moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Za wolność naszą i waszą

Patrzymy na tę wojnę z perspektywy Zachodu. Zakładamy, że Ukraińcy w końcu przyjmą jakąś formę ugody, np. oddając Donbas. Fakty są jednak takie, że Kijów został obroniony, a Rosjanie nie wycofują się bez powodu. Wojsko ukraińskie ma zaś jasno postawiony cel: wypchnąć agresora z kraju – mówi Mateusz Lachowski, dziennikarz, reżyser i dokumentalista.

Codziennie słyszymy w mediach o tym, jakie straszne rzeczy dzieją się w Ukrainie. Ty od blisko dwóch miesięcy doświadczasz tej wojny na żywo. Jak ona wygląda z Twojej perspektywy?

To zależy, o których miejscach mówimy. Jeśli chodzi o sam Kijów, to miałem poczucie, że relacje są wyolbrzymione. Oczywiście miasto było ostrzeliwane. Widziałem i słyszałem te wybuchy, oglądałem także zniszczenia, m.in. w centrum handlowym Retroville. Część dzielnic jest faktycznie zniszczona, ale w mojej ocenie w Kijowie nie było tak niebezpiecznie, jak wyglądało to w relacjach. Zupełnie inaczej było w miejscowościach, z których wycofali się Rosjanie. Makarów, Bucza, Borodzianka… To jest coś niewyobrażalnego. Centrum Borodzianki jest zrównane z ziemią, przypomina kadry z „Pianisty” Romana Polańskiego. Tam Szpilman idzie przez miasto, którego już nie ma – ja czułem się tak samo. Z kolei w Buczy panuje straszne przygnębienie. Kiedy byłem tam trzy dni po wyzwoleniu, to na ulicach jeszcze leżały ciała. Trudno opisać słowami, jak straszne jest to miejsce. Żadne media nie oddadzą widoku psa jedzącego ludzkie ciało, a ty nic nie możesz z tym zrobić, bo droga albo dom są zaminowane.

Już teraz mówi się, że Ukraina jest jednym z najbardziej zaminowanych miejsc na świecie.

Tych min jest multum. Byłem na pozycjach za Browarami, gdzie miny przeciwpancerne leżały dosłownie wzdłuż drogi. Dlatego wiem, że te filmy z chłopakami z obrony terytorialnej niosącymi ładunki nie są przesadzone. Nie jest przesadzone także to, co przeżywa się, siedząc w okopie. Kiedy na pozycjach pod Wielką Dymerką trafiłem pod ostrzał Gradów, to wyglądało to tak jak na filmach. Błyski, wybuchy, strach. W nocy jest to na swój sposób piękny widok. Za pierwszym razem podczas ostrzału wychyliłem głowę, żeby przez chwilę popatrzeć. Kiedy dowódca zmiany kazał mi się schować, podzieliłem się z nim swoimi przemyśleniami. Stwierdził, że to głupie, ale podczas ich pierwszego ostrzału w Donbasie oglądali go całą kompanią.

Dokumentujesz tę wojnę od samego początku rosyjskiej inwazji. Co motywowało Cię do podjęcia takiej decyzji?

Pierwszy raz do Ukrainy pojechałem w 2019 roku. Bardzo chciałem nakręcić dokument o tym, co się tutaj dzieje, ponieważ interesował mnie ten konflikt i miałem znajomych, którzy byli w niego zaangażowani. W Pawłohradzie poznałem batalion ochotniczy hospitalierów (paramedyków – przyp. red.), z którymi pojechaliśmy na szkolenie przed wyjazdem na front. Tak to się zaczęło. Później miałem wrócić, żeby opowiedzieć historię dwóch sióstr, które służą w tym batalionie. Moje plany pokrzyżowały pandemia i zamknięte granice. Ostatecznie zaplanowaliśmy wyjazd na 1 marca 2022 roku. Kilka dni wcześniej zaczęła się inwazja.

Z własnego doświadczenia wiem, że nie jest łatwo spakować się i tak po prostu pojechać na wojnę.

Pracowałem kiedyś w redakcji, więc wiedziałem, czego się spodziewać. Znam też język ukraiński. Wyjazd sprzed dwóch lat zmienił moje myślenie o tym konflikcie. Wcześniej postrzegałem go bardziej jako wojnę domową, w której każda ze stron ma swoje racje. Na miejscu okazało się, że jedna ze stron to ewidentny agresor. To mnie motywuje, żeby być z tymi ludźmi i przekazywać światu to, o czym mi mówią. Planowałem przyjazd na tydzień, a jestem w Ukrainie od półtora miesiąca z przerwą na dwa dni. Nie byłem jednak do końca przygotowany na to, co tutaj zastanę. Nastawiałem się na rosyjską propagandę, wcześniej słyszałem też o kastrowaniu jeńców czy strzelaniu do sanitariuszy w Donbasie. Nie spodziewałem się jednak takiej skali zbrodni wojennych.

Trudno sobie wyobrazić i przede wszystkim zrozumieć okrucieństwo rosyjskich żołnierzy.

Punktem odniesienia może być Iwanków, którego mieszkańcy twierdzą, że Rosjanie byli relatywnie łaskawi. Miasto nie zostało mocno zniszczone, ale odcięte od prądu i wody, ponieważ wycofujący się żołnierze wszystko wysadzili. Podobno najpierw oferowali pomoc humanitarną, a w nocy rabowali i gwałcili. Ich ofiarą padły m.in. 15- i 16-latka. W Andriiwce – to taka mała miejscowość w pobliżu Makarowa, z której ostrzeliwano Kijów za pomocą Gradów – stacjonowali poborowi żołnierze z dalekiego wschodu Rosji. Przede wszystkim nastolatkowie. Według miejscowych – i pamiętajmy, że to ich perspektywa – byli dość mili i normalni. Na początku rozstrzelali 20 mężczyzn w wieku poborowym, przez parę dni nie pozwalali ich pochować, ale ostatecznie się zgodzili i później „tylko” kradli wszystko, co się da. Nienormalni byli tacy, którzy całe rodziny gwałcili i rozstrzeliwali. Tak było w Buczy. Tam każdy, kto wyszedł z domu, był mordowany. Poznaliśmy dwie dziewczyny, które uciekły zaraz przed wejściem Rosjan. Powiedziały nam, że wszyscy, których znały i którzy tam zostali, nie żyją. Słyszałem także historię kobiety, której przestrzelono twarz, a chwilę później zabito 16-letniego syna. Przez cztery dni nie pozwolono jej go pochować, mimo że codziennie o to prosiła. Strzelano jej pod nogi. W końcu ciało zaczęło strasznie śmierdzieć, zjadały je psy, więc pozwolili zabrać tego chłopca. Dla mnie to jest nie do wytłumaczenia.

W obliczu tych tragedii Ukraińcy wykazują się olbrzymim uporem i przełamują bieg tej wojny. Jakie nastroje panują wśród cywilów i żołnierzy po dwóch miesiącach walk?

Patrzymy na tę wojnę z perspektywy Zachodu. Zakładamy, że Ukraińcy w końcu przyjmą jakąś formę ugody, na przykład oddając Donbas. Fakty są jednak takie, że Kijów został obroniony, a Rosjanie nie wycofują się bez powodu. Ukraińcy nie zmienili też podejścia do tej wojny i nie stracili morale. Cywile chcą przede wszystkim pokoju, ale wojsko ma jasno postawiony cel – obronić Ukrainę, wypchnąć Rosjan z kraju. Uważają, że wszędzie, gdzie im się to nie uda, będzie tak jak w Buczy. I trudno nie przyznać im racji. Ludzie są zabijani dlatego, że muszą wyprowadzić psa. Dziewczynki muszą udawać chłopców. Będą deportacje, przesiedlenia, czystki jak za czasów Stalina. Widzimy, jak wygląda to w Mariupolu.

Oblężony Mariupol to symbol oporu Ukraińców. Jego losy wydają się jednak przesądzone.

Chciałbym się mylić, ale szanse, że Mariupol się obroni i że będzie jakaś odsiecz, są małe. Kiedy jednak rozmawiałem z żołnierzem, który ma przyjaciela w Pułku Azow (pododdział broniący Mariupola, związany z ukraińskim nacjonalizmem – przyp. red), to stwierdził, że obrońcy Mariupola będą walczyć do końca, do ostatniego żołnierza. Nikt się tam nie podda, ponieważ wiadomo, co zrobią z nim Rosjanie. Inna sprawa, że podobne podejście ma tutaj każdy. To robi olbrzymie wrażenie. Pijesz z kimś herbatę i nie wyobrażasz sobie tej osoby w ferworze zabijania, a później widzisz, jak ze swoim oddziałem przywozi rosyjski czołg i wiesz, że słowa o walce nie były rzucane na wiatr.

Można odnieść wrażenie, że ta wojna przypieczętowuje ukraińską tożsamość.

Dla Ukraińców niepodległość ma olbrzymią wagę, a ta wojna ich scala. Spotkałem ludzi, którzy potrafili mówić tylko po rosyjsku, ale nie chcieli używać tego języka. Przychodzili do nas, żeby spróbować powiedzieć coś po ukraińsku czy po polsku, żeby nauczyć się choć kilku nowych słów. Dla nich Rosja to synonim agresora i mordercy. Pod tym względem nastroje się nie zmieniają. Ale jest też strach. Wszyscy teraz obserwują bitwę o Donbas i czują lęk przed tym, co będzie się tam działo. Nie tylko Ukraińcy, lecz także Rosjanie. Oni naprawdę ponoszą w Ukrainie olbrzymie straty.

Codziennie słyszymy o zabitych rosyjskich żołnierzach, mało jednak mówi się o stratach po stronie ukraińskiej. Wiesz, z czym muszą się mierzyć Ukraińcy?

Ukraińcy prowadzą wojnę informacyjną i robią to bardzo skutecznie. Obserwuję to z bliska i widzę, że choć straty są duże, to szczegółowe informacje nie wyciekają. W Makarowie w pewnym momencie broń dawano każdemu mężczyźnie, który chciał walczyć. Tam liczba ofiar była olbrzymia. Wiadomo, że ostrzały czy bombardowania przynoszą bardzo dużo rannych, ale nie wiem, czy chodzi o setki, czy tysiące, ponieważ docierają do mnie jednostkowe wieści. Straty dotyczą też ciężkiego sprzętu, chociaż mówi się, że ukraińska armia ma więcej czołgów niż na początku wojny, i jest w tym ziarno prawdy. Gorzej sytuacja wygląda w przypadku lotnictwa. Większość lotnisk została rozbita, a wraz z nimi padły systemy przeciwlotnicze. Według mnie największe spustoszenie wynika właśnie z dysproporcji w lotnictwie. Żołnierze na pozycjach nie boją się artylerii, tylko rosyjskich samolotów. Może dlatego, że przed bombami z powietrza nie ma ucieczki.

Jednocześnie cały czas szkoli się nowych żołnierzy, a przecież w ciągu dwóch miesięcy można kogoś nauczyć walczyć od podstaw. Zarazem żołnierze zawodowi są niemal wszędzie, nie tylko na pierwszej linii. Stacjonują nawet w małych wioskach, co wydaje się zaskakujące, zwłaszcza w kontekście tego, że trwają ciężkie walki w Donbasie.

Jeżdżąc po tych miejscowościach czy na front, spotkałeś zagranicznych ochotników?

Tak, i to jest ciekawy temat. Jeżeli pytasz o legion, to on już nie działa. Ukraińcy raczej nie chcą brać do walki osób bez doświadczenia bojowego i bez znajomości języków, którymi mogą się z nimi komunikować. Jeden z rekruterów opowiadał mi o ochotnikach z Peru i z Kolumbii, którzy wcześniej w dżungli walczyli z kartelami narkotykowymi. Mówili jednak tylko po hiszpańsku, zostali więc odesłani. Spotkałem się za to z ludźmi służącymi wcześniej m.in. w Legii Cudzoziemskiej. Poznałem również jednego walczącego Polaka, który jest emerytowanym wojskowym. Jest tutaj też wielu Amerykanów i Anglików, sporo paramedyków z różnych krajów. Zwykle to są właśnie byli żołnierze albo policjanci, którzy przyjechali do Ukrainy, ponieważ uważają, że broniąc ją przed rosyjskim atakiem, walczą „za wolność naszą i waszą”. To jest ich główna motywacja. Nie dostali superwarunków, które miałyby ich skłonić do walki. Co więcej, najczęściej korzystają z własnego wyposażenia.

Zdecydowana większość osób ucieka z miejsc, w których toczą się walki. Zwykle pozostaje uchodźcami wewnętrznymi. Czy ci ludzie także mogą liczyć na pomoc?

W zachodniej Ukrainie nie ma już miejsc do spania. We Lwowie wynajęcie mieszkania czy nawet pokoju jest bardzo trudne, a z dużych wschodnich miast wciąż uciekają ludzie, którzy szukają schronienia. Pomoc jest bardzo potrzebna i dociera tutaj, ale Ukraińcy nie liczą jedynie na działania z zewnątrz. We wszystkich miastach, do których jeździłem, ludzie byli bardzo zjednoczeni, zmobilizowani. Widzę, jak dbają o siebie wzajemnie. Mają także niezwykłe podejście do wojska. Nie pozwalają żołnierzom płacić za kawę, ustępują im miejsca w kolejkach. Na ulicach machają im lub uderzają pięścią w pierś na znak wdzięczności. Ukraińcy jako naród są niesamowicie zjednoczeni.

Tekst pochodzi z najnowszego numeru „Polski Zbrojnej”.

Rozmawiał: Michał Zieliński

autor zdjęć: Mateusz Lachowski

dodaj komentarz

komentarze


Udany start Peruna
Polski „Wiking” dla Danii
Pomorscy terytorialsi w Bośni i Hercegowinie
Żołnierze pomagają w akcji na torach
Norweska broń będzie produkowana w Polsce
Szef MON-u z wizytą we Włoszech
Gdy ucichnie artyleria
Dzień wart stu lat
GROM w obiektywie. Zobaczcie sami!
Wojskowy bus do szczęścia
Polska, Litwa – wspólna sprawa
Nowe zasady dla kobiet w armii
„Horyzont” przeciw dywersji
The Darker, the Better
Cywile zaskoczyli żołnierzy
Plan na WAM
Polska i Francja na rzecz bezpieczeństwa Europy
Nietypowy awans u terytorialsów. Pierwszy taki w kraju
Mundurowi z benefitami
AW149 – moc kawalerii powietrznej!
Wojsko Polskie stawia na bezzałogowce
Formoza – 50 lat morskich komandosów
Ogień z Leopardów na Łotwie
F-35 z Norwegii znowu w Polsce
Razem na ratunek
Szczyt europejskiej „Piątki” w Berlinie
Kapral Bartnik mistrzem świata
Celne oko, spokój i wytrzymałość – znamy najlepszych strzelców wyborowych wśród terytorialsów
Marynarze podjęli wyzwanie
Obywatele chcą być #wGotowości
Komplet medali wojskowych na ringu
Początek „Ratownika”
Debiut #wGotowości, czyli szlaki przetarte
MSPO 2025 – serwis specjalny „Polski Zbrojnej”
Szwedzkie myśliwce dla Ukrainy
AW149 made in Poland
Nowe Kraby w Sulechowie
Pewna inwestycja w niepewnych czasach
Militarne Schengen
Bezzałogowy nurek
Niebo pod osłoną
Zwalczyć strach, rozwiać mity
Orka po szwedzku
Bojowe Rosomaki dla podhalańczyków
Najmłodszy żołnierz generała Andersa
Wojska amerykańskie w Polsce pozostają
Niepokonani koszykarze Czarnej Dywizji
Krajowa produkcja amunicji
NATO ćwiczy wśród fińskich wysp
Wojsko na Horyzoncie
Sejm za Bezpiecznym Bałtykiem
Premier ogłasza podwyższony stopień alarmowy
Pociski rakietowe dla Husarzy
Borsuki zadomowiły się na poligonie
Buzdygan dowódcy Żelaznej Dywizji wraca do gry
Zełenski po raz trzeci w Białym Domu
Wojskowe przepisy – pytania i odpowiedzi
Pilica w linii
Akademia Górniczo-Hutnicza w szeregach Cyber Legionu
Okręt skrojony na Bałtyk
W krainie Świętego Mikołaja
Pancerniacy jadą na misję
Aleksander Władysław Sosnkowski i jego niewiarygodne przypadki
Rosja usuwa polskie symbole z cmentarza w Katyniu

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO