Chcemy wykorzystać potencjał ludzi służących w naszej armii – mówi płk. pil. Krzysztof Zwoliński, szef Zarządu Lotnictwa Śmigłowcowego i zastępcą inspektora sił powietrznych w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych, w rozmowie z „Polską Zbrojną” o tym, czy podoficerowie zasiądą za sterami Apache’ów i co dalej z systemem szkolenia pilotów śmigłowców.
Zewsząd słychać głosy, że czeka nas rewolucja w systemie szkolenia pilotów
śmigłowcowych. Czy prawdą jest, że nowoczesne śmigłowce oddamy w ręce podoficerów?
Płk. pil. Krzysztof Zwoliński: Taki jest plan. Zgodnie z poleceniem ministra obrony narodowej w Zarządzie Lotnictwa Śmigłowcowego Inspektoratu Sił Powietrznych DGRSZ opracowano projekt, który został już zaakceptowany przez kierownictwo MON-u, a który zakłada, że wracamy do szkolenia podoficerów w lotnictwie. Nie wiem jednak, czy można to nazwać rewolucją, bo szkolenie pilotów podoficerów realizowano przed laty, kiedy w strukturach dęblińskiej Szkoły Orląt istniała Szkoła Chorążych Lotnictwa.
Wspomniana przez Pana szkoła przestała działać pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Czym zatem nowa koncepcja będzie się różnić od tej starej?
Ówczesny system szkolenia śmigłowcowego w mojej ocenie bardzo kulał i długo można by było wymieniać jego niedostatki. Największym problemem był jednak brak jakiejkolwiek standaryzacji. Brakowało też odpowiedniej liczby śmigłowców, by jednocześnie na tym samym poziomie szkolić przyszłych oficerów – a więc podchorążych Szkoły Orląt – oraz chorążych lotnictwa. Śmigłowce Mi-2 i W-3 służyły w pierwszej kolejności do szkolenia podchorążych, co doprowadzało do tego, że ci drudzy kończyli dwuletnią szkołę z nalotem zaledwie kilkunastu godzin! Tym samym śmiało można powiedzieć, że nie byli w ogóle wyszkoleni pod względem lotniczym, więc gdy trafiali do jednostek liniowych, musieli kontynuować szkolenie praktycznie od zera. Problemy się piętrzyły, bo w jednostkach lotniczych piloci, zamiast wykonywać zadania operacyjne, doskonalić technikę pilotażu i taktykę działań bojowych, skupiali się na szkoleniu nowych pilotów. Nie twierdzę jednak, że mury Szkoły Chorążych Lotnictwa opuścili wyłącznie źli lotnicy, bo dzięki ogromnemu wysiłkowi szkoleniowemu personelu jednostek operacyjnych do dzisiaj służą jeszcze bardzo wartościowi żołnierze, którzy sprawdzili się również podczas wykonywania zadań bojowych na misjach w Iraku czy też Afganistanie. Mówię jedynie, że system był niedopracowany i po prostu nieakceptowalny.
Zostawmy przeszłość. To już za nami, a co przed nami?
Przygotowana w DGRSZ koncepcja zakłada kompleksowe podejście do szkolenia lotniczego w obszarze lotnictwa śmigłowcowego. Zależy nam na tym, żeby przyszli piloci szkolili się w nowoczesnym ośrodku lotniczym, wyposażonym we wszystkie narzędzia, jakie są niezbędne, by zapewnić jak największą jakość i rytmikę szkolenia. Ośrodku, który w żaden sposób nie będzie odbiegał od standardów światowych. Centrum Szkolenia Lotnictwa Śmigłowcowego, bo o nim mowa, zgodnie z obecnymi założeniami ma powstać w Leźnicy Wielkiej. To jest pieśń przyszłości, oby niedalekiej, bo stworzenie nowej placówki wymagać będzie inwestycji w sprzęt i infrastrukturę, czyli nakładów finansowych oraz czasu. Na razie musimy więc poradzić sobie inaczej.
Inaczej, czyli jak?
Projekt pilotażowy szkolenia pilotów podoficerów zakłada, że będziemy ich przygotowywać zarówno w kraju, gdzie na bazie Lotniczej Akademii Wojskowej będą realizować szkolenie selekcyjne, a następnie za granicą. W grę wchodzą dwie lokalizacje: Wielka Brytania lub Stany Zjednoczone. W obu miejscach szkoli się podoficerów – przyszłych pilotów AH-64E, chcemy zatem skorzystać z doświadczeń i systemu, który po prostu już jest i działa sprawnie. Szkolenie zaawansowane w Wielkiej Brytanii odbywałoby się na śmigłowcach H135 oraz na H145. W USA zaś na UH-72A i UH-72B, będących amerykańską wersją maszyn H145. Po zakończeniu tego etapu moglibyśmy praktycznie od razu wysłać pilotów do Fort Novosel w Alabamie w Stanach Zjednoczonych, gdzie prowadzone jest szkolenie lotnicze na AH-64E Apache. Biorąc pod uwagę obecne możliwości i uwarunkowania, skłaniamy się ku wariantowi brytyjskiemu.
Zgodnie z umową pierwsze z kupionych w USA śmigłowce AH-64E trafią do Polski w 2028 roku. Jest to więc dość odległa perspektywa.
Nie do końca. Proces szkolenia lotniczego ze względu na swoją złożoność jest długotrwały. Niemniej przyjęte kierunki działania pozwolą na przeprowadzenie go w mniej więcej dwa lata. A to nie jest tak długo, jak się wydaje, zwłaszcza że Apache’e to nowoczesne, bardzo wymagające śmigłowce. Dla porównania powiem, że kształcenie pilota śmigłowca w Lotniczej Akademii Wojskowej trwało dotąd pięć lat, a w obecnym systemie o pół roku krócej.
Jeżeli zatem pierwsi podoficerowie zostaną skierowani na szkolenie lotnicze poza granicami kraju wiosną 2026 roku, to w trzecim lub czwartym kwartale 2027 roku będą już gotowi do rozpoczęcia szkolenia na Apache’ach. Możemy więc przyjąć, że zostaną przygotowani do lotów na AH-64E, zanim te maszyny trafią do Polski.
Dlaczego nie możemy szkolić pilotów w Polsce, np. na Mi-2?
Mi-2 to bardzo dobry śmigłowiec do szkolenia podstawowego, lecz czas jego świetności dawno minął. Posiadane wyposażenie pokładowe i brak jakichkolwiek systemów wspomagania pracy pilota nie pozwalają na prawidłowe przygotowanie pilotów do rozpoczęcia szkolenia na zaawansowanych technologicznie nowoczesnych śmigłowcach. Mówi się co prawda, że pilot wyszkolony na Mi-2 jest w stanie polecieć na wszystkim, bo ta maszyna daje dobre podstawy i jest bardzo przyjazna nowym adeptom sztuki lotniczej, lecz jest to maszyna zdecydowanie analogowa. Nowoczesne śmigłowce z kabiną w formacie glass-cockpitu naszpikowane są systemami awionicznymi, wymiany i transmisji danych, wykrywania, obserwacji, śledzenia i zwalczania celów, a od swoich użytkowników wymagają przede wszystkim umiejętnego przetwarzania i zarządzania informacjami niezbędnymi do skutecznej realizacji zadań na współczesnym polu walki. A skoro do służby w lotnictwie SZRP mają wejść najnowocześniejsze śmigłowce uderzeniowe na świecie, to potrzebujemy platformy, która maksymalnie ułatwi pilotom przeszkolenie nie tylko na AH-64E, lecz także na AW149, AW101 czy S-70i, które obecnie znajdują się w wyposażeniu naszego lotnictwa.
Wiemy, że szkolenie będzie za granicą, wiemy kiedy, ale nie wiemy, kto z programu skorzysta.
Na początku chcemy wykorzystać potencjał ludzi służących w naszej armii, więc do programu pilotażowego dla podoficerów aplikować będą mogli żołnierze z tego korpusu z jednostek sił powietrznych lub pozostałych rodzajów sił zbrojnych. Projekt przeznaczony będzie dla kandydatów do 35. roku życia, którzy legitymują się potwierdzoną znajomością języka angielskiego na poziomie drugim i wykształceniem technicznym. Podczas rekrutacji, która rozpocznie się, jak zakładam, w ciągu kilku najbliższych tygodni, w mojej ocenie duże szanse mieć będą osoby z doświadczeniem lotniczym, np. posiadające cywilne licencje pilota albo dotychczas służące jako personel pokładowy, naziemny, służb ruchu lotniczego czy też operatorzy bezzałogowych statków powietrznych. Ponad wszystko będziemy szukać ludzi zdeterminowanych, by zostać pilotami śmigłowcowymi, dyspozycyjnych, gotowych do realizacji nowych wyzwań i intensywnej nauki, wysiłku i zmiany miejsca pełnienia służby.
Ponadto kandydaci będą musieli spełnić wymagania zdrowotne, czyli pozytywnie zaliczyć badania lekarskie w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej, testy psychofizyczne i szkolenie selekcyjne w Lotniczej Akademii Wojskowej.
Pragnę zaznaczyć, że nie wszyscy, którzy zostaną zakwalifikowani do rozpoczęcia szkolenia w Polsce, przejdą do drugiego etapu, czyli szkolenia poza granicami kraju. Selekcja będzie bardzo wymagająca i tylko najlepsi dostaną szansę, by zostać pilotami AH-64E. Będzie zatem o co walczyć, oczekuję zdrowej rywalizacji i pełnego zaangażowania.
A co z cywilami? Oni też dostaną szansę szkolenia na Apache’ach?
Tak, choć nie w pierwszym etapie projektu. Szkolenie cywilów z natury potrwa dłużej, bo będą musieli przejść szkolenie podstawowe, jak każdy chętny do służby wojskowej, następnie specjalistyczne szkolenie językowe i bazowy kurs podoficerski. Kolejne etapy pozostaną takie same jak te dla podoficerów będących już w służbie.
Wspomniał Pan, że w Leźnicy Wielkiej powstanie w przyszłości Centrum Szkolenia Lotnictwa Śmigłowcowego. To właśnie tam będziemy kształcić lotnicze kadry podoficerskie?
Potwierdzam, chcemy zbudować jednolity i spójny system szkolenia wszystkich pilotów śmigłowcowych, zatem w Leźnicy szkolenie lotnicze realizować będą zarówno podoficerowie, jak i podchorążowie Szkoły Orląt. Dla tych pierwszych miejsc będzie jednak więcej, gdyż takie kierunki zmian zostały określone przez MON. Leźnica to bardzo dobre miejsce ze względu na lokalizację, możliwości przestrzenne i niezbyt intensywny ruch lotniczy – wykonuje się tam około 5–6 tys. operacji rocznie. Dla porównania powiem, że na lotnisku w Dęblinie prowadzone jest prawie 100 tys. operacji rocznie, niemal jak na Okęciu, co zdecydowanie zakłóca proces szkolenia lotniczego, w szczególności na śmigłowcach.
Czy utworzenie wspomnianego centrum nie doprowadzi do zamknięcia studiów oficerskich w Dęblinie? Jeśli kandydat na pilota Apache’a docelowo w Leźnicy będzie się szkolić dwa lata, to po co tracić czas na pięcioletnie studia?
To są dwie różne kwestie. W Siłach Zbrojnych RP potrzebujemy zarówno podoficerów, jak i oficerów. Ci ostatni powinni uczyć się nie tylko pilotażu, lecz także dowodzenia i zarządzania personelem, planowania zadań, organizacji szkolenia lotniczego etc. Ci pierwsi z kolei mają być przede wszystkim doskonałymi lotniczymi rzemieślnikami.
Poza tym proszę pamiętać, że oficerowie częściej zmieniają stanowiska niż podoficerowie. Z biegiem czasu zajmują coraz wyższe stanowiska służbowe i nie mogą wykonywać tak wielu zadań operacyjnych, za to zajmują się planowaniem czy organizowaniem działań. Wyszkolenie pilotów podoficerów da nam gwarancję ciągłości wykorzystania ich potencjału bojowego w służbie na długie lata.
Kiedy program wystartuje?
Od strony wojskowej praktycznie wszystko jest już przygotowane. Czekamy na zielone światło i… startujemy.
autor zdjęć: Damian Hebda, Ruediger Hess

komentarze