moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Krucjata po polsku

Dopiero druga krucjata bardziej różnicuje się narodowościowo i w niej pojawia się także ślad udziału rycerza znad Wisły. Dzięki kronikarzowi bizantyjskiemu wiemy, że był to jakiś książę piastowski. Obecnie trwa dyskusja, o kogo chodzi konkretnie. Najczęściej wskazuje się Władysława II Wygnańca lub Henryka Sandomierskiego – zaznacza prof. Maria Starnawska.


Zdobycie Damietty przez króla Francji Ludwika Świętego w roku 1249 podczas wyprawy krzyżowej w Egipcie. Fot. Graphica Artis / Getty Images

Profesor Leon Koczy w swym artykule „Narody w pierwszej wyprawie krzyżowej” tak charakteryzował krucjatę: „Pierwsza wyprawa krzyżowa była wielką przygodą ludzkości, była aktem niebywałego szału religijnego. Zniewoliła umysły, rozpaliła serca i kosztowała morze najlepszej chrześcijańskiej krwi” (1). Czy zgodzi się Pani Profesor z tym zdaniem i jeśli rzeczywiście było to szaleństwo, czy można je racjonalnie wytłumaczyć?

Prof. Maria Starnawska: Słowo „szaleństwo” czy określenie profesora Koczego „szał religijny” są efektowne i barwne, ale ja od razu podkreślę, że w fakcie wystąpienia krucjat nie ma w zasadzie nic dziwnego. Historia pełna jest wielkich, zbiorowych przeżyć, także dzisiaj. Przypomnijmy sobie chociażby pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Polski, a zwłaszcza pierwszą – te nieprzebrane tłumy ludzi zjednoczone wokół jednego człowieka. Wracając do krucjat, należy podkreślić, że to wielkie zbiorowe przeżycie nastąpiło nie tylko z powodów religijnych, choć o nich, mówiąc o średniowieczu, trzeba cały czas pamiętać. W mentalności ludzi tamtej epoki to, że Bóg istnieje i że należy wypełniać Jego wolę, było oczywistością. Wtedy religia w znacznie większym stopniu niż dziś była faktem społecznym. Wszelkie wspólnoty polityczne miały jednocześnie charakter religijny. Po prostu w średniowieczu nie istniało coś takiego jak podział na sacrum i profanum.

Nie może więc dziwić, że apel papieża Urbana II o odbicie z rąk muzułmanów miejsc uświęconych obecnością Chrystusa zyskał tak wielki odzew, ale, jak stwierdziliśmy, nie była to jedyna przyczyna tej „przygody ludzkości” – używając określenia profesora Koczego. Dochodziły do tego wielokrotnie przez historyków wymieniane czynniki, jak głód ziemi, wyż demograficzny, zasady dziedziczenia, które sprawiały, że młodsi synowie rycerscy musieli sobie szukać dziedzictwa na własną rękę. Ale istniał jeszcze jeden ważny powód, o którym często się zapomina: krucjaty były skanalizowaniem przez Kościół rodzącego się wówczas etosu rycerskiego. W X–XI wieku krystalizuje się grupa ludzi, którzy wyłącznie zajmują się wojaczką. Rycerze są niezbędni dla ówczesnych władców – każdy z królów, książąt czy margrabiów musi posiadać drużynę, która broni jego władztwa. Ceną za to jest to, że ci zbrojni muszą sobie, mówiąc kolokwialnie, każdej wiosny powojować niezależnie, czy jest do tego powód, czy nie. Ich bezczynność i brak łupów wojennych rodziły zagrożenie, że zmienią się w pospolitych zbójów lub zbuntują się i przejdą na służbę innego pana. To prowadziło do ciągłych konfliktów i wojen podjazdowych między chrześcijańskimi władztwami i z punktu widzenia Kościoła było czymś bardzo negatywnym. Jeszcze jedna istotna rzecz. Mianowicie etos rycerski u swych początków nie miał charakteru chrześcijańskiego. Rycerze wiedli bardzo swobodne życie, a dzięki swym umiejętnościom, niezbędnym władcom, zaczęli uważać się za warstwę lepszą od reszty społeczeństwa. Tu trzeba zwrócić uwagę na wyczucie Kościoła w tej kwestii, gdyż zamiast potępić tych ludzi za nieprzerwany przelew krwi, powoduje, że wielu z nich rusza do Ziemi Świętej, by walczyć z muzułmanami, co jednocześnie nadaje etosowi rycerskiemu mocny rys religijny i choć częściowo niweluje starcia między chrześcijanami. Od teraz, czyli od XI wieku, będzie to także walka za wiarę, czyli coś chwalebnego. Oczywiście musimy tutaj cały czas pamiętać o mentalności ludzi tamtej epoki i ich postrzeganiu chrześcijaństwa.

Tu można jeszcze wspomnieć, że zanim pojawił się ruch krucjatowy, Kościół starał się ograniczyć wojny feudalne przez tak zwany pokój Boży. Polegało to na określeniu dni, w których można wojować, i dni, w których jest to zabronione. Do tych drugich należały między innymi niedziela jako dzień święty, sobota jako dzień Matki Boskiej, piątek jako dzień Męki Pańskiej. Nie wszyscy jednak tego przestrzegali. Krucjaty okazały się znacznie skuteczniejszym sposobem wprowadzenia pokoju w ówczesnej Europie.

W porównaniu z innymi nacjami – Francuzami, Niemcami czy choćby Anglikami – apele papieży o udział w wyprawach do Ziemi Świętej wśród polskiego rycerstwa miały umiarkowany oddźwięk. Od razu tutaj nasuwa się często cytowany książę Leszek Biały, który miał odpowiedzieć, że w Palestynie nie ma piwa, więc on tam ze swymi ludźmi nie pojedzie…

Prócz piwa Leszek Biały podkreślił także, że nie ma tam miodu, a on i jego armia nie mogą bez tego żyć, a poza tym to on jest za gruby na tak daleką wyprawę. To były bardzo istotne powody i w tej chwili mówię o tym poważnie. Oczywiście dziś brzmią one śmiesznie, ale papież świadomy trudów krucjaty podszedł do nich ze zrozumieniem. W istocie kilka było czynników, które wpływały na niewielką liczbę polskich rycerzy w Ziemi Świętej. Przede wszystkim jednak ówczesna Polska, jak i pozostałe państwa Europy Środkowej to były peryferie chrześcijańskiego świata. Siłą rzeczy wszystkie prądy ideowe docierały tu z opóźnieniem. Bardzo wybitny specjalista od średniowiecza, profesor Jerzy Kłoczowski z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego trafnie nazywał nasz region „młodszą Europą”. Trzeba też brać pod uwagę koszty takiej krucjaty, zważywszy na odległość – znacznie większe niż w krajach bliżej leżących nad Morzem Śródziemnym. Zresztą pamiętajmy, że w pierwszej krucjacie biorą udział przede wszystkim rycerze francuscy, lotaryńscy i Normanowie sycylijscy.

Dopiero druga krucjata bardziej różnicuje się narodowościowo i w niej pojawia się także ślad udziału rycerza znad Wisły. Dzięki kronikarzowi bizantyjskiemu wiemy, że był to jakiś książę piastowski. Obecnie trwa dyskusja, o kogo chodzi konkretnie. Najczęściej wskazuje się Władysława II Wygnańca lub Henryka Sandomierskiego. Ale w moim przekonaniu musiał to być Władysław II, który po wygnaniu przez braci przebywał na dworze swego cesarskiego szwagra. Cesarz Konrad III wziął udział w drugiej krucjacie, więc Władysław – mąż jego siostry i prawdopodobnie wasal – nie mógł odmówić w niej udziału. Poza tym jako wygnaniec polityczny miał przez to niebywałą okazję podkreślenia swej pozycji prawowitego władcy, wzoru chrześcijanina, a co za tym idzie uwypuklenia skandalu, jakim było zagarnięcie jego władztwa przez młodszych braci.


Cela klucznika w Malborku. Fot. Piotr Korczyński

Natomiast trzeba też pamiętać, że ci młodsi bracia również włączyli się w ruch krucjatowy. Już w czasie drugiej wyprawy krzyżowej pojawiła się idea tak zwanej krucjaty zastępczej. Wymyślił ją święty Bernard z Clairvaux, wielki entuzjasta krucjat. Lecz z drugiej strony doszedł do wniosku, że nie każdy jest w stanie udać się do Ziemi Świętej, ale jeśli będzie walczył z wrogami wiary, nazwijmy to – w sąsiedztwie, to zasługa jest taka sama. Było to tym bardziej racjonalne, że ludzie średniowiecza rozumowali, iż wszyscy wrogowie chrześcijaństwa są ze sobą w sojuszu. Równolegle więc do drugiej krucjaty zostały zorganizowane wyprawa w Hiszpanii przeciwko Maurom i krucjata połabska, czyli wyprawa feudałów saskich przeciw Słowianom połabskim, w której wziął udział właśnie brat Władysława II – Mieszko Stary. A Bolesław Kędzierzawy, który objął tron senioralny przynależny Wygnańcowi, wyprawił się wtedy na Prusów. To wszystko dawało poczucie uczestnictwa w tym samym ruchu krucjatowym, który kierował się ku Ziemi Świętej. Na dowód, że tak rzeczywiście rozumowano, przytoczę sformułowanie kilkadziesiąt lat późniejsze, dotyczące wydarzeń związanych z trzecią krucjatą. Mianowicie kronikarz Wincenty Kadłubek, tworzący na przełomie XII i XIII wieku, pisząc o wyprawie Kazimierza Sprawiedliwego przeciwko Jaćwingom, nazwał tychże „saladynistami”. A w tym samym czasie krzyżowcy w Ziemi Świętej wojowali z sułtanem Saladynem. Oczywiście Jaćwingowie, pobratymcy Prusów z okolic dzisiejszego Rajgrodu i Suwalszczyzny, nie mieli pojęcia, że są uważani za sojuszników czy wręcz wojowników wielkiego Saladyna… Jednak dla naszego kronikarza było to naturalne, jeśli Jaćwingowie są poganami. To też pokazuje potęgę siatki pojęć, która służyła ówczesnym ludziom do tłumaczenia sobie świata.

Można także powiedzieć inaczej, że wszyscy ci poganie byli według Kadłubka i jego współczesnych dziećmi Szatana…

Oczywiście. I trzeba stwierdzić, że biorąc pod uwagę średniowieczne realia, to spostrzeżenie było racjonalne. Powtórzę to jeszcze raz, nie możemy oceniać tamtych ludzi z naszej dzisiejszej perspektywy, a nawet dzisiejszej nauki Kościoła. To, co dla nas dziś jest niesłuszne, dla nich było jak najbardziej wskazane.

Kogo jeszcze spośród polskiego rycerstwa możemy wymienić jako uczestników krucjaty do Ziemi Świętej?

Wzmiankowaliśmy już księcia Henryka Sandomierskiego. Z tym że on wyprawił się do Jerozolimy w 1154 roku, kiedy nie było organizowanej żadnej wielkiej krucjaty. Prawdopodobnie więc była to głownie pielgrzymka, ale oczywiście mógł też wziąć udział w jakichś lokalnych walkach. Wracając do tej hipotezy, że to Henryk Sandomierski był uczestnikiem drugiej krucjaty, a w 1154 roku udał się do Jerozolimy po raz drugi, to ja jestem tej tezie przeciwna. Niewątpliwie książę był w Ziemi Świętej w 1154 roku, bo potwierdzają to polskie źródła. Natomiast bizantyjski kronikarz Jan Kinnamos, opisując drugą krucjatę, wymienia wśród jej uczestników „króla Lechitów”. I to określenie bardziej pasuje do Władysława II Wygnańca, a jego młodszy brat Henryk Sandomierski w tym czasie był niepełnoletni i samodzielnej polityki nie prowadził. To moim zdaniem zupełnie przemawia na korzyść Władysława jako uczestnika krucjaty.


Wrogowie krzyżowców, ryc. Gustave'a Doré. Domena publiczna

Oprócz Władysława i Henryka najczęściej wymienia się Jaksę z Miechowa, który podobnie jak Henryk bardziej pielgrzymował do Grobu Pańskiego niż walczył w jego obronie. Co do osoby tego możnego i fundatora klasztoru dla bożogrobców w Miechowie również trwa dyskusja pośród historyków, czy Jaksa z Miechowa i Jaksa z Kopanicy, czyli książę połabski, to jedna i ta sama osoba czy dwie rożne. Moim zdaniem to jeden i ten sam człowiek. Przemawia za tym fakt, że ci specjaliści, którzy optują za teorią o dwóch Jaksach nie bardzo potrafią rozgraniczyć przekazów, które odpowiadają któremu. Prócz źródeł mówiących o Jaksie z Miechowa istnieje dokument Kazimierza Sprawiedliwego z 1189 roku, w którym wymieniony został rycerz Wielisław Jerosolimitanus. Dokument wystawiony jest w Opatowie i z tym miejscem związana jest hipoteza, że znajdował się tu klasztor templariuszy. Niektórzy historycy wiązali więc Wielisława z tym zakonem. Jednak hipoteza o templariuszach w Opatowie to tylko fantazja – co prawda to fantazja Jana Długosza, ale to nie zmienia faktu. Najpewniej Wielisław był rycerzem, który odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej albo ślubował, że uda się na taką pielgrzymkę, tym bardziej że właśnie trzecia krucjata się zaczynała. Mamy jeszcze dokument niejakiego Dzierżka z Buska. Ów Dzierżko około 1190 roku przed wyruszeniem na wyprawę wojenną, przewidując, że może z niej nie wrócić, rozdysponował swój majątek. Realnie zapisał go norbertankom w Busku. Chodziło dokładnie o to, że zaznaczył, iż jeśli nie wróci z wyprawy, a jego żona wstąpi do klasztoru norbertanek, to zakon otrzyma cały jego majątek, jeżeli natomiast wyjdzie ponownie za mąż, to tylko część, a w wypadku, gdyby wstąpiła do innego zakonu, straci cały majątek, który przejdzie na norbertanki. Jako że majętność ta znalazła się w posiadaniu tego zakonu, można mniemać, że jej mąż prawdopodobnie zginął, a wdowa uczyniła po myśli norbertanek. Uroczysty charakter tego dokumentu i ceremoniał go poprzedzający – wskazują, że mogło chodzić o udział w trzeciej krucjacie, gdyż zwykła wyprawa wojenna nie była niczym wyjątkowym dla rycerza. Mamy jeszcze bardzo enigmatyczny przekaz na temat wojewody mazowieckiego Krystyna, który zginął w 1217 roku z rozkazu księcia Konrada Mazowieckiego. Skądinąd był to bardzo dzielny rycerz broniący Mazowsza przed Prusami. Oprócz tych walk miał także brać udział w jakichś wojnach zamorskich. Jeden z badaczy z Gdańska, doktor Mikołaj Gładysz wskazał, słusznie moim zdaniem, że określenie ultra mare oznacza wyprawę do Ziemi Świętej. W piątej krucjacie także pozostały ślady po udziale jakiegoś polskiego księcia i tu mamy dwóch kandydatów: albo Władysław Odonic, książę wielkopolski, albo Kazimierz Opolski. Osobiście opowiadam się za Odonicem, ale też na ten temat trwa dyskusja. Na koniec możemy wymienić jeszcze rycerza z Opolszczyzny, Sieciecha, który na pewno brał udział w piątej krucjacie. Jest to dlatego pewne, że później z jego dóbr została ufundowana komturia joannitów w Makowie. Mamy też w źródłach ślad Pakosława, rycerza małopolskiego, który w 1232 roku uczynił nadanie na rzecz bożogrobców w Miechowie, jako rekompensatę za niespełniony do tego czasu ślub udania się do Ziemi Świętej. Po tym zapisie nie pojawia się w źródłach przez cały rok, a był to bardzo aktywny politycznie możny, co łączy się z teorią, że w końcu zrealizował swój ślub. Takich rycerzy mogło być oczywiście więcej, ale niestety brak źródeł na ich temat.

Przekazów o polskich krzyżowcach mamy niewiele, ale zupełnie inaczej wygląda sprawa z zakonami rycerskimi wywodzącymi się z Ziemi Świętej. One odcisnęły bardzo mocne piętno na polskiej historii. Na pierwszym miejscu plasują się oczywiście Krzyżacy, którzy stali się dla Królestwa Polskiego śmiertelnym zagrożeniem.

Niewątpliwie aktywność Krzyżaków w Europie Środkowej przysłoniła inne zakony rycerskie, które pojawiły się w Polsce. Przy tym należy pamiętać, że ówcześnie Krzyżacy nie do końca funkcjonowali na ziemiach polskich. Do tych należała ziemia chełmińska nadana im przez Konrada Mazowieckiego i Pomorze Gdańskie, które zajęli w 1308 roku. Natomiast Prusy, które oni podbili, to nie jest ziemia polska. Wcześniej Prusów starali się ujarzmić polscy książęta, ale z takim skutkiem, że musieli zawezwać na pomoc Krzyżaków. Tu jeszcze trzeba powiedzieć o jednej kwestii. Zważywszy na wpływ Krzyżaków na historię Polski, utrwaliło się powszechne przekonanie, że zakon rycerski musi tworzyć państwo. Nie do końca tak jest. Krzyżacy właściwie byli pierwszym zakonem rycerskim, który stworzył własne państwo, dlatego że oni dość późno powstali. Zarówno joannici, jak i templariusze mieli starsze metryki i odgrywali ogromną rolę polityczną w państwach krzyżowców na Bliskim Wschodzie, ale nie tworzyli tam własnych państw, tylko pobudowali sieć fortec i odgrywali znaczącą rolę militarną, a co za tym idzie i polityczną w Królestwie Jerozolimskim.

Natomiast zakon krzyżacki powstał dopiero w czasie trzeciej krucjaty w 1191 roku i w tym czasie „tort jerozolimski” był już podzielony między joannitów a templariuszy, a poza tym ten „tort” był już niewielki z powodu klęsk, jakie krzyżowcom zadał Saladyn. Stąd też Krzyżacy bardzo chętnie wykorzystali wspomnianą już ideę krucjaty zastępczej, instalując się najpierw w Siedmiogrodzie, a następnie w Prusach. A Prusy w ówczesnej doktrynie były terytorium bezpańskim, bo zamieszkanym przez pogan. Tu więc stworzyli swoje państwo, które szybko stało się regionalną potęgą. Gwoli ścisłości trzeba wspomnieć o joannitach, którzy także stworzyli państwo, instalując się na początku XIV wieku na Rodos. To już był jednak schyłek idei wypraw krzyżowych, bo to się dzieje po upadku Akki w 1291 roku, czyli ostatniego skrawka posiadłości krzyżowców na Bliskim Wschodzie. Zarówno templariusze, jak i joannici szukają wtedy nowego miejsca. Templariusze, jak wiemy, nie znaleźli, bo ulegli kasacji, a joannici zajęli wyspę Rodos.

Wracając do zakonów rycerskich na ziemiach polskich, to dwa klasyczne zakony rycerskie – joannici i templariusze – nie zyskali tu wielkiej popularności. Joannitów sprowadził do Polski Henryk Sandomierski i ufundował w latach sześćdziesiątych XII wieku pierwszą placówkę tego zakonu w Zagości nad Nidą. Templariusze pojawili się w Europie Środkowej dopiero w latach dwudziestych XIII wieku. Ich niewielka aktywność na tym terytorium brała się między innymi z tego, że oni związani byli politycznie z Henrykiem Lwem, księciem saskim, który był w niełasce u cesarza Fryderyka Barbarossy mającego znaczące wpływy w tej części kontynentu. Do niewielkich wpływów joannitów i templariuszy na ziemiach polskich przyczyniło się jeszcze to, że ogromną popularność zyskali tu bożogrobcy, sprowadzeni przez wzmiankowanego Jaksę z Miechowa. Zaznaczmy przy tym, że bożogrobcy nie byli zakonem rycerskim, lecz kanoniczym, złożonym z kapłanów. Zajmowali się szpitalnictwem i prowadzeniem parafii. Jednak prawdopodobnie w XII wieku dla polskich możnych, którzy czynili nadania dla bożogrobców, to rozróżnienie nie miało większego znaczenia. Liczyło się, że korzenie zakonu sięgały Ziemi Świętej.

Oprócz wymienionych istniały w Polsce zakony, które nie wywodziły się z Jerozolimy, ale czerpały stamtąd pewne wzory. Były to zakony szpitalne. Takim bardzo ciekawym zakonem jest powstały w Czechach zakon krzyżowców z czerwoną gwiazdą. Ci szpitalnicy u nas działali na Śląsku i Kujawach. Innym przykładem jest szpitalny zakon duchaków – nazwa pochodzi od Ducha Świętego. Zgromadzeniem rycerskim był natomiast Zakon Pruskich Rycerzy Chrystusowych zwany braćmi dobrzyńskimi. Założył go biskup pruski Chrystian przed przybyciem Krzyżaków na te ziemie i przez nich później w większości wchłonięty. Tu można jeszcze wspomnieć o hiszpańskim zakonie rycerskim kalatrawensów, sprowadzonym do Tymawy na Pomorzu Gdańskim. Zachował się dokument, z którego poznajemy imiona kilku kalatrawensów. Jeden z nich ma na imię Florencjusz i niewątpliwie jest Hiszpanem, reszta nosi imiona niemieckie. Książęta gdańscy, sprowadzając tu ten słynny z bitności w walce z Maurami zakon, najpewniej liczyli, że wesprze on ich w walce z Prusami. Kolejny raz odezwały się tu echa przekonania o wspólnej walce z zagrażającymi chrześcijaństwu poganami. A kalatrawensi chętnie nadanie przyjęli, lecz zajęci walkami w Hiszpanii, nie mieli ochoty otwierać kolejnego i dalekiego frontu. To wszystko świadczy o tym, że ruch zakonów rycerskich i im pokrewnych był istotnym elementem życia w średniowiecznej Polsce.

Przypisy:

1 L. Koczy, Narody w pierwszej wyprawie krzyżowej, Teki Historyczne (Londyn), t. XI, 1960–1961, s. 41.

Rozmawiał: Piotr Korczyński

autor zdjęć: Graphica Artis / Getty Images, Piotr Korczyński, Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze


„Northern Challenge”, czyli wyzwania i pułapki
 
Polski producent chce zawalczyć o „Szpeja”
Czworonożny żandarm w Paryżu
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Karta dla rodzin wojskowych
Polskie „JAG” już działa
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Święto marynarzy po nowemu
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Rozliczenie podkomisji Macierewicza
Komisja bada nielegalne wpływy ze Wschodu
Ogień nad Bałtykiem
Ostre słowa, mocne ciosy
Rosyjskie wpływy w Polsce? Jutro raport
Witos i spadochroniarze
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
Generał z niepospolitym polotem myśli
Mikrus o wielkiej mocy
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Rajd pamięci i braterstwa
Olimp w Paryżu
Zapomogi dla wojskowych poszkodowanych w powodzi
Niepokonany generał Stanisław Maczek
Miliony sztuk amunicji szkolnej dla wojska
Sojusz także nuklearny
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Olympus in Paris
Czas „W”? Pora wytropić przeciwnika
Breda w polskich rękach
Żeglarz i kajakarze z „armii mistrzów” na podium
„Złote Kolce” dla sportowców-żołnierzy
Rozkaz: rozpoznać przeprawę!
Żeby nie poddać się PTSD
Po pierwsze: bezpieczeństwo granic
Grób Nieznanego Żołnierza ma 99 lat
Złoty Medal Wojska Polskiego dla „Drago”
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Gryf dla ochrony
Snipery dla polskich FA-50
Centrum Robotów Mobilnych WAT już otwarte
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Cześć ich pamięci!
Zwycięzca w klęsce, czyli wojna Czang Kaj-szeka
Wojskowi rekruterzy chcą być (jeszcze) skuteczniejsi
Szkolenie 1000 m pod ziemią
Mark Rutte w Estonii
The Power of Buzdygan Award
Ile GROM-u jest w „Diable”?
Adm. Bauer: NATO jest na właściwej ścieżce
Do czterech razy sztuka, czyli poczwórny brąz biegaczy na orientację
Zmiana warty w PKW Liban
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Zagrożenie może być wszędzie
Żołnierska pamięć nie ustaje
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO