Sfingowane wywiady z najważniejszymi polskimi dowódcami, którzy rzekomo podważają zdolności NATO do obrony, statek pod rosyjską banderą, który zawinął do portu w Szczecinie akurat w momencie, gdy trwał rozładunek sprzętu szpicy – przed warszawskim szczytem trudno było nie zauważyć ostentacyjnych prowokacji i dezinformacyjnych podchodów w cyberprzestrzeni. Cóż, zgodnie z powtarzanym przez ministra propagandy III Rzeszy Josepha Goebbelsa twierdzeniem, kłamstwo powtarzane sto razy staje się prawdą. I z tego założenia wychodzi zapewne prorosyjska propaganda.

O rosyjskich prowokacjach przy okazji szczytu NATO w Warszawie mówił wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki. Wiceszef MON podkreślał, że chodziło o zniechęcenie sojuszników do wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Ale wojna podjazdowa zaczęła się jeszcze przed warszawskim szczytem Sojuszu. Od kilku miesięcy siły powietrzne państw basenu Morza Bałtyckiego obserwują zwiększoną liczbę lotów rosyjskich samolotów z wyłączonymi transponderami, które pozwalają zidentyfikować latający obiekt. Maszyny te prowokacyjnie zbliżają się do granicy strefy powietrznej państw NATO lub wykonują niebezpieczne manewry w przestrzeni międzynarodowej. Prowokacje w realu i w cyberprzestrzeni nasiliły się przed ćwiczeniami „Anakonda”. Ćwiczeniami, których głównym celem było udowodnienie jedności wojsk Sojuszu i jego sprawności we współdziałaniu. Kiedy przed manewrami spotkałem się z jednym z dowódców, usłyszałem od niego wprost, że wojsko spodziewa się rosyjskich prowokacji, aktów sabotażu i działań dezinformacyjnych.

Aktem rosyjskiej prowokacji, niezauważonym przez media, było chociażby ostentacyjne obserwowanie przez Rosjan przerzutu Połączonych Sił Zadaniowych Bardzo Wysokiej Gotowości (Very High Readiness Joint Task Force – VJTF), czyli tzw. szpicy NATO. To właśnie ona jest symbolem i elementem nowej strategii Sojuszu Północnoatlantyckiego. Powołując szpicę, NATO udowadnia, że w ciągu kilkudziesięciu godzin potrafi przemieścić swoich żołnierzy w zagrożony rejon.

Żołnierze i sprzęt szpicy wzięli udział w manewrach „Anakonda”. Część z nich przypłynęła transportowcem, który zawinął do szczecińskiego portu. Szybko się okazało, że wyładunek sprzętu i oficerów VJTF jest obserwowany z niewielkiego stateczku handlowego pod… rosyjską banderą. Przypadek (?) chciał, że jednostka zacumowała 100 metrów od transportowca i to akurat w czasie rozładunku żołnierzy i sprzętu szpicy. Niepozorna jednostka była tak ustawiona, by obecni na pokładzie mieli idealny widok na wyjeżdżające otwartą rufą statku pojazdy NATO. Prowokacja obliczona na szybki efekt i z jasnym przekazem: nie ruszycie się z miejsca, bo wszędzie będziemy i wszystko widzimy.

Jaka była odpowiedź? Spokój. Nikomu, kto nie narusza przepisów, nie można zabronić zacumowania przy nabrzeżu w cywilnym porcie. Awantura i nerwowe reakcje dyplomatyczne czy wojskowe napędziłyby tylko młyn propagandy.

Im bliżej szczytu NATO, tym agresywniejsze teksty o Sojuszu zaczął publikować rosyjski portal informacyjny, a raczej dezinformacyjny – Sputnik News. Szczyt NATO przedstawiano tam jako spotkanie rozhisteryzowanych przywódców Sojuszu, którzy nie wiedzieć czemu zwierają szyki przeciwko rosyjskiej demokracji. W tym samym czasie ukazały się w mediach społecznościowych sfingowane wywiady z najwyższymi dowódcami polskiej armii – gen. Markiem Tomaszyckim, dowódcą operacyjnym rodzajów sił zbrojnych i gen. Mirosławem Różańskim, dowódcą generalnym RSZ. Ten drugi miał rzekomo kpić ze zbliżającego się szczytu, że jest tylko forum do wykonania ostentacyjnych gestów przeciw Rosji, i ma dyskredytować zamiar wzmocnienia wschodniej flanki.

Wojsko przyznaje, że taka wojna podjazdowa trwa od dawna. Rzecznik Dowództwa Operacyjnego RSZ ppłk Piotr Walatek podkreśla, że wymyślone rozmowy z dowódcami miały cel propagandowy. Wykorzystano do tego cyberprzestrzeń i ogromną siłę rażenia internetu.

Polska nie jest tu wyjątkiem. Z dezinformacją i prowokacjami mierzą się też inne państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego. Przykładem mogą być Niemcy, gdzie ostatnio pojawiła się informacja, że kanclerz Angela Merkel zwolniła z podatku właścicieli restauracji, by mogli w niższych cenach serwować muzułmanom posiłki w czasie ramadanu. Była to bzdura, ale powtórzona w wielu niszowych portalach z pewnością miała wpływ na kształtowanie wrogich nastrojów społecznych.

Na tak szeroko zakrojoną propagandę jest na szczęście jeden sposób – zdrowy rozsądek. Nie wszystko, co czytamy w sieci, jest prawdą. Nie każdy życzy nam dobrze i nie zawsze link podesłany przez znajomego z Facebooka niesie ze sobą prawdziwe treści. Spokój, ograniczone zaufanie i analityczne czytanie treści w sieci to podstawowe zasady samoobrony przed bredniami i rozsyłającym je przeciwnikiem.