moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Czas generała

Gdyby gen. Władysław Anders odmówił wykonania rozkazu ataku na Monte Cassino, mógłby zostać przez dowódcę brytyjskiej 8 Armii, któremu podlegał, zdjęty ze stanowiska. Jednocześnie dowódca 8 Armii miał prawo wyznaczyć na to stanowisko innego oficera i wcale nie musiał to być Polak – mówi prof. Zbigniew Wawer, historyk, badacz 2 Korpusu Polskiego.


Podpisanie polsko-sowieckiej deklaracji o wzajemnej pomocy wojskowej w walce z hitlerowskimi Niemcami. Stoją od prawej: sowiecki minister spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow, gen. Władysław Sikorski, polski ambasador w Związku Sowieckim Stanisław Kot, gen. Władysław Anders, Gieorgij Malenkow, adiutant Andersa rtm. Jerzy Klimkowski. Za stołem siedzi Józef Stalin. Moskwa, 4 grudnia 1941 r.

Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski, wyznaczając gen. Władysława Andersa spośród kilku kandydatów na stanowisko dowódcy Polskich Sił Zbrojnych w Związku Sowieckim, liczył na jego znajomość rosyjskich realiów wyniesioną jeszcze z carskiej armii. A czego oczekiwali Sowieci, godząc się na to? Wszak Anders dla nich był „kurlandzkim baronem”, oficerem carskiej gwardii, a przede wszystkim nieprzejednanym wrogiem z „pańskiego” Wojska Polskiego, który nie dał złamać się na Łubiance – same minusy…

Prof. Zbigniew Wawer: Polska strona przedstawiła Sowietom dokładnie dwie kandydatury: gen. Stanisława Hallera i gen. Władysława Andersa. Ale trzeba tutaj od razu zaznaczyć, że w tej sprawie to Brytyjczycy rozdawali karty w grze z Rosjanami. Dla Brytyjczyków Anders był generałem z „młodego pokolenia”, który – jak większość brytyjskich generałów – karierę wojskową rozpoczynał w czasie I wojny światowej. Był także absolwentem francuskiej École Supérieure de Guerre, co również miało znaczenie na Zachodzie. Liczyli też, że będzie można ewentualnie w przyszłości tym młodym generałem pokierować, bo nie był związany żadnymi układami politycznymi.

Jednocześnie Rosjanom wcale nie przeszkadzało, że on był baronem kurlandzkim i oficerem carskiej armii. Wszak na przykład Borys Szaposznikow, szef Sztabu Generalnego Armii Czerwonej, był carskim pułkownikiem.

Zbierając relacje od oficerów 2 Korpusu Polskiego, którzy przeszli Rosję, dowiedziałem się, że w więzieniach i łagrach pytano ich szczegółowo między innymi o to, jak wyglądała struktura armii carskiej, jak szkolono żołnierzy. Józef Stalin, chcąc przekonać do wojny z Niemcami swoich obywateli, zaczął pozornie wracać do tradycji dawnej Rosji, co przejawiało się między innymi zmianami w armii – powrotem w późniejszym okresie do stopni oficerskich, wprowadzaniem odznaczeń odwołujących się do bohaterów rosyjskich – i liberalizacją wobec Cerkwi.

W wyniku rozmów przeprowadzonych w Moskwie po podpisaniu układu Armia Polska miała się składać z dwóch dywizji piechoty (według etatu sowieckiego – 10 tys. żołnierzy) oraz pułku zapasowego. Generał Anders już wtedy cieszył się sławą nietuzinkowego dowódcy, który sprawdził się w walce we Wrześniu’ 39. Wiadomo było o nim, że jest to oficer, który potrafi sprostać nawet najtrudniejszemu zadaniu. Dla Sowietów istotne było też to, że Anders to jeden z kandydatów, którzy ocaleli. Jego szybka nominacja przecinała na pewien czas dociekania co do losu gen. Stanisława Hallera, który, jak wiemy, został zamordowany przez NKWD w kwietniu 1940 r. w Charkowie.

Polskie Siły Zbrojne w Związku Sowieckim były dość specyficzną formacją. Jej żołnierze to więźniowie NKWD zwolnieni w wyniku tzw. amnestii, którzy po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej nagle dowiedzieli się, że ich niedoszli oprawcy to sojusznicy. Teraz mieli z nimi ramię w ramię walczyć przeciw niemieckim faszystom, ale negatywne doświadczenia z łagrów i zesłania nie mogły nagle zniknąć. Jak gen. Anders i jego sztab radzili sobie z tym problemem?

Wystarczy przejrzeć materiały służby sprawiedliwości PSZ w ZSRS. W początkowym okresie bardzo surowo karano na przykład za zerwanie sowieckiej flagi. To były wyroki nawet do dziesięciu lat. Skazani na wysokie kary odbywali je w sowieckich więzieniach. Jedynie ci, którzy dostali niskie wyroki, do pół roku, odsiadywali kary w aresztach przy polskich dywizjach. Generał Anders mocno przestrzegał kwestii niezadrażniania stosunków z sojusznikiem. Podkreślał tę sprawę na wszystkich odprawach z dowódcami. Spowodowane było to też tym, że bał się sowieckich prowokacji. A wtedy łatwo było pokazać światu, że Polacy są antysowieccy.

Anders zdawał sobie sprawę, że Sowieci robią wszystko, by demonstrując światu, że organizują polską armię, w rzeczywistości jej nie zorganizować. Bo wojsko, które nie ma butów, nie jest wojskiem, zwłaszcza w warunkach rosyjskiej zimy. Na przykład w listopadzie 1941 r. w 5 Dywizji Piechoty, w niektórych pułkach 60% żołnierzy nie miało obuwia, czyli w trakcie ćwiczeń ludzie musieli wymieniać się nim rotacyjnie. Dostawy butów szły wprawdzie z Anglii, ale bardzo wolno, jak każdy transport przez port w Murmańsku. Co ciekawe, Sowieci w 1939 r. na Kresach zagarnęli dużo polskich składów wojskowych, w których znajdowały się sorty mundurowe. Jednak nie przekazali ich żołnierzom gen. Andersa. Oddawali im mundury litewskie, łotewskie i estońskie. A podobno czeskie oddziały otrzymały początkowo polskie mundury. Czyli nawet pod tym względem Sowieci nie chcieli przypominać o swym wcześniejszym udziale w wojnie po stronie Niemców. Ciekawą kwestią jest przy tym też to, że jednak pewna liczba polskich oficerów – co można zobaczyć między innymi na zdjęciach z Buzułuku – nosiła przedwojenne polskie mundury. Nigdy nie udało mi się ustalić, czy pochodzą one ze wspomnianych składów, czy pozyskano je inną drogą.

Skąd brała się tak wielka nieufność gen. Sikorskiego do dowódcy PSZ w ZSRS. Czy to tylko wynik starcia silnych osobowości i podszeptów nieżyczliwych gen. Andersowi ludzi?

Absolutnie nie można tego stwierdzić na podstawie wydarzeń z lat 1941 i 1942. Po pierwsze, jeśli Naczelny Wódz miałby uprzedzenia do gen. Andersa, nigdy nie mianowałby go dowódcą Armii. Po drugie, Sikorski zgadzał się z decyzjami Andersa. Na przykład pisał do niego, że nie można wyprowadzić samotnej dywizji na front, bo to jest strata polskiego potencjału. Ta nieufność, o którą pan pyta, pojawiła się dopiero w 1943 r., między innymi wskutek intryg politycznych przeciwników gen. Andersa. W czasie wizyty Naczelnego Wodza na Bliskim Wschodzie sprawa ta została jednak wyjaśniona.

Czy gen. Sikorski nie czuł się przez gen. Andersa pominięty, kiedy ten negocjował warunki drugiej ewakuacji wbrew jego zaleceniom?

Sikorski otrzymał od Andersa meldunek nr 701, w którym było napisane, jaka jest sytuacja i że dalsze pozostawanie na terytorium Związku Sowieckiego może doprowadzić do zagłady Armii. Anders spodziewał się, że Rosjanie mogą rozbroić Armię i przygotowywał się do tej ewentualności. Między innymi oficerowie jego sztabu szykowali drogi ewakuacyjne do Afganistanu. Gdy przeanalizuje się strukturę sztabu, to na przykład etat uzbrojenia, który otrzymała kompania ochrony sztabu, był o wiele większy niż wymagała tego służba wartownicza. Pokazuje to, że Polacy przez cały czas obawiali się rozbrojenia, a od kwietnia 1942 r. to przeświadczenie jeszcze bardziej się nasiliło.

Wszystko było związane z sytuacją na froncie niemiecko-sowieckim. Dopóki Rosjanie dostawali baty, byli bardziej skłonni do współpracy z Polakami; kiedy zaczynali wygrywać – ich stanowisko od razu się usztywniało. Widać to wyraźnie po ich zwycięskiej kontrofensywie pod Moskwą. Ale największy wpływ miała tutaj decyzja, jaką podjęto w czasie wizyty lorda Williama Beaverbrooka w Moskwie, który wbrew premierowi Winstonowi Churchillowi postanowił, że Polacy nie otrzymają uzbrojenia w ramach Lend-Lease Act, a tylko za pośrednictwem Sowietów. To najbardziej zaważyło na organizacji PSZ w ZSRS.

W PSZ w ZSRS rodziły się także, nazwijmy to, różne „ruchy odśrodkowe”. Jednym z najgłośniejszych było sprzysiężenie młodych oficerów zorganizowane przez adiutanta gen. Andersa, rtm. Jerzego Klimkowskiego. W Związku Sowieckim miał przekonywać oficerów do wystąpień przeciwko Sowietom, a po ewakuacji wojska do Iranu oskarżono go o pracę dla NKWD i aresztowano. Czy dziś można jednoznacznie stwierdzić, kto stał za rtm. Klimkowskim?

Należy zaznaczyć, że jeśli Klimkowski organizował jakiś spisek, to wyłącznie przeciwko gen. Sikorskiemu. W latach 1942–1943 istniała w polskim wojsku organizacja zrzeszająca głównie młodych oficerów, działająca przeciwko Naczelnemu Wodzowi. Ta historia do końca nie została jednak zbadana i być może nie będzie odpowiedzi na rodzące się pytania z powodu braku dokumentów. Nie możemy dzisiaj jednoznacznie stwierdzić, kto stał za rtm. Klimkowskim, najprawdopodobniej był on agentem sowieckim.

Dlaczego Anders pozwolił na działalność w Armii, a nawet awansował na odpowiedzialne stanowiska tak ewidentnego agenta NKWD, jak ppłk Zygmunt Berling? Zaproponował mu nawet poszukiwanie zaginionych oficerów po tym, jak rtm. Józef Czapski nie mógł już nic w tej sprawie zrobić.

Generał Anders nie mógł wtedy wiedzieć, że Berling jest sowieckim agentem. Z dokumentów sztabu wynika, że nie było wówczas przesłanek do takich podejrzeń. Jedynie gen. Mieczysław Boruta-Spiechowicz ostrzegał Andersa: „uważaj na Berlinga”. Co znamienne, oddział II sztabu, czyli wywiadu i kontrwywiadu, nie miał przeciwko Berlingowi żadnych konkretnych dowodów. Generał Anders, tworząc w sierpniu 1941 r. sztab swojej Armii, siłą rzeczy był zmuszony korzystać z listy oficerów dostarczonej mu przez NKWD. Wybrał z niej między innymi Berlinga, bo oficerów w stopniu podpułkownika i pułkownika nie było wielu.

Berling pod koniec istnienia PSZ w ZSRS został komendantem bazy ewakuacyjnej w Krasnowodsku, co także potwierdza, że Anders wtedy nie zdawał sobie sprawy ze współpracy swego podwładnego z NKWD. Berling został skazany na karę śmierci dopiero latem 1943 r., po utworzeniu 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. W 1942 r. nikt w PSZ – choć oczywiście dochodziły różne słuchy – nie przypuszczał, że jest on na usługach NKWD.

A jak wytłumaczyć, że do samego końca gen. Anders, niezaprzeczalnie nieprzejednany wróg sowieckiego systemu, ciepło wypowiadał się o gen. Gieorgiju Żukowie, oficerze NKWD i pełnomocniku Naczelnego Dowództwa Armii Czerwonej do spraw Wojsk Obcych na Terytorium ZSRS?

Do końca nie będziemy już mieli odpowiedzi na to pytanie. Rzeczywiście Żukow – w istocie major NKWD, co odpowiadało stopniowi generała w wojsku – był jednym z najważniejszych przedstawicieli strony sowieckiej przy Armii gen. Andersa. Warto tutaj przytoczyć mało znane zdarzenie. Mianowicie ostatnią ewakuację Polaków ze Związku Sowieckiego datuje się na początek 1943 r., drogą przez Afganistan. Dokonało się to właśnie za aprobatą i przy wsparciu majora NKWD Żukowa. Wtedy ewakuowano ponad 2 tys. ludzi, w tym tysiąc dzieci. Między ewakuowanymi znalazły się dwa sierocińce z dziećmi pochodzenia żydowskiego, czego wcześniej nie wolno było robić. Niestety, nigdzie nie znalazłem szczegółów rozmowy między Andersem a Żukowem, dzięki której doszło do tej ewakuacji. Wyprowadzono również kilkuset żołnierzy, w tym wielu ozdrowieńców z wojskowych szpitali. Już w czerwcu 1943 r. gen. Sikorski na jednej z ostatnich odpraw przed śmiercią powiedział, że możliwe będzie kontynuowanie poboru do Wojska Polskiego w Rosji. Jaka była w tym wszystkim rola Żukowa? Na to pytanie też nie ma odpowiedzi.

Profesor Sławomir Kalbarczyk w ostatnich publikacjach stawia tezę, że przesłanki ewakuacji miały wyłącznie charakter militarny. Jakie jest Pańskie zdanie na ten temat?

Nie zgadzam się z tą tezą. Przede wszystkim trzeba wyraźnie zaznaczyć, że rozmowy rosyjsko-brytyjskie na temat pierwszej ewakuacji były prowadzone i w lutym, i w marcu 1942 r. w Teheranie. Tam ustalono pewne kwestie, które musiały być dograne, by ewakuacja przebiegała sprawnie. Według umowy Sikorski-Majski, polska armia miała liczyć 96 tys. żołnierzy, a oprócz tego 25 tys. osób miało być ewakuowanych na Bliski Wschód, później zaś do Wielkiej Brytanii do zasilenia stacjonujących tam polskich jednostek. Do tego w pełni nie doszło. Jak wiemy, Stalin wciąż zmieniał zdanie, ograniczając między innymi 6 marca 1942 r. racje żywnościowe dla Polaków do 26 tys. i dopiero po interwencji Andersa zgodził się podnieść je do 44 tys., co oznaczało, że tylu żołnierzy miało zostać w Związku Sowieckim. Jednocześnie prowadzone były cały czas rozmowy rosyjsko-brytyjskie na poziomie wojskowym i za plecami Polaków. Świadczy o tym chociażby to, że gen. Sikorski w którymś ze swoich dokumentów z korespondencji dyplomatycznej pisał, iż nie zna szczegółów tych rozmów, których był najwyraźniej świadomy.


Brytyjski premier Winston Churchill, wizytujący front włoski spotkał się z gen. Władysławem Andersem, dowódcą 2 Korpusu, Z lewej siedzi marsz. sir Harold Alexander, dowódca sił alianckich we Włoszech.

Profesor Kalbarczyk powołuje się na rozmowę Mołotowa z Churchillem. Ale Mołotow tego samego dnia spotkał się również z Sikorskim. Z rozmowy Mołotowa z Sikorskim zachował się tylko krótki zapis. Wynika z niego, że Naczelny Wódz chciał dwóch rzeczy: dalszej rekrutacji do wojska i opieki nad ludnością cywilną. Chodziło tutaj przede wszystkim o ewakuację dzieci, czemu Sowieci byli przeciwni z powodów propagandowych, by nie podkreślać faktu, że w Rosji dzieci głodują. Jednocześnie, w brytyjsko-sowieckich rozmowach wojskowych zarówno Mołotow, jak i Churchill wiedzieli, jaka jest sytuacja na Bliskim Wschodzie i ich decyzje wcale nie wiązały się z upadkiem Tobruku, tylko z tym, że wojska niemieckie mogą się przebić przez Kaukaz od strony rosyjskiej. Wszak niemieccy strzelcy górscy zatknęli wtedy już flagę na Elbrusie. Sytuacja była naprawdę krytyczna.

Jednocześnie Sowieci rozpoczęli likwidację terenowych delegatur ambasady polskiej, aresztując wielu delegatów. Likwidowanie przedstawicielstwa oznacza, że nie chcieli oni już polskiego wojska na swoim terytorium. W ten sposób Sowieci sparaliżowali napływ ochotników do oddziałów, a bez uzupełnień nasze dywizje nie miały większych szans na funkcjonowanie. Mimo że tworzyliśmy sześć dywizji, to z 44 tys. żołnierzy mogliśmy sformować – według etatów brytyjskich – raptem dwie dywizje. Przy tym wyraźnie widać, że ewakuacja PSZ w ZSRS do Iranu nie była kwestią militarną. O dowództwie Armii Czerwonej można mówić dużo złego, ale nie to, że nie znało się na wojsku. Oni wiedzieli, że Polacy, wychodząc ze Związku Sowieckiego, gotowość bojową osiągną najwcześniej późną wiosną następnego roku, czyli w 1943 r. Polskie dywizje mogły pełnić funkcje ochrony rurociągów i policyjne. Do boju nie były wtedy przygotowane. Tych ludzi należało odżywić, ubrać, a przede wszystkim wyszkolić – to wszystko wymagało czasu. Dywizje, które wyszły do Iranu, nie były jednostkami, które mogłyby od razu wkroczyć do walki z Niemcami.

Kolejna ważna kwestia – Stalin wszystko wiązał z polityką lub wykorzystywał do rozgrywek politycznych. Tego nie trzeba szukać w dokumentach, ten człowiek tak działał. Jeśliby memorandum gen. Andersa, na którego podstawie stawia swoją tezę prof. Kalbarczyk, tak wpłynęło na Stalina, jak sugeruje profesor, świadczyłoby to o tym, że był słabym politykiem, a jego dowództwo – Stawka – źle działało. Stawka musiała mieć przygotowane plany na wypadek przebicia się Niemców przez Kaukaz. W dokumencie z 27 sierpnia 1942 r., który wysłał ambasador Edward Raczyński do brytyjskiego ministra Anthony’ego Edena, znajduje się kopia listu do sowieckiego dyplomaty Aleksandra Bogomołowa. Tam jest właśnie mowa o tym, że Sowieci nie chcieli prowadzić dalszej rekrutacji i że robili wszystko przeciwko polskiej armii. Jeśli Sowieci postrzegaliby polskie dywizje przez pryzmat militarny, to powinni działać wręcz przeciwnie, czyli kierować do nich kolejne uzupełnienia, zbroić je i szkolić. Tego nie robili. Polskie dywizje osiągnęły gotowość bojową – i to niepełną – dopiero w Palestynie oraz Egipcie. Gotowość Armii Polskiej na Wschodzie ogłoszono w czasie wizyty gen. Sikorskiego w czerwcu 1943 r. Bez jej osiągnięcia Brytyjczycy nigdzie do walki by Polaków nie kierowali. Później Naczelny Wódz, gen. Kazimierz Sosnkowski miał wątpliwości, czy 2 Korpus Polski nie jest za wcześnie wysyłany na front włoski, gdyż jeszcze nie był dostatecznie wyszkolony.

Logika wypadków związana z ewakuacją Armii Andersa ze Związku Sowieckiego jest dość prosta. W czasie odprawy dowódców wielkich jednostek 3 czerwca 1942 r. podkreślali oni tragiczną sytuację podległych im jednostek w Rosji. Po tej naradzie gen. Anders spotkał się z ppłk. Arsenijem Tiszkowem, którego prof. Kalbarczyk przywołuje w swoich artykułach. Tiszkow tak naprawdę był kapitanem NKWD, czyli odpowiednikiem pułkownika w wojsku. W czasie tej rozmowy podjęto temat spraw Armii Polskiej, które mogły być poruszane podczas spotkania ze Stalinem. Generał zwrócił wtedy uwagę na dwie kwestie. Pierwsza dotyczyła dalszej ewakuacji wojska, druga – ludności cywilnej. Na pytanie Tiszkowa, czy żołnierze polscy będą się bili chętnie na innych frontach, gen. Anders odpowiedział, że tak, i podkreślił: „Zapewniam, że tu i tam z Niemcami”1. Następnego dnia po spotkaniu z Tiszkowem Anders otrzymał depeszę od gen. Tadeusza Klimeckiego, szefa sztabu, który pisał: „Pakt między Wielką Brytanią a Rosją został podpisany, lecz o sto procent odmienny od projektowanego. Nie porusza on w niczym bezpośrednich i pośrednich interesów Polski. Wszystkie nasze postulaty zostały uwzględnione. Treścią paktu jest sojusz i ogólne ustalenia celów wojny. Przyjęto zasadę wyrzeczenia się zaborów i stosowania idei Karty Atlantyckiej. Pakt nie jest ogłoszony i w związku z tym informację proszę traktować jako bezwzględnie tajną. Zakomunikowano mi ją jedynie osobiście tak, że jej nie znają nawet członkowie rządu”2. To jest 5 czerwca. Rząd polski jednomyślnie podjął decyzje 26 czerwca o pozostaniu Armii Polskiej w Rosji i podkreślił, że jest to spowodowane kwestiami nie militarnymi, tylko politycznymi. I tutaj można zadać pytanie retoryczne, czy informacje o tym nie docierały do Rosjan? Oczywiście, że tak, i dla nich również była to sprawa polityczna. Generał Zygmunt Bohusz-Szyszko wspominał: „Od generała Andersa do ostatniego strzelca w szeregach wojska każdy dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, że w granicach Związku Sowieckiego dla Wojska Polskiego, które by chciało służyć wspólnej, a nie wyłącznie sowieckiej sprawie, miejsca już nie było i być nie mogło”3.

W odpowiedzi na bardzo emocjonalną depeszę gen. Andersa z 7 czerwca 1942 r. nr 701, o której wspominałem, gen. Sikorski odpisał: „Odwołując się do patriotyzmu i dyscypliny żołnierzy będących pod rozkazami Pana Generała, meldunek nr 701 zawiera elementy niezmiernie niebezpieczne dla sprawy. Prywatne sugestie zasilenia naszymi wojskami Syrii czy Kaukazu nie odpowiadają absolutnie rzeczywistości. Stwierdziłem to niezbicie podczas długiej konferencji, którą mieliśmy wczoraj [10 czerwca 1942 r. – Z.W.] z Mołotowem. Rządowi sowieckiemu zależy niestety bardzo na pozostawieniu wojska naszego w Rosji. Ze względów prestiżowych nie chcą się zgodzić nawet na ewakuację dzieci. Chcieliby oni mieć wojsko nasze możliwie szybko na froncie, by zademonstrować wobec świata naszą z nimi solidarność, szczególnie stwierdzić silną pozycję rządu polskiego na Zachodzie. Zastrzegłem się jednak kategorycznie przeciwko podciąganiu wojska ku frontowi bez należytego uzbrojenia, co zostało zrozumiane i uznane. Postulaty majora NKWD Żukowa, które przedłożył on rzekomo w imieniu rządu, są tylko jego postulatami osobistymi. Prowadzi on grę dla mnie jeszcze niezrozumiałą, lecz dla przyszłości naszego wojska w Rosji niezwykle groźną. Trudno mi bowiem uwierzyć, by chodziło mu jedynie o wyjazdy do Teheranu lub Kairu, raczej o rozkład i skompromitowanie naszej armii w ZSRR, która wytrzymała tak ciężkie przejścia, a dziś w warunkach lepszych może się załamać. Teza, którą Pan Generał melduje, że jedynie równocześnie z decyzją wyjścia wojska będzie możliwa dalsza rekrutacja jest najzupełniej fałszywa. Jest wręcz przeciwnie i niech Pan Generał będzie ostrożny w swych ewentualnych rozmowach moskiewskich”4.

Ale Anders grał dalej po swojemu?

Tak, bo w dalszych rozmowach między naszymi dowódcami w Rosji nie nawiązywano już do sprawy ewakuacji. Natomiast – jak już wspominałem – nie wiadomo, jak by się zakończyła niemiecka ofensywa, która w 1942 r. poszła na Stalingrad i Kaukaz. I nie tylko Brytyjczykom, ale i Rosjanom chodziło o ochronę pól naftowych. Dywersja niemiecka na terytorium Iraku była faktem. Wysadzanie rurociągów powodowało duże opóźnienia w dostarczaniu paliwa jednostkom walczącym na froncie. Ropa z Iraku szła także na zaopatrzenie wojsk na Dalekim Wschodzie. Wtedy Brytyjczycy dosłownie byliby wzięci w dwa ognie i mogło się to dla nich skończyć tragedią.

Polski attaché wojskowy przy rządzie brytyjskim, gen. Bronisław Regulski, 26 czerwca 1942 r. pisał do gen. Tadeusza Klimeckiego: „War Office kilkakrotnie interpelowało u mnie w sprawie dalszej ewakuacji żołnierzy naszych z ZSRR do Palestyny. Z interpelacji tych wynikało niedwuznacznie, że Anglicy interesują się bardzo dalszym ciągiem tej ewakuacji i że im chodzi bardzo o jej przyspieszenie”5. Profesor Kalbarczyk w artykule pomija ten fakt. Regulski pisze dalej: „War Office prosi o zażądanie od gen. Andersa wywarcia odpowiedniego nacisku, aby przyspieszyć tę dalszą ewakuację i zapytuje, jakie są wyniki zapowiedzianych w tej sprawie pertraktacji jego z władzami sowieckimi”6. Ten cytat wyraźnie wskazuje na rolę Brytyjczyków i ich naciski na kolejną ewakuację wojsk polskich na Bliski Wschód. Między innymi 2 lipca 1942 r. brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało ministra Edwarda Raczyńskiego, że otrzymało od Mołotowa oświadczenie Stalina, w którym powoływano się na rozmowy Churchilla z Mołotowem na temat przeniesienia armii polskiej na Bliski Wschód, wyrażając wstępną zgodę na ewakuację trzech polskich dywizji do Iranu. Tego samego dnia gen. Sikorski wysłał depeszę do ambasadora Rządu RP na Uchodźstwie Stanisława Kota i gen. Andersa, że „pod presją Brytyjczyków Stalin zgodził się na ewakuację armii polskiej do Persji”7. Z tych cytatów i wielu innych dobitnie wynika, że Brytyjczycy mieli wpływ na decyzje o ewakuacji polskich żołnierzy ze Związku Sowieckiego.

A czy uprawniona jest teza krytyków gen. Andersa, że przez jego pośpiech w czasie ewakuacji zmarło niepotrzebnie tak wielu ludzi?

Ale przecież ci ludzie nie umierali z powodu ewakuacji, tylko na skutek ciężkich warunków w Rosji. Powiedzmy sobie to wyraźnie: gdyby zostali dłużej w Związku Sowieckim, także by tam zmarli. Co więcej, zmarłoby znacznie więcej ludzi, którym zdołano pomóc później w szpitalach w Iranie i Palestynie. Raporty polskiej i brytyjskiej służby zdrowia mówią o tyfusie, malarii, czerwonce i wielu innych chorobach zbierających żniwo w polskich obozach każdego dnia. Wystarczy poczytać wspomnienia żołnierzy gen. Andersa, żeby uzmysłowić sobie, w jakich warunkach przyszło im żyć w sowieckiej Rosji. Ewakuacja była dla nich prawdziwym cudem – wyrwaniem się z „nieludzkiej ziemi” i o tym należy pamiętać. Raz jeszcze podkreślę: Armia ze względów politycznych dla Rosjan była niewygodna, a ze względów militarnych przedstawiała dla nich naprawdę niewielki potencjał.


Żołnierze 5 Kresowej Dywizji Piechoty witani przez ludność po wkroczeniu 2 Korpusu Polskiego do Bolonii, 21 kwietnia 1945 r.

Po wojnie pojawiły się głosy, że gen. Anders niepotrzebnie zgodził się na udział 2 Korpusu w krwawej bitwie pod Monte Cassino, ale czy on w ogóle miał wtedy jakąś alternatywę wobec nacisku aliantów, sowieckiej propagandy i nastrojów własnych żołnierzy, którzy rwali się do boju z Niemcami?

Trzeba się cofnąć do umowy polsko-brytyjskiej, która dokładnie określała rolę Polskich Sił Zbrojnych w strukturach armii brytyjskiej. Wiadomo było, co mógł gen. Anders zrobić, a czego nie mógł. Gdyby odmówił wykonania rozkazu, mógłby zostać przez dowódcę brytyjskiej 8 Armii, któremu podlegał, zdjęty ze stanowiska. Jednocześnie dowódca 8 Armii miał prawo wyznaczyć na to stanowisko innego oficera i wcale nie musiał to być Polak. Brytyjczycy tego nie stosowali, ale mogli na to stanowisko wyznaczyć swego rodaka lub oficera innej narodowości.

Trzeba podkreślić, że decyzja o udziale polskiego korpusu w bitwie zapadła w przeddzień rozmowy dowódcy 8 Armii gen. Olivera Leese’a z gen. Andersem. A nawet wcześniej, bo 21 marca – na odprawie w Casercie, która nastąpiła jeszcze w czasie trwania trzeciej bitwy o masyw, według nomenklatury alianckiej – stwierdzono, że trzecie natarcie nie powiodło się i nie przyniosło żadnego rezultatu, więc będzie wygaszane. Nie było już – po wycofaniu się Nowozelandczyków – żadnych innych sił zdolnych do udziału w nowej ofensywie. Gros sił amerykańskich i brytyjskich było już wtedy szykowanych do operacji „Overlord” i kilka dywizji wycofano z frontu włoskiego. W tym wypadku polski korpus był jedyną siłą, która mogła uczestniczyć w czwartej bitwie o przełamanie Linii Gustawa. Generał Leese, który bardzo lubił i szanował Polaków, współczuł im oraz cenił wysoko gen. Andersa, postanowił mu w pewnym sensie dać honorowe wyjście z sytuacji. Dlatego nie wydał gen. Andersowi rozkazu wyznaczającego 2 Korpus do walki, lecz uczynił to w formie propozycji. Generał Anders miał ogromny dylemat, gdyż zdawał sobie sprawę, że gdy odmówi, to może zostać zdjęty z dowództwa. Brytyjczycy wcale nie musieli pytać naszego Wodza Naczelnego o zdanie. Po pierwsze, był daleko, a po drugie, jak powiedziałem wcześniej, mogli to zrobić zgodnie z umową. Po drugie, na Polaków wywierana była ogromna presja propagandy sowieckiej, która głosiła, że polscy żołnierze nie chcą walczyć; w sukurs Sowietom szła również prasa zachodnia będąca pod wpływem Sowietów – coraz bardziej wtedy Polsce nieprzychylna.

Załóżmy hipotetycznie, że Anders odmówiłby udziału korpusu w bitwie, i zapytajmy, co wtedy zrobiliby alianci? Mając korpus polski na zaopatrzeniu przygotowany już nad rzeką Sangro do walki, mogli zmienić jego dowódcę łącznie z dowódcami dywizji. Generał Kazimierz Sosnkowski wielokrotnie powtarzał, że mogliśmy atakować na północ od masywu Monte Cassino i tam mieliśmy szanse na zwycięstwo przy mniejszych stratach. Jednak Sosnkowski, skądinąd znakomity dowódca, nie wiedział, że był to teren wysoce epidemiologiczny, co wynikało z niemieckich analiz. Niemcy bardzo dokładnie – jeszcze w 1943 r. – przebadali obszar Włoch pod względem geograficznym i epidemiologicznym właśnie na wypadek alianckiej inwazji. Bardzo trafnie określili, gdzie alianckie siły będą miały łatwą drogę ataku, a gdzie trudną. Teren wskazywany przez gen. Sosnkowskiego był nie do przejścia. Tam były ogniska cholery i malarii. Poza tym Polacy nie mieli ekwipunku górskiego. Widać to było zwłaszcza w czasie naszego pierwszego natarcia na Monte Cassino, gdy żołnierze po deszczu musieli ściągać podkute buty, na których nie mogli posuwać się po śliskich skałach. Polacy wprawdzie przeszli przeszkolenie w działaniach górskich w Libanie, ale trwało ono krótko. Generał Anders nie miał żadnego wyboru prócz tego, którego dokonał. Zarzuca się też Andersowi, że nie zawiadomił o swej decyzji Naczelnego Wodza, gen. Sosnkowskiego, albo że wręcz na niego nie poczekał. Ale on wtedy podlegał dowódcy 8 Armii i musiał wykonywać polecenia bezpośredniego przełożonego.

Czy można mimo to zgodzić się z jednym z oficerów gen. Andersa – gen. Romanem Szymańskim– który stwierdził, że natarcie mogło być przeprowadzone bardziej efektywnie? Już po wojnie pisał on, że nie powinniśmy prowadzić natarcia czołowo.

W tym pytaniu kluczowe jest stwierdzenie „po wojnie pisał”. Dlaczego gen. Szymański, wtedy pułkownik, na żadnej naradzie sztabowej przed bitwą nie wysunął swych obiekcji co do sposobu natarcia? A przecież miał taką możliwość. Opracowanie rozkazu do natarcia nie należy tylko do sztabu. Zarówno dowódcy dywizji, jak i brygad mieli wtedy możliwość zapoznania się z planami natarcia i przekazywania swoich uwag. Dlaczego wtedy tego nie zrobił? Po walce było bardzo wielu mądrych, którzy twierdzili, że można było ją przeprowadzić lepiej. Procedura powstawania planu walki trwała od 24 marca do ataku, czyli prawie sześć tygodni. Nie znam żadnego głosu z polskiego sztabu, który by twierdził, że plan gen. Andersa był nierealny lub chybiony. Swym twierdzeniem gen. Szymański zanegował po prostu całe działanie – w tym swoje – sztabu. Generał Nikodem Sulik, który odmówił przecież wykonania ataku – wtedy wykonał go gen. Klemens Rudnicki – i został zbesztany przez Andersa, miał wątpliwości, ale to było już przy drugim natarciu. Lecz – raz jeszcze podkreślam – nikt przed bitwą nie wnosił zastrzeżeń do planu gen. Andersa. Nie ma żadnego ich śladu w dokumentach sztabowych. Na przykład w 3 Dywizji Strzelców Karpackich oficerowie sztabu mówili, że brak rozpoznania może przynieść negatywne skutki w czasie natarcia. I to się potwierdziło. Brak rozpoznania nie był zaś decyzją Andersa, lecz nakazem dowództwa 8 Armii, któremu chodziło o to, by Niemcy nie dowiedzieli się o zmianie jednostek na pozycjach.

Wspomniał Pan o gen. Nikodemie Suliku. Dlaczego właśnie on był jednym z najbardziej zaufanych oficerów Andersa?

Trudno powiedzieć. Generał Anders miał wielu zaufanych oficerów, a to zaufanie było zmienne. Podobnie dużym zaufaniem – może nawet większym niż Sulik – cieszył się u dowódcy 2 Korpusu gen. Zygmunt Bohusz-Szyszko. Znali się jeszcze sprzed wojny. Do grona zaufanych można zaliczyć jeszcze gen. Kazimierza Wiśniowskiego, szefa Sztabu 2 Korpusu, gen. Bolesława Szareckiego, szefa służby zdrowia, gen. Bronisława Ducha, jeśli chodzi o dowódców dywizji, gen. Klemensa Rudnickiego, który awans generalski otrzymał 8 kwietnia 1945 r. i prowadził na czele Zgrupowania „Rud” główne natarcie na Bolonię. Anders do Sulika miał z pewnością duży sentyment jako Kresowiaka.
Po wojnie zaś rozeszły się drogi gen. Andersa z wieloma jego bliskimi współpracownikami. Dotyczy to zwłaszcza generałów Mieczysława Boruty-Spiechowicza i Gustawa Paszkiewicza.

A jak według Pana układały się relacje gen. Andersa z Naczelnym Wodzem, gen. Sosnkowskim?

Najprościej mówiąc, to były dwie różne osobowości i dwa odmienne charaktery. Generał Anders bardziej wypełniał polecenia alianckich przełożonych niż własnego Naczelnego Wodza. Zabrzmi to brutalnie, ale prawda była taka, że zdawał sobie sprawę, iż Naczelny Wódz nic nie znaczy, a o losie 2 Korpusu Polskiego decydował gen. Harold Alexander jako dowódca wojsk alianckich we Włoszech. Anders był pragmatykiem. Gdy później został Naczelnym Wodzem, doświadczył tego samego. Naczelny Wódz mógł wydać oświadczenie, że potępia to czy tamto, ale nie miał realnych możliwości wysłania swoich jednostek na front. Generał Sikorski miał jeszcze na tym stanowisku coś do powiedzenia, natomiast gen. Sosnkowski już nie. Sosnkowski był człowiekiem wysokiej kultury, który starał się gasić wszelkie konflikty, w przeciwieństwie do Sikorskiego, który często parł do konfrontacji.

Czy jest winą Andersa, że tak wielu Polaków w Związku Sowieckim nie zdążyło do niego, że wykazał się pewną niecierpliwością pod tym względem?

Sowieci zaprzestali poboru i Anders nie miał żadnego pola manewru. Jak ktoś nie dostał „prapustki” wystawionej przez NKWD, nie miał możliwości wyjazdu. Mimo to wielu podejmowało próby dotarcia do polskich oddziałów, ale nie wszyscy mogli zdążyć.

Podsumowując, można przywołać słowa gen. Mariana Kukiela, który – chyba w 1924 r. – napisał w jednym ze swych artykułów, że jak się opisuje bitwę lub inne wydarzenie, to przez pryzmat czasu, który wtedy był, a nie przez pryzmat czasu po 20 czy po 100 latach. Bo wraz z upływem lat stajemy się mądrzejsi, mamy czas na analizę tego wydarzenia. A jego uczestnicy o wielu rzeczach nie mieli pojęcia i robili to, co w danej chwili wydawało im się racjonalne. I o tym musimy pamiętać. Dowódca wydaje rozkaz, który jest racjonalny do czasu, w którym go wydał. Godzinę po, pięć godzin, dwa dni, tydzień czy miesiąc można powiedzieć, że trzeba było go inaczej sformułować i wydać. Rozkaz jest wydawany na daną chwilę, bo sytuacja wciąż się zmienia. Pamiętał o tym gen. Władysław Anders, podejmując swe decyzje, i pamiętać musimy my, formułując oceny jego działań.

Zbigniew Wawer, profesor nadzwyczajny doktor habilitowany, historyk wojskowości, znawca umundurowania i znaków polskich jednostek z okresu II wojny światowej. Napisał monografię „Monte Cassino. Walki 2 Korpusu Polskiego” oraz książkę „Armia gen. Władysława Andersa w ZSRR 1941–1942”. Współautor książki „Wojsko polskie w II wojnie światowej”. W latach 2012–2016 był dyrektorem Muzeum Wojska Polskiego, obecnie jest dyrektorem Łazienek Królewskich w Warszawie.

Wszystkie przypisy pochodzą z: Z. Wawer, „Armia gen. Władysława Andersa w ZSRR 1941–1942”, Warszawa 2012.

Tekst został opublikowany w kwartalniku „Polska Zbrojna. Historia” nr 3, 2018.

 

Rozmawiali: Anna Putkiewicz, Piotr Korczyński

autor zdjęć: Jerzy Klimkowski, Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie, NAC

dodaj komentarz

komentarze

~Piotr
1589292780
Kilka zdań dot. rozkazu/propozycji natarcia na Monte Cassino. Zdało by się więcej pytań do źródeł, na które Prof się powołuje? Z przekazu wynika, że to dzięki sympatii, szacunku i współczuciu dla Polaków Anders otrzymał propozycję ataku na Monte Cassino a nie rozkaz. Dość dziwne patrząc na sytuację operacyjną. Twierdzenie o podległości operacyjnej i jednolitości dowodzenia jest prawdą... ale nie w każdych okolicznościach. Wojska Aliantów we Włoszech to nie jednolita armia narodowa a siły koalicyjne, składające się z wojsk z kilku o ile nie kilkunastu państw. Już sama różnorodność wojsk brytyjskich jest znacząca. Przed drugą bitwą o Monte Cassino gen. Freyberg - dowódca Korpusu Nowozelandzkiego postawił żądania, które przed atakiem zostały spełnione. (zob. J. Kirszak, Generał Roman Szymański, s. 366). Pamiętajmy, że Nowa Zelandia to dominium Brytyjskie. Polacy jak stwierdził Profesor stanowili "jedyną siłę" na tym froncie i z tym brytyjski Generał musiał się liczyć. Kilka pytań. a. Czy w takim razie kłopotów z gen. Andersem (niekoniecznie odmowa tak honorowej propozycji ale np. dwa dni czasu na konsultację z polskim NW) dowódca 8 Armii poważyłby się na zmianę dowódcy II Korpusu? Przypomnieć należy, że nie zrobił tego ani gen. Sikorski ani gen. Sosnkowski, którym to gen. Anders się wielokrotnie sprzeciwiał. b. Czy gen. Anders wiedzący już o inspekcji NW, która miała odbyć się za dwa dni miał rzeczywiście dylemat skoro podjął decyzję w czasie 20 minut i nie poprosił o więcej czasu? c. Czy te 20 minut świadczy o szacunku do Polaków skoro uderzenie miało być w maju? d. Czy gen. Leese miałby pewność, że inny oficer Polak (Bohusz-Szyszko, Sulik, Duch przyjmą stanowisko)? e. Czy miałby pewność, że II Korpus będzie walczyć pod bezpośrednio obcym dowództwem? f. Czy nie wywoła kryzysu politycznego dla przełożonych polityków? Nie twierdzę, że Anders miał odmówić, ale można było zaczekać na przylot NW i oceniwszy sytuację postawić warunki. Propozycja ustna to mimo wszystko nie pisemny rozkaz.
FF-C2-30-7F

Wojna w świętym mieście, epilog
 
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Ramię w ramię z aliantami
NATO na północnym szlaku
Donald Tusk: Więcej akcji a mniej słów w sprawie bezpieczeństwa Europy
Strażacy ruszają do akcji
Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
Zachować właściwą kolejność działań
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Gunner, nie runner
Na straży wschodniej flanki NATO
Rekordziści z WAT
Charge of Dragon
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach
Morze Czarne pod rakietowym parasolem
Przygotowania czas zacząć
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
25 lat w NATO – serwis specjalny
Ukraińscy żołnierze w ferworze nauki
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Wytropić zagrożenie
Sandhurst: końcowe odliczanie
Wojna na detale
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
Wojna w świętym mieście, część druga
Pod skrzydłami Kormoranów
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Front przy biurku
Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
W Italii, za wolność waszą i naszą
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Wypadek na szkoleniu wojsk specjalnych
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Święto stołecznego garnizonu
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
Zmiany w dodatkach stażowych
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Kadisz za bohaterów
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Kolejne FlyEye dla wojska
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
SOR w Legionowie
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
NATO on Northern Track
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
Szpej na miarę potrzeb
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Sprawa katyńska à la española

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO