Nadszedł moment, kiedy konieczne stało się opracowanie skutecznych procedur współdziałania między cywilną a wojskową służbą zdrowia w sytuacjach kryzysu czy konfliktu zbrojnego. Co w tej sprawie już poczyniono i co jeszcze trzeba zrobić? Kwestie dotyczące medycyny na trudne czasy to główny temat październikowego numeru miesięcznika „Polska Zbrojna”.
O tym, że wojskowa służba zdrowia potrzebuje reformy, mówi się w środowisku medyków w mundurach od lat. W tym kontekście wymieniana jest m.in. konieczność konsolidacji rozproszonych struktur, zbudowania spójnego systemu dowodzenia i kierowania czy uzupełnienia braków personelu medycznego w mundurach. Na pewno jednak jednym z najważniejszych postulatów w obecnej sytuacji bezpieczeństwa staje się potrzeba integracji wojskowego środowiska medycznego z cywilnym.
Jak pokazały m.in. pandemia COVID-19 czy ostatnie powodzie, podczas sytuacji kryzysowych, mimo ogromnego zaangażowania personelu medycznego, cywilny system ochrony zdrowia przy nagłym wzroście zapotrzebowania na usługi medyczne jest niewystarczający. – Także w razie konfliktu zbrojnego czy kryzysu medycyna wojskowa bez wsparcia cywilnej służby zdrowia nie będzie w stanie sama skutecznie leczyć ani rannych żołnierzy, ani cywilów – podkreśla prof. Jerzy Sieńko, pełnomocnik ministra zdrowia ds. współpracy z podmiotami leczniczymi nadzorowanymi przez MON, konsultant krajowy do spraw chirurgii. Widać to wyraźnie podczas wojny w Ukrainie, gdzie do szpitali cywilnych trafiają zarówno ranni żołnierze, jak i cywile.
Dlatego oba komponenty medyczne muszą jak najszybciej stać się integralną częścią systemu opieki medycznej na czas kryzysu i wojny. Niestety, jak podkreśla gen. broni prof. n. med. Grzegorz Gielerak, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego – Państwowego Instytutu Badawczego w Warszawie, obecnie brakuje skutecznych procedur współdziałania między cywilną a wojskową służbą zdrowia w takich sytuacjach, co może stanowić realne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego.
Kierunek działania
Co jest najważniejsze w integracji służb medycznych? Jak wylicza dr n. med. Tomasz Sanak, ratownik medyczny, p.o. kierownik Zakładu Medycyny Katastrof i Pomocy Doraźnej oraz kierownik Zakładu Ratownictwa Medycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum, konieczne są m.in. zharmonizowanie protokołów postępowania ratunkowego i zasad triażu (segregacji poszkodowanych w warunkach zdarzeń masowych) dla medyków obu systemów, ćwiczenia sztabowo-terenowe z udziałem szpitali i jednostek wojskowych czy rejestr urazów i wymiana danych, aby natychmiast przekładać doświadczenia z pola walki na praktykę cywilną.
Równie istotne jest przygotowanie cywilnego personelu medycznego do działań w sytuacjach kryzysowych, większość z nich nie zna bowiem specyfiki obrażeń pola walki ani procedur taktycznej opieki nad poszkodowanymi (Tactical Combat Casualty Care – TCCC). – Urazy, do których dochodzi podczas walki, wymagają odmiennego podejścia do poszkodowanych niż leczenie podczas pokoju, to m.in. wielonarządowe obrażenia, masywne krwotoki, konieczność udzielania pomocy wielu osobom naraz – wylicza dr Sanak. Jego zdaniem absolutne minimum wiedzy dla cywilnych medyków to poznanie procedur TCCC, nauczenie się zaawansowanych technik tamowania krwotoków, postępowania z urazami poniesionymi na skutek wybuchów oraz prowadzenia triażu. Ważnym aspektem jest również przeszkolenie z organizacji opieki medycznej w sytuacji kryzysu, np. tworzenia polowych punktów opatrunkowych czy prowadzenia ewakuacji medycznej w strefie zagrożenia.
– Kluczowym elementem zmian, oprócz wspólnych ćwiczeń i szkoleń medyków cywilnych i wojskowych, powinno być także wprowadzenie do programów cywilnych studiów medycznych modułów poświęconych medycynie pola walki i medycynie katastrof – podkreśla dyrektor WIM-PIB. Nad takimi modyfikacjami medycznych programów edukacyjnych pracują już, jak zapewnia Departament Wojskowej Służby Zdrowia MON-u, resorty obrony i zdrowia.
Jak zaznacza kpt. rez. Damian Duda, prezes Fundacji „W Międzyczasie”, medyk bojowy, który pomaga żołnierzom w Ukrainie, niezwykle ważne jest, aby w programach szkoleń dla środowiska wojskowego i cywilnego wykorzystywać wnioski z wojny w tym kraju. Podobne scenariusze jak za naszą wschodnią granicą mogą się bowiem powtórzyć także podczas ewentualnego konfliktu w Polsce. Obecnie według natowskich standardów TCCC obowiązuje zasada tzw. złotej godziny, zgodnie z którą ciężko ranny żołnierz powinien trafić pod opiekę wykwalifikowanego personelu medycznego w ciągu 60 minut od momentu odniesienia obrażeń. – W świetle doświadczeń ukraińskich ta zasada traci znaczenie, ponieważ tam z powodu braku bezpiecznych korytarzy ewakuacyjnych i możliwości użycia śmigłowców MEDEVAC ranny żołnierz czeka na ewakuację nawet dwie–trzy doby. Powoduje to konieczność prowadzenia w punktach medycznych blisko linii frontu przedłużonej opieki nad poszkodowanym (Prolonged Field Care – PFC) – podaje dr Sanak, który m.in. szkolił członków zespołów ratownictwa medycznego obwodu lwowskiego. – Widzimy więc, jak ważne są m.in. powszechne szkolenia z PFC, a także nauka działania medyków w trudnych warunkach – zaznacza dr Sanak.
Różne koncepcje
Pozostaje pytanie, kto miałby zająć się szkoleniami z medycyny pola walki dla wojskowej i cywilnej kadry medycznej. Zdaniem gen. Gieleraka głównym ośrodkiem koordynującym takie działania z powodzeniem może zostać WIM-PIB, ponieważ od ponad dekady łączy w sposób unikatowy w skali kraju funkcję szpitala klinicznego, posiadającego w swojej strukturze jedno z największych w Polsce centrów urazowych, ośrodek badawczo-naukowy oraz dostawcę usług szkoleniowych.
W związku z tym dyrektor WIM-PIB przedstawił resortowi obrony koncepcję utworzenia – przy udziale instytutu – Krajowego Centrum Doskonalenia Medycyny Pola Walki. – Pełniłoby ono kluczową rolę w ogólnokrajowym systemie szkolenia personelu medycznego w zakresie medycyny pola walki, w rozwijaniu innowacyjnych metod leczenia urazów bojowych, wdrażaniu nowoczesnych technologii medycznych oraz prowadzeniu badań naukowych nad optymalizacją opieki medycznej w warunkach ekstremalnych – wyjaśnia gen. Gielerak. Natomiast same ćwiczenia i kursy odbywałyby się w kilkunastu regionalnych centrach szkoleniowych utworzonych przy wybranych instytucjach medycznych, m.in. szpitalach wojskowych czy cywilnych centrach urazowych posiadających rozwinięte zaplecze w zakresie medycyny symulacyjnej.
Takie szkolenia prowadzili instruktorzy z WIM-PIB dla szpitala powiatowego w Hajnówce, który ponad rok temu został objęty wsparciem instytutu w związku z operacją „Bezpieczne Podlasie”. Do Hajnówki trafiali bowiem wymagający szybkiej i specjalistycznej pomocy żołnierze i funkcjonariusze poszkodowani podczas pełnienia służby na wschodniej granicy. W związku z tym Oddział Symulacji Medycznej WIM-PIB przeprowadził dla tamtejszych medyków cykl kursów z zaawansowanych procedur medycznych na polu walki, w tym ze strategii postępowania z pacjentem z mnogimi obrażeniami (Damage Control Resuscitation – DCR i Damage Control Surgery – DCS). – Program został przygotowany we współpracy ze szpitalem jako element standardu szkoleniowego, któremu poddawani byliby medycy z całej Polski, dzięki czemu zajęcia odpowiadały na potrzeby zespołu, a scenariusze ćwiczeń były bliskie sytuacjom, z jakimi medycy z Hajnówki mogą spotkać się w praktyce – tłumaczy gen. Gielerak.
Resort obrony ma jednak inną wizję organizacji szkolenia swojego personelu medycznego i stawia na rozproszenie miejsc, w których będzie się on kształcić. Zgodnie z tą koncepcją Wojskowe Centrum Kształcenia Medycznego w Łodzi miałoby zostać centrum szkolenia ratowników medycznych, zarówno tych w mundurach, jak cywilnych. Z kolei 5 Wojskowy Szpital Kliniczny w Krakowie przejąłby rolę centrum specjalizacji dla wojskowych ratowników medycznych, a WIM-PIB byłby największym ośrodkiem kształcącym wojskowych lekarzy specjalistów. Natomiast w przyszłości w odtworzonej Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi kształciliby się m.in. wojskowi lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni czy psychologowie.
Osobną funkcję w systemie będzie pełniło powołane niedawno decyzją Władysława Kosiniaka-Kamysza, wicepremiera, ministra obrony, Dowództwo Wojsk Medycznych (DWM). – Będzie skupiało się na rozwoju zdolności do zabezpieczenia medycznego wojsk, w tym na szkoleniu indywidualnym kadr medycznych i zgrywaniu pododdziałów medycznych na poziomie taktycznym i operacyjnym w ścisłym powiązaniu ze szpitalami wojskowymi oraz cywilnymi podmiotami leczniczymi – mówi płk lek. Mariusz Kiszka, dowódca wojsk medycznych. Jak dodaje, nowa struktura wojskowej służby zdrowia tworzona jest od zera, więc zakłada się, że DWM osiągnie gotowość do działania od 2028 roku.
Medyczny legion
Już teraz jednak, w ramach współpracy wojskowo-cywilnej, MON uruchomiło program „Szpitale przyjazne wojsku”. Resort cywilnym szpitalom, które do niego przystępują, oferuje szkolenia z medycyny pola walki czy dofinansowanie na modernizację albo zakup nowoczesnego sprzętu medycznego. Z kolei cywilne placówki zapewniają większą dostępność usług medycznych dla osób związanych z armią. Kolejną inicjatywą resortu obrony, która ma rozszerzać cywilne kompetencje w zakresie medycyny pola walki, jest powołany przez ministra Kosiniaka-Kamysza Legion Medyczny. Ta ochotnicza formacja ma zrzeszać osoby z cywilnego środowiska medycznego, które chcą wspierać bezpieczeństwo zdrowotne kraju wspólnie z armią. Będą one m.in. brały udział w przeszkoleniu z medycyny katastrof i pola walki wspólnie z pododdziałami medycznymi. – Pozwoli to też na zbudowanie bazy danych cywilnych medyków, którzy chcą wspierać wojsko – mówi wicepremier.
MED-Legion wzorowany jest na powstałym niedawno Cyber Legionie, instytucji, w której ramach cywilni eksperci od cyberbezpieczeństwa przygotowywani są do wspierania wojsk obrony cyberprzestrzeni. Do wstępowania do Legionu Medycznego zachęca kpt. rez. Duda. – W razie kryzysu czy konfliktu lekarze, pielęgniarki i ratownicy będą musieli udzielić pomocy każdemu, niezależnie od charakteru obrażeń. Dlatego dobrze już teraz przejść odpowiednie szkolenia i zyskać wiedzę, w jaki sposób zajmować się urazami typowo bojowymi – argumentuje kpt. Duda.
Z propozycją szkoleń z medycyny taktycznej dla cywilnych lekarzy, pielęgniarek i ratowników wyszedł także prof. Sieńko. Wspólnie z 12 Brygadą Zmechanizowaną ze Szczecina rozpoczyna pilotażowy program dla lekarzy i pielęgniarek z województwa zachodniopomorskiego. W październiku 50 medyków, w tym chirurdzy, ortopedzi, anestezjolodzy, neurochirurdzy i torakochirurdzy, ma się szkolić na poligonie w Drawsku Pomorskim z działań w ramach szpitala polowego. Według obecnych przepisów medycy mogą być powołani raz na dwa lata na poligon na wojskowe przeszkolenie medyczne, ale te kursy nie cieszą się powodzeniem wśród cywilów, bo niewiele im dają. – Teraz stworzyliśmy szkolenie adekwatne do wykształcenia kursantów, poszerzające ich wiedzę i umiejętności – zapewnia prof. Sieńko. Lekarz liczy, że program obejmie w przyszłości także inne województwa.
Podstaw działania w kryzysie uczy medyków cywilnych także dr Sanak na warsztatach medycyny ekstremalnej. – Skupiamy się na nauce poprawności wykonywanych procedur ratunkowych, czyli tamowaniu krwotoków, rozpoznaniu odmy prężnej i niedrożności górnych dróg oddechowych, a także pracy w warunkach ograniczonych zasobów i w realiach wypadku masowego – wylicza ratownik.
Jak widać, cywilna i wojskowa służba zdrowia dostrzegają potrzebę integrowania swoich struktur i przygotowania się na wypadek konfliktu zbrojnego czy sytuacji kryzysowych, Powstają także kolejne inicjatywy dotyczące współdziałania obu środowisk. Można mieć więc nadzieję, że niedługo uda się wypracować wspólne procedury działania i programy szkolenia oraz rozpocząć kompleksową współpracę w tym zakresie. Ważne tylko, aby ten proces decyzyjny trwał jak najkrócej. Pamiętajmy bowiem, że o odporności państwa decyduje nie tylko silna armia, lecz także efektywność jej zaplecza medycznego.
autor zdjęć: DWOT, Aneta Lewoń/ 15 BZ

komentarze