W ten weekend w jednostkach wojskowych w całej Polsce odbyły się pierwsze szkolenia obronne w ramach pilotażu programu „W gotowości”. Byliśmy na kursie przetrwania w 1 Warszawskiej Brygadzie Pancernej. Elementy survivalu, ochrona przeciwpożarowa, zachowanie w sytuacji zagrożenia, pierwsza pomoc – to była potężna dawka wiedzy, która w każdej chwili może okazać się cenna.
Chłodny sobotni poranek, miasto dopiero budzi się do życia. Tymczasem przed bramą 1 Warszawskiej Brygady Pancernej poruszenie. Już za niespełna godzinę mają się tam rozpocząć zajęcia z przetrwania w ramach pilotażowej odsłony programu powszechnych dobrowolnych szkoleń obronnych „W gotowości”. Żołnierz dyżurujący w biurze przepustek odhacza na liście obecności ochotników (w tym mnie), którzy stawili się w jednostce, by zdobywać wiedzę, a zarazem stać się „materiałem badawczym” dla szkolących ich wojskowych instruktorów. Doświadczenia zebrane w trakcie 4-tygodniowego pilotażu posłużą do zaprojektowania programu docelowych szkoleń, które Ministerstwo Obrony Narodowej rozpocznie w przyszłym roku.
Po załatwieniu formalności wsiadamy do wojskowych ciężarówek, które zabierają nas na plac apelowy. Witają nas tam płk Renart Skrzypczak, dowódca 1 WBPanc oraz kpt. Jacek Piotrowski, rzecznik prasowy jednostki. – Chcemy pokazać wam wojsko i 1 Brygadę Pancerną. Chcemy też nauczyć was wielu ciekawych, przydatnych rzeczy. Jest to też element kreowania postaw, waszego zaufania do wojska – mówi dowódca „Jedynej Pancernej”. – Macie tu najlepszych instruktorów, którzy chcą wam przekazać wiedzę, więc zadawajcie im pytania, żeby wyciągnąć z tego szkolenia jak najwięcej – dodaje. Kpt. Piotrowski zdradza, że na nasze szkolenie zgłosiło się ponad 500 chętnych. Organizatorzy byli przygotowani na 100 ochotników, jednak ostatecznie zjawiło się 60 osób, które zostały podzielone na cztery 15-osobowe grupy. – Jesteście tu nie tylko po to, żeby zdobyć bardzo wartościową wiedzę, ale również żeby się dobrze bawić – zapewnia rzecznik.
Praktyczna nauka
Moja grupa rozpoczyna kurs od elementów terenoznawstwa i survivalu w forcie SERE. Na pierwszy ogień idzie nauka posługiwania się busolą i wyznaczania za jej pomocą azymutu. Dla mnie to odświeżenie znanych mi umiejętności. Zresztą, jak zdążyłam się zorientować, wśród uczestników jest sporo osób, które już miały doświadczenia z tym tematem, czy to w ramach projektu „Trenuj z wojskiem”, czy zasadniczej służby wojskowej. W każdym razie, z zadaniami wyznaczonymi przez instruktora cała grupa radzi sobie bez trudu.
Nieco bardziej skomplikowaną rzeczą, przynajmniej dla mnie, było rozpalenie ognia za pomocą krzesiwa. Oprócz niego potrzebny jest do tego kawałek kory brzozowej, z której przy użyciu noża zeskrobujemy kilka warstw. Uzyskane w ten sposób wiórki łatwo zajmują się ogniem. Na początku mam problem ze skrzesaniem iskry. Okazuje się, że trzeba pocierać jedną częścią krzesiwa o drugą pod odpowiednim kątem i robić to zdecydowanym ruchem. Nie sztuką jest sprawić, żeby wiórki się zapaliły. Aby zaliczyć zadanie, trzeba utrzymać ogień przez co najmniej 15 sekund, dokładając do niego drobne elementy drewna. Po paru próbach wreszcie się udaje i mój kawałek kory zajmuje się pięknym, wysokim na kilkanaście centymetrów płomieniem.
W tym module zajęć dowiadujemy się także, co powinien zawierać plecak ewakuacyjny. – Podstawowy zestaw przetrwania, mały toporek, folia termiczna, ponczo przeciwdeszczowe, krzesiwo, nóż, zestaw higieniczny, torebka wodoszczelna na dokumenty – wymienia instruktor. Zwraca również uwagę na konieczność posiadania środków dezynfekcyjnych i plastrów. W „partyzanckich” warunkach bowiem łatwo o zakażenie, które może być fatalne w skutkach.
Następne jest filtrowanie wody. Okazuje się, że najlepszym sposobem na jej oczyszczenie jest zagotowanie. Można to zrobić nawet w plastikowej butelce, wkładając ją do ogniska. – Butelka się nie roztopi, a woda będzie się gotowała. Może to być także szklana butelka, a nawet puszka – mówi instruktor. Do pozyskiwania wody zdatnej do picia doskonale się sprawdza też tzw. rurka życia, przez którą można pić nawet wodę z kałuży.
Na koniec tego modułu instruktor omawia konstrukcję schronienia jednospadowego, które można wykonać z gałęzi i mchu albo z pałatki. Nie dowierzam, że da się w miarę komfortowo spędzić w lesie zimną listopadową noc w takim szałasie. Ale po to jest gruba warstwa mchu wewnątrz, aby dobrze izolowała od podłoża, a także ognisko rozpalone w odległości około metra od schronienia, aby było ciepło. Pamiętać jednak należy o zbudowaniu ekranu osłaniającego szałas i ognisko od wiatru.
Moja grupa kończy zajęcia w forcie SERE i po przerwie przemieszcza się na kolejny punkt nauczania, w którym tematem zajęć jest ochrona przeciwpożarowa. Na początek poznajemy rodzaje gaśnic i zasadę ich działania. Instruktor z Wojskowej Straży Pożarnej wyjaśnia też, co można zastosować do doraźnej ochrony dróg oddechowych w razie znalezienia się w strefie zadymionej (najlepiej sprawdzają się dobrze zwilżone materiały bawełniane). Instruuje też, jak się w niej poruszać – wzdłuż ściany, nisko przy ziemi, pamiętając o zasadzie trzech punktów podparcia: stopa nogi, którą badamy teren przed sobą, kolano drugiej nogi, dłoń. – Z reguły każdy wie, jaki jest układ pomieszczeń w domu czy zakładzie pracy, ale w dymie można stracić orientację i znaleźć się na schodach – mówi.
Strażacy pokazali również, jak zachowuje się płonący olej na patelni, gdy spróbujemy ugasić go wodą. Z naczynia z impetem bucha ogromny słup ognia. Potem kolejny pokaz – tym razem prawidłowego gaszenia takiego zapłonu. Należy odciąć dostęp tlenu poprzez zarzucenie na płonącą patelnię porządnie zwilżonego grubszego materiału, na przykład ręcznika.
Znów krótka przerwa i udajemy się na kolejny punkt nauczania, na którym omówione mają być sygnały alarmowe i zasady zachowania się po ich ogłoszeniu. Dowiadujemy się tu, że w Polsce istnieją jedynie dwa rodzaje alarmów – ogłoszenie i odwołanie. – Należy odróżnić dźwięk syreny strażackiej od tej, która sygnalizuje alarm dla społeczeństwa. Dźwięk takiej syreny zawsze trwa trzy minuty i jest modulowany. Alarm może także zostać ogłoszony w postaci graficznej – będzie to żółty trójkąt równoboczny o boku 50 cm, może to być też grafika umieszczona w środkach przekazu. Odwołanie alarmu zaś również trwa trzy minuty i jest to dźwięk ciągły – wyjaśnia instruktor i wskazuje, co należy zrobić w razie ogłoszenia alarmu. – Po pierwsze wyciągnąć telefon i sprawdzić alerty RCB. Będzie tam szczegółowo opisane, czego alarm dotyczy. Trzeba też nasłuchiwać komunikatów w przestrzeni publicznej. Jak już wiecie, czego alarm dotyczy, powinniście zadbać o takie rzeczy, jak dokumenty, zabrać leki, które przyjmujecie na stałe, a następnie udać się do miejsca schronienia. Pamiętajcie również o wodzie, bo nie wiecie, jak długo przyjdzie wam pozostać w schronie – mówi. Elementem tego modułu była też prezentacja schronu OPL oraz nauka zakładania maski przeciwgazowej.
Na ostatni moduł – pierwszą pomoc – nie zostało już za wiele czasu. Jeżeli ktoś byłby zainteresowany większą ilością informacji w tym zakresie, powinien zgłosić się na specjalnie w tym celu opracowany moduł szkoleń „W gotowości”. Na kursie przetrwania, w którym biorę udział, poznajemy jedynie podstawy. Instruktor w zwięzłych słowach wyjaśnił, jak przeprowadzić resuscytację krążeniowo-oddechową (każdy z uczestników mógł przećwiczyć to na fantomie) oraz jak podłączyć defibrylator. Na koniec jeszcze nauka tamowania krwotoku za pomocą opaski uciskowej – i można już było udać się na zasłużoną wojskową grochówkę. Każdy z uczestników otrzymał również certyfikat, poradnik bezpieczeństwa oraz apteczkę.
By działać świadomie
Dlaczego zdecydowałam się na udział w szkoleniu z przetrwania w ramach programu „W gotowości”? Przede wszystkim dlatego, że uważam, iż nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie sytuacja kryzysowa, więc warto być przygotowanym na każdą ewentualność, by w razie czego wiedzieć, co robić i nie spanikować. Jak stwierdził jeden z instruktorów, wiedza może uratować życie. – Wy już jesteście bardziej świadomi niż reszta społeczeństwa, czego dowodem jest wasza obecność tutaj – podkreślił. Z podobnego założenia wyszła chyba większość uczestników szkolenia. – Co sprawiło, że się tu znalazłam? Przede wszystkim sytuacja w Europie. Czułam, że trzeba się w jakiś sposób przygotować, i jak tylko pojawił się program „W gotowości”, bez wahania zapisałam się od razu – mówi Urszula z Józefowa. Planowanymi szkoleniami obronnymi dla cywilów zainteresowała się kiedy tylko kilka miesięcy temu zapowiedział je premier, a o starcie pilotażu dowiedziała się po tym, jak przypadkowo trafiła na Facebooku na transmisję konferencji inaugurującej program. – Jestem bardzo zadowolona, na pewno zapiszę się na pozostałe trzy bloki szkoleniowe – deklaruje i przyznaje, że najbardziej praktyczna była dla niej nauka w forcie SERE oraz pierwsza pomoc przedmedyczna. Z kolei Jacek, który przyjechał z Ząbek, za najciekawszy element szkolenia uważa ochronę przeciwpożarową. – Nigdy nie miałem okazji gasić pożaru, więc dla mnie to było fajne. Byłem też ciekaw, jak to, czego się tu uczyliśmy, pokazują żołnierze, a nie ludzie na YouTube. Ogólnie wrażenia bardzo pozytywne, ludzkie podejście do uczestników, wszystko fajnie zorganizowane – kwituje.
autor zdjęć: 1 WBPanc

komentarze