W objęciach Rosji

Kolos na glinianych nogach się chwieje. Czy padnie na kolana przed Rosjanami?

Ponad dziesięć lat temu, po przejęciu władzy przez Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) obecnego prezydenta Recepa Tayypa Erdoğana, Turcja tak sformułowała swoją doktrynę dyplomatyczną: zero problemów z sąsiadami. Od tego czasu Ankara kilkakrotnie robiła gwałtowne wolty w polityce zagranicznej. Nie było to przejawem elastyczności, lecz chaotycznego działania, częściowo determinowanego ideologicznie. Dziś skutkuje to całkowitym skłóceniem Turcji z innymi państwami regionu, bezsilnością wobec Rosji i stosunkami z Europą opartymi na szantażu migrantami.

Strategiczna uległość

Gdy na początku października Rosja zdecydowała się na interwencję militarną w Syrii, ostatecznie pogrążając tureckie plany obalenia Baszszara al-Asada, Erdoğan zagroził, że Ankara może przestać kupować rosyjski gaz. Nie zrobiło to jednak wrażenia na Rosjanach, bo mają w rękach wszystkie atuty. Turcja jest jednym z największych importerów tego surowca na świecie. W 2014 roku z 50 mld m3 gazu użytego w tym kraju 57% pochodziło z Rosji. Aż 2/3 importowano gazociągami, mimo że sprowadzanie skroplonego gazu ziemnego (LNG) jest znacznie droższe. Surowiec rosyjski jednak mniej kosztuje (425 dolarów za 1000 m3) niż kupowany od drugiego dostawcy – Iranu (490 dolarów za 1000 m3). Zważywszy na zbieżność polityki Iranu i Rosji w sprawie Syrii, pole manewru Turcji pod tym względem jest zatem niewielkie. Teoretycznie alternatywą mógłby być gaz azerski i turkmeński, ale nowy gazociąg TANAP (Transanatolijski), który pozwoliłby na zwiększenie importu tą drogą, nie powstanie przed 2018 rokiem.

Gazociągiem Baku – Tbilisi – Erzurum Turcja otrzymuje obecnie tylko 6,5 mld m3 azerskiego gazu rocznie. Wojna, którą turecka armia wznowiła przeciwko kurdyjskiej guerilli Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), może jednak pokrzyżować te plany. PKK ma bowiem doświadczenie w atakach na infrastrukturę przesyłową. I tak tylko w sierpniu 2015 roku ten gazociąg wyleciał w powietrze aż dwukrotnie. Kurdowie zaatakowali też rurociąg, którym sprowadza się gaz z Iranu, a także ten transportujący ropę z Iraku. Tymczasem Rosja, wykorzystawszy amerykańskie niezdecydowanie wobec Kurdów, rozpoczęła starania, by włączyć ich do swojej rozgrywki regionalnej.

Od dawna można obserwować uległość Turcji wobec Moskwy. I o ile w relacjach z państwami europejskimi wszelkie deklaracje dotyczące nazwania ludobójstwem masakr Ormian w Turcji w 1915 roku wywoływały bardzo ostrą reakcję Ankary, o tyle w wypadku analogicznej wypowiedzi Putina, Erdoğan ograniczył się do stwierdzenia, że rosyjski prezydent nie ma racji. Również sprawa Krymu obnażyła bezradność Turcji. Choć czynnik panturecki mocno wpływa na tamtejszą politykę zagraniczną, to reakcja Ankary na aneksję Krymu przez Rosję i prześladowanie tamtejszych Tatarów była, delikatnie mówiąc, umiarkowana. Publikacja raportu tureckiej delegacji na temat naruszeń praw Tatarów na Krymie przeszła bez echa. Znacznie większą uwagę poświęcano sytuacji Ujgurów w Chinach, którym masowo zaczęto wydawać tureckie paszporty i przesiedlać ich do północnej Syrii.

Rozwój stosunków turecko-rosyjskich w ostatniej dekadzie częściowo był odpowiedzią Ankary na fiasko negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską. Przy czym w wymiarze ustrojowo-cywilizacyjnym Erdoğan nie zamierzał godzić się na dostosowywanie Turcji do standardów europejskich, dlatego obrażały go europejskie pouczenia w kwestiach demokracji, praw człowieka oraz niezbędnych reform. Do pewnego momentu były one korzystne dla jego partii, gdyż demokratyzacja pozwoliła na ujarzmienie armii, która jeszcze w 1997 roku była zdolna do obalenia rządu. Erdoğan, będący członkiem partii ówczesnego premiera Necmettina Erbakana, znalazł się wtedy w więzieniu.

Członkostwo w Unii mogło też dać Turcji większy wpływ na sytuację na Bałkanach, które uważa ona za swoją strefę wpływów. W szczególności widać to po zaangażowaniu tureckim w Bośni i Kosowie, gdzie Ankara wspiera siły radykalne, islamistyczne, prowadzące politykę konfrontacji z Serbami. To również zjawisko niekorzystne dla Europy, gdyż grozi ponowną destabilizacją Bałkanów i utratą przez UE na rzecz Rosji wpływu na Serbię. Ponadto radykalizacja nastrojów religijnych w Bośni już doprowadziła do uzyskania przez Państwo Islamskie przyczółków w Bośni i Kosowie (co najmniej 200 Kosowian walczy w Syrii).

Kurdyjskie rozgrywki

W grudniu 2014 roku rozpoczęły się turecko-rosyjskie negocjacje w sprawie budowy nowego gazociągu Turkish Stream, który miał prowadzić przez Morze Czarne z Kraju Krasnodarskiego w Rosji do tureckiej Tracji. Równocześnie Rosoboronexport wziął udział w tureckim przetargu na system obrony przeciwrakietowej i choć oferta rosyjska była całkowicie niekompatybilna z systemami NATO, to jeszcze wiosną 2015 roku Turcy nie wykluczali tej opcji. Była to oczywiście zagrywka obliczona na zbicie ceny innych ofert, a także skłonienie Europy i USA do akceptacji tureckiej polityki wobec Syrii i Kurdów. Całkowita reorientacja Turcji na Rosję przyniosłaby bowiem pożytek tylko Kremlowi. Turcja wykorzystała kwestię Turkish Stream w negocjacjach ceny kupowanego od Rosji gazu, ale gdy Moskwa podpisała porozumienia w sprawie Nordstream II, przestało jej zależeć na tym projekcie. W 2013 roku podpisała też z Turcją umowę na budowę elektrowni atomowej.

USA od miesięcy usiłuje balansować między współpracą z kurdyjskimi oddziałami Ludowych Jednostek Obrony (YPG) w Syrii a „wyrażaniem zrozumienia” dla tureckich obaw z tym związanych. Po całkowitej kompromitacji amerykańskiego programu szkolenia w Turcji tzw. 30 Dywizji, czyli umiarkowanych rebeliantów, Amerykanie zintensyfikowali współpracę z Kurdami. Fiaskiem zakończył się również plan stworzenia „strefy wolnej od Państwa Islamskiego”. W tym samym czasie Turcja rozpoczęła wojnę z PKK, dążąc też do uznania Ludowych Jednostek Obrony oraz Demokratycznej Partii Jedności (PYD), czyli głównej partii syryjskiego Kurdystanu – Rożawy, za organizacje terrorystyczne związane z PKK.

Po pierwszym zrzucie amerykańskiej broni dla nowej koalicji Syryjskich Sił Demokratycznych, powstałej z inicjatywy YPG, Turcja oskarżyła Kurdów z Syrii o plan dostarczenia jej do PKK w Turcji, skłaniając w ten sposób USA do rezygnacji z dalszych dostaw. Kurdowie dążą też do połączenia izolowanego obecnie kantonu Efrin z resztą kontrolowanych przez nich terenów. Chodzi o odcinek niespełna 100-kilometrowy, ciągnący się od Dżarabulus do Azaz, przy czym większość tego obszaru jest pod kontrolą Państwa Islamskiego, a jedynie wąski pas na północ od Aleppo znajduje się w rękach protureckich dżihadystów – rebeliantów z Ahrar asz-Szam. Turcja sprzeciwia się temu, gdyż poza kontrolą Kurdów pozostałby tylko fragment granicy z prowincją Idlib (nie licząc kontrolowanego przez Damaszek krótkiego odcinka, który i tak jest zamknięty). Amerykanie jednak stoją przed wyborem między zignorowaniem tureckich nacisków a pchnięciem Kurdów w objęcia Moskwy.

Angażując się w działania w Syrii, Rosja zadeklarowała jednocześnie poparcie dla aspiracji Kurdów i zaprosiła PYD do otwarcia biura w Moskwie. Jeśli Amerykanie przestaną wspierać tę organizację, natychmiast wejdzie ona w ten układ, a rozgrywanie kartami kurdyjskimi przeciw Turcji będzie dla Rosji korzystne. Z jej wsparciem wschodnia Turcja na lata może zostać całkowicie zdestabilizowana i żadne projekty tranzytowe, czy to idące przez Kaukaz z basenu Morza Kaspijskiego, czy też z Iranu, nie zostaną zrealizowane.

Rosja ma też możliwość destabilizacji Kaukazu. Już w kwietniu zaczęła wzmacniać swoje bazy w Abchazji, Osetii Południowej i Armenii, a niedawno wzrosły napięcia wynikające z niezakończonej wojny o Górski Karabach. Warto również pamiętać o bliskich związkach armeńsko-kurdyjskich. W PKK walczą choćby tzw. ukryci Ormianie (ci, którzy zostali w Turcji, ukrywając swoją tożsamość w kurdyjskich rodzinach). Mimo że Rosja jest pogrążona w kryzysie gospodarczym, jej potencjał militarny jest znacznie większy, niż się mogło wydawać, co pokazał rakietowy ostrzał Syrii z Morza Kaspijskiego.

Czarne scenariusze

Do przeszłości już należy cud gospodarczy Turcji. O ile pięć lat temu zanotowała ona wzrost o ponad 9%, o tyle w 2015 roku będzie on na poziomie 2%, a rok 2016, nawet gdy utrzymają się niskie ceny ropy, jawi się w czarnych barwach. Odnowienie konfliktu z Kurdami wpłynęło też negatywnie na sytuację w kurdyjskim regionie autonomicznym w Iraku, od którego Turcja, dzięki układom z prezydentem Masudem Barzanim, tanio kupuje ten surowiec. Pozycja regionu jednak osłabła i wrosły tam nastroje antytureckie, które mogą pozbawić Ankarę dotychczasowych profitów w handlu z Kurdami. Relacje z Bagdadem nie będą lepsze, gdyż coraz mocniej wchodzi on w sojusz z Rosją, Iranem i Syrią. Już w tym roku spadły też dochody z turystyki, która generuje około 10% PKB, a rozwijająca się wojna w Turcji może jeszcze bardziej odstraszyć chętnych do odwiedzenia tego kraju.

Przed wybuchem Arabskiej Wiosny Erdoğan utrzymywał bardzo bliskie relacje z Baszszarem al-Asadem. W 2008 roku doszło też do zbliżenia Turcji z Iranem, mimo apogeum napięć między USA i NATO a rządem Mahmuda Ahmadineżada w Teheranie. Erdoğan próbował w ten sposób realizować swoje ambicje tureckiego przywództwa regionalnego, ale równocześnie udowodnił małą wiarygodność państwa jako lojalnego sojusznika. Po 2011 roku Erdoğan zerwał jednak ze swoimi nowymi, szyickimi przyjaciółmi i zaczął promować projekt neootomański – przebudowy Bliskiego Wschodu na bazie „umiarkowanego islamizmu sunnickiego” i pod przywództwem Ankary. Arabowie niechętnie widzieli turecką dominację. W rezultacie obalenia władzy Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie stosunki z tym krajem legły w gruzach. Załamanie w relacjach z Libią nastąpiło już wcześniej, podobnie z Izraelem, choć z innych powodów.

Obecnie Turcja ma ze swoimi sąsiadami i innymi państwami regionu relacje złe lub gorsze. Łączą ją natomiast bliskie związki z Hamasem, uznawanym powszechnie za organizację terrorystyczną. W Turcji niemal jawnie działa też siatka Państwa Islamskiego, dochodzi tam do potężnych zamachów terrorystycznych (m.in. w Ankarze), którym służby nie mogą lub nie chcą zapobiec. Turcja jest oskarżana o wspieranie w Syrii Frontu al-Nusra, mimo że jest to część Al-Kaidy. Druga armia NATO nie radzi sobie również z kurdyjską partyzantką. Kolos na glinianych nogach chwieje się i pada przed Rosją.

Witold Repetowicz

autor zdjęć: EU





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO