Dziś odbył się pogrzeb ppłk. pil. Macieja Krakowiana. Zgodnie z wolą rodziny, ceremonia miała charakter prywatny. „Slaba”, który zginął w katastrofie myśliwca F-16, pożegnali we wpisach i rozmowach również koledzy po fachu i dziennikarze. Oddajmy im głos.
„Właśnie zaczyna się spełniać moje marzenie”, napisał mi Maciej Krakowian w e-mailu. Był kwiecień 2013 roku, a on, wtedy młody podporucznik, absolwent Liceum Lotniczego w Dęblinie i Akademii Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych w Colorado Springs, rozpoczynał wielostopniowe szkolenie, które miało uczynić z niego pilota F-16 – opowiada Łukasz Zalesiński, dziennikarz „Polski Zbrojnej”. – Na przesłane przeze mnie pytania odpowiedział w biegu, za co zresztą bardzo przepraszał. Trudno się było jednak dziwić – dzielił nas ocean, kilka stref czasowych, a on miał do dopięcia mnóstwo formalności. – Niebawem owo marzenie ziściło się w pełni. Krakowian został pilotem Jastrzębia, jednym z najlepszych w Polsce – dodaje Zalesiński.
Poczucie obowiązku i zdolność refleksji
Kpt. rez. pil. Witold Sokół po raz pierwszy spotkał się ze „Slabem” w 2015 roku, przy okazji Air Show. – Maciek przyszedł na moje stanowisko. Potem widywaliśmy się od pokazu do pokazu – wspomina wieloletni komentator radomskiej imprezy. – Wymienialiśmy się poglądami na temat latania akrobacyjnego. Maszyny inne – ja latałem na MiG-u-29, on na F-16 – czasy inne, ale wiele kwestii jest wspólnych czy podobnych, było więc o czym rozmawiać. Nie słuchał z grzeczności, czuć było, że go to po prostu diabelnie interesowało. Siedział w lotnictwie po uszy.
– Techniczne umiejętności potrafił przy tym łączyć z głębokim poczuciem obowiązku i zdolnością do refleksji – podkreśla Łukasz Zalesiński. I opowiada o rozmowie, którą odbył ze „Slabem” w 2022 roku, tuż po wybuchu wojny w Ukrainie. Krakowian mówił wówczas: – Zawsze hołdowałem maksymie: „Chcesz pokoju, szykuj się do wojny”. Służyłem z poczuciem, że należy być gotowym na wszystko. Konflikt w Ukrainie wiele w mojej służbie nie zmienił, a jednak w pewnym sensie okazał się „eye-openerem”. Wojna stała się bliższa niż kiedykolwiek wcześniej. Czasem przychodzi mi do głowy myśl: „a co, jeśli za chwilę naprawdę będziesz musiał walczyć w obronie kraju, rodziny, przyjaciół?”. Czasy się zmieniają, może więc tym bardziej należy doceniać fakt, że tę niepodległość mamy, że panuje u nas spokój. Oby jak najdłużej…
Zawsze grał zespołowo
Ewa Korsak, wieloletnia reporterka „Polski Zbrojnej”, Krakowiana poznała na Litwie w 2018 roku. – Odwiedzaliśmy wtedy kontyngent „Orlik” – mówi obecna szefowa Wojskowego Instytutu Wydawniczego. – Zaraz na wstępie Maciek odmówił mi rozmowy, bo właśnie przygotowywał się do dyżuru. „Chcę się wyłącznie na tym skupić”, przepraszał. Po locie był już do naszej dyspozycji, wyluzowany, chętny do rozmowy. Później jeszcze kilkukrotnie przekonałam się, że taki właśnie był: życzliwy, gotowy do współpracy, ale nade wszystko przedkładający wymóg dobrego przygotowania i zachowania zasad bezpieczeństwa.
– „Slab” z miejsca sprawiał wrażenie, że jest kimś, kto wie, co robi – dodaje Korsak. – A przy tym wystrzegał się pretensjonalności, wyższości. Często podkreślał, że to, czym się zajmuje, to praca zespołowa. W maju tego roku przygotowywaliśmy materiał o dziesięcioleciu Tiger Demo Team. Maciek przywitał nas w bramie bazy w Krzesinach. „Chętnie z wami pogadam, ale najpierw porozmawiajcie z moim zespołem; ja jestem tu tylko cegiełką”, zastrzegł.
Korsak podkreśla również inną cechę Krakowiana. – Na styku naszych fachów – dziennikarstwa i wojskowości – są sprawy, o których wspominać nie należy czy wręcz nie można – zauważa. – Gdy dochodziliśmy do takich kwestii, mówił: „ale o tym nie mogę ci powiedzieć” i wyjaśniał, dlaczego. „Nie, bo nie” nie było w jego stylu.
Podobne doświadczenia ze „Slabem” miał Witold Sokół. – Choć od Maćka wręcz bił profesjonalizm, była też w nim skromność, pokora – mówi kapitan. – To nie był człowiek typu: „wiem wszystko, wiem lepiej”.
– Był w nim jakiś taki staroświecki sznyt, galanteria – dodaje Ewa Korsak. – O takich mężczyznach mówiło się niegdyś „dżentelmeni”.
Najlepsze, co się siłom powietrznym zdarzyło
– Chyba dopiero po śmierci Macieja zdałem sobie sprawę, że był idolem – przyznaje Bartek Bera, fotograf lotniczy, który wraz ze „Slabem” uczestniczył w wielu sesjach air-to-air. – Możliwe, że jedynym po 1989 roku idolem w mundurze. Dzięki charyzmie i ciepłemu usposobieniu potrafił porywać tłumy. Dość wspomnieć długie kolejki po autograf czy zdjęcie na każdej lotniczej imprezie z jego udziałem. A nie mówię tu wyłącznie o dzieciakach, ale i o dorosłych, włączając w to siebie – zastrzega autor fotografii ilustrujących podniebną służbę. – Zawsze z uśmiechem i chęcią pozował do zdjęć i podpisywał pamiątki, a ludzie byli w niego wpatrzeni. Koleżanka z pracy powiedziała mi kiedyś, że tak wyobrażała sobie pilota F-16, a ja nie mogłem się z nią nie zgodzić. Maciek był „modelowym” oficerem i pilotem – miał klasę w powietrzu i poza nim.
– Nie bał się kamery, czuł się przed nią swobodnie – podkreśla Ewa Korsak. – Dzięki tym cechom, no i temu, że był bardzo przystojnym mężczyzną, został jedną z twarzy kampanii rekrutacyjnej Wojska Polskiego. Ale o tym wyborze zadecydowało też coś jeszcze – szefowa WIW-u wraca wspomnieniami do spotkań ze „Slabem”. – Miał iskry w oczach, gdy mówił o trzech rzeczach: o F-16, o Tiger Demo Team i o rekrutacji do sił powietrznych i całej armii. Tiger Demo Team był zresztą dla niego skutecznym narzędziem do „zarażania” lotniczo-wojskową pasją. Cieszył się, że pokazy przyciągają tyle uwagi.
– Mam przekonanie, że był najlepszym, co się siłom powietrznym zdarzyło i nie da się go w pełni zastąpić – mówi Bartek Bera. – Jego śmierć wyrwała kawałek lotniczego serca – dodaje Witold Sokół.
Formacja „missing man”
– Ujęło mnie, jak pięknie wspominali go koledzy z innych krajów – przyznaje Bera. – Widać, że był fantastycznym ambasadorem naszego wojska.
„Slab był wszystkim, czym powinien być pilot pokazowy – pasjonatem lotnictwa, chętnym do dzielenia się swoją wiedzą o awiacji i pracy zespołowej. Wiemy, jak bardzo cieszył się na kolejny występ Red Arrows na radomskim Air Show. To pokazuje nie tylko, że lotnictwo jest językiem globalnym, ale także to, jak ‘Slab’ zostanie zapamiętany – jako część naszej społeczności pokazowej, która współdzieli pasję do inspirowania ludzi w każdym wieku i z różnorodnych środowisk”, napisali członkowie The Red Arrows, zespołu akrobacyjnego Royal Air Force.
„Jako prawdziwy lotnik poświęcił swoje życie niebu, godnie reprezentując Polskę jako lider zespołu pokazowego F-16 Tiger i inspirując przyszłe pokolenia pilotów swoją pasją i profesjonalizmem. Z ponad 1200 godzinami nalotu na F-16 chronił niebo sojuszników i pokazywał światu ducha doskonałości. Wyróżnienie ‘As the Crow Flies Trophy’ podczas RIAT 2025 stanowi trwałe świadectwo jego umiejętności i poświęcenia”, czytamy z kolei w oświadczeniu greckiej grupy pokazowej F-16 „ZEUS”. „Odejście majora Macieja ‘Slaba’ Krakowiana pozostawia głęboką pustkę w sercach rodziny, towarzyszy broni i polskich sił powietrznych. Jednak pamięć o nim będzie nadal szybować wysoko, gdzie chmury zamieniają się w ścieżki, a horyzont pozostaje nieskończoną obietnicą. Niech niebo zawsze będzie błękitne, ‘Slab’”, napisali greccy towarzysze broni.
Krakowiana pożegnali również amerykańscy koledzy. Podczas wizyty prezydenta Karola Nawrockiego w Stanach Zjednoczonych, cztery samoloty F-16 wykonały lotniczy salut w formacji „missing man”; tak upamiętnia się zasłużonego zmarłego pilota. W tradycji sił powietrznych USA manewr wykonują dwie pary tworzące na niebie kształt litery V. Samoloty przelatują nisko nad miejscem ceremonii – w tym przypadku był to Biały Dom, którego gospodarz gościł zwierzchnika sił zbrojnych RP. Będąc nad celem, dowódca drugiej pary rozpoczyna gwałtowne wznoszenie, podczas gdy reszta maszyn kontynuuje poziomy lot z wyraźnie widoczną pomiędzy nimi luką po brakującym samolocie. Także podczas ceremonii 3 września „missing man” poszybował wysoko w górę. Do miejsca, gdzie jak wierzy lotnicza brać, poleciał major Maciej „Slab” Krakowian.
Dzisiaj pilot Maciej „Slab” Krakowian został pośmiertnie awansowany do stopnia podpułkownika.
autor zdjęć: Marcin Kurkus

komentarze