Pogarda dla śmierci oraz determinacja i brawura w walce czynią z tzw. Państwa Islamskiego niezwykle groźnego przeciwnika.
Kalifat – powołany do życia przez Państwo Islamskie (IS) latem 2014 roku – wciąż, niczym złośliwy nowotwór, tkwi w samym sercu Bliskiego Wschodu, coraz śmielej i częściej sięgając swymi wpływami odległych geograficznie regionów globu. Wraz z upływem czasu wyraźniej widać również, że toksyczna ideologia islamskiego ekstremizmu religijnego w wydaniu IS zyskuje nowe rzesze zwolenników wśród muzułmanów, także tych mieszkających w krajach Zachodu.
Choć wojnę z kalifatem prowadzi już niemal setka państw świata, walka ta wciąż jest daleka od zwycięskiego zakończenia. Po części wynika to z braku koordynacji działań i wysiłków międzynarodowych zmierzających do zniszczenia IS – wszak mamy do czynienia już z trzema różnymi operacjami militarnymi. Duże znaczenie ma tu jednak też zadziwiająca efektywność IS i jego elastyczność w dopasowywaniu się do szybko zmieniających się uwarunkowań strategicznych i geopolitycznych.
Adaptacyjne zdolności kalifatu doskonale widać na przykładzie zmian w strategii i taktyce działania. W pierwszych miesiącach istnienia jego siły, środki i potencjał niemal w całości były nastawione na szybki rozwój terytorialny. W wymiarze operacyjnym oznaczało to nieustanną ofensywę armii Państwa Islamskiego, prowadzoną równocześnie na terenach Syrii i Iraku. Jej symbolem stały się wysoce mobilne, szybkie i skuteczne w warunkach Lewantu „zagony zmechanizowane”, złożone głównie z osławionych „technicalsów”, czyli uzbrojonych domowym sposobem samochodów typu pikap i SUV. Już sam rozmach, z jakim latem i jesienią 2014 roku siły kalifatu prowadziły działania zbrojne na obszarze porównywalnym rozmiarami z Wielką Brytanią, kazał podać w wątpliwość ówczesne szacunki co do liczebności „armii kalifa”.
Co ciekawe, te szacunki – oscylujące wokół liczby około 30 tys. bojowników, nieco arbitralnie przyjętej przez amerykańską wspólnotę wywiadowczą i bezkrytycznie powielanej później na Zachodzie – są uznawane za aktualne i dzisiaj. A już półtora roku temu było jasne, że IS, aby móc prowadzić swoje działania z takim impetem i z tak dużą skutecznością (przynajmniej do klęski pod Kobane w styczniu 2015 roku), do tego na wielu frontach, musi mieć pod bronią co najmniej dwa razy więcej „żołnierzy”.
Rozbudowa kalifatu
Aż do końca 2014 roku, kiedy kalifat natrafił na pierwsze przejawy zorganizowanego oporu (szyitów i Kurdów w Iraku oraz Hezbollahu i sił rządowych w Syrii), jego zasadniczym celem strategicznym było jak najszybsze i maksymalnie szerokie zwiększanie terytorialnego stanu posiadania. Równie ważnym zadaniem IS było intensywne „eksportowanie” jego ideologii i terrorystycznego know-how do innych zakątków świata muzułmańskiego. Służyło to przede wszystkim przeszczepianiu w różne regiony świata struktur organizacyjnych Państwa Islamskiego (tzw. wilajetów, czyli prowincji) – z reguły zakładali je bowiem emisariusze z Rakki, czyli bojownicy IS namaszczeni przez samego kalifa Ibrahima.
Rozbudowa zamorskich struktur Państwa Islamskiego pozwoliła także stworzyć propagandowe wrażenie, że twór ten ma już w istocie niemal ogólnoświatowy zasięg. Działania takie dawały też islamistom szanse na wdrożenie swoistej „strategii domina” – te „zamorskie kolonie” kalifatu, powołane do życia m.in. w Afryce Północnej oraz Zachodniej, w Jemenie czy w Azji Południowej, stawały się niejako automatycznie kolejnymi rozsadnikami ideologii.
W wielu z tych miejsc Państwo Islamskie musiało zmierzyć się z wieloletnią obecnością struktur Al-Kaidy. Konfrontacja i rywalizacja między IS a Al-Kaidą ma przede wszystkim charakter sporu (głównie o podłożu ambicjonalnym) między ich liderami, z niewielkimi tylko ideologicznymi różnicami programowymi. Ten spór i celowe plasowanie się kalifatu jako alternatywy względem organizacji założonej onegdaj przez Osamę bin Ladena, do niedawna jeszcze uznawanej za lidera i ikonę światowego ruchu sunnickiego dżihadu, w dużym stopniu ukształtowało strategię Państwa Islamskiego.
W rywalizacji z Al-Kaidą niemałym atutem kalifatu pozostaje bogactwo Państwa Islamskiego, które bez wątpienia jest najbardziej majętną organizacją dżihadystyczną, jaka kiedykolwiek funkcjonowała na świecie, z majątkiem szacowanym nawet na 2 mld dolarów. Dysponując takimi środkami finansowymi, jest w stanie kupić sobie poparcie niemal każdego lokalnego szejka czy imama w dowolnej części Dar al-Islam (świata islamu). Inna sprawa, jak efektywne będzie takie wsparcie. Jak na razie, gwarantuje ono jednak kalifatowi stały dopływ nowych rekrutów i ciągłą aktywność, zapewniającą obecność w mediach zachodnich. To zaś z kolei pozwala osiągnąć zamierzone cele, czyli sterroryzowanie i zastraszenie społeczeństw państw Zachodu, bez jednego strzału czy wybuchu. Wystarczy jakaś plotka, a cała Bruksela przestaje funkcjonować na trzy dni. Ktoś coś szepnie w mediach społecznościowych, a w Monachium z dnia na dzień odwołuje się szykowane od miesięcy imprezy sylwestrowe i noworoczne.
Elastyczność strategiczna kalifatu, jego zdolności w prowadzeniu walki psychologicznej i umiejętność wykorzystywania sprzyjających lokalnych uwarunkowań społeczno-politycznych to niejedyne przyczyny sukcesów IS w ostatnich kilkunastu miesiącach. Istotne są też kwestie stricte operacyjne, związane z wojskowym rzemiosłem. Innymi słowy – nie byłoby sukcesów, które odniósł (i sporadycznie odnosi do dzisiaj) kalifat, gdyby nie zaangażowanie dziesiątek tysięcy jego żołnierzy. Bez względu na to, jak oceniamy walkę tych ludzi, ich sprawa i cele są dla nich warte największego wysiłku i najwyższych poświęceń, włącznie z ofiarą życia. Zachodni eksperci często bagatelizują ten czynnik, uznając bojowników kalifatu za zwykłych religijnych zelotów, a więc prymitywnych radykałów. Nieco więcej zrozumienia wykazują analitycy izraelskiego wywiadu, którzy bez wahania określają bojowników armii IS mianem jednych z najlepiej zmotywowanych „żołnierzy” formacji dżihadystycznych na szeroko ujętym Bliskim Wschodzie, cechujących się znacznie wyższym morale niż członkowie takich elitarnych formacji, jak Hezbollah, Hamas czy iracka Al-Haszd asz-Sza’abi (szyickie Siły Mobilizacji Ludowej). Nawet jeśli nie do końca jest to prawda, to armia kalifatu i tak jest niebezpieczną formacją paramilitarną, zdolną do stawienia czoła profesjonalnym siłom zbrojnym kilku państw regionu.
Zagony technicalsów
Skuteczność operacyjna sił Państwa Islamskiego to jednak nie tylko zasługa zdeterminowanej, karnej oraz ideologicznie i duchowo zmotywowanej siły zbrojnej, jako żywo przypominającej tolkienowskie armie orków z Mordoru. To także efekt mistrzowskiej organizacji struktur militarnych na poziomie taktycznym. W okresie sukcesów kalifatu siły zbrojne IS działały jak sprawna maszyna, co zawdzięczano głównie ich modułowemu charakterowi.
Grupy bojowe IS walczyły, dzieląc się lub łącząc w zależności od warunków operacyjnych i wymogów pola walki. Podstawowym pododdziałem taktycznym jest oddział liczący około 100 bojowników, czyli odpowiednik kompanii w regularnej armii, wyposażony w około 20 „technicalsów”. Oddział taki cechuje się względnie dużym stopniem samodzielności (zwłaszcza pod względem zaopatrzenia i aprowizacji), komunikującym się z innymi grupami za pomocą internetu, zwłaszcza mediów społecznościowych lub popularnych aplikacji mobilnych. Kolejnym poziomem taktycznym jest ekwiwalent regularnego batalionu, czyli związek trzech, czterech grup bojowych szczebla podstawowego. To jest jednostka złożona z 300–400 dobrze uzbrojonych, zmotywowanych i w większości doświadczonych bojowników, mających na stanie 60–80 „technicalsów”. Mobilność takich grup, ich siła ognia i skuteczność, zwłaszcza w pierwszych miesiącach istnienia kalifatu, były niekiedy imponujące. Dzięki własnym zapasom paliwa były one w stanie w ciągu kilkunastu godzin pokonać nawet kilkaset kilometrów, poruszając się pustynnymi szlakami, aby zaatakować w miejscu, w którym nikt się ich nie spodziewał.
W tamtej złotej erze Państwa Islamskiego jego armia mogła sobie pozwolić nawet na wydzielenie specjalnych jednostek pancernych, złożonych z czołgów, bojowych wozów piechoty oraz samobieżnych dział i armatohaubic. Warto przy okazji odnotować, że wojsko kalifatu wypracowało niezwykle oryginalne metody wykorzystania posiadanej broni ciężkiej.
Rolą oddziałów pancernych było przede wszystkim wspieranie (głównie pośrednie, a więc z dalszej odległości) atakującej piechoty ogniem ciężkiego uzbrojenia. Początkowo jedynie transportery opancerzone (głównie dawne syryjskie wozy BMP, BTR i BRDM, ale też zdobyte na Irakijczykach amerykańskie M-113) były używane przez siły IS jako szturmowy taran, torujący drogę lekkim i nieopancerzonym „technicalsom” oraz znajdującej się w nich piechocie. Począwszy od jesieni 2014 roku, oddziały IS zaczęły jednak coraz częściej wykorzystywać transportery jako platformy dla zamachowców samobójców. Islamiści potrafili użyć w takim charakterze nawet po kilka maszyn naraz. Co ciekawe, dotyczy to w szczególności amerykańskich M-113, których około 80 udało się siłom IS zdobyć w Iraku w 2014 roku.
W równie oryginalny sposób siły Państwa Islamskiego korzystały w pierwszych miesiącach istnienia kalifatu ze swoich czołgów (półtora roku temu było ich około 200), traktując je jako ruchome platformy artyleryjskiego wsparcia działań piechoty, poruszającej się na „technicalsach”. Jedynie nieliczne czołgi typu T-72, z reguły wyposażone w pancerz reaktywny, były używane w sposób zgodny ze swym przeznaczeniem, czyli jako bezpośrednie wsparcie własnej piechoty i środek agresywnego przełamywania obrony przeciwnika. Większość zdobycznych czołgów, jakimi do niedawna dysponowało IS, to jednak przede wszystkim maszyny po siłach syryjskich, głównie różne warianty T-54/55, T-62 oraz nieliczne T-72, a więc wozy pamiętające już lepsze czasy. Z kilku czołgów amerykańskiej produkcji M1A1 Abrams, należących do sił zbrojnych Iraku i zdobytych przez IS w 2014 roku, żaden nie został przez islamistów wykorzystany w boju.
Umiejętność walki w mieście
Obecnie, ponad półtora roku od pierwszych walk prowadzonych pod sztandarami kalifatu, siły Państwa Islamskiego zostały zmuszone do radykalnej zmiany swej taktyki. Wynikało to przede wszystkim z przejścia w defensywny tryb działania, będący efektem ogólnej zmiany sytuacji strategicznej i operacyjnej na frontach wojny, toczonej przez kalifat z licznymi przeciwnikami w Iraku i Syrii. Skuteczny opór ze strony Kurdów, syryjskich sił rządowych czy irackich formacji szyickich, w połączeniu ze skumulowanymi w czasie efektami wielomiesięcznych bombardowań koalicyjnych w ramach operacji „Inherent Resolve”, stały się czynnikami wpływającymi na zatrzymanie nieprzerwanej dotychczas ofensywy Państwa Islamskiego. To zaś z kolei wymusiło daleko idące zmiany w taktyce działania formacji kalifatu.
Osławione mobilne i szybkie zagony „technicalsów”, siejące popłoch głęboko na zapleczu przeciwnika, straciły na znaczeniu, choć sporadycznie IS wciąż wykorzystuje ich efektywność i siłę militarną. Tak jak wiosną 2015 roku, podczas operacji mającej na celu zdobycie Palmyry w Syrii, gdy około 2 tys. bojowników kalifatu poruszających się kilkuset samochodami, szybkimi manewrami otoczyło i zdobyło ten silnie broniony region.
Od początku 2015 roku dominującym elementem operacji sił Państwa Islamskiego stały się działania o charakterze pozycyjnym i ten stan nie zmienił się aż do dzisiaj. Wpłynęło to na pojawienie się wielu nowych technik i metod prowadzenia walki. Dominacja starć w środowisku zurbanizowanym sprawiła, że wcześniejsza szybkość działania i manewrowość zostały zastąpione większą siłą ognia oraz determinacją bojowników Państwa Islamskiego.
W takich warunkach rozwojowi uległy stosowane już wcześniej przez oddziały IS techniki bojowe, w których dużą rolę odgrywają obecnie specjalne oddziały szturmowe. Formacje te, mające przełamać obronę przeciwnika lub zdezorganizować jego ataki, są złożone z doświadczonych oraz najbardziej zmotywowanych religijnie bojowników, wspomaganych przez licznych zamachowców samobójców. Ich skuteczność dało się zauważyć w wielu bitwach ostatniego roku – i to zarówno podczas atakowania przez IS sił wroga, jak i obrony jego własnych pozycji. Stale powtarzającym się elementem tych operacji jest podejmowanie przez bojowników częstych, uporczywych ataków, skutecznie dezorganizujących działania przeciwnika.
Fanatyzm w boju
Podstawą taktyki stosowanej przez siły kalifatu podczas walk w warunkach miejskich jest dzisiaj operowanie niewielkimi oddziałami, liczącymi po około dziesięciu doświadczonych, ostrzelanych i zgranych ze sobą bojowników. Grupy takie cechuje relatywnie duże nasycenie ciężką bronią maszynową oraz ręcznymi granatnikami przeciwpancernymi (głównie typu RPG). W walce obronnej, jako statyczne wsparcie ogniowe, sporadycznie są wykorzystywane również „technicalsy” i ewentualnie inne typy broni ciężkiej: czołgi, działa samobieżne czy transportery. Specyfika walk miejskich wymusiła też sięgnięcie przez siły kalifatu po specjalizacje militarne, wcześniej relatywnie rzadko wykorzystywane, takie jak snajperzy czy operatorzy zaawansowanych systemów broni przeciwpancernej (głównie ATGM, czyli wyrzutni kierowanych pocisków przeciwpancernych).
Wiele wskazuje na to, że obecnie znacznie większą wagę przykłada się w szeregach sił kalifatu do kwestii religijnego zapału i ideologicznego morale bojowników. Preferowanie fanatyzmu ma zresztą oczywiste uzasadnienie teologiczne. Według założeń doktryny radykalnego islamu sunnickiego, w jego wydaniu prezentowanym przez IS, śmierć w walce z „niewiernymi” lub heretykami (tj. szyitami i alawitami) jest dla żołnierzy kalifa błogosławieństwem i chwalebną drogą do osiągnięcia zbawienia.
Wynikająca z takiego przekonania pogarda dla śmierci oraz postawa w boju, cechująca się determinacją i brawurą w walce, czynią z bojowników IS fanatycznych żołnierzy i niezwykle groźnych przeciwników. Rośnie tym samym rola islamskich męczenników „za wiarę” – szahidów – którzy stają się najważniejszym atutem w działaniach militarnych IS. Zdarza się obecnie, że w jednej lokalnej operacji militarnej w krótkim czasie roli zamachowców samobójców podejmuje się nawet kilkudziesięciu bojowników.
Państwo Islamskie tworzy już dzisiaj specjalne oddziały i obozy szkoleniowe, przeznaczone wyłącznie dla szahidów. Co ciekawe, najczęściej trafiają do nich ochotnicy z państw zachodnich, którzy oprócz fanatycznej gorliwości religijnej niewiele mogą wnieść w wianie, gdy zapisują się w szeregi IS. Często są to konwertyci, jak np. Jacek S. (a.k.a. Abu Ibrahim al-Almani), Polak z pochodzenia, który stał się pierwszym „polskim” zamachowcem samobójcą, kiedy latem 2015 roku zdetonował swój samochód-bombę na zewnętrznym perymetrze systemu obrony rafinerii w irackim Bajdżi.
Po kilkunastu miesiącach od podjęcia wojny z kalifatem jego potencjał militarny został znacznie zmniejszony. Choć cały czas nie brakuje ochotników, a siły IS wciąż tworzy ponad 50 tys. bojowników (nie uwzględniając formacji „tyłowych” i bezpieczeństwa wewnętrznego), to znacząco skurczyła się liczba ciężkiego sprzętu pozostającego w dyspozycji Państwa Islamskiego. Naloty koalicyjne, a także brak części zamiennych i właściwego serwisu zrobiły swoje – dzisiaj kalifat ma zaledwie 50–80 sprawnych czołgów i około 150 transporterów opancerzonych. Jedno, co zdaje się nie ulegać zmianie, to „flota” kilku tysięcy „technicalsów”, wciąż odgrywających rolę koni roboczych sił kalifatu na obszarze jego włości w Lewancie. Wiele z tych samochodów to nowe maszyny, przemycone (zapewne via Turcja) w ostatnich miesiącach, co najlepiej pokazuje skomplikowane regionalne zależności i uwikłania. Armia IS ciągle może też liczyć na nieprzebrane ilości lekkiego uzbrojenia, a także amunicji i wszelakiego wojskowego dobra, zdobytych w przebogatych magazynach i składach armii syryjskiej oraz irackiej przez islamistów w 2014 roku. Sprawia to, że choć groźba dalszego terytorialnego rozrostu kalifatu jest dziś znacznie mniejsza niż przed rokiem, to jednak całkowite pokonanie tego tworu jest wciąż kwestią odległej przyszłości.
autor zdjęć: Naftizin/Fotolia.com