W 1957 roku „Kanał” Andrzeja Wajdy zdobył na festiwalu filmowym w Cannes Srebrną Palmę. Ekipa filmu zasypywana była pochwałami, lecz największe gratulacje zbierał scenarzysta, Jerzy Stefan Stawiński. Amerykańscy scenarzyści dosłownie go nie odstępowali i wciąż pytali: „Partyzanci przechodzący kanałami to świetny pomysł. Jak na to wpadłeś?”.
Jakież musiało być zdumienie Amerykanów, kiedy „Łącki” – bo taki pseudonim w Powstaniu Warszawskim nosił dowódca kompanii łączności Pułku „Baszta”, Jerzy Stefan Stawiński – odpowiedział, że niczego nie musiał wymyślać, bo to prawdziwa historia, której doświadczył na własnej skórze. Opisał ją po wojnie i zaadoptował scenariuszowo do „Kanału”. Oddział „Łąckiego” jako jeden z ostatnich uczestniczył w dramatycznej ewakuacji kanałami załogi Mokotowa do Śródmieścia w dniach 26-27 września 1944 roku. To był już koniec powstania. Wykrwawione oddziały ostatkiem sił powstrzymywały napierających ze wszystkich stron Niemców i nie miały możliwości, by odpowiednio zabezpieczyć zejście do kanałów. Przez to odwrót zmienił się w ucieczkę, w którą szybko wdarły się chaos i panika. W kanałach dochodziło do dantejskich scen – ludzie tratowali się nawzajem, a nawet strzelali do siebie, by utorować sobie drogę. Wielu popełniało samobójstwo, a ci którzy wychodzili wcześniej, w miejscach kontrolowanych przez Niemców, byli od razu przez nich rozstrzeliwani. Między innymi na ulicy Dworkowej esesmani wymordowali wówczas 140 powstańców, którzy wyszli tamtejszym włazem.
Podziemny front
Film Andrzeja Wajdy niezwykle sugestywnie przedstawił ten tragiczny epizod, który niejako przysłonił cały obraz operacji, jakie prowadzili powstańcy dzięki kanałom. Wykorzystanie kanałów w Powstaniu Warszawskim jest ewenementem na skalę światową. Nigdy wcześniej, ani później sieć wodno-kanalizacyjna w mieście nie została wykorzystana w takiej skali w działaniach zbrojnych. Uruchomienie łączności kanałowej zapewniało kontakt między izolowanymi punktami oporu, dostarczaniem im zaopatrzenia, a następnie ewakuację. Niemcy bardzo długo nie zdawali sobie sprawy ze skali wykorzystania podziemnych przejść przez powstańców. Dopiero kiedy 1 i 2 września na Starym Mieście dosłownie sprzed nosa zniknęło im półtora tysiąca uzbrojonych powstańców (nie licząc rannych, bezbronnych żołnierzy i cywilów), zrozumieli, że Polacy wykorzystują nową „tajną broń” – kanały. Wówczas ci wydawałoby się skazani na zagładę powstańcy (w tym elitarne oddziały Zgrupowania „Radosław”) zasiliły załogę Śródmieścia i jeszcze długo dawały się nieprzyjacielowi ostro we znaki. Niemcy od tego czasu starali się przeciwdziałać kanałowej komunikacji, tarasując kanały przegrodami, umieszczając we włazach mikrofony podsłuchowe i wrzucając granaty, pojemniki z gazem lub pompując mieszanki zapalającą na każdy odgłos, który wydał im się podejrzany.
Mimo to nie udało im się zablokować łączności czy akcji przeprowadzanych z kanałów. Niemcy bali się też wchodzić na dłużej do podziemi Warszawy, przez co nigdy nad nimi na dobre nie zapanowali. W łączności kanałowej szczególnie wyróżniły się kobiety i nastoletni harcerze. Związane to było z gabarytami warszawskich kanałów (ich wysokość w niektórych miejscach wynosiła jedynie 110-120 cm), w których w miarę swobodnie mogły się poruszać osoby o drobnej budowie ciała. Kursy w całkowitych ciemnościach i w cuchnącej brei ścieków, w której pływały szczury wymagały niezwykłej odporności psychicznej i orientacji w terenie. Wobec tego wszystkie teorie o niższości kobiet pod tym względem okazały się krzywdzącymi stereotypami, a nawet więcej, gdyż często to mężczyźni, nierzadko bojowi żołnierze, po zejściu do kanałów nie wytrzymywali psychicznie klaustrofobii.
Kadr z filmu „Kanał” Andrzeja Wajdy
Z czołgów do kanałów
Z łączniczkami i nastoletnimi łącznikami mogło równać się więc niewielu żołnierzy z powstańczych oddziałów bojowych. Do wyjątków należeli… pancerniacy z Batalionu „Zośka”. Część żołnierzy plutonu pancernego kapitana Wacława Micuty „Wacka” po utracie w walce zdobycznych wozów pancernych, wyspecjalizowała się w patrolach kanałowych i utrzymywała drożność podziemnej trasy między Starówką a Żoliborzem, co wcześniej innym powstańczym „kanalarzom” wydawało się niemożliwe z powodu spiętrzonego, bystrego nurtu ścieków w tym miejscu. Pancerniacy Batalionu „Zośka” udowodnili, że jest inaczej dzięki ochotnikom żydowskim, którzy przyłączyli się do nich po wyzwoleniu ich z obozu koncentracyjnego zwanego Gęsiówka 5 sierpnia.
Okazało się wówczas, że kilka osób przetrwało całą niemiecką okupację, ukrywając się w kanałach lub jeszcze wcześniej – szmuglując żywność do getta. Dzięki temu poznali dobrze podziemia Warszawy. Kapitan Wacław Micuta wspominał: „… dowiedziałem się, że wielu naszych kolegów żydów przeżyło okupację chodząc po kanałach. Oni rozpoznali te kanały, w tych kanałach czuli się «znakomicie». Pamiętam, że któryś z tych żydów, zdaje się dwóch: «Heniek» [podchorąży Henryk Lederman – PK] i «Gutek» [Dawid Goldman – PK] wtedy poszli […]. To było trudne przejście, ale oni je znali. Przetarli to przejście, wrócili i powiedzieli, że droga jest wolna. Wtedy nasze patrole zaczęły chodzić na Żoliborz, przynosząc z powrotem amunicję. […] Wówczas «Jerzy» [kapitan Ryszard Białous, dowódca Batalionu „Zośka” – PK] dał mi rozkaz, żeby ubezpieczyć wejście do kanału i aby zawsze nasz patrol w tym kanale siedział”. Patrol „Heńka”, bo to podchorąży Henryk Lederman został jego dowódcą, nie tylko w tym kanale „siedział”, ale i w nim walczył, skutecznie odstraszając niemieckich saperów. Między innymi pancerniacy wykorzystując ciemności panujące w kanale, zbliżyli się do saperów budujących zapory w rejonie włazu przy Dworcu Gdańskim i otworzyli do nich ogień z broni maszynowej. Uciekający Niemcy, pozostawili w kanale dwóch zabitych. Jak wspomina jeden z żołnierzy patrolu, Kazimierz Sheybal „Antek”: „Długo czatowaliśmy na taką okazję, wcisnęliśmy się w odnogę burzowca i puściliśmy serie z dwóch stenów. W panice [nieprzyjaciele – PK] uciekali do góry”. Niemcy jeszcze kilka razy przy kolejnych próbach podejścia do tego włazu zostali ostrzelani i obrzuceni granatami i wyraźnie bali się do niego podchodzić. Wówczas powstał plan, by opanować dworzec przez kanałowy desant. Ostatecznie jednak nie zdecydowano się na jego realizację.
Cena strachu
We wspomnieniach powstańców, którzy zetknęli się z podchorążym Ledermanem i jego ludźmi prawie za każdym razem podkreślana jest wyjątkowość tych żołnierzy, na których długie przebywanie w kanałach wywarło wyraźne piętno. Na przykład plutonowy podchorąży Jerzy Zapadko „Mirski” tak pisał po latach: „Kiedy myślę o kanałach, widzę Henryka Poznańskiego «Bystrego». To polski Żyd, który po likwidacji getta prawdopodobnie ukrywał się w kanałach. Nie wiem, jak sobie radził, od zagłady getta minęło przecież kilkanaście miesięcy. To był człowiek, który stracił instynkt samozachowawczy, zobojętniał, przestał bać się śmierci. Pamiętam, jak kiedyś w nasz budynek trafiła «szafa» [pocisk rakietowy z Nebelwerfera – PK]. Szczęśliwie nikogo nie zraniła, ale nagle pod stertą belek dostrzegłem ognik papierosa. To leżał «Bystry» i palił. Nie próbował się oswobodzić. Powiedział: co ma być, to będzie. Dwa dni później zginął od moździerza, kiedy wychodził włazem”. Patrol kanałowy Batalionu „Zośka” odegrał niepoślednią rolę także podczas wspomnianej ewakuacji Starego Miasta, a następnie – jak większość Zgrupowania „Radosław” – znalazł się na przyczółku czerniakowskim, gdzie wielu jego żołnierzy poległo bohaterską śmiercią. Tutaj zginął też podchorąży Henryk Lederman.
Prócz kanalarzy podchorążego „Heńka” jeszcze kilku żołnierzy ze Zgrupowania „Radosław” mogło się pochwalić doświadczeniem patroli kanałowych. Ale nawet oni nie mogli równać się z „zawodowymi” łączniczkami Plutonu Łączności Specjalnej (kanałowej) bezpośrednio podległego Komendzie Głównej Armii Krajowej. Tak zapamiętał swą konfrontację z dzielną przewodniczką o pseudonimie „Basia” porucznik Stanisław Jankowski „Agaton” z Batalionu „Pięść”. „Agaton” wraz ze swymi kolegami miał za sobą kilka kursów z Żoliborza do Starego Miasta, więc jako doświadczeni kanalarze zostali wyznaczeni do przeniesienia meldunków dla generała Tadeusza Komorowskiego „Bora” do Śródmieścia. Jednak warunki w tym kanale, do którego sprowadziła ich „Basia” przerosły ich siły: „Po kilkunastu – wspomina «Agaton» – upadkach w to błocko [pełne szkła z rozbitych butelek – PK] powiedziałem tej dziewczynie, że ja już dalej nie idę. Spytałem moich kolegów, czy oni chcą iść, to mogę ich przepuścić. Oni powiedzieli, że też nie pójdą. Zawróciliśmy. Kiedy wychodziliśmy z tego kanału, to nasza przewodniczka, żeby nam jakoś te nasze tchórzostwo odpuścić, powiedziała do nas: «Jeszcze nikt nie próbował tędy przejść z pistoletem maszynowym na plecach»”.
Bibliografia
Andrzej M. Kobos, „Kanały w Powstaniu Warszawskim”, „Zeszyty Historyczne” nr 109, Paryż 1994
Tadeusz Duchowski, Janusz Powałkiewicz, „Kanały. Trasy łączności specjalnej (kanałowej) Powstania Warszawskiego” (seria Warszawskie Termopile 1944), Warszawa 2003
Sebastian Pawlina, „Wojna w kanałach. Podziemna walka Warszawy”, Kraków 2019
Bronisław Troński, „Tędy przeszła śmierć. Zapiski z Powstania Warszawskiego”, Lublin 1989
autor zdjęć: materiały prasowe
komentarze