nieodpowiedzialność literatów wychwalających bohaterstwo wojenne dzieci” – pisał autor, zwracając uwagę, że sam wielokrotnie interweniował, gdy do oddziału – walczył w Batalionie „Zośka” – przyjmowano młodszych niż 18-latków. Udział 12–15-latków w powstaniu go oburzał. Jednocześnie zgadzał się z tymi, którzy mówili, że jeśli nie dadzą tym najaktywniejszym jakiejś pracy z dala od największego zagrożenia, to zostaną „zaangażowani przez któregoś bezmyślnego dowódcę liniowego”.

Czy wybierali więc mniejsze zło? W podsumowaniu pytał, czy troska o najmłodszych jest wystarczającym rozgrzeszeniem tego, że jednak dopuszczają ich do walki. „Wyrostki w oddziałach żołnierskich i w służbach na obszarach walki – to sprawa haniebna. A przecież my sami przyczyniliśmy się do wytworzenia tego nastroju” – kończył.

Problem w powstaniu polegał na tym, że obszarem walki było całe miasto. W efekcie udział dzieci i nieletniej młodzieży nosi cechy greckiej tragedii. Nie było dobrego wyjścia. Ale czy na wojnie kiedykolwiek ono jest?

Źródła cytatów:

Archiwum Historii Mówionej, Muzeum Powstania Warszawskiego. „Barykada Powiśla”, 1944.
„Biuletyn Informacyjny”, 1944.
J. Kasprzak, Tropami powstańczej przesyłki, Warszawa 1985.
Pełnić służbę… Z pamiętników i wspomnień harcerek Warszawy 1939–1945, red. A. Zawadzka, Z. Zawadzka, Warszawa 1983.
Powstanie Warszawskie 1 sierpnia – 2 października 1944. Służby w walce, red. R. Śreniawa-Szypiowski, Warszawa 1994.
„Z Pierwszej Linii Frontu”, 1944.



Sebastian Pawlina – historyk, pisarz, publicysta, na co dzień zajmuje się dziejami warszawskiej konspiracji oraz wpływem wojny na ludzką psychikę. Autor i współautor książek, m.in. „Wojny w kanałach” (Kraków 2019, 2024) oraz najnowszej „Barykady ‘44” (Kraków 2024).

Sebastian Pawlina

autor zdjęć: Tadeusz Bukowski/ Domena publiczna; Sylwester Braun, ps. Kris/ Muzeum Warszawy

dodaj komentarz

komentarze


„Cichociemni – Pług”. Premiera dokumentu
Brytyjczycy na wschodniej straży
Rozkaz: zatankować kompanię Abramsów
Podniebny sprawdzian
Rosja eskaluje napięcie w Europie Wschodniej
Polska nadal będzie finansować Stralinki dla Ukrainy
Grupa WB rozszerza ofertę Warmate’ów
Kawaleria pancerna spod znaku 11
Wioślarze mistrzami świata, a pięcioboiści znów na podium
Żandarmeria skontroluje także cywilów
Szczeciński Korpus rośnie w siłę
Zawiszacy mają „Zjawę”
Setki dronów nad poligonem
RAF nad Polską. Cel: patrolować i odstraszać
Wystawa inna niż wszystkie
„Road Runner” w Libanie
Orlik na Alfę
Nowość z MSPO 2025: pocisk kierowany Spike NLOS
Kircholm 1605
Żołnierze USA i Bradleye jadą do Polski
Pięciobojowe duety na medal
Pomoc dla rodziny w Wyrykach
W poszukiwaniu majora Serafina
Dwie agresje, dwie okupacje
Norwegowie zaczynają szkolenia Ukraińców w Polsce
Su-22 odleciały. Teraz w Mirosławcu rządzą Bayraktary
Jak postępuje modernizacja sił powietrznych?
Polskie wojsko na Gotlandii
Śmierć żołnierza Wojsk Obrony Terytorialnej
Taktyczne nowości (nie tylko) dla służb
Soboty z wojskiem
Cios w plecy
Obowiązek budowy schronów staje się faktem
Ograniczenia w ruchu lotniczym na wschodzie Polski
GROM w obiektywie. Zobaczcie sami!
Namiastka selekcji do GROM-u? Taki jest GROM Challenge!
W Krakowie o budowaniu społecznej odporności
Rekordowy rocznik rozpoczął naukę na WAT
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Speczespół wybierze „Orkę”
Rekompensaty na nowych zasadach
Prezydent w ONZ-ecie: Stoimy w punkcie zwrotnym historii
Medale pięcioboistów Wojska Polskiego
Cichociemni w oczach swoich następców
Przedwczesny triumf
Australijski AWACS rozpoczął misję w Polsce
MSPO 2025 – serwis specjalny „Polski Zbrojnej”
Koniec dzieciństwa
Człowiek w pętli
Nurkowie kontra dywersanci
Szpej, czyli ma być skrojone na miarę
K2 bardziej polski i... bezpieczny dla załogi
Kolejne Legwany dla Wojska Polskiego
Krótka droga na Gotlandię
WOT na froncie walki w cyberprzestrzeni
Na tropie Bursztynowej Komnaty
Kluczowa inwestycja dla sojuszników
Nielekka budowa kompleksu dla 21 Lekkiego Batalionu Górskiego
Jednym głosem w sprawie obronności
Cyberterytorialsi, czyli jak połączyć pasję ze służbą
Szósta generacja myśliwców coraz bliżej
Władze USA zapowiadają poważne zmiany w amerykańskiej armii
Święto w stolicy polskiego pentatlonu
Polsko-unijne rozmowy o „murze dronowym”
W Sejmie o konsultacjach z sojusznikami
Brytyjczycy żegnają Malbork
Polski „Wiking” dla Danii
Maratońskie święto w Warszawie
Unia chce zbudować „mur dronowy"
Medale na ściance i na torze regatowym

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO