Umożliwiają śledzenie pola walki w czasie rzeczywistym, błyskawiczne przesyłanie współrzędnych oraz automatyczne nastawianie dział. Gotowość do oddania strzału osiągają w zaledwie dwie minuty. Na poligonie w Trzciańcu rozpoczęło się pierwsze szkolenie podhalańczyków z Rakami. – Te moździerze przenoszą nas na współczesne pole walki – mówią żołnierze.
Na poligonie w Trzciańcu rozpoczęła się certyfikacja kompanii wsparcia 1 Batalionu Strzelców Podhalańskich, która otrzymała samobieżne działa polowe Rak. Pierwsze moździerze zostały przekazane artylerzystom na początku września. – Szkolenie przygotowuje nas do udziału w Siłach Odpowiedzi NATO. Poszczególne działony prowadzą zajęcia taktyczne, od strzelań artyleryjskich, przez prowadzenie ognia bezpośredniego, po zrywanie kontaktu – mówi kpt. Wojciech Skotak, dowódca kompani wsparcia 1 Batalionu Strzelców Podhalańskich. Zaznacza przy tym, że korzystanie z Raków wymagało przyswojenia dużej ilości wiedzy oraz wyrobienia odpowiednich nawyków. – Ten sprzęt dostaliśmy niedawno, więc jeszcze go testujemy. Sama jego obsługa jest intuicyjna i ergonomiczna, ale musimy mieć ją opanowaną w każdym, nawet najdrobniejszym aspekcie. Nie ma mowy, żeby popełnić błąd – podkreśla kpt. Skotak.
Mimo że szkolenie nie przewiduje użycia ostrej amunicji, nie wpływa to na jego realizm. Wszystkie procedury przebiegają identycznie, jak w warunkach bojowych. – Procedury te możemy ćwiczyć w każdym miejscu, natomiast Trzcianiec umożliwia nam doskonalenie ich w warunkach typowo górskich. Teren jest trudny i ogranicza nasze możliwości manewru. Występują tutaj także duże różnice wysokości, a my stosujemy niestandardowe kąty uniesień lufy. To jeszcze bardziej zwiększa wymagania, którym musimy sprostać – dodaje oficer.
Gigantyczny przeskok
Sercem modułu Raków jest system kierowania ogniem Topaz. To właśnie dzięki niemu większość skomplikowanych czynności, takich jak przeliczanie współrzędnych czy wprowadzanie nastaw, wykonywana jest automatycznie. Zarazem daje on żołnierzom wgląd na pole walki, który aktualizowany jest w czasie rzeczywistym. Jak zauważa por. Konrad Witalec, oznacza to przeskok z czasów II wojny światowej do XXI wieku. – Do tej pory korzystaliśmy z moździerzy, których obsługa była w pełni mechaniczna. Norma na osiągnięcie gotowości ogniowej wynosiła osiem minut. W przypadku Raków na wczesnym etapie szkolenia robimy to poniżej dwóch minut, a możliwości sprzętowe pozwalają nam skrócić ten czas do 30 sekund. Jednocześnie zachowujemy pełną manewrowość – zaznacza porucznik.
Jedną z zalet systemu jest znaczące skrócenie drogi, którą musi pokonać informacja zawierająca współrzędne celu. Wcześniej dane te trafiały do artylerzystów po przejściu kilku szczebli dowodzenia. Obecnie obserwatorzy mogą przekazać współrzędne, które za pomocą systemu Topaz w tym samym czasie trafiają do dowódcy oraz do załóg poszczególnych moździerzy.
– Szczeble te nie zostały pominięte, tylko zintegrowane. Ale to nie koniec ulepszeń. Wcześniej wprowadzenie jakichkolwiek poprawek było w zasadzie niemożliwe. Zanim informacja przeszła przez wszystkie poziomy dowodzenia, było już na to za późno. Teraz dowódca za pomocą jednego przycisku może zatwierdzić nowe współrzędne, a wszystkie wozy automatycznie dostają nastawy. To jest gigantyczny przeskok, do tej pory w ogóle nie dało się tego zrobić – podkreśla por. Witalec.
Kaliber, który robi robotę
Działo Raka o kalibrze 120 mm jest zdolne oddawać celne strzały na odległość sięgającą 10 km. Załoga ma także możliwość prowadzenia ognia w trybie sekwencyjnym oraz bezpośrednim. W pierwszym z nich komputer wylicza kąty uniesienia lufy w taki sposób, by salwa czterech pocisków spadła w cel w tym samym momencie. Drugi umożliwia oddanie strzału bezpośrednio w pojazd przeciwnika lub jego umocnienia, co pod względem funkcjonalności zbliża Raki do czołgu. W połączeniu z mobilnością, jaką daje wykorzystane w Rakach podwozie KTO Rosomak, otwiera to zupełnie nowe możliwości taktyczne. – Możemy na przykład robić tzw. podgrywkę pod przeciwnika. Ze skrzydła jeden wóz strzela sekwencyjnie, wprawdzie zdradza wówczas swoją pozycję, ale natychmiast się wycofuje. Przeciwnik na swoim radarze widzi kilka pocisków, co z jego perspektywy wygląda jak cały pluton. Kieruje w to miejsce ogień artyleryjski, przez co ujawnia się naszej kompanii. W tym momencie następuje właściwa salwa – wyjaśnia por. Witalec. Kompania może więc nie tylko zerwać kontakt z przeciwnikiem, ale także jest w stanie go zniszczyć.
Strzelanie bezpośrednie natomiast znosi ograniczenia, które wynikają z kąta uniesienia lufy moździerza. – Amunicja Raka nie ma takich parametrów jak pocisk typowo armatni, ale kaliber 120 mm robi swoje – zaznacza oficer. Dodaje, że podczas strzelań próbnych na 3 km podhalańczycy osiągnęli skupienie od 3 do 10 m. Promień rażenia obecnie używanej amunicji wynosi 200 m.
Oprócz moździerza kalibru 120 mm Raki zostały wyposażone w zmodyfikowany karabin UKM 2000 P z celownikiem wyborowym CKW Bazalt. Dysponują także systemem samoobrony OBRA 3, który wykrywa kierunek napromieniowywania laserem oraz umożliwia automatyczne wystrzelenie granatów tworzących zasłonę dymną. Zarazem, mimo zaawansowanego skomputeryzowania, Raki zostały przystosowane do obsługi ręcznej. W razie potrzeby wszystkie systemy mogą zostać zastąpione manualną pracą załogi.
Rewolucja w rozpoznaniu
Według por. Romualda Kurzawy, oficera prasowego 21 Brygady Strzelców Podhalańskich, największym wyzwaniem szkoleniowym jest doprowadzenie do tego, by załogi potrafiły wykorzystywać możliwości Raków automatycznie. – Obecnie żołnierze z 1 Batalionu ćwiczą działanie samodzielne. Następnie przejdziemy do certyfikacji plutonów oraz kompanijnego modułu jako całości. Wtedy będziemy wykonywali najbardziej skomplikowane działania. Chcemy osiągnąć ten etap w marcu przyszłego roku – mówi por. Kurzawa.
Równocześnie w Hucie Stalowa Wola trwa sześciotygodniowe szkolenie przygotowawcze załóg z 5 Batalionu Strzelców Podhalańskich, który niebawem także otrzyma zestaw ogniowy Rak. Moduł, w skład którego wchodzą kolejne osiem moździerzy oraz pojazdy towarzyszące (wozy dowodzenia oraz wsparcia technicznego), podhalańczycy mają odebrać jeszcze w tym roku.
Zgodnie z umową zawartą pomiędzy Inspektoratem Uzbrojenia MON a konsorcjum Huty Stalowa Wola i Rosomak SA docelowo polska armia zostanie wyposażona w 32 samobieżne moździerze kalibru 120 mm. Zarazem producent przez cały czas prowadzi prace umożliwiające dalszy rozwój konstrukcji. Obejmują one między innymi nową amunicję. W przygotowaniu jest także wóz rozpoznania. Pojazd ten ma być wyposażony w radar obserwacji naziemnych, który wykryte cele będzie automatycznie wprowadzał w system. – Z niecierpliwością czekamy na te wozy. Przyniesie to rewolucję nie tylko w naszym rozpoznaniu artyleryjskim, lecz także rozpoznaniu jako takim – podsumowuje por. Kurzawa.
autor zdjęć: Michał Zieliński
komentarze