Bić się czy nie bić? – to niemal hamletyczne polskie pytanie przewija się przez film „Tajemnica Westerplatte”. Ale reżyser nie ujawnia, po czyjej jest stronie. Dzięki temu widz nie dostaje prostej odpowiedzi, a nauczyciel historii otrzymuje dobry materiał wyjściowy do dyskusji na temat celowości obrony Westerplatte – pisze mjr Andrzej Łydka z 10 Opolskiej Brygady Logistycznej.
Westerplatte do września 1939 roku było wyłącznie nazwą geograficzną. Dzięki jednak propagandowym audycjom radiowym („Westerplatte broni się nadal”) i artykułom w prasie wrześniowej oraz wierszowi Gałczyńskiego i powojennej noweli Wańkowicza stało się również, a może przede wszystkim symbolem wytrwałości i elementem naszego kodu kulturowego (np. „Każdy ma swoje Westerplatte” – mówił Jan Paweł II). Nic dziwnego, że film „Tajemnica Westerplatte” wzbudził kontrowersje i dyskusje jeszcze na etapie pisania scenariusza. Dyskusja zatoczyła na tyle szerokie kręgi, że spowodowała różnego rodzaju konsekwencje, w tym finansowe, mające wpływ na proces produkcji filmu oraz zmiany w obsadzie. Film budzi emocje również po wejściu na ekrany.
Autor scenariusza i reżyser w jednej osobie chciał na nowo opowiedzieć (czterdzieści lat po nakręceniu „Westerplatte” przez Różewicza) trwającą kilka dni historię obrony małego półwyspu na terenie Wolnego Miasta Gdańska. Jest to film historyczny, z definicji oparty na faktach, co ogranicza inwencję autora. Większość bohaterów jest znana tej części widzów, którzy kiedyś poznali opowiadanie Wańkowicza i obejrzeli film Różewicza. Na film Chochlewa patrzą więc przez pryzmat tych dwóch utworów.
Reżyser skoncentrował się na konflikcie między dwoma oficerami: komendantem Wojskowej Składnicy Tranzytowej majorem Sucharskim i jego zastępcą – dowódcą pododdziału wartowniczego odpowiedzialnym za obronę – kapitanem Dąbrowskim. Można domniemywać, że tytułowa „tajemnica” to załamanie się komendanta i przejęcie dowodzenia obroną przez jego zastępcę. Ostatni komendant Wyższej Szkoły Wojennej gen. Tadeusz Kutrzeba zwracał uwagę słuchaczom, że „czasami zdarza się, iż jednostką wojskową dowodzi szef sztabu, a nie dowódca, ale o tym powinien wiedzieć wyłącznie… szef sztabu”.
W filmie, na przykładzie komendanta i zastępcy, pokazane są dwie postawy wobec zadania postawionego przed obsadą Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte (tak brzmiała pełna nazwa tej placówki, która przez prawie całe międzywojnie była elementem systemu logistycznego ówczesnego Wojska Polskiego). Rozsądna, nakierowana na demonstrację oporu i oszczędzanie życia powierzonych mu żołnierzy postawa majora Sucharskiego oraz szaleńcze, bez realnych podstaw dążenie do prowadzenia obrony do ostatniego żołnierza przez kapitana Dąbrowskiego.
Reżyser ograniczył czas akcji do ośmiu dni (między 31 sierpnia a 7 września), co powoduje, że widzowi, dla którego film jest pierwszym kontaktem z tematem, bliższa i łatwiejsza do zaakceptowania jest postawa majora Sucharskiego. Kapitanowi Dąbrowskiemu pozostaje zaś rola tzw. oszołoma nieprzyjmującego do wiadomości miażdżącej przewagi przeciwnika oraz bezsensu stawiania długiego oporu.
Na podstawie wniosków z doświadczeń zdobytych podczas wzmacniania załogi WST przez desant wysadzony przez ORP „Wilja” w 1933 roku podjęto decyzję o ufortyfikowaniu półwyspu przez wybudowanie czterech wartowni z podziemnymi żelazobetonowymi kabinami bojowymi oraz koszar z piwnicami odpornymi na trafienie półtonowymi bombami. 5 maja 1939 roku minister Józef Beck podczas przemówienia w Sejmie powiedział: „…muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej Gdańska, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe, czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da!”. To zdanie było również skierowane do załogi Westerplatte – trudno o wyraźniejsze zaznaczenie politycznego celu obrony WST do ostatniego żołnierza. Do końca sierpnia 1939 roku przemycono tu kilkadziesiąt karabinów maszynowych, kilka moździerzy i dział przeciwpancernych oraz działo polowe – bynajmniej nie w celu prowadzenia wyłącznie dwunastogodzinnej obrony.
Dla widza, który wgłębił się w temat długoletnich przygotowań obronnych na Westerplatte oraz psychologicznej mobilizacji społeczeństwa w 1939 roku, major Sucharski grany przez Żebrowskiego ze swoim zdziwieniem i kwestią „nie wierzę własnym uszom” jawi się jako osoba, która w tym miejscu i czasie znalazła się co najmniej przypadkiem. W tym kontekście postawa kapitana Dąbrowskiego jest logicznym uzupełnieniem dotychczasowych przygotowań obronnych oraz pieniędzy wyłożonych ze skromnego budżetu Ministerstwa Spraw Wojskowych, a wyznaczenie go do służby w ramach obsady WST jest przykładem właściwej pracy organów kadrowych wojska.
Przez film przewija się prawie hamletyczne polskie pytanie: bić się czy się nie bić? Reżyser nie ujawnia, po czyjej jest stronie. Dzięki temu widz nie dostaje prostej odpowiedzi, a nauczyciel historii otrzymuje dobry materiał wyjściowy do dyskusji na temat celowości obrony Westerplatte.
„Tajemnicę Westerplatte” udało mi się obejrzeć kilka tygodni temu. Był to popołudniowy seans w kieleckim kinie w ramach premierowej projekcji, jednak tłoku na widowni nie było. Kilka starszych osób oraz grupa około dwudziestu uczniów z nauczycielką. Wyglądali na licealną klasę z panią od polskiego lub historii. Przyjechali do kina spoza Kielc. Każdy młody człowiek dźwigał wielki tekturowy kubek z popcornem. Byłem ciekaw ich reakcji na film. Podczas projekcji i po niej na sali panowała cisza. Żadnych śmiechów i komentarzy. Widzowie wstali z miejsc dopiero po przewinięciu się przez ekran wszystkich napisów końcowych i wyszli w milczeniu. Film niewątpliwie zrobił na nich wrażenie i, jak sądzę, został omówiony z uczniami na lekcji.
komentarze