Żołnierze NATO i funkcjonariusze afgańskich sił bezpieczeństwa nie będą wspólnie prowadzić patroli i wykonywać operacji bojowych. Sojusz zawiesił je po kolejnych atakach Afgańczyków na zachodnich sojuszników.
Taką decyzję podjął zastępca dowódcy wojsk koalicyjnych amerykański generał James Terry. Od wczoraj wstrzymane są wszystkie wspólne operacje bojowe na szczeblach drużyny, plutonu i kompanii. Rozkaz obowiązuje do odwołania. Wojska koalicjantów będą współpracować z Afgańczykami tylko na szczeblu batalionu, w operacjach zbrojnych z rządowymi siłami afgańskimi, ale tego typu działań w Afganistanie już się niemal nie prowadzi.
– To będzie sprawdzian dla Afgańczyków, nie od dziś wiadomo, że mają pewne trudności z utrzymaniem dyscypliny w armii – mówi Jakub Gajda, ekspert ds. Afganistanu z Fundacji im. K. Pułaskiego. – Za kilka miesięcy będziemy wiedzieli, jak sobie poradzili – dodaje.
Ta decyzja może udaremnić szkolenie 350-tysięcznego afgańskiego wojska, które w 2014 roku miało przejąć odpowiedzialność za Afganistan od wojsk koalicji. – Myślę, że w tej kwestii nic się nie zmieni – komentuje Gajda. – Rok 2014 pozostanie datą graniczną dla misji wojsk koalicyjnych.
Rozkaz amerykańskiego dowódcy to reakcja na nasilające się w ostatnich miesiącach ataki afgańskich żołnierzy i policjantów na wojska natowskie. Zwykle dokonywali ich dezerterzy, którzy przeszli na stronę talibów. Zdarzało się również, że atakowali sami rebelianci, którzy właśnie po to wstąpili do armii. W tym roku z tego powodu zginęło już 51 wojskowych koalicji. W ostatni weekend rebelianci zabili 6 żołnierzy z USA i Wielkiej Brytanii, wcześniej zaatakowali jedną z najbardziej strzeżonych baz Camp Bastion w Helemandzie i zniszczyli część stacjonującego tam sprzętu.
Źródło: PAP
autor zdjęć: US Army
komentarze