moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Generał, olimpijczyk, postać tragiczna

Kryształowo uczciwy, honorowy, o ogromnym poczuciu obowiązku – podwładni nie szczędzili mu pochwał. Wielu jednak dodawało: nie nadawał się do roli, jaka mu przypadła. Gen. Tadeusz Bór-Komorowski trafił na wojskowy i polityczny szczyt. Ale w historii zapisał się przede wszystkim jako dowódca jednego z najbardziej tragicznych powstań w polskiej historii.

Był 4 października 1944 roku. Powstanie w Warszawie właśnie zgasło. Aby uwiecznić swój tryumf, Niemcy zwieźli do miasta ekipy fotografów i filmowców. Korespondenci zostali rozstawieni na ulicy Śniadeckich, obok częściowo już rozebranej barykady. Czekali w pełnej gotowości z palcami na migawkach aparatów fotograficznych i włącznikach kamer. „Bór” pojawił się około jedenastej. Jeden ze świadków zanotował: „Generał nadchodzi samotny, w ciemnobrązowym palcie, w kapeluszu tej samej barwy. Szczupła twarz, ciemne bystre oczy. Ruchy żołnierskie. Uprzejmość i umiar”.

Szkic wart więcej niż tysiąc słów. Obraz człowieka niepozornego, który podjął się tytanicznego zadania i zapłacił za to straszliwą cenę. Ale czy faktycznie odchodził z piętnem przegranego?

REKLAMA

Hrabia, jeździec, „fantastyczny facet”

Współpracownicy nie szczędzili mu pochwał. Powtarzali, że był kryształowo uczciwy, honorowy, że został obdarzony ogromnym poczuciem obowiązku. Wielu z nich jednak dodawało przy tym, że kompletnie nie nadawał się do roli, jaka mu przypadła. Jan Ciechanowski, powstaniec warszawski i historyk, pisał już po wojnie: „W normalnym, regularnym wojsku i frontowych warunkach cała kariera gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego zakończyłaby się na dowodzeniu brygadą kawalerii. Tymczasem […] przypadek i zrządzenie losu wyniosły go na stanowisko dowódcy AK i kazały decydować o losach stolicy i narodu, chociaż przerastało to tragicznie jego skromne możliwości zawodowe i intelektualne”. I faktycznie, jeszcze pod koniec lat trzydziestych niewiele przemawiało za tym, że skromny oficer już niebawem może zawędrować na sam szczyt największej podziemnej armii w okupowanej Europie.

Komorowski urodził się w szlacheckiej rodzinie na Kresach dawnej Rzeczypospolitej. Karierę wojskową rozpoczął jako młody chłopak. Ukończył Akademię Wojskową w Wiener Neustadt, w czasie zaś I wojny światowej w mundurze austriackiej armii walczył na frontach włoskim i rosyjskim. W 1918 roku wstąpił do odrodzonego Wojska Polskiego. Niebawem ponownie został wysłany do boju, tym razem przeciwko bolszewikom. Wziął udział w bitwie pod Komarowem, gdzie polskie wojska rozgromiły niesławną Konarmię Siemiona Budionnego. Komorowski w tym starciu wykazał się nie lada odwagą i determinacją. Choć miał zaledwie 25 lat, w miejsce rannego dowódcy objął komendę nad 12 Pułkiem Ułanów Podolskich. Co więcej, nie zostawił podległych mu żołnierzy, mimo że w czasie zmagań sam został ranny. „Musiałem go siłą wyprawić do szpitala”– wspominał już po bitwie płk Juliusz Rómmel, dowódca 1 Dywizji Piechoty Legionów.

Po tych wydarzeniach kariera młodego porucznika nabrała rozpędu. Niebawem został dowódcą 9 Pułku Ułanów, krótko zaś przed wojną – komendantem Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu. Jednocześnie spełniał się jako sportowiec. W 1924 roku podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu wystartował we wszechstronnym konkursie konia wierzchowego. Dwanaście lat później, już jako kierownik drużyny, poprowadził polską kadrę hippiczną do srebrnego medalu igrzysk w Berlinie. Z tego właśnie czasu pochodzi zdjęcie, na którym ściska dłoń Josepha Goebbelsa.

Jeździeckie talenty Komorowskiego niektórzy Niemcy zapamiętali na długo, co kilka lat później wypłynęło w zgoła nieoczekiwanych okolicznościach. Kanadyjska historyk Alexandra Richie opisuje, jak to podczas rozmów o kapitulacji powstania warszawskiego gen. Erich von dem Bach-Zelewski zadzwonił do Berlina po akceptację wynegocjowanych warunków. Słuchawkę podniósł gen. Hermann Fegelein, jeden z najbliższych współpracowników Hitlera, który z miejsca zanegował ustalenia. Krzyczał, że ustępstwa wobec Armii Krajowej są zbyt duże i że Hitler nigdy nie wyrazi na nie zgody. „Co to za facet, ten „Bór”?” – zapytał, gdy trochę ochłonął. Kiedy jednak usłyszał, że pod tym pseudonimem kryje się „znany skoczek konny hrabia Komorowski”, diametralnie zmienił ton. „O ten!!! – miał wykrzyknąć. – Fantastyczny facet. Jeśli tak, to co innego. Proszę chwileczkę poczekać”. Kilka minut później przekazał von dem Bachowi-Zelewskiemu, że Führer przystaje na wszystkie warunki. I tak, na przykład, żołnierze AK zyskali status jeńców, Niemcy zobowiązali się też do humanitarnego traktowania ludności cywilnej. Inna sprawa, że później nie wywiązali się z części ustaleń.

Na pierwszym planie od lewej: premier Tomasz Arciszewski, gen. Tadeusz Bór-Komorowski, minister obrony narodowej gen. Marian Kukiel.

„Sąd należy do mnie...”

Ale to nastąpi kilka lat później. Na razie Polska sposobiła się do wojny. Kiedy ta wreszcie wybuchła, Komorowski walczył między innymi jako zastępca dowódcy Kombinowanej Brygady Kawalerii. Po wrześniowej klęsce postanowił pozostać w kraju. Jesienią 1939 roku w Krakowie wspólnie z pułkownikami Klemensem Rudnickim i Edwardem Godlewskim utworzyli konspiracyjną organizację o nazwie Kaerge (od pierwszych liter nazwisk całej trójki). Po latach „Bór” wspominał: „Nikt z nas nie miał żadnego doświadczenia w tym sprawach, a rzecz stawała się coraz bardziej nagląca. Codziennie zgłaszali się do nas oficerowie, osoby cywilne, raz nawet zjawił się pewien braciszek z jakiegoś zapadłego klasztoru, meldując ilość osób i szczegóły o miejscowych ośrodkach konspiracyjnych”. Komorowski pracował niemal na okrągło. Wspólnie z Rudnickim budowali podziemne struktury i opracowywali zasady ich działania. Rudnicki przyznawał później, że miał do „Bora” bezgraniczne zaufanie: „Znałem go od lat i ceniłem nadzwyczajnie jako świetnego żołnierza o kryształowym charakterze i działacza społecznego o wielkim wyrobieniu”.

Wkrótce krakowska organizacja podporządkowała się Związkowi Walki Zbrojnej. Komorowski został szefem Obszaru Kraków-Śląsk, a po przenosinach do Warszawy latem 1941 roku – zastępcą dowódcy ZWZ gen. Stefana Roweckiego „Grota”. „Rowecki zajmował się dużo sprawami wojskowymi, stąd chętnie wyręczał się »Borem«, jeśli chodzi o rozmowy z politykami, które zajmowały bardzo wiele czasu” – pisał Jan Ciechanowski, wyraźnie sugerując, że mimo wysokiego stanowiska Komorowski nie zdobył w tym czasie wystarczająco dużego doświadczenia, jeśli chodzi o samą walkę z Niemcami. Tymczasem już wkrótce stanął w obliczu nie lada wyzwania.

30 czerwca 1943 roku Niemcy aresztowali „Grota”. Niebawem też z Londynu przyszła decyzja – jego następcą zostanie „Bór”. Dlaczego właśnie on? Po pierwsze, namaścił go sam Rowecki. Po drugie, zwierzchnikom podobało się, że nie przejawia nadmiernych ambicji politycznych. Po trzecie wreszcie, jego kandydatura zyskała poklask wśród części wysokich rangą oficerów Armii Krajowej, która kilkanaście miesięcy wcześniej powstała na bazie ZWZ. Liczyli oni, że w kluczowych kwestiach będą mieli wpływ na nowego dowódcę, że ten pozostanie otwarty na ich sugestie. Sam „Bór” uznał jednak, że do pełnienia tak odpowiedzialnej funkcji brak mu dostatecznych kwalifikacji. Wysłał do Londynu list z grzeczną odmową, czym zmroził naczelnego wodza do szpiku kości. „Sąd o pana kwalifikacjach należy do mnie. Rozkazuję panu objąć to stanowisko i nie życzę sobie korespondencji na ten temat” – odpisał mu gen. Kazimierz Sosnkowski.

Komorowski koniec końców został więc dowódcą Armii Krajowej. Tymczasem wielkimi krokami nadchodził czas największej próby w jego życiu.

Willa dla generała

31 lipca 1944 roku w mieszkaniu przy ulicy Pańskiej w Warszawie trwała narada Komendy Głównej AK, kiedy do lokalu jak burza wpadł płk Antoni Chruściel „Monter”, dowódca warszawskiego okręgu Armii Krajowej. „Sowieckie czołgi były widziane na Pradze. Powstanie musi wybuchnąć natychmiast, bo inaczej się spóźnimy” – zakomunikował. Podobnego zdania byli gen. Tadeusz Pełczyński i Leopold Okulicki. Plan był taki, że oddziały AK uderzą w momencie, kiedy niemieckie jednostki będą pierzchać z miasta pod naporem wkraczającej Armii Czerwonej. Chodziło o to, by opanować tak duże obszary, jak to możliwe, i wystąpić wobec Sowietów w roli gospodarzy. „Bór”, który wcześniej się wahał, uznał, że to właściwy moment. Wydał rozkaz do rozpoczęcia walk. Kilka godzin później dowiedział się, że informacje „Montera” były błędne. Powiedział mu o tym płk Kazimierz Iranek-Osmecki. Według jego relacji „Bór” blady i bezsilny opadł na krzesło: „Za późno, nie możemy już nic poradzić”.

A jednak już po wojnie bardzo bronił decyzji o wybuchu powstania. Rzeczywiście jako dowódca konspiracyjnej armii znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Z jednej strony jego podwładni rwali się do walki, z drugiej sterowani przez Sowietów polscy komuniści nawoływali do zrywu i szerzyli pogłoski, jakoby dowództwo AK uciekło z miasta. „Bór” miał prawo obawiać się, że powstanie wybuchnie samoistnie i przybierze niekontrolowaną formę. A nawet jeśli nie, los miasta i tak będzie opłakany. „Gdybyśmy zachowali się zupełnie biernie, Warszawa nie uniknęłaby zniszczeń i strat. Musieliśmy się liczyć z tym, że jeżeli stolica stanie się polem bitwy i walk ulicznych między Niemcami a Sowietami, może ją czekać los Stalingradu”– przekonywał. Dodawał jednak przy tym, że gdyby otrzymał z Londynu jednoznaczny rozkaz, by nie przystępować do walki, nie uczyniłby tego.

Stoją od lewej: gen. Tadeusz Bór-Komorowski, prezydent RP Władysław Raczkiewicz.

Bilans powstania okazał się jednak prawdziwym koszmarem. Dziesiątki tysięcy zabitych i miasto obrócone w perzynę. „Bór” był przybity, ale do końca zachował godność. Nawet w drobnych gestach. Kiedy już został wzięty do niewoli, von dem Bach-Zelewski nakazał odstawić go do swojej kwatery w Ożarowie. Przyjął „Bora” z prawdziwą galanterią. Chwalił odwagę i waleczność mieszkańców Warszawy. Namawiał, by ten wydał Armii Krajowej rozkaz o zaprzestaniu walki na terenie całej Polski. Przy okazji nawiązał do postawy Sowietów, którzy wstrzymali swoje wojska za Wisłą, pozwalając, aby powstanie upadło. „Niemcy i Polacy stoją wobec wspólnego niebezpieczeństwa i mają tego samego wroga. Oba narody powinny zatem zaprzestać waśni i pomyśleć o wspólnej obronie” – przekonywał. Był też bardziej prozaiczny wabik. Von dem Bach-Zelewski zaoferował swojemu rozmówcy willę, przy której niemieccy żołnierze zaciągną honorowy posterunek. „Pragnął, bym wraz z nim czuwał nad ewakuacją osób cywilnych z miasta” – wspominał po wojnie „Bór”. Dowódca AK pozostał jednak nieugięty. Odrzucił umizgi Niemca, odmawiając mu nawet wspólnego śniadania. „Będę dzielił los moich żołnierzy” – rzucił. Resztę wojny spędził w niemieckiej niewoli.

Kilka dni po tym, jak w Europie umilkły działa, przyleciał do Londynu. Jeszcze w maju 1945 roku oficjalnie objął tam stanowisko naczelnego wodza (nominację otrzymał w ostatnich dniach powstania). Jego przyjazd wywołał zainteresowanie opinii publicznej. „Konferencja prasowa udała się. »Bór« zrobił doskonałe wrażenie […]. Dziennikarze obcy spodziewali się zapewne butnego generała, »wyniosłego« arystokraty, ziejącego nienawiścią do Rosji i komunistów. Dowódca polskiej armii podziemnej, który przed nimi stanął, przemawiał jednak z godnością, powściągliwie, bardzo spokojnie i z umiarem” – wspominał Jan Nowak-Jeziorański, który wówczas pracował w sztabie naczelnego wodza. W rezultacie „Bór” otrzymał lukratywną ofertę od poczytnego amerykańskiego miesięcznika „Reader's Digest”. Miał spisać dla wydawnictwa wojenne wspomnienia.

Zainteresowanie sprawą polską na Zachodzie szybko jednak słabło. Komorowski, choć z czasem został nawet premierem emigracyjnego rządu, wylądował na marginesie publicznego życia. Jego głos niewiele znaczył, a on sam zmuszony był toczyć ciężką i prozaiczną walkę o byt. Pracował jako księgowy, złotnik, tapicer. W 1966 roku zmarł nagle podczas polowania. Przyczyną okazał się atak serca. W przemowie nad jego grobem wspomniany Nowak-Jeziorański mówił o Polakach, którzy choć straszliwie doświadczani przez historię, nigdy się nie poddają. „Uosobieniem tego ducha stał się gen. Tadeusz Bór-Komorowski” – podkreślał.

Podczas pisania korzystałem z: Tadeusz Bór-Komorowski, Armia Podziemna, Londyn 1989; Jan M. Ciechanowski, Powstanie warszawskie, Warszawa 1984; Szymon Nowak, Niechciani generałowie. Powojenne losy polskich oficerów, Warszawa 2018; Klemens Rudnicki, Na polskim szlaku, Warszawa 1990; Alexandra Richie, Warszawa 1944. Powstanie tragiczne, Warszawa 2014; Tadeusz Bór-Komorowski w relacjach i dokumentach, oprac. Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 2000.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: NAC

dodaj komentarz

komentarze


Nocny patrol myśliwców
Nie żyje żołnierz PKW Irak
Zmiana warty na wschodniej granicy
Orlik na Alfę
Cześć bohaterom naszej wolności
Kanadyjski żołnierz ranny podczas ćwiczeń
Na rowerach szlakiem Bitwy Warszawskiej 1920 roku
Pojazdy wojsk pancernych – serwis specjalny
Żołnierze na szkoleniu płetwonurkowym
Rekrutacja w Dęblinie na finiszu
Tłumy na zawodach w Krakowie
Polskie szkolenie dla pilotów FA-50
Cisza przed wojną
Więcej żołnierzy z pieniędzmi za dyżur bojowy
Rząd o bezpieczeństwie Polski
Na ratunek pancerniakom
„Military Doctor 2025”, czyli wiedza, która ratuje życie
7TP – czołg kompromisu
Polska ubiega się o miliardy z SAFE na zakupy dla wojska
Brytyjczycy żegnają Malbork
Armia Rezerwowa generała Sosnkowskiego
Najbardziej żołnierski żołnierz
Sprawdził się na misjach i na granicy. Dron latający Orbiter
Każdy z nas był w sieci zaatakowany
Rosjanie zaatakowali polską fabrykę w Ukrainie
„Niegościnni” marynarze na obiektach sportowych w Ustce
W drodze po młodszego nurka
Ogień z Grotów wyborowych w Nowej Dębie
Szkolenie wojskowe dla funkcjonariuszy SOK
Żołnierze walczą ze skutkami ulew
Żołnierze PKW Irak są bezpieczni
ORP „Necko” idzie do natowskiego zespołu
Organy ścigania na tropie współpracowników rosyjskich służb
Czas próby
Żołnierze medalistami na igrzyskach studentów
Kontrakt na K2 gotowy do podpisu
Amerykańskie wsparcie dla polskiej modernizacji
Planowano zamach na Zełenskiego
Pieta Michniowska
Ten beton... żyje!
BWR-1 – weteran po liftingu
Kolarskie święto w stolicy
„Z dumą nosiłem polską flagę w kosmosie”
Ostatnia niedziela…
Na rosyjskim pasku
Prezydent Trump spotkał się z szefem NATO
Inwestycje w mobilność wojska
GROM w obiektywie. Zobaczcie sami!
Terytorialsi usuwają skutki nawałnic
Wojskowe Zgrupowania Zadaniowe w gotowości w Brzegu i Nisku
Pucharowe zmagania Polaków
PGZ buduje suwerenność amunicyjną
Rekompensaty na ostatniej prostej
W drodze do amunicyjnego bezpieczeństwa
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Terytorialsi zawitają do Płocka
Polskie uzbrojenie na wojnie i w gospodarce
Pożegnaliśmy bohatera naszych czasów
Opady ustąpiły, ale żołnierska misja trwa
Dzieci wojny
Nowelizacja ustawy o obronie z podpisem prezydenta
Czas na wspólne działania
Donald Trump ostrzega Władimira Putina
Zmodernizowany Leopard 2PL
Rosyjska maszyna Su-24 przechwycona przez polskie F-16
Cel: wyszkolić podoficera
Korzystne zmiany w dodatkach dla sił powietrznych

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO