Kiedy liczy się refleks, a sekundy mają ogromne znaczenie, wszystko, co masz, zostawiasz za sobą. A wszystko, czego potrzebujesz, musisz mieć ze sobą. Jak w takich warunkach zachować spokój? Tego uczyli się ochotnicy w ramach szkoleń obronnych „W gotowości” w Krakowie-Rząsce: zdobywali wiedzę, jak reagować w sytuacjach kryzysowych, a także jak spakować plecak ewakuacyjny.
Na co dzień siedzą za biurkiem, za kierownicą samochodu, w ciepłym domu lub zakładzie pracy. W minioną sobotę wyszli ze swojej strefy komfortu. Na poligonie 111 Batalionu Lekkiej Piechoty, podległego 11 Małopolskiej Brygadzie Obrony Terytorialnej, 59 ochotników w chłodzie i we mgle zdobywało praktyczną wiedzę. Od zasad ewakuacji, przez udzielanie pierwszej pomocy, aż po postępowanie w kryzysowych momentach, związanych z brakiem wody, prądu lub łączności.
Kurs bezpieczeństwa trwał osiem godzin. Jeszcze przed jego rozpoczęciem w kolejce przed jednostką ustawili się ci, którzy chcieli dostać się na zajęcia z listy rezerwowej. W ostatni weekend z dobrowolnych powszechnych szkoleń obronnych „W gotowości” w 11 MBOT skorzystało 156 osób. Najmłodszy uczestnik miał 19 lat, najstarszy – 66.
Sekundy decydują. Plecak ratuje
Chcą być gotowi na każdy kryzys. Lepiej zrozumieć i skutecznie reagować. – Jestem tu ze względu na swoją rodzinę. Chcę być odpowiedzialny za swoich najbliższych. Ale też za sąsiadów. Chcę wiedzieć, jak się zachować w sytuacji zagrożenia – nie tyle wojny, ile np. pożaru czy powodzi – żeby nie popełnić błędów i nikomu nie zaszkodzić – mówi Andrzej, emerytowany prawnik z Krakowa. Jego zdaniem każdy obywatel powinien się przeszkolić. A przede wszystkim zdobyć wiedzę o tym, jak stworzyć osobisty zestaw awaryjny. – Ja już dziś, jak jadę w dalszą podróż, zawsze mam przy sobie powerbank, latarkę, podręczną apteczkę i kilka innych praktycznych rzeczy. I muszę wiedzieć, gdzie to mam – dodaje.
Leki, dokumenty, gotówka, koc termiczny, woda, żywność długoterminowa, artykuły higieniczne – to pakiet obowiązkowy, który powinien zmieścić się w plecaku. Pod okiem instruktorów uczestnicy szkolenia kompletowali wyposażenie, ucząc się, co jest naprawdę niezbędne, a co może być tylko zbędnym ciężarem. – Nie mam jeszcze takiego plecaka ewakuacyjnego, ale koniecznie muszę go skompletować. Potrzebna będzie też mapa południowej Polski, muszę ją zdobyć. Dziś, gdy zabraknie nam telefonu, to nie mamy w zasadzie nic. Niczego nie potrafimy zrobić, to jest przerażające – opowiada Monika, mama dwójki dzieci, która pracuje w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Przyznaje, że o wielu rzeczach, które w plecaku powinny się znaleźć, nawet nie pomyślała. – O kompasie na przykład albo o tabletkach do uzdatniania wody. Nie sądziłam, że są potrzebne – mówi. Przydatne jej zdaniem jest też to, że wszystko odpowiednio pogrupowano. W środku można znaleźć kilka czarnych worków, opisanych jako: pierwsza pomoc, higiena, żywność, przetrwanie, schronienie i sen, elektronika i dokumenty. – To na pewno pozwoli lepiej się przygotować do drogi i szybciej znaleźć zapakowane przedmioty – dodaje.
Taki plecak, choćby w wersji mini, warto mieć w samochodzie. Co powinno się tam znaleźć, szczegółowo opisuje „Poradnik bezpieczeństwa”, opracowany przez Ministerstwo Obrony Narodowej, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Uczestnicy otrzymują go podczas szkoleń, a lada moment trafi on do każdego domu.
Wiedza, która ratuje życie
Samo spakowanie plecaka nie wystarczy. Trzeba wiedzieć, jak używać przedmiotów, które się w nim znajdują. – Taką ciekawostką będzie na przykład krzesiwo survivalowe, ale jeśli ktoś nigdy go nie miał w ręku, to prawdopodobne jest, że sobie z nim nie poradzi. Zdolność posługiwania się busolą czy tarpem – tego wszystkiego uczymy na poligonie – tłumaczy st. chor. szt. Paweł Korbut z 111 Batalionu Lekkiej Piechoty w Krakowie-Rząsce.
Instruktorzy pokazują, jak zbudować schronienie w lesie, jak pozyskać wodę, gdy jej zabraknie. Szukając alternatywnych źródeł, można użyć np. zwykłej jednorazowej torby, zawiązać ją na drzewie i potrząsnąć gałęziami. Tak spłyną krople wody. A gdy nie mamy pod ręką karimaty, szukamy do szałasu suchych paproci lub zielonych liści, które zatrzymują wilgoć. – Uważam, że warto nabyć pewne umiejętności, których na co dzień się nie uczymy, a mogą się przydać – mówi 46-letni Bartłomiej, który przyszedł na szkolenie, by zdobyć właśnie taką wiedzę. Jego zdaniem zdecydowana większość osób nie wie, jak się zachować w sytuacjach kryzysowych. A jeśli wie, to warto sprawdzić się w praktyce, bo gdy przychodzi stres, trudniej racjonalnie myśleć. – Oczywiście dużo rzeczy można znaleźć w sieci. Ale wydaje mi się, że tutaj ta wiedza jest bardziej wiarygodna – dodaje.
Reaguj świadomie
Uczestnicy szkolenia testowali też scenariusze braku łączności, uczyli się korzystania z komunikatów radiowych, ustalania punktów kontaktowych. Dowiedzieli się, co oznaczają sygnały alarmowe i jak powinni się zachować po ich usłyszeniu. Były też zajęcia z unikania dezinformacji i dbania o cyberhigienę. Obowiązkowym punktem był kurs pierwszej pomocy. – Pewne elementy z ratownictwa medycznego mają na celu poprawę naszej wiedzy, którą my gdzieś tam mamy, bo te zajęcia były czy w szkole średniej, czy na kursie prawa jazdy, natomiast to, co jest zawsze istotne, to trening. Po to, żeby później w sytuacji kryzysowej człowiek reagował odruchowo i pewnie – podkreśla st. chor. szt. Paweł Korbut.
Najważniejsze, by nie bać się udzielić tej pomocy. A takie obawy wciąż ma bardzo wiele osób. Rozwiewał je jeden z uczestników szkolenia, który pracuje w służbie zdrowia. – Ja naprawdę złamałem już wiele żeber podczas resuscytacji i nikt nigdy nie miał pretensji, że uratowałem mu życie. A zdecydowanie łatwiej to zrobić, gdy mamy za sobą praktykę, a nie jedynie samą wiedzę. – Jak rozmawiam z uczestnikami, to każdy wie, że na przystankach, w obiektach użyteczności publicznej wiszą urządzenia AED, czyli defibrylatory. Ludzie nie wiedzą jednak, jak się nimi posługiwać. Tu, na tych szkoleniach, mogą się tego nauczyć, poćwiczyć na fantomie resuscytację, przyzwyczaić się do komunikatów na defibrylatorze. I wtedy, gdy jesteśmy pod wpływem stresu, ale już to robiliśmy, działamy automatycznie. Ratujemy życie – tłumaczy plut. Piotr Białoń z 11 Małopolskiej Brygady Obrony Terytorialnej.
W połowie grudnia zakończy się pilotaż programu „W gotowości”, który ma otworzyć drogę do ogólnopolskiego projektu na dużą skalę. Ministerstwo Obrony Narodowej zapowiada, że w 2026 roku szkoleniami może zostać objętych nawet kilkaset tysięcy osób. Oprócz edukacji cywilnej z zakresu obronności i reagowania kryzysowego ma ruszyć także ścieżka „Rezerwy”.
autor zdjęć: Natalia Witkiewicz

komentarze