Szczęśliwa trzynastka

Na chwilę przed startem każdy z uczestników selekcji do Agatu ma wypisaną na twarzy pewność siebie. Powtarzają jak mantrę, że dadzą radę, że przyszli tu, by zostać żołnierzami jednostki specjalnej. Już kilka minut po starcie tej pewności jest coraz mniej.

 

Dwa razy w roku odbywa się w Bieszczadach selekcja do gliwickiej Jednostki Wojskowej Agat. To pięciodniowy sprawdzian, który muszą zaliczyć wszyscy chętni do służby w zespole bojowym specjednostki. O egzaminie w górach krążą legendy i choć nie wszystkie są prawdziwe, to jedno jest pewne: selekcję przechodzą tylko najlepsi.

Tym razem w Bieszczadach stawiło się 19 mężczyzn. To służący w innych jednostkach żołnierze, rezerwiści, policjanci, strażnicy, pogranicznicy i żołnierze NSR-u. Żeby dostać się na selekcję, wszyscy wcześniej musieli zaliczyć kwalifikacje w jednostce. Podczas tego pierwszego sprawdzianu w Gliwicach trzeba było wykazać się sprawnością fizyczną, porozmawiać z psychologiem i stanąć przed komisją kwalifikacyjną.

Gdy kandydaci na specjalsów pojawiają się w Bieszczadach, humory im dopisują. Są pewni swoich umiejętności i kondycji. Rezon zaczynają jednak tracić już na pierwszej zbiórce. Instruktorzy pozbawiają ich imienia i nazwiska oraz stopnia. W zamian każdy z uczestników dostaje opaskę z numerem, którą przez pięć dni musi nosić na ramieniu. Podczas selekcji nikt bowiem nie zwróci się do nich inaczej, jak „piątka”, „czternastka” czy „dwójka”. Zgubienie opaski z numerem oznacza dla kandydatów koniec selekcji, więc pilnują jej jak oka w głowie. „Dlaczego nadajemy im numery? Oczywiście wiemy, kim są, jakie stanowiska zajmują, gdzie służą. Ale tu, w Bieszczadach, obchodzi nas zupełnie co innego: czy są zmotywowani, czy potrafią być liderami, czy są koleżeńscy i jak sobie radzą podczas morderczego wysiłku fizycznego i psychicznego? A czy są szeregowymi, czy kapitanami... to dla nas nieistotne”, mówi „Zachar”, szef Grupy Szkolenia Bazowego jednostki Agat oraz kierownik selekcji.

 

Regulamin rzecz święta

W górach najważniejsi są instruktorzy. To oni dają kandydatom zadania do wykonania, oceniają, wyłapują błędy i bacznie obserwują każdy krok. Mają wieloletnie doświadczenie w służbie, od lat pracują z rekrutami do jednostki, sami też przechodzili selekcję. Wiedzą, kiedy mogą podnosić poprzeczkę, a kiedy powinni odpuścić. „Instruktorzy nie są potworami, którzy znęcają się nad ludźmi. Owszem podczas selekcji nie sprawiają wrażenia kumpli kandydatów, ale też nie chodzi tu o to, by się zaprzyjaźnić, ale by sprawdzić, kto się na przyjaciela nadaje”, przyznaje Maciek, instruktor i zastępca kierownika selekcji.

Pierwszym zadaniem jest sprawdzenie ekwipunku kandydatów. Podzieleni na trzy grupy rekruci pod kierunkiem swoich instruktorów stają na zbiórce na jednej z górskich ścieżek. Na rozkaz muszą rozpakować plecaki. Instruktorzy sprawdzają, czy ekwipunek jest zgodny z regulaminem selekcji. Co mogli zabrać kandydaci na specjalsów? Pośród rzeczy obowiązkowych są m.in. dwie butelki wody, dwie kurtki, dwie pary butów, ołówek, ekierka, kompas. „Kandydaci muszą mieć wszystko, co jest wymienione w regulaminie i ani jednej rzeczy więcej”, wyjaśnia „Zachar”. Dodaje również, że kategorycznie jest zabronione zabieranie

GPS-u, suplementów diety, odżywek, batoników energetycznych, dodatkowej wody i posiłków. Podczas sprawdzania plecaków okazuje się, że „dwunastka” ma tylko jedną butelkę wody. By ciężar plecaka się zgadzał, instruktor daje kandydatowi kamień. Ma go nosić w plecaku do końca górskiego testu.

Na zbiórce są sprawdzane nie tylko plecaki, lecz także ubranie każdego z chłopaków. Rozbierają się do bielizny, nie ma więc szans, że przemycą coś w skarpetkach czy kieszeniach spodni. Podobną weryfikację przejdą jeszcze kilkanaście razy podczas selekcji. „Zdarzały się sytuacje, że kandydaci przyjeżdżali w Bieszczady wcześniej i zakopywali na trasie zabronione przez regulamin rzeczy. To nie ma najmniejszego sensu, bo o wszystkim prędzej czy później się dowiemy”, mówi „Zachar”.  Rzeczywiście dokładnie przeszukują rzeczy uczestników selekcji: zaglądają nawet do pudełek z plastrami na odciski. Skąd ta nadgorliwość? Podobno kilka lat temu jeden z kandydatów na żołnierza Agatu schował suplementy diety w rolkę papieru toaletowego.

 

Masz wątpliwość? Zrezygnuj!

Jest zimno. Po zachodzie słońca temperatura spada do 4oC, a uczucie zimna potęguje przeszywający wiatr. Kandydaci na specjalsów ponownie stają na zbiórce. Z pełnym wyposażeniem, plecakami ważącymi ponad 25 kg, uważnie słuchają rozkazów. Mają biec górskim szlakiem przez 15 km. Nie są przerażeni ani dystansem, ani warunkami atmosferycznymi. Instruktorzy zapewniają nas, że to dopiero rozgrzewka. 15 km to niewielki dystans, ale wystarczy, by zaobserwować zachowanie kandydatów. Dwóch wyraźnie odstaje od reszty, biegną wolniej niż pozostali. „Zauważyliśmy, że cała grupa zaczęła zwalniać, może pomyśleli, że wszystkich nie wyrzucimy z selekcji po dwóch godzinach? Spryt podczas sprawdzianu jest ważny, ale cwaniaków wyłapujemy szybko”, mówi „Zachar”. Wszyscy dostają karę – na początek kilkadziesiąt pompek.

Tuż o świcie, po nocy spędzonej w lesie, instruktorzy na powitanie pytają: „Czy ktoś chce zrezygnować? Czy komuś marzy się ciepłe łóżko?”. Ponieważ nikt nie zgłasza chęci powrotu do domu, wszyscy dostają nowe zadanie. Kiedy instruktorzy rozdają kandydatom wojskowe mapy, na twarzach niektórych osób pojawiają się wątpliwości. Za pomocą kompasu i ekierki muszą wskazać na mapie konkretne punkty. Większość wykonuje to zadanie dobrze, ale kilku mężczyzn ma spory problem. Przyznają się, że nigdy nie pracowali z wojskowymi mapami i nie korzystali z kompasu. Instruktorzy nie kryją zaskoczenia, ale przeprowadzają krótkie szkolenie na ten temat. W górach poradzą sobie ci, którzy szybko się uczą. Pozostali... odpadną. Umiejętność poruszania się w terenie za pomocą kompasu i mapy jest niezbędna. „Wystarczyło zajrzeć do internetu, poczytać, by wiedzieć, że to istotny punkt selekcji. Zresztą nie bez powodu kazaliśmy im zabrać mapniki i kompas”, dziwi się „Zachar”. „Nie radzą sobie z kompasem, bo to ludzie z ery GPS-u”, dodaje „Bodzio”, kolejny z instruktorów.

Trzydziestopięciokilometrowy marsz na azymut to dla instruktorów kolejna okazja do obserwacji kandydatów. Uczestnicy selekcji mogą bowiem sami zdecydować, którędy dotrą do celu. To ich sprawa, czy pójdą dłuższą trasą, ale po wyznaczonych szlakach, czy zdecydują się na wędrówkę na przełaj, po bieszczadzkich bezdrożach. Nad dyscypliną grupy bez przerwy czuwa instruktor. Kandydatom nie wolno ze sobą rozmawiać ani zbyt wolno maszerować.

Po kilkunastu kilometrach słabnie motywacja. Odpada dwóch pierwszych kandydatów. „Nie ma się co oszukiwać, zawaliłem. Byłem za słabo przygotowany fizycznie, od początku nie dawałem rady. Potem nie doszedłem na czas do umówionego miejsca”, przyznaje Paweł, żołnierz Narodowych Sił Rezerwowych. Jest pierwszym kandydatem, który do domu wraca przed czasem. Dwie godziny później poddaje się kolejny z uczestników. To Michał, policjant ze Śląska. Przyznaje, że zabrakło mu motywacji. Już pierwszej nocy, kiedy było mu zimno, pomyślał, że służba w wojskach specjalnych nie jest dla niego. „Uświadomiłem sobie, że nie mam do tego przekonania. To wymagająca praca, pełna wyjazdów, szkoleń, kursów i misji. A ja wolę być z rodziną”, przyznaje. Ściąga z ramienia swój numer startowy. „Wracam na posterunek policji”, kwituje.

Instruktorzy wyjaśniają, skąd te słabości: w górach pracuje przede wszystkim głowa, a nie mięśnie. Bo chociaż kondycja fizyczna jest bardzo ważna, to jeśli kandydatom zabraknie motywacji, nie przetrwają pięciu dni ekstremalnego wysiłku. Potwierdza to także psycholog, która nieustannie przygląda się kandydatom. „Gdy uczestnicy są skrajnie wyczerpani, lepiej widać ich pozytywne i negatywne cechy. Łatwo możemy sprawdzić, czy są odpowiedzialni, koleżeńscy, czy potrafią pracować w grupie, jak radzą sobie z emocjami, a także to, jakich wyborów dokonują i co jest dla nich najważniejsze”, mówi psycholog i dodaje: „Podczas selekcji moim zadaniem jest sprawdzenie, czy to, czego dowiedzieliśmy się na kwalifikacjach w jednostce, jest prawdą. Czy to, co o sobie mówili, potwierdzi się w trudnych warunkach”.

 

Maraton zombie

Kolejne zadanie postawione przed uczestnikami selekcji to marsz na azymut. Tym razem kandydaci działają indywidualnie, mogą polegać wyłącznie na sobie. Na przejście 60 km w górach mają zaledwie dziesięć godzin. Niektórzy się gubią, inni tracą numer startowy i od razu odpadają z selekcji. Na trasie kandydaci spotykają instruktorów, którzy podają im współrzędne kolejnych punktów. Ale ten długi i wyczerpujący marsz jest tylko rozgrzewką przed czymś ekstremalnie trudnym...

Późnym wieczorem instruktorzy przyjeżdżają do miejsca, w którym śpią kandydaci na żołnierzy wojsk specjalnych. Niektórzy z nich mają za sobą tylko godzinę snu, ponieważ późno dotarli do mety. Instruktorzy włączają syreny i stroboskopowe światła. Pobudka! Kandydaci ledwo trzymają się na nogach, są jak zombie, nie myślą i niektóre czynności wykonują automatycznie. Muszą poskładać swoje rzeczy i uprzątnąć obozowisko. Jeden z nich nie może poradzić sobie ze złożeniem namiotu. Wpada w złość, przestaje się kontrolować. „Stań prosto i policz do dziesięciu”, mówi instruktor. „Jeden, dwa, trzy, cztery….”, posłusznie liczy kandydat. Po „dziesiątce” uspokaja się, składa namiot i biegnie na zbiórkę.

Nie ma taryfy ulgowej. „Jeżeli myśleli, że teraz będzie łatwiej, dlatego że są zmęczeni, że opadają z sił – to się pomylili”, komentuje Maciek, zastępca kierownika selekcji. Instruktorzy po raz kolejny sprawdzają plecaki i ubrania żołnierzy. Zbyt wolne wykonywanie poleceń znowu jest karane pompkami. Jeden z rekordzistów zrobił ich około 150 w ciągu godziny!

Tuż przed północą otrzymują ostatnie zadanie. W ciemności, rozświetlając mrok jedynie latarkami czołowymi, mają przebiec 40 km po górskich szlakach. Niektórzy mają na to dziesięć godzin, inni niespełna osiem. „To kara za słaby wynik podczas poprzedniego zadania”, komentuje instruktor.

Rano na uczestników selekcji czeka „Zachar”. Najszybszy z kandydatów górską trasę pokonał w niespełna sześć godzin! Instruktorzy nie kryją uznania dla najlepszych. „Zaimponowali mi. Są silni indywidualnie i dobrze pracowali w grupie. Pomimo ogromnego wysiłku i zmęczenia, wykonali to ostatnie zadanie na sto procent”, ocenia „Zachar”. „Na uznanie zasługuje szczególnie dwóch chłopaków, którzy do maratonu podeszli bez chwili odpoczynku. Nie wyrobili się z czasem w trakcie poprzedniego zadania i jeśli chcieli ukończyć selekcję, musieli bez przerwy biec dalej. Na pokonanie 42 km mieli nie więcej niż osiem godzin. I zrobili to!”, dodaje.

Na metę wbiegają kolejni szczęśliwcy, którzy zaliczyli selekcję. Jest ich 13. Wyglądają jak zombie. Mijają „Zachara”, nie zauważając, że przekroczyli linię mety. „Stój, chłopie! Już koniec! Gratulujemy, przeszedłeś selekcję!”, zawraca go kierownik. Ale on nie może rozmawiać – prawie przewraca się ze zmęczenia. Gdy maratończycy odzyskują oddech, pytamy, czy są z siebie dumni. „Dumni, nie. Jesteśmy cholernie szczęśliwi, że w ogóle daliśmy radę”, mówi Kuba, jeden z 13 kandydatów, którym udało się zakończyć selekcję z sukcesem. Zwycięstwa i otwartej drogi do Agatu gratuluje im płk Sławomir Drumowicz, dowódca jednostki. „Witajcie w jednostce. Pamiętajcie o naszym motto: Siła i ogień! Po nas tylko zgliszcza!”, mówi dowódca do swych przyszłych żołnierzy. Szczęśliwa trzynastka już niedługo rozpocznie służbę w Agacie. Zanim zostaną pełnoprawnymi operatorami, muszą jeszcze zaliczyć półroczny kurs bazowy. Później trafią do zespołów bojowych, a w przyszłości może sami będą egzaminować kolejnych rekrutów, którzy marzą o służbie w specjednostce.

 

Przepis na zwycięstwo

Instruktorzy radzą, jak przygotować się do selekcji.

Niektórzy chcą wstąpić do wojsk specjalnych z nastawieniem »jakoś to będzie«. Przestrzegam przed takim podejściem do sprawy. Do selekcji trzeba się przygotować”, mówią instruktorzy JW Agat. Ale na początku warto zadać sobie pytanie: „Czy wojska specjalne są dla mnie?”. Ten rodzaj służby jest bardzo wymagający. Poświęca się jej dużo czasu i energii. Instruktorzy przyznają, że aby się dobrze przygotować do selekcji, treningi fizyczne trzeba rozpocząć co najmniej sześć miesięcy przed sprawdzianem. „Najlepiej sprawdzają się marszobiegi na 10–20 km z obciążeniem, czyli plecakiem ważącym około 20 kg lub większym. Do tego wszystkie ćwiczenia wydolnościowe, np. pompki czy podciąganie na drążku, ale już niekoniecznie siłownia”, radzą. Trzeba pamiętać, że selekcja odbywa się w górach. Niewiele więc pomoże bieganie po parku w Warszawie. Trzeba pojechać w Bieszczady, żeby poznać teren, w którym odbędzie się sprawdzian. Podczas takich wypraw warto sprawdzić sprzęt, którym dysponujemy. Od butów, przez kurtkę, aż po namiot i plecak. Warto zabrać ze sobą kompas, uczyć się maszerować na azymut, zrezygnować z GPS-u. Instruktorzy, którzy wspominają, jak sami przygotowywali się do selekcji, dzielą się też własnymi patentami: „Trzeba sobie utrudnić codzienne czynności. Zrezygnowałem z jazdy do pracy samochodem. Chodziłem z plecakiem wypełnionym kamieniami. Zrezygnowałem z windy. Na ósme piętro wchodziłem z żoną na plecach”, śmieje się Sebastian, najmłodszy w gronie instruktorów. 

Czy w przygotowaniach liczą się pieniądze? Na to pytanie trudno odpowiedzieć. Oczywiście da się przejść selekcję bez większych inwestycji finansowych, ale nowszy sprzęt, droższe materiały zapewniają komfort. Kosztują też wyjazdy w góry. „Polecam skupić się na dobrym śpiworze, dobrej karimacie i osłonie przed deszczem – zapewniają one komfort snu. To ważne, bo kandydaci śpią kilka godzin na dobę albo wcale. Warto też wspomnieć o butach. Nie zabierajcie na selekcję nowych butów! Pochodźcie w nich kilka miesięcy!”, dodaje instruktor.

 

Magdalena Kowalska-Sendek, Ewa Korsak

autor zdjęć: Michał Niwicz





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO