Nastąpiła zmiana sposobu myślenia o lotnictwie transportowym. Odchodzi się od misji logistycznych, żeby wykonywać rzeczywiste zadania taktyczne.
W armii panuje przekonanie, że tam, gdzie operuje lotnictwo transportowe, tam na pewno jest bezpiecznie. Nic bardziej mylnego! Patrząc na dzisiejsze konflikty, widać, jak ważna jest w nich rola transportowców. Żeby jednak dobrze wykonywać swoje zadania, trzeba najpierw przejść solidne szkolenie. Znajomość taktyki oraz umiejętność jej zastosowania w warunkach bojowych to priorytetowy kierunek szkolenia pilotów 8 Bazy Lotnictwa Transportowego”, stwierdził płk pil. Krzysztof Cur, dowódca 8 Bazy Lotnictwa Transportowego w podkrakowskich Balicach. Lotnicy z tej jednostki wykonują zadania na pokładzie samolotów CASA C-295M i M28B/PT Glass Cockpit. O tym, jak ważna jest taktyka w lotnictwie transportowym, przekonało się ostatnio kilku żołnierzy 8 Bazy. Po raz pierwszy polscy lotnicy wzięli bowiem udział w zaawansowanym kursie taktycznym, zorganizowanym przez Europejską Agencję Obrony (European Defence Agency – EDA) i Europejskie Dowództwo Lotnictwa Transportowego (European Air Transport Command – EATC).
Na miarę Europy
Europejska Agencja Obrony od kilku lat prowadzi program szkoleniowy dla transportowych jednostek lotniczych z krajów Unii Europejskiej. Cykl zajęć przypomina kurs TLP dla pilotów samolotów bojowych Unii Europejskiej i NATO. Podobnie jak w wypadku myśliwców, celem kursów prowadzonych przez EDA jest opracowanie jednolitego standardu taktycznego dla samolotów transportowych Unii i sojuszu, a następnie nauczanie tych zasad na kursach w Europejskim Centrum Taktycznego Lotnictwa Transportowego (European Tactical Airlift Center – ETAC).
Polskie siły powietrzne od pewnego czasu rozważały przystąpienie do tego projektu, ale ostatecznie sprawa nabrała rozpędu w drugiej połowie 2015 roku. Wówczas na międzynarodową konferencję poświęconą szkoleniu załóg samolotów transportowych, którą EDA organizowała w Wiedniu, pojechało dwóch polskich oficerów. Piloci mjr Robert Mieszaniec z Dowództwa 3 Skrzydła Lotnictwa Transportowego i kpt. Michał Zychowicz z 8 Bazy Lotnictwa Transportowego dołączyli do kilkunastu innych delegacji, m.in. z Austrii, Belgii, Bułgarii, Czech, Finlandii, Francji, Portugalii, Hiszpanii, Niemiec oraz Włoch. „To bardzo ciekawa inicjatywa, dlatego cieszę się, że Dowództwo Generalne zgodziło się, żebyśmy przystąpili do projektu. Dzięki wspólnemu szkoleniu na arenie międzynarodowej możemy stale podnosić kwalifikacje”, opisuje pilot z 8 Bazy Lotnictwa Transportowego. „Najważniejsze dla nas jest jednak to, że szkoląc się według jednakowych standardów, zdobywamy umiejętności uznawane na arenie międzynarodowej”, dodaje.
Na europejski zaawansowany kurs taktyki lotnictwa transportowego (European Advanced Airlift Tactics Training Course) Polacy polecieli w drugiej połowie lutego 2016 roku. W hiszpańskiej Saragossie szkoliła się załoga w składzie: dowódca, drugi pilot, technik pokładowy, dwóch techników załadunku oraz oficerowie operacyjni, odpowiedzialni za planowanie misji, i żołnierze 6 Brygady Powietrznodesantowej, którzy zajmowali się przygotowaniem ładunków do zrzutu i desantowaniem. Lotnicy szkolili się wspólnie z załogami z Belgii, Hiszpanii i Niemiec. „W Saragossie działaliśmy podczas symulowanego konfliktu zbrojnego. Operując we wrogim środowisku, musieliśmy przeprowadzić desantowanie ładunków i ludzi. Lataliśmy na średnich i małych wysokościach, ćwiczyliśmy symulowane operacje załadunku i rozładunku przy włączonych silnikach oraz taktyczne lądowania na krótkich pasach”, wylicza kpt. Zychowicz, dowódca polskiej załogi C-295M.
Trzeba było wykonać dziewięć różnych misji lotniczych, przy czym ostatnia była jednocześnie egzaminem. Każda z nich trwała około dwóch godzin. „Poziom trudności zadań stopniowo wzrastał. Pierwsza misja była najłatwiejsza. To swego rodzaju zapoznanie się z terenem wykonywania lotów, strefami i scenariuszem ćwiczeń. Na początku mieliśmy też sporo wykładów. Później te proporcje się odwróciły”, opisują piloci.
Na wysokich obrotach
W trakcie szkolenia załogi przećwiczyły każdy (oprócz lądowania na pasach nieutwardzonych) wariant działania, który może być stosowany przez lotnictwo transportowe w realnym konflikcie. „To było niezwykle wyczerpujące szkolenie. Codziennie pracowaliśmy po kilkanaście godzin. Nikt jednak nie narzekał, bo nigdy wcześniej nie szkoliliśmy się na tak wysokim poziomie”, przyznaje kpt. Michał Zychowicz.
Lotnicy wyjaśniają, że ogromną zaletą był niezwykle realny scenariusz działań. Od pierwszego do ostatniego dnia kursu załogi wprowadzano w kolejne etapy symulowanego konfliktu. Transportowce były narażone na ostrzał przeciwlotników i musiały mierzyć się w powietrzu z myśliwcami. „To całkowita zmiana sposobu myślenia o lotnictwie transportowym. Odchodzimy od misji logistycznych i zaczynamy wykonywać rzeczywiste zadania taktyczne”, uzupełnia kpt. Zychowicz.
Każda misja powietrzna była poprzedzona dokładnym planowaniem. Do załóg należało zebranie szczegółowych informacji na temat pozycji sił sojuszniczych i przeciwnych, rozpoznanie zagrożeń z ziemi i powietrza. Dodatkowe utrudnienie stanowiło to, że podczas każdego zadania w powietrzu kursantom towarzyszył pokładowy instruktor taktyczny. Polacy przez tydzień latali z instruktorem niemieckim, a później hiszpańskim. Kontrolowali oni przebieg misji i modyfikowali jej plan. Oceniali przy tym sposób wykonania zadań, czas reakcji i umiejętność podejmowania decyzji przez załogę.
Lotnicy wspominają, że najtrudniejszą misją było podebranie sił specjalnych z lotniska. Musieli znaleźć się w wyznaczonym miejscu we właściwym czasie. Ze względu na kiepskie warunki atmosferyczne oraz spotkanie w powietrzu z myśliwcami przeciwnika piloci zastosowali inny wariant taktyczny lotu. „Musieliśmy zmienić nieco plan i wysokość lotu. Nie zostaliśmy zestrzeleni, ale do celu dotarliśmy za wcześnie i nie mogliśmy wypełnić postawionego zadania. Taktyczny instruktor pokładowy zmienił nam wówczas misję – musieliśmy wykonać trzy inne zadania, a każde trzeba było zrobić w precyzyjnie wyznaczonym czasie. Różnice nie mogły wynieść więcej niż dwie minuty”, opowiada kpt. Zychowicz.
„Przedzieraliśmy się przez góry i wąwozy. Cały czas trzeba było unikać zagrożeń z ziemi i powietrza. A gdy dotarliśmy już do wskazanego punktu, należało wykonać precyzyjny zrzut zasobników CDS. Ładunki na ziemi musiały wylądować nie dalej niż 200 m od wskazanego punktu”, opisuje żołnierz 6 Brygady Powietrznodesantowej chor. Marcin Bielecki, dowódca plutonu zajmującego się tarą desantową. Podoficer uczestniczył w planowaniu ośmiu misji, podczas których odbywało się desantowanie. Na szkoleniu żołnierze zrzucali na spadochronach zasobniki towarowe ważące około 100 kg. „Odpowiadały masie skoczka i były wyposażone w podobny spadochron. Oprócz tego trenowaliśmy zrzut zasobników CDS, przy czym każdy ważył od 500 do 700 kg”, opisuje chor. Bielecki. Przy okazji zrzutów okazało się, że samolot C-295M ma wadę w oprogramowaniu. Nie działa system CARP, odpowiadający za precyzyjny zrzut ładunków. Usterka została zgłoszona do producenta maszyn. Podobne problemy mają także Portugalczycy i Hiszpanie używający C-295M.
Ostatnią, egzaminacyjną misję Polacy wykonali bezbłędnie. Pierwsi lotnicy wyszkoleni na poziomie europejskim będą doskonalić swoje umiejętności jeszcze podczas czerwcowego treningu w Portugalii. Kolejni piloci C-295M z Balic na podobny kurs wyjadą we wrześniu. „Chcemy jak największą liczbę załóg przygotować na podstawowym poziomie, by móc w kolejnym etapie szkolić się w lotach z użyciem noktowizji, a następnie w kursach przeznaczonych dla konkretnych formacji”, wyjaśnia płk Krzysztof Cur, dowódca 8 Bazy Lotnictwa Transportowego. Teraz trwa wybór załogi, która najlepiej reprezentowałaby jednostkę na międzynarodowym forum.
autor zdjęć: michał zychowicz/zespół lotniczy casa