moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Czas próby

Klękaliśmy przy łóżkach, głośno odmawialiśmy pacierz. Żołnierze, którzy nie byli klerykami, udawali, że śpią. Nie przeszkadzali. Bywało jednak, że gdy klerycy rozpoczynali modlitwę, żołnierze zaczynali śpiewać socjalistyczne pieśni – mówi ks. płk Zbigniew Kępa w wywiadzie dla kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”.

Jak to się stało, że ksiądz jako kleryk znalazł się w jednostce wojskowej?

Od 1959 roku alumni z seminarium – dobierani według pewnego klucza, który dla nas był wtedy nieznany – byli kierowani przez ówczesne władze do odbywania zasadniczej służby wojskowej. W sporządzanie listy poborowych była zaangażowana Wojskowa Komenda Uzupełnień, Służba Bezpieczeństwa i inne instytucje. Często był to argument przetargowy w relacjach między państwem a Kościołem. Jeśli któryś z biskupów był niewygodny dla ówczesnej władzy, to karano go, powołując do służby wojskowej większą liczbę kleryków z diecezjalnego seminarium. Zazwyczaj najwięcej alumnów powoływano z diecezji przemyskiej, co wiązało się z działalnością duszpasterską ks. bp. Ignacego Tokarczuka, który był biskupem niepokornym.

Ksiądz też był z diecezji przemyskiej?

Nie, z tarnowskiej. W 1979 roku rektor naszego seminarium otrzymał długą listę alumnów, którzy mieli być skierowani do odbycia służby wojskowej. Rozpoczęły się zabiegi, by przynajmniej część z nich przed tym uchronić. W moim roczniku było około 60 kleryków. Początkowo ponad połowa otrzymała kartę powołania. Ostatecznie skierowano do wojska osiem osób, w tym mnie.

Wszyscy byli z pierwszego roku?

Tak. Na początku lat sześćdziesiątych władze powoływały do jednostek także starszych alumnów, potem tylko z pierwszego roku, tych którzy dopiero przyszli do seminarium. Była w tym metoda, gdyż starsi klerycy mieli większą wiedzę, byli bardziej odporni na argumentację. Okazywali się trudniejszymi partnerami w rozmowach i dyskusjach dla kadry zawodowej w jednostkach wojskowych.

Wszyscy znaleźli się w Bartoszycach, czy byli rozproszeni po różnych jednostkach wojskowych?

Początkowo kierowano alumnów do różnych jednostek wojskowych. Często pełnili w nich odpowiedzialne funkcje, między innymi z tego względu, że mieli maturę, co nie było wówczas powszechne. Władze zauważyły, że klerycy mieli duży wpływ na pozostałych żołnierzy. Dawali dobry przykład. Oczekiwano natomiast, że będzie odwrotnie. Chodziło przecież o to, żeby inni żołnierze zmienili myślenie kleryka tak, by porzucił seminarium.
Dlatego zdecydowano się powołać jednostki kleryckie, w których 50% żołnierzy stanowili alumni seminariów, a 50% ich rówieśnicy, też z maturą. Oczywiście dobierano osoby uformowane w duchu socjalistycznym. (…)

Jak wyglądał pobyt w jednostce kleryckiej? To była normalna służba wojskowa?

Oficjalnie była to jednostka ratownictwa terenowego. Mieliśmy zajęcia typowo wojskowe, jak: musztra, przysposobienie wojskowe, zajęcia strzeleckie. Prócz tego kładziono duży nacisk na oddziaływanie ideologiczne. Było dużo zajęć politycznych, zapraszano oficerów z Głównego Zarządu Politycznego z Warszawy na wykłady. Klerycy bronili się przed ideologizacją: podczas wykładów na przykład pisali korespondencję, czytali książki, niekiedy ostentacyjnie ziewali albo zasypiali, co oczywiście wywoływało furię wykładowców. To był sposób samoobrony, pokazania, że nie akceptujemy takiej treści przekazów.
Zawsze w niedzielę mieliśmy wyjście do kina, zwykle na film radziecki, często wojenny. Codziennie obowiązkowo oglądaliśmy dziennik telewizyjny, potem byliśmy z tego odpytywani. Jeśli ktoś zasypiał, musiał oglądać dziennik na stojąco.

Jakie były stosunki między żołnierzami klerykami, a nieklerykami?

W naszej jednostce raczej dobre. Mieli oni dodatkowo wykłady z marksizmu-leninizmu na wieczorowych kursach, uczono ich historii Kościoła w wydaniu marksistowskim, elementów filozofii – wszystko po to, by mieli argumenty w rozmowach z nami. My z kolei staraliśmy się też zdobywać rzetelną wiedzę. Była nam potrzebna zarówno do odpierania tych argumentów, jak i dla naszego formowania się i do zdawania egzaminów w seminarium. (…)

Czy alumni mogli iść na mszę, pomodlić się?

Byliśmy w jedynych jednostkach wojskowych, do których mieli dostęp księża kapelani. Przyjeżdżali raz w miesiącu. Przy tej okazji alumnom pozwalano pójść do kościoła na mszę świętą. Z jednostki wychodziliśmy w mundurach, więc w umundurowaniu pełniliśmy służbę przy ołtarzu – ku zbudowaniu wiernych, którzy byli w kościele. Oczywiście nie było to mile widziane przez kadrę, jednak skoro wyszliśmy na przepustkę, nie mogli nam tego zakazać. Oczywiście tylko część kleryków mogła skorzystać z przepustki. Ci, którym nie pozwolono, starali się modlić, odczytując tekst mszy świętej. Spotykaliśmy się po dwóch, trzech, przemycaliśmy książeczkę do nabożeństwa, czytaliśmy ją.

Generalnie był całkowity zakaz praktyk religijnych w jednostce. Jednak za przykładem starszych kolegów alumnów wprowadziliśmy zwyczaj wieczornej modlitwy. Klękaliśmy przy łóżkach, na głos odmawialiśmy pacierz. Żołnierze, którzy nie byli klerykami, udawali, że śpią. Nie przeszkadzali. W innych jednostkach bywało różnie. Słyszałem, że czasem, gdy klerycy rozpoczynali modlitwę, pozostali żołnierze zaczynali śpiewać socjalistyczne pieśni.

Modlitwa na głos była zabroniona, więc często za nią dostawaliśmy kary. W nocy był alarm, musieliśmy wykonywać różne prace do późnych godzin. Jednak te represje jeszcze bardziej nas umacniały. Dla nas był to wyraz tego, że jesteśmy klerykami, tworzymy wspólnotę. (…)

Posiłki mięsne w piątek, organizowanie potańcówek i spotkań z dziewczętami. Czy w taki sposób też próbowano zachęcić kleryków do porzucenia wybranej drogi życia?

W piątki zawsze były mięsne potrawy. Zostawialiśmy je na talerzach. Jeśli zdarzały się sytuacje upokarzania kleryków, to robiliśmy głodówki. Taka sytuacja była czymś niezwyczajnym w jednostce, oznaką buntu czy niezadowolenia. Był to wyraźny sygnał dla dowództwa z Warszawy. Przyjeżdżała inspekcja i kadra kompanii kleryckiej miała kłopot.
Kadra starała się wymyślić coś, co osłabiałoby morale alumnów żołnierzy, na przykład organizowanie zabaw z dziewczętami, choć ja akurat tego nie doświadczyłem. Kilka plutonów jechało na taką zabawę. Klerycy po prostu nie tańczyli – to była forma zaznaczenia, że jesteśmy grupą, która czegoś innego oczekuje w życiu. Niestety niekiedy różnymi decyzjami czy obietnicami nagród udawało się nieco rozbić jedność kleryckiej grupy.

Czy władzom udało się doprowadzić do tego, że część osób z księdza rocznika zrezygnowała z pobytu w seminarium?

Problem powołania był podobny u kleryków, którzy pozostali w seminarium i tych, którzy byli w wojsku. Czas seminarium to okres pewnego rodzaju próby: trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy dobrze rozeznałem swoją drogę. Niektórzy po przemyśleniach dochodzili do wniosku, że ich powołaniem jest droga życia człowieka świeckiego. Część kleryków opuszczała seminarium. W wojsku dochodziły jeszcze inne okoliczności jak naciski ideologiczne, dodatkowe pokusy. Obiecywano, że jeśli ktoś zrezygnuje z seminarium, będzie mógł zostać żołnierzem zawodowym albo dostanie wolny wstęp na studia. Pewna część kleryków – niewielka – takim pokusom ulegała. Mieliśmy jednak taką zasadę, że jeśli ktoś po przemyśleniach dochodził do wniosku, że nie wróci do seminarium, to nie mówił o tym podczas służby wojskowej, tylko dopiero po jej zakończeniu. Chodziło o to, żeby nie dawać satysfakcji osobom, które nad tym pracowały. Niektórzy moi koledzy nie wrócili już do seminarium. Były to jednak przypadki jednostkowe. (…)

Gdyby nie Bartoszyce, dziś ksiądz nie znalazłby się w tym miejscu…

Z pewnością. Gdy pracowałem w parafii w Nowym Sączu, reaktywowano ordynariat polowy. Pojawiła się potrzeba, żeby zająć się żołnierzami i funkcjonariuszami Straży Granicznej w Nowym Sączu. Szukano osoby, która podjęłaby się takiej posługi. Poproszono o to mnie, ponieważ służyłem przedtem w jednostce kleryckiej. Tak zaczęła się moja posługa kapelańska. Początkowo obowiązki te pełniłem będąc równocześnie katechetą, wikariuszem. Później miałem pod opieką cały karpacki oddział straży granicznej. Teren był duży, poprosiłem więc księdza biskupa, żebym mógł poświęcić się tylko pracy duszpasterskiej dla wojska i Straży Granicznej. Wyraził na to zgodę. Od tego zaczął się etap mojej służby zawodowej, która trwa do dziś.

Pełna treść wywiadu dostępna w kwartalniku „Polska Zbrojna. Historia”

Rozmawiała Katarzyna Pinkosz

autor zdjęć: Michał Niwicz

dodaj komentarz

komentarze

~andrzej12
1501850580
co za pierdoly piszecie ,jednostki klerykow byly tylko z poborowych z seninarium byla to normalna jednostka wojskowa ale trras morzna dopisac martylorogie
54-80-80-C4

Orlik na Alfę
Sojusznicy wysyłają dodatkowe wojska
Cena wolności. Powstańcze wspomnienia
Żelazna Dywizja zdaje egzamin celująco
Wieża z HSW nie tylko dla Warana
NATO – jesteśmy z Polską
„Nieustraszony Rekin” na wodach Bałtyku
Światowe podium dla zawodniczek Wojska Polskiego
Ostry kurs na „Orkę” – rząd chce podpisać kontrakt do końca roku
Premier do pilotów: Jesteście bohaterami
Kurs dla najlepszych w SERE
MSPO 2025 – serwis specjalny „Polski Zbrojnej”
Prezydent przestrzega przed rosyjską dezinformacją
W Sejmie o rosyjskich dronach nad Polską
Trenują przed „Zapadem ‘25”
Pożegnanie z Columbią
Nawrocki: zdaliśmy test wojskowy i test solidarności
Święto Wojsk Lądowych
Polsko-ukraińskie rozmowy o współpracy
Wojskowi szachiści z medalem NATO
Apache’e nad Inowrocławiem
Aby państwo polskie było gotowe na każdy scenariusz
Państwo odbuduje dom w Wyrykach
NATO uruchamia „Wschodnią Straż”
Pogrzeb ofiar rzezi wołyńskiej
Młody narybek AWL-u na szkoleniu
Ograniczenia w ruchu lotniczym na wschodzie Polski
Z najlepszymi na planszy
Miliardy na budowę schronów
Niemiecki plan zniszczenia Polski
Husarz z polskim instruktorem
Dwie agresje, dwie okupacje
Polska zwiększy produkcję amunicji artyleryjskiej
Krok ku niezależności
Żandarmeria skontroluje także cywilów
Rekompensaty na nowych zasadach
Premiera na MSPO: Pocisk dalekiego zasięgu Lanca
Wielkie zbrojenia za Odrą
Nagrody MSPO – za uniwersalność konstrukcji
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Sikorski: potrzebujemy ściany antydronowej
Triumf żołnierzy-lekkoatletów
Australijski AWACS rozpoczął misję w Polsce
Już mają brąz, a mogą mieć złoto!
17 września 1939. Nigdy więcej
Pytania o rosyjskie drony. MON wyjaśnia
Obowiązek budowy schronów staje się faktem
W poszukiwaniu majora Serafina
Hekatomba na Woli
WOT sprawdzał się w Nowej Dębie
Cios w plecy
Brytyjczycy na wschodniej straży
Czy trzeba będzie zrekonstruować samolot „Slaba”?
Zwycięska batalia o stolicę
Brytyjczycy żegnają Malbork
GROM w obiektywie. Zobaczcie sami!
Debiut polskich Patriotów
By znaleźć igłę, w Bałtyku trzeba najpierw znaleźć stóg
„Road Runner” w Libanie
Człowiek w pętli
Koncern Hanwha inwestuje w AWL
Black Hawki nad Warszawą
H145M – ciekawa oferta dla Polski
Polsko-ukraińskie rozmowy o współpracy
Czołgiści w ogniu
Żołnierze USA i Bradleye jadą do Polski
Eurokorpus pod hiszpańskim dowództwem
Największy transport Abramsów w tym roku
Grupa E5 o bezpieczeństwie wschodniej flanki NATO

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO