Kiedy dowiedziałem się o projekcie ustawy o cmentarzach dla weteranów walk o niepodległość z lat 1768–1963, pomyślałem: „wreszcie!”. Nasz kraj usiany jest brzozowymi krzyżami powstańców, mogiłami żołnierzy Września ’39 i partyzantów zamordowanych w pacyfikacjach czy zbiorowych egzekucjach, wreszcie grobami żołnierzy niezłomnych. Tylko niewielka ich część znajduje się na cmentarzach wojskowych lub odrębnych kwaterach na cywilnych nekropoliach. To tragiczne piętno naszej historii. Przecież przez długie lata nie można było oficjalnie kultywować pamięci bohaterów skazanych przez zaborców i okupantów na wieczne zapomnienie. Najwyższy czas, by państwo polskie zabezpieczyło tę piękną tradycję i dobrze się stało, że inicjatywa ta zbiegła się ze stuleciem odzyskania niepodległości.
Na początek należy rozszyfrować daty, które znalazły się w tytule ustawy. Ktoś ze zdziwieniem może zapytać, dlaczego właśnie te? Czemu uwzględnia się prawie trzysta lat? W roku 1768 szlachta polska w Barze na Podolu zawiązała konfederację, którą wielu historyków uważa za pierwsze powstanie narodowe, wymierzone przede wszystkim w Rosję. Nieprzypadkowo na „Panoramie Racławickiej”Wojciech Kossak namalował weterana konfederacji barskiej modlącego się na grobie swych towarzyszy za zwycięstwo idących do boju kosynierów Kościuszki. Konfederaci barscy byli pierwszymi w sztafecie bohaterów walczących o niepodległość. W roku 1963 zamknęła ją śmierć ostatniego niezłomnego żołnierza – wachmistrza Stanisława Franczaka „Lalka”.
Jako społeczeństwo jesteśmy wychowani w tradycji szacunku do zmarłych i miejsc pochówku. Jak co roku, udamy się dzisiaj i jutro na nekropolie, by oddać hołd naszym bliskim, których nie ma już z nami. Zapalimy znicze, położymy wiązanki, pochylimy głowy w modlitwie. Jestem pewny, że każdy z nas minie przy okazji przynajmniej jeden grób z wyrytą na tablicy inskrypcją „żołnierz AK”, „weteran II wojny światowej” czy „kombatant walk o niepodległość”. Niestety, coraz więcej takich mogił popada w zapomnienie. Czas biegnie bowiem nieubłaganie. Nie żyją już rodziny pochowanych w nich bohaterów, pamięć o nich zanika. Rolą państwa jest, by jak najwięcej tych najcenniejszych dla jego historii pomników ocalić i otoczyć stałą opieką.
Wielu z nas uczestniczyło w porządkowaniu partyzanckich lub żołnierskich grobów w ramach lekcji historii. To piękna tradycja. Dzięki tym lekcjom pamiętam o zbiorowej mogile żuawów śmierci z 1863 roku na cmentarzu w Miechowie; o grobach partyzantów z plutonu Regina II Armii Krajowej w Rzepienniku Strzyżewskim, którzy po bohaterskiej walce dostali się do niewoli i zostali bestialsko zamordowani przez esesmanów 17 października 1944 roku; o małym cmentarzu legionistów brygadiera Piłsudskiego, którzy zginęli w bitwie pod Marcinkowicami niedaleko Nowego Sącza. Każdy z nas ma taki osobisty szlak w pamięci.
Nieustannie też odnajdywane są mogiły żołnierskie. Między innymi w lutym tego roku na Ochocie w Warszawie, w miejscu słynnej, opiewanej przez Adama Mickiewicza Reduty Ordona odnaleziono kolejne mogiły jej obrońców. Również w tym roku, w Andrzejowie na Mazowszu odkryto mogiłę żołnierzy z 1920 roku. Wciąż odkrywane są groby obrońców polskich Kresów w 1939 roku, jak chociażby w Woli Dobrostańskiej, wsi w obwodzie lwowskim. O nie też musimy zadbać. To nasz obowiązek wobec przodków.
Na wieczną wartę odchodzą ostatni weterani i świadkowie II wojny światowej oraz ci, którzy po jej zakończeniu musieli walczyć z sowiecką okupacją. Ich groby powinny znaleźć się pod szczególną opieką nie tylko władz centralnych, ale i samorządowych. Miejmy nadzieję, że przygotowywana ustawa im to umożliwi, a sztafeta pamięci będzie nadal trwała.
komentarze