Sednem ich pracy jest minerka, czyli działania z materiałami wybuchowymi. – Nie nurkujemy rekreacyjnie. Dla nas to sposób dotarcia do miejsca działania, często mocno stresogennego – mówią nurkowie 6 Brygady Powietrznodesantowej. Jak dodają, nurek-miner musi być wyjątkowo sprawny fizycznie i odporny psychicznie. W brygadzie służy ich około piętnastu.
– To, co saperzy robią na powierzchni, my musimy robić pod wodą – tak o swoich obowiązkach mówi chor. Bartłomiej, dowódca plutonu nurków z 6 Brygady Powietrznodesantowej. – To są inne przepisy bezpieczeństwa, inne umiejętności, inna fizjologia – dodaje podoficer.
Jego podwładni uczestniczą także w działaniach typowych dla spadochroniarzy – skaczą ze spadochronem, desantują się ze śmigłowców, strzelają, biorą udział w ćwiczeniach brygadowych i batalionowych. Ale sednem ich pracy jest, jak mówią, minerka, czyli szeroko rozumiane działania z materiałami wybuchowymi. – Może to być zarówno podkładanie ładunków, jak i ich neutralizacja – mówi chor. Bartłomiej. Jak podkreśla, zakres ich działań obejmuje także rozpoznanie, np. mostów czy dna i brzegów rzek przed przeprawą. – Dzięki temu brygada może realizować zadania samodzielnie, bez wsparcia z zewnątrz – zaznacza chorąży.
Kilka dni temu „Polska Zbrojna” obserwowała ćwiczenia nurków z 6 BPD, które odbywały się na krakowskim Zakrzówku, w starym wyrobisku zalanym wodą. Scenariusz ćwiczenia zakładał użycie dwóch zespołów: jeden badał wyjście na plażę w poszukiwaniu ładunków wybuchowych, drugi penetrował wnętrze zatopionego samolotu. W przerwach między poszczególnymi zadaniami żołnierze opowiadali o swojej służbie.
Robota nie dla każdego
Szkolenie nurka inżynieryjnego to proces wieloetapowy. Kandydat musi być wyjątkowo sprawny fizycznie i odporny psychicznie – m.in nie może mieć klaustrofobii ani lęku przestrzeni. Chętnych ocenia Wojskowa Komisja Morsko-Lekarska w Gdańsku, dopiero po jej orzeczeniu można trafić na kurs młodszego nurka.
– Szkolenie zaczyna się od teorii, potem są ćwiczenia w basenach do 5 i 8,5 m głębokości – opowiada st. kpr. Piotr, nurek z kilkunastoletnim stażem. Dodaje, że kolejny etap, czyli szkolenia na zewnątrz, to już nie są przelewki: zimna woda, słaba widoczność, prądy. – W Polsce nie mamy cieplarnianych, tropikalnych warunków, często pływamy w miejscach, gdzie nie widać końca własnej ręki – podoficer wyciąga przedramię, by zilustrować skromny zakres widoczności. – No ale to uczy charakteru – kapral uśmiecha się szeroko.
Kurs młodszego nurka trwa około trzech miesięcy. Aby zostać nurkiem inżynieryjnym, potrzeba trzech–czterech lat praktyki i dodatkowych kursów. Wymagana jest także odpowiednia liczba godzin spędzonych pod wodą oraz pozytywne wyniki corocznych badań lekarskich. – To nie jest robota na całe zawodowe życie. Czasem zdrowie nie pozwala kontynuować służby, mimo doświadczenia – zaznacza jeden z rozmówców.
Pod wodą tylko zespołowo
Nurkowanie to bowiem nie tylko technika, ale i fizjologia. Zawartość pojedynczej butli może wystarczyć na kilkadziesiąt minut, może się zużyć w kilka. – Ten sam wdech na głębokości 10 m kosztuje pięć–siedem litrów tlenu, zamiast trzy–cztery litry na powierzchni – opisuje jeden z nurków. Stres, lęk, panika pod wodą, mogą prowadzić do niekontrolowanego oddychania, co skutkuje szybszym zużyciem powietrza i niebezpiecznymi decyzjami. Na przykład zbyt szybkim wynurzeniem, które może spowodować chorobę dekompresyjną.
– My nie nurkujemy rekreacyjne, by pooglądać sobie rafę czy zatopione, będące atrakcją dla turystów wraki. Dla nas nurkowanie nie jest celem samym w sobie, ale sposobem dotarcia do miejsca działania, a te działania są często stresogenne – podkreśla kpr. Piotr.
Jednym z najbardziej wymagających scenariuszy jest nurkowanie pod lodem. Żołnierze ćwiczą m.in. technikę „wykuwania się”, czyli awaryjnego wydostania spod lodu. – Żeby się wykuć, najpierw trzeba zapewnić sobie stabilizację – tłumaczy inny z nurków. Jak wyjaśnia, chodzi o to, by po każdym uderzeniu nożem w lód nie odbijać się w dół od tafli. – By tego uniknąć, trzeba wkręcić w lód śrubę z uchwytem. Wtedy jedną ręką się trzymamy, a drugą dłubiemy w lodzie – opowiada nurek.
Zrobienie dziury o średnicy metra – a mniejsza być nie może, bo nurek musi wyjść ze sprzętem – trwa nawet godzinę. W tym czasie zużycie gazu jest ogromne, a zmęczenie potężne. To pokazuje, jak ważna jest nie tylko siła fizyczna, ale też opanowanie i technika.
Wracając do zagrożeń – nurek może doświadczyć hiperwentylacji, która prowadzi do osłabienia, mroczków, a nawet utraty przytomności. Dlatego działania pod wodą nie mogą i nie są domeną indywidualistów. Żołnierze pracują parami i uczą się rozpoznawać niebezpieczne objawy u siebie i partnera. W wodzie komunikacja odbywa się za pomocą gestów, informujących o stanie zdrowia, temperaturze czy problemach ze sprzętem.
Najbardziej doświadczeni nurkowie z 6 BPD mają ponad 1000 godzin spędzonych pod wodą. W brygadzie służy ich około piętnastu, a zespół stale poszukuje nowych kandydatów.
autor zdjęć: 6 BPD

komentarze