Zastrzyk nadziei

Na spływie kajakowym odzyskują wiarę we własne siły. To także kolejny krok w integracji środowiska.

Kilometry czuć w mięśniach, ale humory dopisują. To już drugi spływ kajakowy Krutynia 2016 organizowany przez Stowarzyszenie Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. 40 uczestników (weteranów i weteranów poszkodowanych) przyjechało do miejscowości Zgon na Mazurach, naszej bazy wypadowej. Każdego dnia mamy do pokonania kilku- lub kilkunastokilometrowy odcinek rzeki Krutyni. Paweł Wojas, gospodarz, u którego nocujemy, zapewnia, że to łagodna rzeka i radzi, żeby trzymać się kilku zasad: nie podpływać do ptaków (mijamy po drodze łabędzie i liczne kacze rodziny, a komu dopisze szczęście, może dostrzec drapieżnego bielika i rybołowa, a także największą sowę – puchacza), nie wpływać w trzciny i nabrzeżne sitowie, bo tam są ptasie lęgowiska, nie zapominać, że znajdujemy się na terenie Mazurskiego Parku Krajobrazowego. A tu są przepiękne widoki, co jest dodatkowym atutem, bo zapewniają chwile relaksu i odprężenia – jakże ważne w procesie rehabilitacji przez sport, która wiąże się ze sporym wysiłkiem fizycznym.

Grupie weteranów kajakarzy towarzyszy psycholog Agnieszka Klawinowska (także weteran), która współpracuje ze Stowarzyszeniem i w razie potrzeby służy fachowym wsparciem. Wieczorem, gdy żarzy się ognisko, a na grillu pieką się kiełbaski, łatwiej się rozmawia o trudnych sprawach niż w gabinecie psychologa w jednostce. Weterani poszkodowani dobrze się czują w swoim gronie, bo są do siebie podobni. Jedni nie mają ręki, inni nogi, są tacy, którzy chorują na schizofrenię lub depresję. Mimo swoich ułomności, potrafią jednak cieszyć się chwilą.

Nad bezpieczeństwem uczestników spływu czuwa ratownik medyczny kpr. Bartłomiej Pankiewicz z 10 Brygady Kawalerii Pancernej. Każdego dnia zjawia się na zbiórce z 12-kilogramowym plecakiem. W tej „apteczce” jest wszystko, co może się przydać: szyny do usztywniania złamań, płyny infuzyjne, opatrunki i plastry, leki. Na szczęście oprócz paru otarć nie było poważniejszych kontuzji.

Po pierwsze, rehabilitacja

Rehabilitacja przez sport jest od lat popularyzowana w armii amerykańskiej, stawianej za wzór w opiece nad weteranami. Lekarze zachęcają do aktywności fizycznej byłych żołnierzy niepełnosprawnych ruchowo, a także tych z zespołem stresu bojowego. „Coraz częściej organizujemy zajęcia rehabilitacyjne, w których wykorzystujemy różne sportowe dyscypliny”, mówi Marek Rzodkiewicz, wiceprezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. Oprócz spływu kajakowego wymienia rajdy rowerowe oraz kursy nurkowania. Zgłasza się na nie coraz więcej osób.

Na spływie nawet ci najbardziej poszkodowani radzą sobie z wyzwaniem, jakim jest codzienne wiosłowanie. „Dają radę, bo działanie w grupie motywuje”, podkreśla Marek. Na co dzień pracuje przy biurku. Na spływie siada jednak do kajaka i płynie. Mimo bólu barku. Witold Kortyka z kolei, który na misji w Iraku uszkodził kręgosłup, jest zadowolony, bo „chociaż boli, taki trening na kajaku wzmacnia mięśnie grzbietu”.

Janusz Raczy, wiceprezes Stowarzyszenia (z misji w Iraku wrócił ze 100-procentowym uszczerbkiem na zdrowiu) ma poczucie, że odniesione rany go nie dyskwalifikują. Także inni weterani poszkodowani opowiadają, że dzięki spływowi odzyskują wiarę we własne siły. Tomasz Kloc, prezes Stowarzyszenia, zwraca uwagę, że pokonanie poszczególnych odcinków spływu wymaga współpracy; czasem kolega musi wiosłować za kolegę, który nie daje rady, silniejszy współpracuje ze słabszym, np. przy wyjściu z kajaka czy wtedy, gdy trzeba pokonać przeszkodzę i przenieść kajak lądem.

W takiej sytuacji trzeba pomóc np. kpr. Dariuszowi Liszce, który w 2010 roku stracił na misji w Afganistanie rękę i ma 80-procentowy uszczerbek na zdrowiu. Rosomak, w którym jechał, wyleciał na minie. Darek pamięta głośne „bum”, potem obudził się na ziemi, a przewrócony samochód leżał kilkanaście metrów dalej. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ma w przedramieniu sporą dziurę. W ranę wdało się zakażenie. Trafił do szpitala w Ramstein, ale nie pomogły nawet ściągnięte z USA antybiotyki. Zapadła decyzja o amputacji ręki do łokcia.

Dwa tygodnie temu Darek dostał nową protezę z włókna węglowego. Nałożona na nią gumowa rękawica do złudzenia przypomina ludzką skórę. W środku są małe silniczki, więc można ruszać palcami, a także np. przenieść szklankę. Ostatnio po raz pierwszy od dawna korzystał z obu rąk: kupił hot doga i coca-colę – w prawej ręce trzymał puszkę z napojem, a w lewej bułkę. Druga ręka przyda się także w pracy, bo Darek nadal służy w armii, choć na stanowisku „zdolny z ograniczeniem”. W kajaku płynie z kolegą, też weteranem poszkodowanym. „Dajemy radę”, zapewnia i opowiada, że metodą prób i błędów tak nauczył się trzymać wiosło, że nie odstają od grupy. „Mój partner mówi, że nie przeszkadzam”, żartuje.

W kajaku razem z Darkiem wiosłuje Krzysztof Fornal, były żołnierz 21 Brygady Strzelców Podhalańskich. W 2009 roku służył w Afganistanie jako kierowca rosomaka. Podczas jednego z patroli najechał na minę i został ciężko ranny. Miał połamane nogi i miednicę, uszkodzony kręgosłup, wstrząśnienie mózgu oraz wiele obrażeń wewnętrznych. Dziś jest już poza armią. Nie zamyka się jednak w czterech ścianach. Spływ jest dla niego okazją do spotkań z kolegami z misji, a także sprawdzenia własnych możliwości.

Jak to jest – zastanawia się Krzysztof – że dopiero, gdy wychodzi z kajaka, zaczyna odczuwać codzienne dolegliwości, w tym ból nogi, który jest skutkiem kilkukrotnego złamania kości podczas wypadku na misji, gdy zostało przerwane krążenie i doszło do uszkodzenia nerwów. „Co tam moja spuchnięta noga!”, myśli, gdy patrzy na Darka. „Byłem pod wrażeniem, jak świetnie sobie radził, wiosłując jedną zdrową ręką i pomagając kikutem”, mówi.

Po drugie, integracja

Wiceprezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju Marek Rzodkiewicz zwraca uwagę na integracyjny charakter spływu. Tym razem odbywa się on w rozszerzonej formule: oprócz byłych żołnierzy, którzy zostali ranni na misji, biorą w nim także udział misjonarze w błękitnych beretach oraz członkowie organizacji proobronnych. Na spływ przyjechało kilku członków Zrzeszenia Weteranów Działań poza Granicami Państwa. Organizacja powstała kilka miesięcy temu i wypełniła lukę: grupuje tych, którzy uczestniczyli w zagranicznych operacjach, ale nie zostali ranni.

Jak tłumaczy st. chor. sztab. Tadeusz Sąsiadek, wiceprezes Zrzeszenia, trudno porównywać wcześniejsze misje (głównie te pod błękitną flagą ONZ-etu) z operacjami w Iraku i Afganistanie. „Mimo że zazwyczaj nasze misje miały typowo rozjemczy charakter, to żołnierze także ocierali się o śmierć, głównie saperzy i kierowcy. Zdarzało się także, że ostrzeliwano nasze posterunki”, opowiada Sąsiadek, który w 1991 roku służył w Syrii, a w 1994 roku w Libanie. Wówczas jednak nie było ani ustawy, która dawałaby misjonarzom jakiekolwiek uprawnienia zdrowotne, ani żadnego systemu pomocy. Dziś są zadowoleni z zaproszenia na spływ.

Członkowie Zrzeszenia mają nadzieję, że uda się rozszerzyć współpracę ze Stowarzyszeniem Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. Tadeusz Sąsiadek zapowiada, że „to pierwsze takie spotkanie, ale na pewno nie ostatnie”. „Jesteśmy pod wrażeniem serdeczności, z jaką przyjęli nas weterani poszkodowani”, chwali organizatorów płk Andrzej Adamowicz (misja w Namibii w latach 1989–1990), a st. sierż. rez. Marek Witkowski (misja w Kosowie w 2006 roku) przyznaje, że podziwia, „jak oni się wzajemnie wspierają, jak pomagają słabszym”. Dr Beata Czuba, socjolog, pracownik naukowy na Wydziale Cybernetyki WAT, która w czasie spływu przeprowadziła wiele potrzebnych do badań naukowych rozmów z weteranami, zastrzykiem nadziei określa to, co ci ludzie sobie oferują, jak się wzajemnie wspierają.

O nawiązaniu bliższych kontaktów ze Stowarzyszeniem Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju myśli także Bartłomiej Szwed, dowódca jednostki szkoleniowej Krakowskiej Legii Akademickiej. Jak mówi, dla młodej organizacji proobronnej cenne są doświadczenia weteranów i ich wiedza na temat działań na polu walki. Legionistą jest także Mateusz Mazur, który planuje studia w szkole oficerskiej. „Darzymy weteranów szacunkiem za to, co robili, liczymy na ich pomoc w szkoleniu naszych członków”, mówi.

Codziennie do kajaka wsiada także Krzysztof Dobkowski, członek organizacji proobronnej Stowarzyszenie na rzecz Obrony Terytorialnej Legia Nadnarwiańska. Po raz kolejny bierze udział w spływie, ale z nie mniejszym niż rok temu podziwem patrzy na tych uczestników, którzy mają orzeczony wysoki uszczerbek na zdrowiu. Władze Ostrołęki, skąd pochodzi Krzysztof, zapraszają co roku grupę weteranów na spotkania z młodzieżą, Legia Nadnarwiańska jest wówczas współgospodarzem. „Współpracujemy ze Stowarzyszeniem. Ułatwiamy te kontakty”, mówi Krzysztof.

Małgorzata Schwarzgruber

autor zdjęć: Małgorzata Schwarzgruber





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO