Loty nad miastem, zwłaszcza latem nie należą do najłatwiejszych. Nic dziwnego, że świąteczna parada nie była dla pilotów tylko uroczystością. – Miała także wymiar szkoleniowy. Samo planowanie przelotu nad Warszawą tak dużej liczby różnego typu maszyn nie różniło się do planowania misji bojowej COMAO – mówi ppłk pil. Łukasz Gradziński z 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego.
Parada z okazji Święta Wojska Polskiego. 15 sierpnia nad Warszawą przeleciało około 50 różnego typu statków powietrznych. Fot. sierż. Rafał Samluk / DORSZ COM CAM
Polskie samoloty F-16, FA-50, Hercules, CASA, Gripeny ze Szwecji, niemieckie Typhoony, Rafale z Francji, a do tego cała gama śmigłowców – od Mi-17 po AW149 i AH-64 Apache – 15 sierpnia nad Warszawą przeleciało około 50 różnego typu statków powietrznych. Największa od lat lotnicza parada trwała kilkanaście minut, ale przygotowania do niej zajęły ponad dwa tygodnie. Kluczowa rola w tym procesie przypadła 31 Bazie Lotnictwa Taktycznego z poznańskich Krzesin, gdzie na co dzień stacjonują wielozadaniowe Jastrzębie. Nie dość, że jednostka wydelegowała do przelotu aż dziesięć maszyn, to jeszcze jednemu z tamtejszych pilotów przypadła funkcja tzw. mission commandera, czyli dowódcy misji. – Do moich zadań należało zaplanowanie przelotu i koordynacja prób, które ją poprzedzały – tłumaczy „Jimmy”, pilot F-16. – Stres? No pewnie, że był, przynajmniej na początku. Nie tylko z powodu rangi wydarzenia, lecz także ogromu pracy, którą należało wykonać w stosunkowo krótkim czasie – dodaje.
Zegarmistrzowska precyzja
Pierwszym krokiem było zarezerwowanie przestrzeni powietrznej nad Warszawą. Szczegóły dopinało kilka instytucji – m.in. Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych i odpowiednie komórki cywilnych portów lotniczych na Okęciu i w Modlinie. Potem do dzieła przystąpił mission commander. W strefach, które miał do dyspozycji, musiał wytyczyć nie tylko trasy przelotu, lecz również lotniska zapasowe, na których maszyny mogłyby lądować w razie awarii, a także tak zwane holdingi, czyli punkty oczekiwania. Powód? Wyznaczone do defilady samoloty i śmigłowce startowały z kilku baz. Musiały dotrzeć do Warszawy z Poznania, Malborka, Łasku, zebrać się w wyznaczonych miejscach, a następnie dołączyć do jednej z czternastu formacji i w ściśle określonym czasie wyruszyć nad stolicę.
Przygotowania do parady z okazji Święta Wojska Polskiego. Fot. 31 BLT
Maszyny dołączały do parady w kilkusekundowych odstępach. – Wszystko to wymagało bardzo ścisłych wyliczeń i koordynacji. Tym bardziej, że statki powietrzne poruszały się na różnych wysokościach i z różnymi prędkościami – zaznacza „Jimmy”. Dla przykładu: prędkość przelotu dla F-16 wynosiła 330 w. (nieco ponad 600 km/h), podczas gdy dla śmigłowców – około 80 w. (niespełna 150 km/h). Sprawę dodatkowo komplikował fakt, że w części formacji znalazły się maszyny różnego typu. – Ja sam pilotowałem F-16, który w towarzystwie jeszcze jednego myśliwca tego typu stanowił eskortę dla francuskiego tankowca A330 – tłumaczy „Jimmy”.
Parada z okazji Święta Wojska Polskiego. 15 sierpnia nad Warszawą przeleciało około 50 różnego typu statków powietrznych. Fot. sierż. Rafał Samluk / DORSZ COM CAM
Ale na tym nie koniec. Ogromnej precyzji wymagało także operowanie w obrębie samej formacji, ponieważ samoloty i śmigłowce leciały od siebie niemal na wyciągnięcie ręki. – Sześć naszych F-16 utworzyło ugrupowanie „Grot”, przypominające ostrze strzały. Skrzydła poszczególnych maszyn dzielił dystans 10 stóp, czyli około 3 m – wyjaśnia ppłk pil. Łukasz Gradziński, dowódca Grupy Działań Lotniczych 31 Blot, który w formacji pełnił funkcję slota. Innymi słowy pilotował „efa” lecącego pośrodku, nieco poniżej ogona maszyny prowadzącej. – Moim zadaniem było korygowanie położenia poszczególnych samolotów – tłumaczy oficer. Utrzymanie właściwej pozycji to sprawa niełatwa, zwłaszcza podczas letniego przelotu nad miastem. – Gęsta zabudowa kumuluje ciepło. Ponad nią tworzą się bańki gorącego powietrza, które powodują turbulencje – wyjaśnia ppłk Gradziński. Wszystko to sprawia, że jeśli nie ma takiej konieczności, do podobnych zadań lepiej nie przystępować z marszu.
Parada z okazji Święta Wojska Polskiego. 15 sierpnia nad Warszawą przeleciało około 50 różnego typu statków powietrznych. Fot. plut. Wojciech Król/MON
Awans, czyli pracowite święto
Zanim piloci wyruszyli na defiladę, przeszli trzy próby. Osiem dni przed defiladą, jej uczestnicy przelecieli nad Mińskiem Mazowieckim. Potem jeszcze dwukrotnie pojawiali się nad Warszawą. – Wtedy jeszcze nie wszystkie formacje występowały w pełnym składzie. Zależało nam przede wszystkim na przetestowaniu samego schematu misji: kolejności, w jakiej samoloty dołączają do ugrupowania, odstępów czasowych pomiędzy nimi – tłumaczy ppłk Gradziński. Do 15 sierpnia wszystko udało się zapiąć na ostatni guzik. W samo południe na Wisłostradę wyruszyły kolumny pojazdów. Niebawem też ponad nimi zaczęły pojawiać się kolejne formacje samolotów i śmigłowców. – Na ten moment czekaliśmy w napięciu, na szczęście wszystko poszło gładko – wspomina „Jimmy”.
Przygotowania do parady z okazji Święta Wojska Polskiego. Fot. 31 BLT
Powietrzna parada – tak jak przemarsz wojsk na lądzie i parada okrętów na Bałtyku – w założeniu stanowiła pokaz możliwości Wojska Polskiego. – Dla nas miała ona jednak również wymiar szkoleniowy – przyznaje dowódca Grupy Działań Lotniczych 31 Bazy. – Planowanie takiego przelotu właściwie nie różni się od planowania misji bojowej COMAO. W niej także biorą udział statki powietrzne różnego typu, które muszą w określonym czasie dotrzeć w ściśle wyznaczony rejon i współpracując ze sobą, zrealizować wyznaczone im zadanie – dodaje.
Piloci polskich F-16 w podobnych przedsięwzięciach brali udział wielokrotnie – przede wszystkim podczas międzynarodowych ćwiczeń. Załogi wielu innych maszyn mają jednak w tej kwestii skromniejsze doświadczenia. Teraz miały okazję poćwiczyć. A zysk był podwójny. – Treningi przed paradą wykorzystaliśmy także do szkolenia dwóch naszych pilotów, którzy teraz mogą już latać jako dowódcy ugrupowań złożonych z sześciu samolotów – dodaje ppłk Gradziński.
autor zdjęć: sierż. Rafał Samluk / DORSZ COM CAM, 31 BLT, plut. Wojciech Król/ MON

komentarze