Testy sprawnościowe i rozmowa kwalifikacyjna – to ostatnie zadania dla kandydatów do Szkoły Orląt. Zakończyła się kilkuetapowa rekrutacja do Lotniczej Akademii Wojskowej. W tym roku na około 300 miejsc zgłosiło się niemal 1,6 tys. kandydatów. Większość z nich marzy o tym, by zostać pilotem, ale rośnie też zainteresowanie specjalnością związaną z dronami.
Przez ostatnie dwa tygodnie trwał ostatni etap rekrutacji do Lotniczej Akademii Wojskowej. Prorektor ds. studenckich płk rez. dr hab. Adam Wetoszka podkreśla, że w LAW-ie co roku na jedno miejsce przypada około czterech kandydatów. – W żadnej wojskowej uczelni w Polsce nie ma tylu chętnych. Kandydaci najczęściej interesują się kierunkami pilotażowymi, ale są też tacy, którzy nie chcą latać. Chcą być kontrolerami ruchu lotniczego, nawigatorami naprowadzania. Dużym i wciąż rosnącym zainteresowaniem cieszy się specjalność związana z bezzałogowymi statkami powietrznymi – mówi prorektor LAW-u i dodaje, że w przypadku tej specjalności przygotowano w tym roku 36 miejsc. Najwięcej miejsc – bo aż 50 – czeka na przyszłych pilotów śmigłowców. Tak wysoki limit w tym przypadku został ustanowiony ze względu na potrzeby kształcenia kadr do obsługi Apache’y, które kupiło Wojsko Polskie.
W tym roku w LAW-ie w 13 specjalnościach wojskowych będzie mogło kształcić się 303 nowych studentów. Jednak zgłosiło się aż 1564 chętnych. Do ostatniego etapu – czyli sprawdzianu kondycji fizycznej i rozmowy kwalifikacyjnej – dotrwało około tysiąca osób. 1 sierpnia się dowiedzą, czy udało im się zakwalifikować do tej prestiżowej szkoły. Niektórzy próbują po kilka razy. Weronika Zielińska już drugi raz staje w szranki. Po wyjściu z rozmowy kwalifikacyjnej jest zadowolona. – Komisja pytała mnie o historię szkoły, lotnictwo i o to, od kiedy interesuję się lotnictwem. Sprawdzano także dokumentację dotyczącą doświadczenia czy dodatkowych umiejętności – relacjonuje. Zdradziła, że celuje w kierunek pilot samolotu transportowego. Na drugim miejscu wskazała myśliwce. – To dlatego, że w ubiegłym roku nie dostałam kategorii zdrowia „A” i w obawie, że sytuacja się powtórzy, jako pierwszy wybór wskazałam maszyny transportowe – wyjaśnia.
W tym tygodniu na salach gimnastycznych Akademickiego Centrum Sportu odbywały się dwie z trzech konkurencji w ramach egzaminu ze sprawności fizycznej. Kobiety musiały wykonać zwis na drążku oraz bieg zygzakiem, tzw. kopertę. Mężczyźni mieli za zadanie podciągać się na drążku od pełnego wyprostu ramion do podciągnięcia brody nad drążek (11 podciągnięć dawało im maksymalną liczbę punktów). Potem bieg wahadłowy 10 razy po 10 m. Na stadionie LAW-u zaś odbył się bieg kobiet na 800 m i 1000 m mężczyzn.
18-letni Antoni Węgrzyn przyjechał do Dęblina z Mielca. Ukończył liceum ogólnokształcące, trenował ju-jitsu i przyznaje, że choć z lotnictwem nie miał dotąd do czynienia, o Szkole Orląt marzył od dziecka. – Zawsze chciałem iść do wojska, to dziadek zaszczepił we mnie pasję do munduru – wspomina. Dodaje, że tę fascynację z pewnością podsycają latające nad jego domem Black Hawki. 18-latek jest zadowolony ze swoich wyników. Chciałby zostać pilotem śmigłowca i z żołnierzami GROM-u wykonywać misje powietrzne Black Hawkami.
Kandydatów, którzy przebrnęli egzamin sprawności fizycznej, czekała kilkunastominutowa rozmowa kwalifikacyjna, podczas której weryfikowano oceny na świadectwie maturalnym, pytano o dodatkowe kursy czy zaangażowanie, np. w wojsku czy organizacjach mundurowych. Młodzi ludzie opowiadali o swoich zainteresowaniach oraz motywacjach dotyczących wybranego kierunku studiów. Musieli też wykazać się znajomością historii szkoły i lotnictwa.
– Z testów sprawnościowych można maksymalnie uzyskać 20 punktów. W przypadku rozmowy kwalifikacyjnej w zależności od specjalności na konto kandydata może wpłynąć od 30 do 60 punktów – wyjaśnia por. Marcin Helak z LAW-u. Ale komisja zwraca uwagę także na postawę prezentowaną przez kandydata na podchorążego. Tu można zyskać nawet 5 punktów. – Oceniany jest sposób prezencji, logiczne myślenie i ogólna wiedza z zakresu lotnictwa i wojskowości – mówi ppor. Ewelina Kobiałka.
Rekrutację otwarto w styczniu. Po zarejestrowaniu się w Portalu Rekrutacyjnym Wojska Polskiego i złożeniu wniosku w wybranym wojskowym centrum rekrutacji kandydaci przechodzili badania psychologiczne, a następnie byli kierowani do Wojskowego Centrum Medycyny Lotniczej w Warszawie na badania specjalistyczne. Na tym etapie ich plany podlegały pierwszej ważnej, czasem bolesnej weryfikacji, to kategoria zdrowia determinuje bowiem możliwość studiowania na tzw. kierunkach lotnych, na które zwykle jest najwięcej chętnych. Aby zostać pilotem samolotu bojowego naddźwiękowego, trzeba mieć najwyższą kategorię zdrowia Z/IA. Jeśli kandydat jej nie uzyska – może zmienić wybraną wcześniej specjalność albo zdecydować się na kierunek naziemny. – Lotnictwo jest piękne i prestiżowe, ale i bardzo wymagające. Bardzo wielu z tych młodych ludzi chce zostać pilotami, ale często zderzają się z rzeczywistością podczas badań lekarskich, gdy okazuje się, że nie mają odpowiedniego zdrowia lub predyspozycji do tego zawodu – opowiada por. Helak. Na badaniach lekarskich sprawdzane są także pewne cechy i umiejętności kandydatów, jak np. refleks czy spostrzegawczość.
Kolejny etap – tylko dla osób kandydujących na pilotów – to test na symulatorze „Selekcjoner”. Po krótkim instruktażu mają oni do wykonania kilka zadań, jak lot po prostej czy wznoszenie się. – W jego trakcie poddawani są też obserwacji psychologicznej. Sprawdzamy, czy mają podzielność uwagi i ogólne predyspozycje do latania – mówi ppłk pil. Marcin Oberda z Akademickiego Centrum Szkolenia Lotniczego. W tym roku na symulatorze przebadano około 500 osób. Odpadło jedynie siedem.
Za kilka dni wyniki zostaną ogłoszone i będzie jasne, kto jesienią dołączy do elitarnego grona studentów Szkoły Orląt.
autor zdjęć: Marta Serafin, Karolina Zawadka

komentarze