Z roku na rok są coraz lepsi! 12 podchorążych z Akademii Wojsk Lądowych wystartowało w zawodach uczniów szkół wojskowych „Sandhurst”, które odbyły się w West Point w Stanach Zjednoczonych. Polska drużyna zajęła ósme miejsce, wyraźnie poprawiając swój zeszłoroczny wynik. A rywalizacja nie była łatwa, zawodnicy musieli m.in. pokonać 15 km górzystej trasy z ważącym 15 kg plecakiem.
Zawody „Sandhurst” odbyły się na początku maja na terenie bazy szkoleniowej West Point. Do Stanów Zjednoczonych poleciało 12 podchorążych i dwóch oficerów opiekunów z wrocławskiej Akademii Wojsk Lądowych. Spędzili w West Point dziesięć dni i wrócili z zawodów z sukcesem. W klasyfikacji generalnej na 48 ekip uplasowali się na ósmej pozycji. Dwa pierwsze miejsca przypadły drużynom amerykańskim (USMA Black i Minnesota), a trzecie drużynie z Kanady. Polaków wyprzedziły jeszcze: jedna ekipa z Kanady i dwie amerykańskie. Zespół AWL-u zostawił zaś w tyle m.in. reprezentantów Wielkiej Brytanii, Korei Południowej, Chile, Łotwy, Meksyku, Włoch i Niemiec.
– Dla nas to historyczny wynik. Jesteśmy bardzo szczęśliwi. Okazaliśmy się najlepszą ekipą z Europy, a w skali światowej wyprzedziły nas tylko drużyny z Ameryki Północnej. Po zawodach była euforia. Na pewno będziemy starali się, by podczas kolejnych edycji to miejsce było jeszcze lepsze, ale przede wszystkim cieszymy się z zespołu, który udało nam się zbudować, i ducha drużyny, który pozwolił nam osiągnąć ten sukces – podkreśla kpt. Patryk Łabecki, opiekun polskiej ekipy. Dodaje, że w trakcie zawodów polska reprezentacja spotkała się z wieloma wyrazami uznania ze strony rywali. – Widać, że nas doceniają, nasz wkład w bezpieczeństwo w związku z sytuacją geopolityczną, ale i nasze umiejętności jako żołnierzy. To było miłe – dodaje oficer.
Choć kadeci z Akademii Wojsk Lądowych już wiele razy startowali w zawodach w West Point, to za każdym razem „Sandhurst” jest dla nich wyzwaniem. Konkurencje, które czekają na mundurowych, zmieniają się bowiem co roku. – Znamy ogólne dyscypliny, jednak co roku są wprowadzane pewne zmiany, dlatego musimy być wszechstronnie przygotowani – zaznacza kpt. Łabecki. – Tym razem na pewno zaskoczyło nas tempo rywalizacji oraz wysoki poziom umiejętności pozostałych drużyn – dodaje oficer.
Bieg, strzelanie i zodiak
Wstępem do głównej części zawodów była sztafeta. Brało w niej udział pięciu żołnierzy z każdej reprezentacji, a w każdym zespole była co najmniej jedna kobieta. Trzy osoby biegły z bronią oraz wykonywały dodatkowe, wskazane przez instruktorów zadania. Z kolei dwie inne pokonywały tor przeszkód na basenie. Wyniki tej konkurencji pozwalały ustalić kolejność i miejsce startu na pętli taktycznej w pierwszym dniu głównej części zawodów.
Polacy zaczęli od strzelania z karabinków M17. Następnie musieli się wykazać umiejętnościami z zakresu medycyny pola walki, czyli udzielania pomocy rannemu. Sprawdzana była także celność rzutu granatem, składanie i rozkładanie broni oraz umiejętność działania na wodzie.
W ramach konkurencji o nazwie „zodiak” kadeci musieli pokonać jezioro Last Reservoir, które znajduje się na terenach West Point. Trzeba było przepłynąć w pontonie na drugi brzeg i zabrać stamtąd część ekipy, która wcześniej okrążyła jezioro piechotą, a podczas trasy wykonywała zadania logiczne. Potem należało jak najszybciej wrócić i przenieść ponton na dystansie 300 m do mety.
Następnie podchorążowie wykazywali się umiejętnościami z zakresu reakcji na zagrożenia chemiczne, biologiczne, radiologiczne i nuklearne (CBRN). Chodziło o jak najszybsze założenie maski gazowej i kombinezonu ochronnego. Bardzo ciekawe było kolejne zadanie – sprawdzające komunikację między członkami ekipy. – Lider zespołu, który dysponował radiem, siedział tyłem do pola minowego, podzielonego na sektory, niczym w popularnej grze komputerowej Saper. Jego zadaniem było przeprowadzić pozostałych ośmiu żołnierzy przez pole. W tym celu dosłownie na kilkadziesiąt sekund pokazano mu mapę z umiejscowieniem min. Miał to zapamiętać, a następnie przekazywał informacje drogą radiową poszczególnym kadetom. Jeśli się mylił – lub uczestnik go nie zrozumiał i jednak wszedł na minę – odpadał. Wtedy do gry ruszał kolejny – opowiada kpt. Łabecki.
Marsz kondycyjny i… droga krzyżowa
Pętlę taktyczną zakończyły ćwiczenia fizyczne typu crossfit. Następnie kadeci mieli zaledwie godzinę odpoczynku i czekał ich marsz kondycyjny na dystansie 15 km, z West Point do bazy treningowej Camp Buckner w okolicznych górach. A wszystko to z 15-kilogramowymi plecakami. Do tego wyzwaniem okazała się pogoda, było gorąco i bardzo duszno. – To było naprawdę spore obciążenie i najcięższa fizycznie rywalizacja dla wszystkich uczestników zawodów. Niektórzy odpadali w trakcie tego marszu. Nasi podchorążowie szli w czołówce, ale na trasie znaleźli jednego z uczestników leżących na ziemi. Był to kadet z Meksyku, który stracił przytomność. Potrzebował ratunku. Nasi zawodnicy udzielili mu pierwszej pomocy i 20 minut czekali na przybycie medyków. To oczywiście oznaczało, że stracą czołowe miejsce w tej rywalizacji. Także drużyna z Niemiec zatrzymała się i pomagała – opowiada kpt. Łabecki. Meksykańczyk miał chore serce i marsz okazał się dla niego zbyt dużym obciążeniem, na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
To jednak nie był jeszcze koniec wyzwań na ten dzień. W nocy kadeci udowadniali, że potrafią poruszać się z użyciem noktowizorów. Zadanie zakładało dotarcie na czas do 9 punktów ukrytych w górzystym, leśnym terenie. W tym samym czasie część drużyny stanęła do strzelań nocnych z karabinków M4, z użyciem noktowizorów i laserów. – Wyzwaniem dla naszych chłopaków był amerykański sprzęt, z którego na co dzień nie korzystamy, czyli karabinki M4 oraz karabiny maszynowe M240 i M249. Okazało się jednak, że nasi kadeci bardzo szybko przyswoili sobie zasady użycia nowej dla siebie broni – komentuje opiekun drużyny.
Drugi dzień zmagań rozpoczął się również od strzelania z karabinka M4. Polska drużyna musiała wykazać się także umiejętnością naprowadzania ognia artylerii (Call For Fire), a także kierowania ogniem, ta konkurencja odbywała się z wykorzystaniem wirtualnej strzelnicy „Śnieżnik” w centrum symulacji West Point.
Zawody kończyła tzw. droga krzyżowa (crucible). W tym roku polegała ona na przetransportowaniu noszy z 80 kg obciążenia w masce przeciwgazowej. Potem kadeci musieli złożyć na czas karabin maszynowy M240 i otworzyć ogień zaporowy. Dodatkowo trzeba było wykazać się celnym rzutem granatem, a także umiejętnością walki w bliskim kontakcie – w tym przypadku fantom służący za przeciwnika musiał zostać powalony przy użyciu karabinka z bagnetem.
Polacy coraz lepsi
Podchorążowie z Wrocławia od siedmiu lat startują w zawodach w West Point. W zeszłym roku zajęli 13. miejsce na 48 drużyn, rok wcześniej 14. Obecny wynik również jest lepszy niż poprzedni. „Sandhurst” to jedne z najbardziej prestiżowych zawodów kadetów na świecie. Odbywają się w amerykańskiej West Point od 50 lat.
autor zdjęć: West Point - The U.S. Military Academy, AWL

komentarze