Wrota klęski

Niewielkie, 60-tysięczne Al-Bab stało się jednym z symboli wojny w Syrii. Jest to jednak symbol szczególny, wyraz geopolitycznej gry, ale również militarnej kompromitacji Turcji.

Po arabsku Al-Bab znaczy „brama”. Swą nazwę miasto zawdzięcza temu, że stanowiło północno-wschodnie wrota do odległego o 35 km Aleppo. Znaczenie to poniekąd odżyło i w tej wojnie. Gdy w końcu sierpnia 2016 roku turecka armia wkraczała do Syrii, towarzyszące jej oddziały syryjskich rebeliantów miały nadzieję, że rychłe zdobycie Al-Bab otworzy im drogę do Aleppo. Wynik bitwy o to kluczowe miasto w Syrii nie był wtedy jeszcze przesądzony, gdyż niemal w tym samym czasie rebelianci przerwali oblężenie wschodniego Aleppo i na krótko zablokowali zachodnią, kontrolowaną przez siły rządowe, jego część.

Ofensywa na Al-Bab okazała się korzystna dla Rosjan. Pomogła im zmienić układ sił w całej prowincji, i to paradoksalnie na swoją korzyść. Turcy wkroczyli bowiem do Syrii zaledwie dwa tygodnie po szczycie Putin – Erdoğan w Petersburgu i ich cel był zupełnie inny niż towarzyszących im rebeliantów. Dla Ankary najważniejsze było zapobieżenie „połączeniu kantonów”.

Al-Bab stało się bramą również w innym sensie. W lutym 2016 roku, zdominowane przez Kurdów Syryjskie Siły Demokratyczne (Syrian Democratic Forces – SDF) zdobyły miasteczko Tell Rifaat i kilka wiosek położonych na wschód od niego. Natarcie szło ze znajdującego się w północno-zachodniej części prowincji Aleppo kurdyjskiego kantonu Efrin. Jest to jedyna część proklamowanej przez syryjskich Kurdów i ich sojuszników autonomicznej Rożawy (obecna nazwa to Demokratyczno-Federalny System Północnej Syrii) oddzielona od reszty tego terytorium. Dla Kurdów zjednoczenie tych ziem od dawna było priorytetem, Turcja zaś była gotowa na wszystko, by do tego nie dopuścić. Tymczasem w czerwcu SDF kantonu Kobane (północno-wschodnia część prowincji Aleppo) ruszyły na Manbidż, uzyskując po raz pierwszy bezpośrednie wsparcie sił specjalnych USA. Po prawie trzech miesiącach walk było już po wszystkim i proklamowano powstanie czwartego (obok Efrinu, Kobane i Dżaziry) kantonu Rożawy: Szahby. Co więcej, odległość między pozycjami SDF na wschodzie i zachodzie zmniejszyła się do 50 km, a jedynym większym miastem na tej drodze było Al-Bab.

Rosja zaciera ręce

Dla Rosjan i Baszszara al-Asada turecka interwencja była korzystna z trzech powodów. Po pierwsze, Turcja odciągnęła część sił rebelianckich z Aleppo, ułatwiając rządową ofensywę. Było to działanie świadome, efekt porozumień turecko-rosyjskich. Potwierdzeniem jest spór między rebeliantami, wśród których pojawiły się oskarżenia Turcji o zdradę po upadku wschodniego Aleppo w końcu grudnia 2016 roku, i początek rozłamu w największym ugrupowaniu poza Al Kaidą – Ahrar al-Szam. Po drugie, istnienie autonomicznej Rożawy jest nie na rękę i Rosjanom, i Asadowi, który dąży do odzyskania autorytarnej władzy nad całą Syrią. Za rosyjskimi deklaracjami wsparcia dla Kurdów nie poszły konkrety (oprócz incydentu pod Tell Rifaat). Rosjanie robią to zresztą tylko po to, żeby szachować Turcję groźbą realnej pomocy kurdyjskim partyzantom w samej Turcji. Po trzecie, obecność sił USA w północnej Syrii też jest nie po myśli Rosjan i Asada, zwłaszcza że Amerykanie zaczęli budować tam swoje bazy. Rosjanie liczyli zatem na to, że uda im się doprowadzić do walk turecko-kurdyjskich w północnej Syrii,
zerwania współpracy między USA a SDF i że zmuszą Kurdów do zwrócenia się o mediację do Rosji.

Trzeci punkt tego planu został osiągnięty tylko częściowo. Amerykanie początkowo aktywnie wsparli turecką operację „Tarcza Eufratu”, jednak wycofali pomoc, gdy Turcy, zamiast atakować Państwo Islamskie, ruszyli w kierunku Manbidżu, nacierając na pozycje SDF. W tym czasie USA szykowały się razem z SDF do operacji „Gniew Eufratu”, której celem jest izolacja „stolicy” Państwa Islamskiego – Ar-Rakki. Operacja rozpoczęła się 6 listopada, ale wcześniej USA musiały rozlokować swoje siły na północ od Manbidżu, tak by uniemożliwić Turcji kontynuowanie ataku. 20 października Turcy znów uderzyli na Kurdów, tym razem zbombardowali ich pozycje w rejonie Tell Rifaat. W nalotach mogło zginąć nawet 200 osób, ale pod naciskiem zarówno USA, jak i Rosjan Turcja musiała zrezygnować z tego uderzenia. Bitwa o Aleppo nie była jeszcze skończona, a Tell Rifaat znajdowało się 25 km od pozycji rebeliantów, we wschodniej części tej metropolii. Dla Rosjan i Asada ryzyko było zbyt duże.

Turcji nie pozostało nic innego, jak ruszyć na Al-Bab. Zaczął się swoisty wyścig, gdyż SDF również rozpoczęły natarcie na pozycje Państwa Islamskiego wokół Al-Bab, i to od razu z dwóch stron – i z Efrinu, i z Manbidżu. Dystans między ich pozycjami zmniejszył się do zaledwie 22 km, ale Turkom udało się przeciąć drogę Manbidż – Al-Bab i zatrzymać w ten sposób ofensywę SDF. Na tym jednak sukcesy tureckie się skończyły.

Przeciąganie liny w wielu kierunkach

Państwo Islamskie też miało swoją strategię. Gdy Turcy przekroczyli syryjską granicę, terroryści bez walki oddali dziesięciotysięczny przygraniczny Dżarabulus. Jak dotąd, to największa zdobycz „Tarczy Eufratu”. Państwo Islamskie liczyło na to, że atak Turków na SDF powstrzyma zwycięski marsz przeciw niemu tej coraz bardziej wspieranej przez USA koalicji. Częściowo się to potwierdziło, bo gdy w końcu Turcy postanowili ruszyć na samo Al-Bab, ponieśli dość spektakularną klęskę.

Ta faza „Tarczy Eufratu” zaczęła się 6 listopada i nawet początkowo armia turecka odniosła kilka sukcesów. Zdobyła miasto Qabasin (i to nawet kilka razy) oraz wzgórze Aqil (też kilka razy), po to tylko, by szybko wszystko stracić. Pod koniec grudnia turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan ogłosił, że zwycięstwo w Al-Bab to kwestia dni, i zapowiedział, że następnym celem będzie kontrolowany przez SDF Manbidż. Niedługo później musiał prosić Rosjan o pomoc. Pierwsze naloty rosyjskie wspierające tureckie natarcie na Al-Bab zaczęły się 26 grudnia, pięć dni po tym, jak dzięki rosyjskim nalotom Asad pokonał we wschodnim Aleppo protureckich rebeliantów. Nic to nie dało. Trzy miesiące po rozpoczęciu natarcia na miasto Turcja nadal nie zdobyła ani jednej ulicy w Al-Bab, straciła natomiast co najmniej 44 żołnierzy. W czasie całej „Tarczy Eufratu” zginęło ich 56, a ponadto około 300 rebeliantów, których użyteczność bojowa okazała się bliska zeru. W styczniu ściągnęli dodatkowe siły – 8 tys. żołnierzy, co jednak w niczym nie pomogło. Do końca 2016 roku Turcy stracili też dziesięć leopardów, czołg M60, czołg GZPT, pojazd opancerzony Kobra i dużą ilość innego sprzętu wojskowego oraz amunicji. Z kolei w tureckich i rosyjskich nalotach na miasto, zginęło co najmniej 250 cywilów. Z tego powodu miejscowa ludność obróciła się przeciwko Turkom i ich rebeliantom.

Tymczasem w drugiej połowie stycznia do gry o Al-Bab włączył się Asad. Armia syryjska zaczęła natarcie od południa i szybko doszła do drogi łączącej Al-Bab z miastem Dajr Hafir oraz przechodzącą przez nie autostradą Aleppo – Ar-Rakka. Wiele wskazuje na to, że siły rządowe chcą dotrzeć do pozycji SDF z kantonu Szahba, nie zważając na to, że w ten sposób ułatwią Turkom zdobycie Al-Bab, które zostanie odcięte od reszty sił Państwa Islamskiego. Ale za to Turcy będą mieli zablokowaną drogę ekspansji na południe. Jedynym możliwym kierunkiem działań pozostanie Manbidż, co znów byłoby na rękę i Rosji, i Asadowi.

Trudna lekcja pokory

Ofensywa na Al-Bab negatywnie zweryfikowała opinię o tureckiej armii jako „drugiej armii NATO”. Ocena ta częściowo wynikała z nadmiernego przywiązywania wagi do liczb, a nie jakości i doświadczenia. Zresztą aż do lipcowego puczu tureckie dowództwo blokowało plany Erdoğana odnośnie do wejścia do Syrii.

W Grecji ukazał się artykuł jednego z tureckich oficerów, którzy otrzymali tam azyl, dociekający przyczyn porażki „Tarczy Eufratu”. Zdaniem autora, jej rozmiary są zresztą znacznie większe niż się powszechnie uważa, i Turcja straciła w Syrii aż 54 czołgi (do końca stycznia). Oficer twierdzi też, że operację rozpoczęto ze zbyt małymi siłami (raptem dwa bataliony: piechoty i zmechanizowany, łącznie 600 osób, w tym dziesięciu specjalsów), a rebelianci jedynie spowalniali natarcie. Zarzuca też zupełny brak rozpoznania, który powodował, że ostrzał artyleryjski był nieprecyzyjny. Lotnictwo zaś nie było wyposażone w bomby kierowane (Precision Guided Munition). Kolejnym grzechem było złe planowanie sztabowe. Nie wzięto pod uwagę warunków terenowych i posiadania przez wroga zaawansowanej broni przeciwpancernej (ATGM). Strategiczny plan operacyjny sprowadzał się podobno do kilku slajdów zrobionych w powerpoincie, na których podstawie na zdobycie Dżarabulusu przeznaczono trzy miesiące, tyle samo na Al-Bab, dalej na Manbidż i na Ar-Rakkę. Na czele operacji stanął trzygwiazdkowy gen. Zekai Aksakallı, bez żadnego bojowego doświadczenia, który swój brak kompetencji tuszował zrzucaniem winy na innych, co pogłębiało chaos w dowodzeniu.

Planistyczne i dowódcze błędy popełnione podczas „Tarczy Eufratu” są efektem czystek w armii po lipcowym puczu. Błędnie założono, że wszystko odbędzie się z marszu. Uznano też, że nie są potrzebne konsultacje z sojusznikami, przede wszystkim z USA. Turcja nie ma też żadnej strategii wyjścia i choć na zdobytych terenach wprowadza swoją administrację, to aneksja tego skrawka Syrii może być równie trudna, co zdobycie Al-Bab.

Witold Repetowicz

autor zdjęć: Maciej Moskwa





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO