moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Obozu w Czerwonym Borze nie da się zapomnieć

W Czerwonym Borze starano się nas upokorzyć. Mówiono, że w stanie wojennym za każde uchybienie grozi kara śmierci. Codziennie przesłuchiwano. W naszej psychice pobyt w specjalnym obozie wojskowym pozostanie na całe życie – opowiada Józef Godlewski. W 1982 roku za działalność w Solidarności trafił do jednostki wojskowej o zaostrzonym rygorze.

W grudniu 1981 roku był pan członkiem Zarządu Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ „Solidarność”. Kiedy zaczęły do pana dochodzić informacje zapowiadające wprowadzenie stanu wojennego?

Józef Godlewski: Na trzy tygodnie przed wprowadzeniem stanu wojennego, teleksami dochodziły do nas informacje o ruchach wojsk i wzywaniu rezerwistów na posterunki milicji. W naszym przekonaniu świadczyło to o tym, że wkrótce zostanie zaostrzona polityka władz w stosunku do Związku. Jak się potem okazało, niektóre informacje były fałszywe, przekazywane przez SB w celu zmylenia działaczy Solidarności. Nie bardzo wierzyliśmy, że w 10-milionowy ruch związkowy uderzą armia i cały aparat ucisku. W pierwszych dniach grudnia dotarł do nas jednoznaczny komunikat o rychłym wprowadzeniu stanu wojennego. 12 grudnia, w godzinach popołudniowych, w komunikatach teleksowych, które dostawaliśmy, było coraz więcej informacji o przemieszczaniu się wojsk i dużej aktywności sił milicyjnych. Wszystko przemawiało za tym, że wkrótce coś się stanie. Zaskoczyła nas jednak skala prowadzonych działań. W zatrzymanie i internowanie większości działaczy Solidarności zaangażowano ogromne siły wojska i milicji.

Jak Związek się przygotowywał na wypadek wprowadzenia stanu wojennego?

Na kilka tygodni przed jego wprowadzeniem rozpoczęliśmy dyżury w związkowych lokalach. Wszystkie wolne dni i noce były „obstawiane” przez członków Zarządu Regionu. Siedziba Regionu była czynna przez 24 godziny. Ja również pełniłem dyżury. Właśnie 13 grudnia o godzinie 7 miałem rozpocząć swój dyżur.

Jak pan wspomina 13 grudnia 1981 roku?

O godzinie 1 w nocy dostałem informację o aresztowaniu działaczy Solidarności. Nakazano mi szybko się ukryć. Zorientowałem się, że wyłączono sygnał radiowy i telewizyjny. W godzinach porannych znajomy taksówkarz podwiózł mnie do centrum Lublina. Pierwsze kroki skierowałem do Katedry Lubelskiej. Tam spotkałem dwóch działaczy Związku, którzy poinformowali mnie o nocnych aresztowaniach w Zarządzie Regionu. Razem udaliśmy się do siedziby Solidarności. Kiedy weszliśmy do budynku, nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Pomieszczenia były całkowicie zdewastowane. Zniszczone zostały meble, telefony i sprzęt techniczny. W jednym z pokojów odnalazłem kartkę napisaną przez Ryszarda Jankowskiego, wiceprzewodniczącego Zarządu Regionu, który w nocy z 12 na 13 grudnia pełnił dyżur. Napisał na niej między innymi: „Włamują się. Wyważają drzwi. ZOMO wchodzi do budynku”. Po 1989 roku przekazałem tę notatkę do archiwum lubelskiej Solidarności.

Po obejrzeniu wszystkich pomieszczeń zwróciłem się do osób zgromadzonych przed siedzibą Związku, członków Solidarności i przedstawicieli komisji zakładowych. Przypominałem, że zgodnie ze statutem w przypadku ataku na Związek i aresztowania jego władz mamy obowiązek przystąpić do strajku. Ten apel powtórzyłem kilkakrotnie. Około godziny 10 do siedziby Zarządu Regionu przybyło dwóch kleryków z aparatami fotograficznymi. Udzieliłem im zgody na zrobienie zdjęć zdewastowanych pomieszczeń. Jeden z nich przekazał mi później dwie rolki filmu, które po kilku miesiącach dałem zaufanym osobom, zajmującym się pracą fotograficzną w Związku. Władze kościelne ostrzegły mnie, że mogę być wkrótce aresztowany. Postanowiłem się ukryć, ale przedtem rozdałem zebranym członkom Solidarności całą bibliotekę związkową, co uchroniło ją przed konfiskatą i zniszczeniem przez SB.

SB często nękała działaczy Solidarności. Czy pana też to spotkało?

W końcu, po miesiącu ukrywania, zgłosiłem się do zakładu pracy. Wróciłem na stanowisko mechanika w Zakładzie Energetycznym w Lublinie. Po dwóch, trzech dniach dostałem wezwanie do stawienia się, jako świadek, w siedzibie Służby Bezpieczeństwa przy ul. Narutowicza. Wiedziałem, że milicjanci kilkakrotnie dostarczali tego typu wezwania do mojego domu, ale żona za każdym razem odmawiała ich przyjęcia.

Podczas przesłuchania nie odpowiadałem na żadne pytania. Sytuacja, w której się znalazłem, przypominała mi sceny z filmu „Stawka większa niż życie”. W moim przypadku przesłuchanie trwało od rana do późnych godzin wieczornych. Przy niewielkim stoliku jeden z funkcjonariuszy spisywał protokół, drugi stał przy ścianie i się przysłuchiwał. Co pewien czas wchodził do pokoju naczelnik Trąbka i uderzał bykowcem w stół. Miałem wrażenie, że przesłuchują mnie Niemcy. Nie ukrywam, że myślałem wówczas, że mogę stracić zdrowie, jeśli nie życie. Ciężkie buty stukające po parkiecie przywodziły na myśl kroki gestapowców. Wszystko to potęgowało nastrój grozy. Trzeba jednak podkreślić, że nie zostałem nigdy uderzony. Wielokrotnie natomiast mi grożono. Nawet po opuszczeniu budynku SB bałem się o życie i zdrowie swoje i rodziny.

Ale nie dał się pan zastraszyć i zaangażował się w działalność podziemnych struktur Solidarności.

W swoim zakładzie pracy na nowo nawiązałem kontakty z działaczami Solidarności. Zająłem się organizacją pomocy dla osób internowanych. Pieniądze były zbierane nie tylko w Zakładzie Energetycznym, lecz także w innych przedsiębiorstwach Lublina. Te fundusze przekazywaliśmy rodzinom osób internowanych, między innymi Jana Kozaka i Włodzimierza Blajerskiego. Prowadziłem również kolportaż prasy podziemnej. Moi kierownicy w pracy ostrzegli mnie, że jestem inwigilowany przez SB i prosili o ostrożność. Ale w podziemnych strukturach Solidarności działałem jeszcze prawie rok.

Aż do chwili, gdy został pan powołany do armii. W jakich to było okolicznościach?

Pod koniec 1982 roku dostałem wezwanie do Wojskowej Komendy Uzupełnień w Lublinie. W budynku od razu zauważyłem, że prawie 100 procent powołanych do wojska to członkowie Solidarności. Wśród nich spotkałem Włodzimierza Blajerskiego, który po krótkiej rozmowie ze mną opuścił siedzibę WKU. Później, pod zmienionym nazwiskiem, przez kilka tygodni ukrywał się w szpitalu. Służba Bezpieczeństwa nie mogła go odnaleźć. Ostatecznie, wraz ze związkowcami z Lublina i innych miast Polski, zostałem skierowany do jednostki w Czerwonym Borze.

To słynna jednostka, do której pod pozorem ćwiczeń wojskowych trafiali działacze opozycyjni. Jak wyglądał pobyt w Czerwonym Borze?

Na miejscu żołnierze WSW odbierali nas z pociągu i konwojowali do jednostki. Znajdowała się ona głęboko w lesie. Miała nawet – na własne potrzeby – bocznicę kolejową. Zakwaterowano nas w wagonach towarowych, gdzie ustawiono piętrowe łóżka. Pomieszczenia były niemal zupełnie nieogrzewane. Na środku stał tylko mały piecyk, tzw. koza. Ci, którzy byli w jego pobliżu, niemal się przypiekali, a ci, którzy znajdowali się przy ścianach wagonu – zamarzali. Zmuszało to nas do spania na zmiany: raz bliżej, raz dalej od „grzejnika”. Warto przypomnieć, że do tzw. niby-wojska byli powoływani ludzie ułomni, schorowani, jedyni żywiciele rodziny, co było wbrew prawu obowiązującemu w PRL-u. Dla nas dużym zaskoczeniem było to, że młodej kadrze oficerskiej wmówiono, że ma do czynienia z osobami głęboko zdemoralizowanymi, które trzeba zresocjalizować i poddać dyscyplinie wojskowej. Dopiero po pewnym czasie ci młodzi oficerowie zrozumieli, że jesteśmy normalnymi ludźmi, a nie kryminalistami. Niektórzy z kadry przechodzili nawet na naszą stronę. Bywały dni, że spotykaliśmy się z nimi w lesie i opowiadaliśmy o działalności związku i historii Polski. Dzięki takim przyjacielskim kontaktom oficerowie ci ostrzegali nas przed zagrożeniami i planami dowództwa.

W jednostce w Czerwonym Borze starano się nas upokorzyć, a potem pozyskać do współpracy z aparatem bezpieczeństwa PRL-u. Dostawaliśmy absurdalne zadania, takie jak budowa, na trzaskającym mrozie, drogi ze śniegu. Oficerowie SB, wywiadu i kontrwywiadu wojskowego często robili przesłuchania. Byłem kilkadziesiąt razy brany na takie „rozmowy”. Dla zmylenia naszej czujności niejednokrotnie na przesłuchania brano tzw. ucho, tj. osobę z naszego otoczenia, która przekazywała informacje o nastrojach panujących w wagonach mieszkalnych.
W rocznicę 11 listopada staraliśmy się zaakcentować nasz patriotyzm śpiewaniem pieśni narodowych, np. „My, Pierwsza Brygada”. Dawało to nam poczucie jedności oraz ułatwiało znoszenie trudów służby w jednostce w Czerwonym Borze.
Dopiero po miesiącu naszego pobytu, gdy Radio Wolna Europa zaczęło przekazywać informacje o specjalnych obozach wojskowych, otrzymaliśmy korespondencję.

Jednostka w Czerwonym Borze była całkowicie odizolowana od świata, a przetrzymywani w niej nie mogli mieć kontaktu nawet z rodzinami. Czasem udawało się jednak przechytrzyć system.

Tak, kiedyś jeden z księży z Krakowa zebrał do autokaru rodziny osadzonych i przywiózł do Czerwonego Boru. Okazując dokument pisany po łacinie i sygnowany podpisem Czesława Kiszczaka, pokonywał kolejne blokady drogowe. Oczywiście dokument dotyczył innej sprawy i był już nieważny, ale żaden z kontrolujących żołnierzy nie znał języka łacińskiego, a podpis i pieczęć generała były wystarczające do dalszego przejazdu. Gdy autokar przejechał bramę jednostki i po tak długiej rozłące rodziny spotkały się ze swoimi ojcami i synami, była ogromna radość. Oczywiście ksiądz został aresztowany i przez parę godzin nie wiadomo było, co się z nim dzieje.

Jak po latach podsumowałby pan swój pobyt w specjalnym obozie wojskowym w Czerwonym Borze?

Warunki były koszmarne. Po miesiącu służby schudłem 7 kg. Dodatkowo groza tego miejsca była potęgowana przez wojskowych, którzy przypominali nam, że w stanie wojennym za każde uchybienie służbowe grozi kara śmierci. Na szczęście nasza grupa z czasem ten strach przełamała, choć w psychice pobyt w specjalnym obozie wojskowym w Czerwonym Borze pozostanie na całe życie.

Józef Godlewski – wiceprzewodniczący Komisji Zakładowej w Zakładzie Energetycznym w Lublinie, a w 1981 roku członek Zarządu Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ „Solidarność”. Dziś prezes Zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Represjonowanych w Specjalnych Obozach Wojskowych w latach 1982–1983.

rozmawiał dr Marcin Paluch , historyk, wykładowca w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie, specjalista w dziedzinie dziejów najnowszych

autor zdjęć: Wojtek Laski/ EAST NEWS, arch. Józefa Godlewskiego

dodaj komentarz

komentarze

~777
1591047840
co to za brednie. kolesie jakoś nie wyglądają na nękanych XDDD mojego sąsiada kilka dni po wprowadzeniu SW "aresztowali". fama poszła, że kaplica, że na kaźnie i po karierze a tu się się okazało, że wezwali go ale SWOI podobno na szkolenie. Czerwony był, żaden tam opozycjonista. xDDD Więc nie mieli ŻADNYCH podstaw aby go internować. ;)) Okazało się też że służbę wojskową 25 lat wcześniej odbywał w jednostkach MSW - Nadwiślańska Brygada MSW im. Czwartaków AL. przyjeżdżał do domu regularnie na przepustki a raz wrócił z... motocyklem jako nagrodą za wzorową służbę!!! to jak to było z tym prześladowaniem, szacowni kombatanci??? XDDDD
F6-A4-A7-DD

Ocalały z transportu do Katynia
 
Mjr rez. Arkadiusz Kups: walka to nie sport
Szpej na miarę potrzeb
Inwestycje w bezpieczeństwo granicy
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Marcin Gortat z wizytą u sojuszników
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Święto wojskowego sportu
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
Barwy walki
Sportowcy podsumowali 2023 rok. Teraz czas na igrzyska olimpijskie
V Korpus z nowym dowódcą
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Sprawa katyńska à la española
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Odstraszanie i obrona
Optyka dla żołnierzy
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Zbrodnia made in ZSRS
Wojna w świętym mieście, epilog
Ogień w podziemiu
Szarża „Dragona”
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Potężny atak rakietowy na Ukrainę
Prawda o zbrodni katyńskiej
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Ramię w ramię z aliantami
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Przygotowania czas zacząć
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
NATO na północnym szlaku
Wieczna pamięć ofiarom zbrodni katyńskiej!
Centrum szkolenia dla żołnierzy WOC-u
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Wojsko inwestuje w Limanowej
Mundury w linii... produkcyjnej
25 lat w NATO – serwis specjalny
Kolejni Ukraińcy gotowi do walki
Cyberprzestrzeń na pierwszej linii
Jeśli nie Jastrząb, to…
WIM: nowoczesna klinika ginekologii otwarta
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Głos z katyńskich mogił
Koreańska firma planuje inwestycje w Polsce
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wojna w świętym mieście, część druga
Stoltenberg: NATO cieszy się społecznym poparciem
Zmiany w dodatkach stażowych
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Kurs z dzwonem
Na straży wschodniej flanki NATO
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Rakiety dla Jastrzębi
W Ramstein o pomocy dla Ukrainy

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO