Podczas 81. rocznicy operacji „Market Garden” w Driel odsłonięto tablicę upamiętniającą polskich spadochroniarzy z 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej i jej dowódcę gen. Stanisława Sosabowskiego. Poza podziękowaniami znalazł się na niej niecodzienny dopisek. „Oceny wydane po zakończeniu kampanii nie odzwierciadlały w należyty sposób wyjątkowego poświęcenia polskich spadochroniarzy” – przyznali Brytyjczycy.
Rzecznik Ministerstwa Obrony Niderlandów Klaas Meijer napisał 20 września w mediach społecznościowych: „Brytyjski minister stanu do spraw obrony, lord Vernon Coaker, odsłonił w Driel tablicę, która wreszcie upamiętnia niezwykły wkład polskiej Brygady Spadochronowej w bitwie o Arnhem. W końcu”. Zwróćmy uwagę na wieńczące ten wpis stwierdzenie „W końcu”. Podkreśla ono, jak długo trwało dochodzenie do prawdy o rzeczywistej roli polskich spadochroniarzy i ich dowódcy w tej feralnej i krwawej dla alianckich wojsk powietrznodesantowych operacji.
Odsłonięta w Driel tablica, która upamiętnia wkład polskiej brygady spadochronowej w bitwie o Arnhem. Fot. platforma X/ Klaas Meijer
O operacji „Market Garden” napisano już wiele analiz, a także reportaży historycznych. Zrealizowano też znakomity film o wymownym tytule „O jeden most za daleko” (na podstawie powieści Corneliusa Ryana o tym samym tytule) – rzadki przykład filmu, w którym na Zachodzie zauważono walkę polskich żołnierzy po stronie aliantów, a ich dowódcę – gen. Stanisława Sosabowskiego (w znakomitej kreacji niedawno zmarłego Gena Hackmana) – przedstawiono jako jednego z nielicznych oficerów, który przewidział katastrofę. Jednakże za krytykę brytyjskiego dowództwa to właśnie najmniej winny klęski polski generał został obarczony największą odpowiedzialnością za jej niepowodzenie. Zresztą nie tylko on. Pomysłodawca feralnej operacji, marszałek Bernard Montgomery ogłosił, że „polska brygada pod Arnhem walczyła źle i nie chce jej więcej mieć pod swoim dowództwem”… Natomiast niepokornemu generałowi Sosabowskiemu niedługo potem odebrano dowództwo nad jednostką.
Prawda (oficjalna) nierychliwa
Ktoś zapyta, jeśli oddano sprawiedliwość polskiemu dowódcy w filmie z 1977 roku, a wcześniej w powieści Ryana, to o co tyle hałasu? Ktoś inny może zauważyć, że także dowódca 1 Dywizji Powietrznodesantowej, gen. Roy Urquhart, swe wspomnienia z bitwy pod Arnhem dedykował m.in. „dzielnym towarzyszom broni – polskim spadochroniarzom”. Rzadki to przypadek w brytyjskim piśmiennictwie wojskowym dostrzeżenia sojusznika… Tyle tylko, że ani film, ani wspomnienia brytyjskich czy amerykańskich weteranów nie mogły zastąpić oficjalnego stanowiska brytyjskich władz. A te całymi latami milczały i nie dementowały jawnie niesprawiedliwych opinii na temat gen. Sosabowskiego i dowodzonej przez niego elitarnej polskiej brygady, która w operacji walczyła świetnie i przyjęła na siebie najtrudniejsze zadanie – osłaniania wycofujących się z Arnhem resztek 1 Dywizji Powietrznodesantowej. Przyczyny tegoż zachowania i ostracyzmu polskiego generała były boleśnie proste. Gen. Sosabowski swymi szczerymi wypowiedziami na temat źle zaplanowanej operacji uchwycenia przez alianckich spadochroniarzy mostów na Renie podważał niekwestionowany w 1944 roku autorytet sławnego zwycięzcy Rommla spod El Alemein – marszałka Montgomery’ego. Jego plan pozornie był świetny, bo przewidywał, że po tym jak wojska powietrznodesantowe zdobędą mosty na Renie (z tym najważniejszym w Arnhem), przejadą po nich pancerne kolumny aliantów i pomkną przez Niemcy prosto do Berlina, by zakończyć wojnę jesienią 1944 roku. A dodatkowo wyprzedzą Armię Czerwoną zanim ta wkroczy do stolicy III Rzeszy.
Tyle tylko, że w planowaniu nie chciano wziąć pod uwagę kilku niepokojących aspektów. Do głównych należał fakt, że w okolicach Arnhem na odpoczynek stanęły niemieckie jednostki pancerne, wobec których spadochroniarze byli niemal bezbronni; że przepustowość dróg, którymi na odsiecz walczącym spadochroniarzom miały przybyć czołgi była dramatycznie niska, że zawodzą radiostacje, w które wyposażone były oddziały powietrznodesantowe i że zrzutowiska, na które są one desantowane znajdują się zbyt daleko od głównych celów operacji. Można by tu jeszcze te problemy mnożyć – o powyższych gen. Sosabowski mówił głośno i wytykał alianckim oficerom, że narażają na zagładę swe najlepsze, elitarne jednostki, w tym oczywiście 1 Samodzielną Brygadę Spadochronową, którą – w odróżnieniu od formacji brytyjskich czy amerykańskich – po całkowitej klęsce bardzo trudno byłoby odtworzyć z braku kadr. Uczciwe stawianie sprawy przez gen. Sosabowskiego kosztowało go nie tylko stanowisko dowódcy brygady, lecz także przyczyniło się do ciężkiej sytuacji materialnej po wojnie. Jednak nie to było dla generała najboleśniejsze, a kwestionowanie wartości bojowej jego żołnierzy. W tym wypadku to „w końcu” holenderskiego polityka nabiera szczególnej wagi.
Przyjaciele nieco z przypadku
W pierwotnych planach nie przewidywano, że polska brygada spadochronowa będzie desantowana pod Driel. Główne jej siły miały skakać znacznie bliżej pozycji zajętych przez ich towarzyszy broni z brytyjskiej 1 Dywizji Powietrznodesantowej – w odległości około 2 km na zrzutowisku o kryptonimie „K”. Jednakże z powodu złej pogody (kolejny czynnik, którego w sztabie Montgomery’ego nie wzięto pod uwagę!) wylot Polaków opóźniał się z dnia na dzień, a sytuacja pod Arnhem była bardzo dynamiczna i niestety niekorzystna dla aliantów. W końcu 20 września dotarły do gen. Sosabowskiego rozkazy, że ma się desantować nie na zrzutowisku „K”, lecz na południowy wschód od miejscowości Driel, czyli około 6 km na zachód od zaplanowanego zrzutowiska. To bardzo komplikowało i tak trudne zadanie Polaków (dodatkowe kilometry do przebycia pod nieprzyjacielskim ogniem to rzecz wcale niebagatelna). Brytyjczycy pocieszali polskiego generała, że w rejonie Driel funkcjonuje przeprawa promowa, dzięki której jego żołnierze szybko sforsują Ren i połączą się z brytyjskimi spadochroniarzami, ale na miejscu okazało się, że niemiecki ostrzał zerwał cumę i prom podryfował w dół rzeki.
21 września 1944 roku pogoda nad Wielką Brytanią poprawiła się na tyle, że do akcji mogły wreszcie wyruszyć główne siły 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej ze swym dowódcą na czele. Od pierwszych chwil desantu wszystkie przewidywania generała się niestety potwierdziły, łącznie z tym, że desantowali się pod huraganowym ogniem Niemców… Jednakże Polacy okazali swe znakomite wyszkolenie, a gen. Sosabowski czekał na zbierających się wokół niego ludzi… jedząc spokojnie jabłko zerwane w pobliskim sadzie. Gdy dotarli do Driel, wywołali wśród jej mieszkańców sporą sensację – Holendrzy nie spodziewali się, że ich wyzwolicielami będą polscy spadochroniarze. Jak wspominał ppor. Mieczysław Góral, Holendrzy ukrywali się w piwnicach przed niemieckim ostrzałem: „Siedzą tam już od kilku dni. Częstujemy dzieci czekoladą i cukierkami. Dzielimy się resztkami jedzenia. Pani domu mówi doskonale po angielsku, a i Polskę zna dobrze. Była we Lwowie, Warszawie i w Krakowie”.
Symbolem holendersko-polskiej przyjaźni została Cornelia Baltussen – siostra Czerwonego Krzyża z Driel, która jako pierwsza powitała tu Polaków. Jak wspominał ppłk Władysław Stasiak: „Ona pierwsza udzieliła nam informacji o Niemcach i poinformowała, że prom, którym miała przeprawić się brygada na północny brzeg Renu, został tego dnia zatopiony, oraz którędy najlepiej iść, by dotrzeć do Renu”. W kolejnych dniach ofiarnie zaangażowała się w pomoc rannym polskim żołnierzom. Na całe życie zapamiętała chwilę, gdy trzymając za rękę konającego spadochroniarza, usłyszała jego ostatnie słowa: „Bring my love to Poland, bring my love to my country, bring my love to my family please… All men are brothers” („Proszę pozdrowić ode mnie Polskę, pozdrowić moją ojczyznę, pozdrowić moją rodzinę… Wszyscy ludzie są braćmi”). Cornelia Baltussen nigdy już nie zapomniała o Polakach. Po wojnie stała się strażniczką ich pamięci i obrończynią dobrego imienia gen. Sosabowskiego. Już w 1945 roku z jej inicjatywy powstał Komitet Driel-Polen, który do dziś kultywuje pamięć o żołnierzach 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej.
Obchody 81. rocznicy operacji „Market Garden” w Driel, 21.09.2025 r. Fot. Dawid Cisło/ 6 BPD
Na tablicy odsłoniętej przez holenderskiego ministra obrony Rubena Brekelmansa, brytyjskiego ministra stanu do spraw obrony lorda Vernona Coakera oraz polskiego wiceministra obrony narodowej Stanisława Wziątka widnieje inskrypcja w językach angielskim, holenderskim i polskim: „W uznaniu i wdzięczności za bohaterski wkład generała brygady Stanisława Sosabowskiego oraz 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej w operację Market Garden i bitwę o Arnhem.
Oceny wydane po zakończeniu kampanii [Market Garden] nie odzwierciadlały w należyty sposób wyjątkowego poświęcenia tych, którzy z odwagą i determinacją, w ramach śmiałej operacji powietrznodesantowej, dążyli do wyzwolenia Królestwa Niderlandów – w szczególności polskich spadochroniarzy dowodzonych przez generała brygady Sosabowskiego.
Ich odwaga, profesjonalizm i niezachwiane oddanie wspólnej sprawie stanowiły wzór najwyższych standardów służby wojskowej. W obliczu poważnych przeciwności walczyli z oddaniem i honorem, nieugięci w dążeniu do zwycięstwa”.
W końcu!
Źródła cytatów:
Piotr Korczyński, Dzika dywizja. Historia czerwonych beretów, Kraków 2024;
Polscy spadochroniarze. Pamiętnik żołnierzy, praca zbiorowa, Warszawa – Kraków 2014.
autor zdjęć: platforma X/ Klaas Meijer; Domena publiczna; NAC; Dawid Cisło/ 6 BPD

komentarze