Friedrich Merz, nowy niemiecki kanclerz, potwierdził, że Wielka Brytania, Francja, Niemcy i Stany Zjednoczone zniosły ograniczenia dotyczące użycia zachodniej broni przez ukraińską armię poza własnym terytorium. – Ukraina może teraz się bronić, na przykład atakując obiekty wojskowe w głębi Rosji – podkreślił przywódca Niemiec.
Deklaracja, która padła 26 maja, ma charakter przełomowy. Do tej pory Kijów zobowiązany był do przestrzegania ostrych reguł związanych z wykorzystaniem zachodniego uzbrojenia. Dotyczyły one przede wszystkim systemów dalekonośnych, precyzyjnego rażenia, którymi nie można było atakować obiektów na terenie Rosji właściwej. W tym zakresie przez dłuższy czas Ukraińcy musieli polegać na zasobach własnych, produkowanych na bieżąco, takich jak drony, czy wywodzących się jeszcze z czasów sowieckich, jak rakiety systemu S-200 (o zasięgu do 300 km). Amerykańskich HIMARS-ów czy brytyjsko-francuskich pocisków Storm Shadow / SCALP wolno im było używać wyłącznie do uderzeń na cele zlokalizowane w Ukrainie, na okupowanych jej częściach.
Moskwa – niewłaściwy cel
Wiosną zeszłego roku restrykcje poluzowano, zezwalając Kijowowi na niszczenie wyrzutni rakiet Iskander i S-300 terroryzujących Charków, rozmieszczonych w rosyjskim obwodzie biełgorodzkim. Później zgodę rozszerzono także na obwód kurski wraz z przyległościami, by utrudnić Rosjanom próby odbicia tych terenów. Teraz Ukraińcy mogą atakować cele o znaczeniu militarnym według potrzeb i uznania, nie oglądając się na terytorialne ograniczenia.
Z czego owe ograniczenia wynikały? Przede wszystkim stały za nimi racje polityczno-militarne o wymiarze strategicznym. Mówiąc ogólnie, donatorzy obawiali się eskalacji i uznania przez Rosjan, że taki rodzaj wsparcia jest tożsamy z aktywnym udziałem w wojnie. W Europie tego typu obawy najmocniej odczuwał dotychczasowy rząd Niemiec, na czele którego stał Olaf Scholz. Polityk ów wielokrotnie podkreślał, że nie chce doprowadzić do sytuacji, w której niemiecka broń zostanie wykorzystana do ataku na Moskwę. Tym samym zdradzał także inne obawy, związane z ograniczonym zaufaniem do Ukraińców, na przykład, że mogliby wykonać jakiś „nieodpowiedzialny” gest, atak na „niewłaściwy” cel. Dlatego niemiecki rząd zdecydowanie sprzeciwiał się koncepcji wysyłania Ukrainie broni dalekonośnej, w tym lotniczych pocisków Taurus o zasięgu 500 km.
Game changer nie nadejdzie
Friedrich Merz jeszcze zanim objął urząd, obiecał, że Taurusy zostaną wysłane do Ukrainy. Czy rzeczywiście do tego dojdzie, na razie nie wiadomo, nowy kanclerz bowiem objął tajemnicą zawartość kolejnych pakietów niemieckiej pomocy dla Kijowa. Jak sam tłumaczył, chodzi o to, by nie ułatwiać Rosjanom działania i skazać ich na negatywne skutki zaskoczenia, wynikłe z pojawienia się na polu bitwy nowej broni.
Jak szacują eksperci, Niemcy mogłyby przekazać Ukrainie około 100–150 pocisków Taurus. Zapewne wykorzystano by je do ataków na lotniska i magazyny, skąd operuje i z których korzysta załogowe oraz bezzałogowe lotnictwo Rosji. Sytuacji na froncie by to nie odmieniło, ale pozwoliło zapobiec części rosyjskich nalotów. Podobnie ograniczone skutki da Ukraińcom wykorzystanie innych zachodnich systemów – rakiet powietrze–ziemia Storm Shadow / SCALP czy wystrzeliwanych z naziemnych wyrzutni amerykańskich ATACMS-ów. Mówiąc wprost, Kijów nie otrzyma ich na tyle dużo, by mogły mieć znaczny wpływ na przebieg działań zbrojnych. Dotychczasowe dostawy ATACMS-ów były symboliczne – Ukraina otrzymała zaledwie kilkadziesiąt sztuk, w tym momencie nie posiada już żadnej rakiety. Nieco lepiej wyglądała sprawa z pociskami Storm Shadow / SCALP, ale i w tym przypadku nie można liczyć na łączne dostawy większe niż kilkaset sztuk. Nic więc nie wskazuje na to, że po zapewnieniach kanclerza Merza w Ukrainie pojawi się czynnik istotnie zmieniający sytuację na polu bitwy.
Ale Moskwa i tak reaguje. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow określił decyzję o zniesieniu ograniczeń jako „niebezpieczną”. – Jeśli rzeczywiście została podjęta, to jest całkowicie sprzeczna z naszym dążeniem do politycznego porozumienia pokojowego – przekonywał na antenie jednej z rosyjskich telewizji. Jednak wbrew temu, co o rzekomo pokojowych dążeniach mówią władze Rosji, ataki na Ukrainę nie ustają – w ostatnich dniach celem setek rosyjskich dronów stał się Kijów.
autor zdjęć: Pablo Miranzo / Anadolu/ABACAPRESS.COM

komentarze