moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Pirotechnik nie może być ryzykantem

W tej profesji nie ma miejsca na błędy. Trzeba zwracać uwagę na detale. O zastawionej na operatorów pułapce może świadczyć np. świeżo przekopana ziemia lub wystające z niej kable. Ładunki wybuchowe można ukryć wszędzie – mówi pirotechnik z jednostki GROM. Z okazji 30-lecia istnienia jednostki GROM żołnierze opowiadają nam o swojej służbie.

Pirotechnik kojarzy mi się bardziej z Policją niż wojskiem.

Piotr, pirotechnik jednostki GROM: I słusznie. Ta specjalność w wojsku wywodzi się właśnie z policji. W wojskach konwencjonalnych częściej mówimy o saperach. Choć dużym uproszczeniem byłoby porównywać pirotechnika do sapera. Ten ostatni, poza ładunkami wybuchowymi, zajmuje się także rozbudową inżynieryjną. Podczas gdy głównym zadaniem pirotechnika jest wspieranie operatorów w walce.

Jak długo pirotechnicy służą w jednostce GROM?

Praktycznie od samego początku jej istnienia, czyli już 30 lat.

Powiedział Pan, że głównym zadaniem pirotechnika jest wspieranie zespołów bojowych. Na czym to wsparcie polega?

Pirotechnik to ekspert od różnego rodzaju ładunków wybuchowych, ich identyfikacji i neutralizacji. Musi być zawsze przy żołnierzach, którzy przygotowują się do akcji bezpośredniej. Bez „piro” nie wchodziliśmy nigdy na teren afgańskich gospodarstw, nie zatrzymywaliśmy rebeliantów, nie likwidowaliśmy składów ładunków wybuchowych. Obecność pirotechnika na misjach jest po prostu niezbędna. Wiem co mówię, przez wiele lat służyłem w zespole bojowym i cztery razy dowodziłem sekcją specjalną na misji.

Może Pan opowiedzieć o jednej z waszych operacji?

Wiele razy znajdowaliśmy w domach rebeliantów, albo jakichś magazynach ładunki wybuchowe domowej roboty – gotowe lub jeszcze w częściach. Wszystkie tego typu „skarby” od razu były neutralizowane. Na przykład, gdy jechaliśmy, by zlikwidować nielegalny skład materiałów wybuchowych talibów zawsze był z nami pirotechnik. Osłaniany przez operatora podchodził do obiektu zawsze jako pierwszy. Musiał sprawdzić, czy nie jest to pułapka, czy teren jest w miarę bezpieczny. Specjalista potrafi rozpoznać zagrożenie, zwracając uwagę na mało z pozoru istotne detale terenu działania.

O jakich detalach Pan mówi?

Zdarzało się, że rebelianci zaminowywali teren. Fakt ten zdradza np. wzruszona ziemia czy jakiś wystający z ziemi kawałek przewodu. Pirotechnik musi ocenić zagrożenie i rekomendować rozwiązanie dowodzącemu daną operacją. Można np. podjąć próbę wyciągnięcia ładunku i zneutralizowania go albo zniszczyć obiekt bez wchodzenia do środka.
Pamiętam, że podczas jednego z zadań nie zauważyliśmy niczego podejrzanego. Szturmowcy rozpoczęli działanie, rozeszli się już po zabudowaniach i nagle jeden z żołnierzy zobaczył wystające z ziemi przewody. Po szybkiej analizie, wycofaliśmy się z budynku. Dosłownie chwilę później nastąpił wybuch. W tej robocie trzeba być bardzo skrupulatnym, tu nie ma miejsca na błędy.

Jakim sprzętem posługuje się pirotechnik?

To wszystko zależy od rodzaju operacji, w której uczestniczy. Jeśli w rejon wykonywania zadania „piro” przerzucany jest razem z operatorami na pokładzie śmigłowca, to może zabrać tylko tyle, ile udźwignie na plecach. Bo śmigłowiec rzadko wysadza nas pod drzwiami, do których mamy „zapukać”. Żeby zaskoczyć przeciwnika, musimy działać skrycie, więc często jeszcze pieszo pokonywaliśmy kilka lub kilkanaście kilometrów do obiektu. W takich przypadkach pirotechnik ma ze sobą np. ręczny wykrywacz, za pomocą którego toruje bezpieczną drogę podejścia. Ma też minimalny zestaw hakowo-linowy, który służy do wyciągnięcia ładunku wybuchowego z pomieszczenia.

To chyba niewiele…

Ale są także sytuacje, w których taki specjalista korzysta z pojazdu pirotechnicznego. Wówczas jego możliwości rosną. Ma na sobie kombinezon EOD9, głowę osłania mu kevlarowy hełm z przyłbicą ze wzmocnionego szkła. A kombinezon jest dodatkowo chłodzony. To oczywiście nie jest tak, że kombinezon gwarantuje bezpieczeństwo, ale w razie niekontrolowanego wybuchu daje żołnierzowi większe szanse przeżycia. Poza tym pirotechnik korzysta w pracy z różnego rodzaju robotów pirotechnicznych, które mogą sprawdzić ładunek wybuchowy na dystansie 200-300 metrów. Do tego w asortymencie „piro” jest także rentgen, którym prześwietla się podejrzane pakunki. Można sprawdzić, czy rzeczywiście w środku znajduje się materiał wybuchowy, czy są urządzenia elektroniczne i gdzie są zapalniki. Znaleziony materiał możemy następnie umieścić w beczce pirotechnicznej, która wytrzymuje wybuch znacznej ilości materiału wybuchowego. Do tego są różnego rodzaju kamery, sondy, wyrzutnik pirotechniczny i jeszcze wiele innych przyrządów.

Kto może zostać pirotechnikiem?

To robota dla perfekcjonistów, ludzi skrupulatnych, opanowanych, takich którzy nie boją się pracy w ogromnym stresie. Dobrze byłoby, gdyby pirotechnik miał wykształcenie elektroniczne lub techniczne, bo często sami konstruujemy podzespoły elektroniczne inicjujące wybuch materiałów wybuchowych.

Każdy z pirotechników z jednostki GROM ma doświadczenia ze służby w szturmie. Ludzie, którzy mają odpowiednie predyspozycje i chcą się tym zajmować, kończą odpowiednie kursy w kraju i za granicą. Np. nasi żołnierze uczą się w szkole EOD (Explosive Ordnance Disposal – przyp. red.) na Słowacji. Poza tym kieruję swoich podwładnych na szkolenia do Policji.

Po co żołnierzom GROM-u szkolenia z Policją?

Chodzi o to, by w razie potrzeby, np. jakiegoś zagrożenia terrorystycznego w Polsce, żołnierze i policjanci potrafili współpracować razem. By pirotechnicy obu formacji posługiwali się tymi samymi procedurami i technikami działania.

Lubi Pan ryzyko?

Chyba każdy, kto służy w GROM-ie je akceptuje. Ale pirotechnik nie może być ryzykantem! Za dużo od niego zależy. Ale jeżeli wszystkie czynności wykonuje poprawnie, to zagrożenie i ryzyko da się zminimalizować.

Piotr jest oficerem wojsk specjalnych. Od 2008 roku jest związany z JW GROM. Przez siedem lat służył w zespole bojowym, a od czterech lat dowodzi grupą pirotechniczną w zespole wsparcia bojowego. Czterokrotnie służył w Afganistanie.

Rozmawiała: Magdalena Kowalska-Sendek

autor zdjęć: arch. GROM

dodaj komentarz

komentarze


Nasi czołgiści najlepsi
 
ZMU dla marynarzy
100 samolotów na 100-lecie Szkoły Orląt
Misja PKW „Olimp” doceniona
Po medale z okazji 100-lecia LAW-u
Lekcje na poligonie
W strategicznym miejscu o bezpieczeństwie Polski
„Zapad’ 25” przenosi się dalej od polskiej granicy
Szukasz pomysłu na wakacje? Może szkolenie wojskowe?
Droga do zespołu bojowego GROM
Bezzałogowce w Wojsku Polskim – serwis specjalny
Badania z WAT-u na misji AX-4
Wieczór pełen koszykarskich emocji
Najlepsi snajperzy wśród specjalsów
Donald Tusk: W kwestii bezpieczeństwa słowa zamieniliśmy w czyny
Dodatkowe kamizelki dla żołnierzy
Nowy rozdział w historii Mesko
Nowe cele obronne NATO
Piloci na straży bezpieczeństwa
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Czterej pancerni przeciw wyklętym
Judocy Czarnej Dywizji najlepsi w Wojsku Polskim
Historyczne zwycięstwo ukraińskiego F-16
Film o Feniksie i terytorialsach
Wyzwanie, które integruje
100-lecie Lotniczej Akademii Wojskowej w Dęblinie
Trzy okręty, jeden zespół
Pogrom rosyjskiego lotnictwa strategicznego
Od chaosu do wiktorii
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Kajakarze i ratownicy wodni z workiem medali
Dekapitacyjne uderzenie w Iran
Rosjanom wyciekły dwa miliony tajnych dokumentów
Unijni ministrowie podpisali SAFE
Żołnierz influencer?
Wojskowi dyplomaci wsparli weteranów II wojny
Tak uczyły się latać orlęta
GROM w obiektywie. Zobaczcie sami!
Prace nad kadłubem dla kolejnego Husarza
Karol Nawrocki wybrany na prezydenta RP
Nowe garaże dla Leopardów w Świętoszowie
Typhoony i Gripeny nad Bałtykiem
Rosyjska maszyna Su-24 przechwycona przez polskie F-16
Żołnierze z dodatkiem od czerwca
Ogniem i tarczą
100 lat historii Szkoły Orląt
ASzWoj na warcie od pokoleń
Uczelnia wysokich lotów
Kolejny krok ku wypowiedzeniu konwencji ottawskiej
W wakacje wstąp do WOT-u!
PGZ na nowo
Są wszędzie tam, gdzie stawką jest bezpieczeństwo
Dezamet rośnie w siłę
Letni wypoczynek z MON-em
Współpraca MON-u z weteranami i rezerwistami
Prawo dla kluczowych inwestycji obronnych
Robotyka to przyszłość medycyny
Kierunek Karkonosze
Kręgosłup dowodzenia Wojskiem Polskim
Podejrzane manewry na Bałtyku
Jeśli przerzut, to tylko z logistykami
Walczmy mądrze
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Dzień, który zmienił bieg wojny
Zmagania sześcioosobowych armii
Podróż w ciemność
Wojsko zmodyfikowało program śmigłowcowy
DNA GROM-u
W Dęblinie tylko do przodu
Sportowcy z „armii mistrzów” na podium wioślarskich ME
Specjalsi opanowali amerykański okręt
Generał, olimpijczyk, postać tragiczna
Odbudowa obrony cywilnej kraju
Na Wiejskiej o wydatkach na obronność i weteranach
Pilecki. Do końca walczył z tyranią

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO