Gdy pojawiło się polityczne przyzwolenie na intensywną modernizację wojska, wozy bojowe musieliśmy zamawiać z zagranicznymi radiostacjami. W innym przypadku nie skomunikowalibyśmy się bezpiecznie ani z sojusznikami, ani nawet we własnych szeregach. Jak zmienić ten stan rzeczy?
Podczas grudniowego spotkania z oficerami Dowództwa Komponentu Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni oraz Zarządu Kierowania i Dowodzenia – P6 Sztabu Generalnego WP przekonaliśmy się, że do sił zbrojnych są już dostarczane radiostacje rodzimej produkcji przeznaczone do utrzymywania indywidualnej łączności taktycznej na dystansie do kilku kilometrów, czyli na szczeblu drużyny-kompanii. To pierwsze przenośne polskie urządzenia certyfikowane przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego do pracy w sieciach niejawnych (klauzula zastrzeżone). Doręczne, wąskopasmowe radiostacje Comp@ny i Perady wyprodukował Radmor z Grupy WB, a były one przedmiotem wieloletniego projektowania, udoskonalania i kontrolowania, także przy udziale specjalistów z DKWOC.
Należy oczekiwać, że liczba dostarczanych do wojska radiostacji Comp@n i Perad będzie systematycznie rosła. Na razie jednak wszystkie platformy bojowe, a w szczególności wozy dowodzenia, nadal będą wyposażane w radiostacje zagranicznego pochodzenia, bo żadna z polskich firm tej branży nie jest w stanie dostarczyć radiostacji całkowicie spełniających wymagania systemu łączności i informatyki od najniższego do najwyższego szczebla. Zaprojektowanie i wykonanie środków radiowych, które obsługiwałyby szerokopasmową transmisję danych, głosu i obrazu o klauzuli Tajne/NATO Secret, zapewne (i piszę to zmartwiony) jeszcze przez kilka lat pozostanie poza zasięgiem Radmoru, Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Centrum Techniki Morskiej, Wojskowych Zakładów Łączności nr 1 czy Transbitu. Dlatego Rosomaki w wersji wozów dowodzenia, Kraby i K9, Homary, czołgi Abrams i K2 mają i będą nadal miały radia amerykańskiej firmy L3Harris.
Nasi gospodarze kilkukrotnie zapewniali, że zależy im na włączaniu krajowych producentów sprzętu łączności i teleinformatyki do grona dostawców wojska, gdyż pozwala to zachować i zwiększać suwerenność technologiczną naszych systemów dowodzenia. Mam więc nadzieję, że do wnętrza rozpoznawczych Kleszczy, saperskich Baobabów, pojazdów z programów „Wisła” czy „Narew”, a także Borsuków i innych platform bojowych, trafiać będzie coraz więcej nowoczesnych i wszechstronnych radiostacji rodzimej produkcji. Dzięki temu praca radiostacji z radiowym modułem kryptograficznym Lawenda, chociaż możliwa, nie byłaby jedynym rozwiązaniem, a dopuszczalną możliwością.
Lista platform-nosicieli zagranicznych radiostacji jest faktycznie długa, ale DKWOC ma propozycje, które przy akceptacji Sztabu Generalnego WP pozwolą w przyszłości zwiększyć udział radiostacji narodowych w wyposażeniu platform bojowych. Wymaga to jednak, jak przyznał dowódca KWOC gen. dyw. Karol Molenda, aktualizacji podejścia do klauzuli informacji, jaką nadaje się danym pozyskiwanym i przekazywanym dalej przez poszczególne platformy bojowe i środki radiowe. Albowiem na szczeblu taktycznym tracą one szybko walor poufności czy tajności.
Ambitną alternatywą dla zmian formalnoprawnych jest podjęcie intensywnych prac nad skonstruowaniem radiostacji spełniających wyższe kryteria ochrony informacji, które powinno sponsorować państwo (Narodowe Centrum Badań i Rozwoju), na zamówienie Agencji Uzbrojenia oraz pod ścisłym patronatem P6 i DKWOC. Determinacji do podjęcia takich prac brakowało w przeszłości, więc gdy pojawiło się polityczne przyzwolenie na intensywną modernizację techniczną WP, wozy bojowe musimy zamawiać z importowanymi radiostacjami. W innym przypadku nie skomunikowalibyśmy się bezpiecznie ani z sojusznikami, ani nawet we własnych szeregach.
Jeszcze jedna uwaga: jeśli zmiany w podejściu do poziomu tajności informacji w systemie i procedurach nie nastąpią, to obecny stan będzie skutecznie krępował ręce osobom planującym organizację systemu dowodzenia i kierowania siłami zbrojnymi i obroną państwa (Zarząd Kierowania i Dowodzenia – P6 SGWP), zamawiającym radiostacje (Agencja Uzbrojenia), weryfikatorom i twórcom procedur bezpiecznej eksploatacji z instytucji eksperckiej (DKWOC), dowódcom jednostek i sztabowcom odpowiedzialnym za funkcjonowanie stanowisk dowodzenia, a na końcu także producentom, którzy nigdy nie będą w stanie sprostać wymaganiom ABW/SKW. I za 20 lat, gdy obecnie dostarczane wozy powinny podlegać modernizacji, będziemy musieli nadal instalować w nich radiostacje z zagranicy. I nawet baterie z rodzimych urządzeń nie będą do nich pasować.
Zakładam, że służby ochrony państwa również nie są zadowolone z panującej sytuacji, gdyż muszą tolerować zastosowanie obcego sprzętu łączności i dowodzenia, a także dokonywać nigdy nie kończącej się weryfikacji rosnącej liczby ankiet bezpieczeństwa osobowego, składanych przez coraz większą grupę żołnierzy mających korzystać z coraz liczniejszych zagranicznych radiostacji do transmisji ważnych informacji. Wątku o ambicjach wykorzystania do pracy z takim sprzętem i informacjami niejawnymi rezerwistów niemających poświadczeń bezpieczeństwa nie będę rozwijał. Zastępca dowódcy KWOC gen. bryg. Mariusz Chmielewski kwituje to zagadnienie jednym zdaniem: – Ustawa o ochronie informacji niejawnych nie przystaje do realiów współczesnego pola walki. Nie sposób się z nim nie zgodzić.
Po krytycznych spostrzeżeniach czas na dobre informacje. Niedawne spotkanie w DKWOC zaskoczyło mnie trzema nowościami. P6 i DKWOC mają pod kontrolą kwestie budowy infrastruktury teleinformatycznej w nowo formowanych jednostkach, instalujących się często w obiektach oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów od najbliższego „starego” garnizonu, także w jednostkach z infrastrukturą tymczasową (kontenerami) oraz pełniących służbę na Podlasiu czy Lubelszczyźnie w Tarczy Wschód.
Przedstawiciele dowództwa pokazali nam dużą skrzynię z szyfratorami, ruterami i innymi gadżetami, którą instalują w nowo powstającym sztabie i do którego kablami/światłowodami podłączają komputery oraz telefony osób funkcyjnych. To jądro jest następnie dołączane do infrastruktury cywilnych operatorów i pozwala na korzystanie z zasobów gromadzonych przez wojsko w systemach teleinformatycznych resortu, w tym ze służbowej poczty oraz elektronicznego obiegu dokumentów. Dla nierozumiejących wartości „czarnej skrzyni” wskazówka: kapitalnie ułatwia ona rozwijanie i zwijanie stanowisk dowodzenia w miejscach nieprzygotowanych. Zwiększa mobilność i skrytość funkcjonowania stanowisk dowodzenia. Jak przyznali generałowie Karol Molenda, Mariusz Chmielewski i Piotr Chodowiec, szef P6 SGWP. to jeden z wniosków z agresji Rosji na Ukrainę.
Zaimponowała mi, już wdrożona, przystawka umożliwiająca uzyskanie mobilnego dostępu (poprzez służbowy smartfon) do najbardziej rozpowszechnionego systemu teleinformatycznego resortu. Odchodząc ze służby prawie siedem lat temu życzyłem w żartach następcom, by taka funkcjonalność została zaprojektowana i by mogli pracować 24 godziny na dobę, także z domu. Ktoś mnie chyba podsłuchał i pstryk: jest przystawka umożliwiająca to, co siedem lat temu wydawało się niewykonalne, a nawet niehumanitarne. Przy okazji dowiedziałem się, że z podobnych zestawów wymiany informacji – w miejsce drogiego w eksploatacji, ograniczonego liczebnie i mało przyjaznego użytkownikowi systemu rządowego CATEL – korzystają na placówkach zagranicznych polscy dyplomaci wojskowi. Brawa dla pomysłodawców i wykonawców.
Podczas spotkania w Legionowie cyberżołnierze po raz pierwszy pokazali dziennikarzom terminale (smartfony), w które wyposażani są żołnierze strzegący bezpieczeństwa wschodniej granicy państwa. Mają one celowo usunięte komercyjne aplikacje, poblokowane wybrane funkcje i porty, tak że nie pozwalają obcym służbom na dostęp i łatwą lokalizację naszych ludzi. W kilku tysiącach smartfonów obsługujących WZZ Podlasie zainstalowane zostały za to wojskowe programy, ułatwiające służbę patrolową na granicy. Ten system wojskowej łączności komórkowej jest nadal rozwijany. Znów brawa – dla pomysłodawców i wykonawców.
autor zdjęć: st. szer. Adrian Jórski

komentarze