Na imprezach typu Eurosatory warto zejść z głównych deptaków i zamiast do bizantyjskich pałaców, z jakimi kojarzą mi się stoiska największych koncernów zbrojeniowych, iść do małych, specjalistycznych firm.
Dlaczego? Nie tylko dlatego, że zamiast ubranych w nieskazitelne garnitury prezesów i dyrektorów spotkamy tam inżynierów, którzy o niewielkiej śrubce czy układzie scalonym będą nam w stanie opowiedzieć wszystko. Tych przy odrobinie szczęścia spotkamy także u branżowych gigantów. U małych firm znajdziemy po prostu więcej nowatorskich, innowacyjnych produktów. Nie, absolutnie nie sugeruję, że specjaliści z dużych firm nie potrafią zbudować niczego porywającego swoją wyjątkowością. Mnie po prostu ujmuje prostota, genialna prostota rozwiązań, które z braku milionów euro na prace badawczo-rozwojowe stosują w swoich produktach niewielkie przedsiębiorstwa.
Kilka tygodni temu obejrzałem w TV program o nowatorskim urządzeniu umożliwiającym strzelanie zza rogu. Zapisałem nazwę firmy i odnalazłem ją na targach. Nie wśród największych, ale z boku, wśród dziesiątek niewielkich boksów. Znaleźć ją było banalnie łatwo. Kolejka chętnych, aby sprawdzić, jak działa ów wynalazek, liczyła z sześćdziesiąt osób. Dłuższą na Eurosatory widziałem wczoraj. Do kasy po bilety na metro.
CornerShot, bo to o nim mowa, jest oparty o prosty mechanizm. Czysta mechanika. Jeden ruch dźwignią i przód czegoś, co wygląda jak karabin, zgina się pod kątem 90 stopni. A że na końcu, tuż przy lufie, jest niewielka kamera, nie musisz się wychylać zza rogu, by zobaczyć cel. Patrzysz w niewielki monitorek i strzelasz. Bajka. Jak człowiek po raz pierwszy ogląda to urządzenie, to mimowolnie uśmiecha się pod nosem. Przecież i ja mógłbym coś takiego zbudować. Jasne. Pewnie to samo pomyślał ten (albo ta), kto zobaczył po raz pierwszy koło.
komentarze