W potocznych wyobrażeniach Polaków ugruntował się wizerunek Ukraińców nieprzejednanych w negatywnej postawie wobec Rosjan. W takim postrzeganiu nie ma miejsca na odcienie szarości, są hasła o „formowaniu się narodu politycznego”, „szybko postępującej derusyfikacji” i nienawiści wywołanej rosyjskim bestialstwem. Czasem, trochę cichcem, wspomina się o kolaborantach, zwolennikach „ruskiego miru”, podkreślając, że jest to zdecydowana mniejszość. Zdecydowana czy nie, skutki działań zdrajców bywają niezmiernie tragiczne.
5 października 2023 roku rosyjski Iskander uderzył we wsi Groza w obwodzie charkowskim. Rakieta trafiła w budynek, gdzie akurat odbywała się stypa, zabijając 59 osób. Głównie cywilów, jedną szóstą populacji Grozy, co trzeciego dorosłego mieszkańca.
Masowa śmierć sąsiadów
Na rosyjskich kontach na Telegramie szybko pojawiły się informacje, że celem ataku byli żegnający kolegę oficerowie batalionu „Ajdar”. Formacji, która zalazła Moskalom za skórę jeszcze w 2014 roku, walnie przyczyniając się do ograniczenia terytorialnej ekspansji tzw. Noworosji. Ukraińskie źródła potwierdziły, że we wsi odbył się pogrzeb poległego wojskowego. Ceremonia powtórna, związana z ekshumacją zwłok oficera, który zginął na początku pełnoskalowej inwazji. Groza była wtedy pod rosyjską okupacją, żołnierza pochowano więc w Dnieprze – i dopiero jesienią 2024 roku złożono w rodzinnej miejscowości. W rosyjskim ataku na żałobników zginął m.in. syn poległego, także żołnierz armii ukraińskiej.
Tuż po tragedii mieszkańcy Grozy nie mieli wątpliwości, że Rosjan ktoś o pogrzebie poinformował. Ktoś miejscowy, zorientowany w przebiegu ceremonii. Te przypuszczenia potwierdziła Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), wskazując dwóch braci. Mężczyźni już podczas okupacji otwarcie współpracowali z Rosjanami. Po wyzwoleniu Grozy uciekli do Rosji, lecz nadal zbierali informacje, dzwoniąc i pisząc do krewnych i znajomych. Tak dowiedzieli się o pogrzebie i przyczynili do masowej śmierci dawnych sąsiadów.
Pojazd przystosowany do wystrzeliwania pocisków śmigłowcowych, okolice Torecka w Ukraina, 19 sierpnia 2024 r.
Obecny los braci zdrajców nie jest mi znany, ale warto podkreślić, że przebywanie na terenach kontrolowanych przez Rosjan wcale nie oznacza bezkarności. Przekonał się o tym Jewhen Ananiewski, jeden z organizatorów kolonii poprawczej w Berdiańsku. Mężczyzna szczególnie brutalnie znęcał się nad pojmanymi żołnierzami armii ukraińskiej, stąd zainteresowanie nim wywiadu wojskowego (HUR). 5 maja 2024 roku auto kolaboranta wyleciało w powietrze. „W wyniku eksplozji zaangażowany w katowanie ukraińskich jeńców Jewhen Ananiewski został zlikwidowany. Ministerstwo Obrony Ukrainy przypomina, że za każdą zbrodnię wojenną nadejdzie sprawiedliwa zapłata”, komunikat tej treści opublikowano na stronie HUR.
Nie czują się zdrajcami
Zastanawiając się nad źródłami kolaboracji, należy zwrócić uwagę na osobliwości ukraińskiego społeczeństwa. Składa się ono także z „ludzi rosyjskich”, obywateli ukraińskich zakorzenionych w rosyjskiej kulturze, emocjonalnie z nią związanych. Obecnie rozczarowanych Rosją i jej działaniami w Ukrainie. Na linii wojennego podziału to osoby raczej popierające Ukrainę, ale dystansujące się od jej etnosu i budujące propaństwową postawę w oparciu o lokalny patriotyzm. Odessa i Charków pełne są takich osób. Koncept lokalnego patriotyzmu nowy nie jest. W naszej części Europy – generalnie dystansującej się od nacjonalizmów – w oparciu o tę ideę próbuje się budować społeczną spoistość. W Ukrainie, z jej wymuszoną przez Rosjan nacjonalistyczną konsolidacją, odeska czy charkowska „rusko-ukraińskość” jest zjawiskiem dość osobliwym.
Nie mniej osobliwy – jeśli ktoś nie zna wschodniej mentalności – jest tamtejszy fatalizm. To pogodzenie się z losem, niezależnie od okoliczności. We wsiach pod Charkowem armia rosyjska zachowywała się skandalicznie. Rozbój był na porządku dziennym, ale miejscowi opowiadają o tym ze spokojem, rodzajem zrozumienia dla „oczywistych” aspektów wojennej rzeczywistości. Kradli? No kradli. Nie pozwalali chować zabitych na cmentarzach? No nie pozwalali; trzeba było grzebać bliskich w ogródkach przy domu. Komfortowe to wszystko nie było, ale „dało się przeżyć”. Bez znajomości takiego sposobu myślenia nie sposób zrozumieć społecznego klimatu wschodniej Ukrainy, gdzie nadal obecne są prorosyjskie sympatie.
Odessa i Charków nie były celem zmasowanego rosyjskiego terroru. W pierwszym mieście najbardziej cierpi port i okolice, w drugim Północna Saltówka, dzielnica będąca niczym „tarcza miasta”, na której połamały sobie zęby rosyjskie czołówki pancerne. Świadomi „rosyjskości” obu metropolii Moskale stosują wobec nich strategię terroru selektywnego. Na Charków rakiety spadają regularnie, ale mapowanie miejsc wybuchów prowadzi do wniosku, że gęsto zaludnione centrum pozostaje bezpieczne. Jednocześnie w obu miastach wciąż działa prorosyjska agentura, której łatwo zgubić się w tłumie „rosyjskich ludzi” i której członków niespecjalnie oburza powszechna wiedza o zbrodniach putinowskiej armii. To od takich ludzi – kolaborantów, którzy wcale kolaborantami się nie czują – Rosjanie czerpią wiedzę o wartościowych celach.
Zakładnicy tragicznych okoliczności
Kijów zmaga się z problemem kolaboracji od 2014 roku. Do czasu wybuchu pełnoskalowej wojny ukraińskie sądy wydawały po 30 wyroków miesięcznie, głównie wobec osób współpracujących z Rosjanami w Donbasie. Po 24 lutego 2022 roku ta liczba wzrosła do 70 orzeczeń. Zmienił się także charakter kar, wcześniej w większości orzekanych „w zawiasach”, obecnie w przypadku dwóch trzecich wyroków zasądzane jest bezwzględne pozbawienie wolności. A ów odsetek byłby zapewne wyższy, gdyby nie fakt, że część postępowań toczy się zaocznie, dotyczy osób przebywających na terenach rosyjskich bądź przez Rosjan kontrolowanych.
Wcześniej sprawy prowadzono w oparciu o kilka różnych paragrafów, od marca 2022 roku w ukraińskim kodeksie karnym pojawiła się „działalność kolaboracyjna” jako samodzielna kategoria przestępstwa. I tak za współpracę z państwem-agresorem, jego formacjami zbrojnymi i paramilitarnymi lub administracją okupacyjną, jak również za głoszenie poglądów uzasadniających rosyjską napaść przewidziana jest kara od 10 do 15 lat pozbawienia wolności. Dodatkowe sankcje to pozbawienie prawa do zajmowania stanowisk w administracji i konfiskata majątku.
Nie jest jasne, w oparciu o jakie procedury służby specjalne Ukrainy likwidują najbardziej zaangażowanych kolaborantów, działających na terenach okupowanych. Do tej pory zabito co najmniej 30 osób. Za najbardziej spektakularny uchodzi zamach na Kiryła Stremousowa, zastępcę chersońskiej administracji okupacyjnej, który pożegnał się z życiem w listopadzie 2022 roku. W Ukrainie nie obowiązuje kara śmierci, mamy więc do czynienia z sądami kapturowymi. Brak przejrzystości rodzi obawy o praworządność, te jednak podnoszone są zwykle poza Ukrainą. Nad Dnieprem jest duże przyzwolenie na likwidowanie zdrajców, a efekty działań SBU i HUR przemawiają za tym, że obie służby mają rozbudowaną sieć informatorów na terenach zajętych przez Rosjan. Co także jest dowodem na popieranie idei zamachów.
Ukraińska opinia publiczna nie ma też nic przeciwko surowemu traktowaniu osób kierujących ogniem rosyjskiej artylerii; w potocznym postrzeganiu przekazywanie koordynatów uchodzi za zbrodnię. Bardziej zniuansowane są opinie na temat postaw mieszkańców okupowanych terenów. Przesłanki natury humanitarnej mają tym większe znaczenie, im dłużej trwa okupacja. Trudno wytrwać w pryncypialności i zachować lojalność na wszystkich płaszczyznach, gdy nie ma realnych widoków na szybkie wyzwolenie. I gdy okupant naciska, by się podporządkować, grożąc dotkliwymi konsekwencjami w razie obstrukcji i buntu. Ukraińskie władze, ale i zwykli ludzie żyjący w wolnej Ukrainie, zdają sobie z tego sprawę. Skutkuje to przyzwoleniem na współpracę z Rosjanami, jeśli nie oznacza ona działania bezpośrednio na szkodę Ukrainy. W razie wyzwolenia urzędnicy, strażacy czy lekarze będą zatem traktowani jako „zakładnicy tragicznych okoliczności”. Podobnie jak zwykli obywatele, zmuszeni przyjąć obce paszporty. Kijów pozwala na zaakceptowanie rosyjskiego obywatelstwa ze względów bezpieczeństwa.
autor zdjęć: Diego Herrera Carcedo / Anadolu/ AA/ ABACA/ Abaca/ East News
komentarze