moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Jak „Tannenberg” poszedł na dno

Niemcy już po kwadransie wiedzieli, że tego starcia nie wygrają. Podziurawiony kadłub zaczął nabierać wody, a ich statek z wolna pogrążał się w nurcie Wisły. 31 maja 1944 roku partyzanci z Batalionów Chłopskich i Armii Krajowej przeprowadzili jedną z najbardziej spektakularnych akcji czasów okupacji. Pod Puławami zatopili pełną żołnierzy jednostkę „Tannenberg”.

„Tannenberg” pojawił się na Wiśle wczesnym rankiem. Powoli sunął wzdłuż miejsca, gdzie akurat trwały prace nad wzmocnieniem wałów. Na widok statku robotnicy na chwilę oderwali się od swoich zajęć. Wystarczył rzut oka, by wiedzieć, że kroi się coś dużego. Pokład dosłownie zieleniał od wojskowych mundurów. – Płyną na Zastów Polanowski – zaczęli szeptać między sobą zgromadzeni na brzegu ludzie. Wieś ta od dawna była dla Niemców solą w oku. Podobno mocno wspierała partyzantkę. Tymczasem podziemie miało swoich ludzi nie tylko tam. I dlatego właśnie informacja o „Tannenbergu” lotem błyskawicy dotarła z wiślanego brzegu wprost do „leśnych”. A ci postanowili działać.

 

Własowcy biorą łyżki

Podczas II wojny światowej na Powiślu Lubelskim funkcjonowało silne zgrupowanie Batalionów Chłopskich. Dowodził nim Jan Jabłoński ps. „Drzazga”. – Jego ludzie mieli na koncie wiele spektakularnych przedsięwzięć. Pod Gołębiem brali udział w wysadzeniu pociągu z amunicją dla niemieckiego wojska. Z kolei w Opolu Lubelskim z obozu Służby Budowlanej uwolnili przymusowo wcielonych do niej polskich junaków – tłumaczy Władysław Mądzik, znawca lokalnej historii i działacz Regionalnego Towarzystwa Powiślan. – Bataliony Chłopskie miały wielu członków i sympatyków, znaczna ich część była jednak zwoływana na potrzeby konkretnych akcji. Na co dzień mieszkali w swoich domach, pracowali, prowadzili gospodarstwa. Tak na przykład robił mój ojciec – dodaje. Bardziej zwarte struktury miała Armia Krajowa. W okolicy aktywnie działał oddział Bolesława Frańczaka ps. „Argil”.

Polskie podziemie na Powiślu miało za przeciwnika nie tylko Niemców. W Chałupkach nieopodal Chotczy stacjonowali żołnierze z 791 batalionu turkmeńskiego. Formacja stanowiła część Legionów Wschodnich, które Niemcy zaczęli tworzyć po ataku na ZSRR. Kandydaci rekrutowani byli spośród sowieckich jeńców pochodzących z Azji Środkowej. Spora część nowo powstałych oddziałów pełniła służbę w Generalnym Gubernatorstwie. Na okupowanych terenach stacjonowało czternaście turkmeńskich batalionów. Każdy liczył od ośmiuset do tysiąca żołnierzy. – Ludzie generalnie nazywali ich własowcami (od nazwiska gen. Andrieja Własowa, kolaborującego z Niemcami – przyp. red.). W naszych stronach dopuszczali się oni licznych gwałtów, mordów i rabunków. Czasem wpadali do wiosek i kradli, co wpadło im w rękę. Świadkowie wspominali, że ich łupem padały nawet łyżeczki z domowej zastawy czy naparstki – opowiada Władysław Mądzik. – Często były to akcje samowolne, ale Niemcy przymykali na nie oko – dodaje.

Okupanci trzymali Lubelszczyznę twardą ręką. Jako region rolniczy odgrywała ona ważną rolę, jeśli chodzi o zaopatrywanie walczących na froncie oddziałów. Tym bardziej nie mogli tolerować rozrastającej się partyzantki. I dlatego wiosną 1944 roku postanowili ukarać wioski, które podejrzewali o wspieranie konspiracyjnych oddziałów. Rankiem 31 maja wyruszyli do Zastowa Polanowskiego.

„Grunwald” w niemieckich rękach

Do pacyfikacji wsi skierowanych zostało około 140 żołnierzy. Większość z nich stanowili Turkmeni. Na miejsce akcji mieli zostać przerzuceni starym parowcem, który przed wojną pod nazwą „Grunwald” służył w polskiej flocie rzecznej. W 1943 roku Niemcy go zarekwirowali i przemianowali na „Tannenberg”. Oddziałowi pacyfikacyjnemu przebywający w okolicy „Drzazga” mógł przeciwstawić jedynie 47 ludzi. Wiedział, że natychmiastowa konfrontacja byłaby krokiem samobójczym. Nakazał więc zająć swoim podkomendnym pozycje nad Wisłą w okolicy Machowa i zaczekać na przybycie posiłków z Armii Krajowej. – Plan zakładał, że gdy statek znajdzie się w miejscu, gdzie nurt biegnie możliwie blisko brzegu, partyzanci obrzucą go granatami, a następnie ostrzelają – tłumaczy Władysław Mądzik.

Pacyfikacja Zastowa Polanowskiego zakończyła się po dziesiątej. Niemcy i Turkmeni puścili z dymem jedno z gospodarstw, dopuścili się kilku gwałtów, nakradli też trochę dóbr. Na szczęście prawdopodobnie nie było zabitych. Wkrótce „Tannenberg” zaczął wracać do bazy. – Niemcy już wówczas podejrzewali, że coś się może stać. Dla niepoznaki przodem puścili statek cywilny, a jeden z żołnierzy cały czas obserwował z pokładu brzeg – opowiada Mądzik. – Kiedy statek zbliżał się do pozycji partyzantów, Niemiec zauważył w krzakach jakiś ruch. Nakazał otworzyć ogień. Ktoś przeciągnął po zaroślach serią z karabinu. Partyzanci odpowiedzieli ogniem, ale ich plan zaczął się w tym momencie komplikować – dodaje. Dowódca statku zarządził gwałtowny zwrot ku sąsiedniemu brzegowi. „Tannenberg” znalazł się zbyt daleko, by można go było obrzucić granatami. Strzelanina przeciągała się. Wreszcie szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na stronę Polaków. „Po 15 minutach statek zaczął tonąć. Niemcy skakali do wody. Partyzanci tak jak do kaczek strzelali i później już na statku nie było znaku życia” – wspominał po latach „Drzazga” w audycji Polskiego Radia. Wiadomo, że w potyczce zginął jeden żołnierz AK. Rozbieżności pojawiają się, gdy dochodzimy do strat poniesionych przez Niemców. Część historyków twierdzi, że partyzanci mogli zabić nawet 60 żołnierzy niemieckich i turkmeńskich. Kolejnych 50 miało odnieść rany. Według innych jednak liczba ofiar po stronie niemieckiej to czterech zabitych i dziesięciu rannych. Jakkolwiek by było, partyzanci odnieśli spektakularny sukces.

Trzecie życie parowca

– Zatopienie „Tannenberga” było bodaj jedyną tego typu akcją w okupowanej Polsce, a być może nawet w Europie – przypuszcza Władysław Mądzik. Jak podaje w jednej ze swoich książek Wojciech Königsberg, spoczywający na dnie Wisły statek został wydobyty dopiero po wojnie. Po remoncie, który przeszedł w Puławach, jeszcze przez kilkanaście lat przewoził pasażerów, a potem był wykorzystywany do szkolenia.

Tymczasem za czasów PRL akcja partyzantów zaczęła obrastać mitem. – W pewnym momencie sukces był przypisywany przede wszystkim żołnierzom Batalionów Chłopskich. Dziś śmiało można jednak powiedzieć, że był on wspólnym dziełem BCh i AK. Zasługi moim zdaniem rozkładają się mniej więcej po równo – podsumowuje regionalista.

O zatopieniu parowca przypomina ustawiony w Wilkowie na Lubelszczyźnie głaz z pamiątkową tablicą.

Podczas pisania tekstu korzystałem z książki Wojciecha Königsberga, AK 75. Brawurowe akcje Armii Krajowej, Kraków 2017 oraz Stefana Rodaka, Marszem podziemnym, Warszawa 1972

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Krzysztof Żuczkowski

dodaj komentarz

komentarze


Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
 
Transformacja dla zwycięstwa
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
Nowe uzbrojenie myśliwców
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Wzmacnianie granicy w toku
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Trzy medale żołnierzy w pucharach świata
Huge Help
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Święto podchorążych
Marynarka Wojenna świętuje
Razem dla bezpieczeństwa Polski
Szturmowanie okopów
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Norwegowie na straży polskiego nieba
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Święto w rocznicę wybuchu powstania
Szef MON-u na obradach w Berlinie
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Olympus in Paris
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Polskie „JAG” już działa
Zmiana warty w PKW Liban
Karta dla rodzin wojskowych
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
„Husarz” wystartował
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Wybiła godzina zemsty
„Szczury Tobruku” atakują
Jak namierzyć drona?
W MON-ie o modernizacji
O amunicji w Bratysławie
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
Jesień przeciwlotników
Inwestycja w produkcję materiałów wybuchowych
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Saab 340 AEW rozpoczynają dyżury. Co potrafi „mały Awacs”?
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
Od legionisty do oficera wywiadu
A Network of Drones
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Olimp w Paryżu
Ostre słowa, mocne ciosy
Czworonożny żandarm w Paryżu
Wojskowa służba zdrowia musi przejść transformację
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Medycyna w wersji specjalnej
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
„Jaguar” grasuje w Drawsku
Rekordowa obsada maratonu z plecakami
Wielkie inwestycje w krakowskim szpitalu wojskowym

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO