Warszawa, która tyle wycierpiała, znowu obrywa. Tym razem tak zwani narodowcy, którzy uważają się za patriotów, niszczą ją w dniu polskiego święta. Co ich skłania do rzucania kamieniami w stolicę? – pyta Naval.
Kilka tygodni temu byłem na spotkaniu z generałem Januszem Brochwiczem-Lewińskim, ps. „Gryf", legendarnym dowódcą obrony Pałacyku Michla na warszawskiej Woli. Rozmawialiśmy o jego bohaterskich czynach i poświęceniu, które jego pokolenie ofiarowało Polsce. Byli gotowi ginąć, byśmy teraz mogli żyć w wolnym kraju. Nie wiem, czy go jeszcze odwiedzę. Nie śmiałbym mu spojrzeć w oczy, bo mam za sobą pokolenie, które żyje w wolnej Polsce i nie musi walczyć ze śmiertelnym wrogiem, więc... obrzuca brukiem i przekleństwami polską policję i obywateli, którzy mają inne niż oni przekonania. A co najgorsze, niszczy Warszawę, własnoręcznie wyrywając bruk i łamiąc drzewa.
Co skłania ich do rzucania kamieniami w Polskę i demolowania własnej stolicy? Mogę zrozumieć Niemców i Rosjan, którzy w trakcie wojen wyniszczali nasze miasta, ale nie mam zrozumienia dla rodaków, którzy robią to własnemu krajowi. Warszawa, która tyle wycierpiała, a każdy jej skwer jest mogiłą, patrzy na to, jak tak zwani narodowcy, zapewne uważający się za patriotów, depczą groby pokoleń. Upokarzają Warszawę po raz kolejny, niszczą to co tak ciężko wywalczyli „Grot” i jego towarzysze.
Kilka lat spędziłem na wojnie, walczyłem z terroryzmem, dumnie nosząc Orła na piersi. Dziś muszę odpisywać na maile przyjaciół z zagranicy, którzy pytają mnie: „co się u was dzieje?”. Wstydzę się odpowiadać. Wstydzę się za tych, którzy są dzisiejszymi „szmalcownikami”. Jak nazwać ich inaczej, gdy opluwają Orła na mundurach polskiej policji?
W USA podczas Święta Niepodległości jest kolorowo i przyjaźnie. W Polsce pali się tęczę i zamiast jednoczenia się, mamy bójki. Tak wiem, Ameryka jest bardzo daleko. Ale żyje tam zlepek ras, kultur i orientacji, i łatwiej jest się im dogadać niż nam – jednemu narodowi.
komentarze