Akta niezastrzeżone

Z dr. hab. Sławomirem Cenckiewiczem o najbardziej intrygujących zbiorach Centralnego Archiwum Wojskowego, dostępie do jego akt i trudnej historii polskiego wojska rozmawiają Joanna Tańska i Krzysztof Kowalczyk.

 

Jaki ma Pan pomysł na Centralne Archiwum Wojskowe w nowym wydaniu?

Chcę zmienić sposób funkcjonowania całej sieci wojskowych archiwów. Mam na myśli przede wszystkim liberalizację dostępu do zbiorów, ale i wewnętrzne uporządkowanie archiwów. Na swoim przykładzie wiem, jak w CAW-ie traktowano archiwalia i historyków. W książce o płk. Ryszardzie Kuklińskim napisałem nawet, że to ostatnia reduta ludowego Wojska Polskiego, która czci jego pamięć i nie chce pokazać materiałów kładących się cieniem na jego historii. Moim celem jest więc otworzenie i uporządkowanie archiwów. Ale chciałbym też, by państwo polskie zaczęło chwalić się tym, co posiada i co się znajduje w naszych zbiorach. Myślę oczywiście o tych materiałach, które są chlubą polskiego oręża, czyli pochodzących z okresu międzywojennego. Do tej pory nie były one w wystarczającym stopniu upowszechniane. Dlatego jedną z moich pierwszych decyzji była zmiana regulaminu udostępniania tych dokumentów, tak by badacze mieli do nich szerszy dostęp.

 

Obejmując to stanowisko, mówił Pan, że trudno szybko ocenić, co zawierają archiwa.

To niestety prawda. Zostając pełnomocnikiem, nie wiedziałem, że znajdę w CAW-ie akta personalne żołnierzy komunistycznego wywiadu wojskowego – Oddziału II i Zarządu II Sztabu Generalnego WP. One, z mocy prawa, powinny zostać przekazane do Instytutu Pamięci Narodowej. Za przetrzymywanie tego typu materiałów ponosi się odpowiedzialność karną.

 

Czyje teczki Pan znalazł?

Wysokich rangą oficerów Zarządu II Sztabu Generalnego: gen. bryg. Marka Dukaczewskiego, płk. Zdzisława Żyłowskiego i kadm. Czesława Wawrzyniaka, czyli późniejszej elity WSI. Ale znalazłem również akta płk. Nikofora Gołośnickiego, którego sowiecki Smiersz oddelegował w 1944 roku do stworzenia „polskiego” wywiadu. By poznać kolejne nazwiska, trzeba przeprowadzić audyt, a w zasadzie skontrum zasobów wojskowych. To mnóstwo pracy, bo oznacza konieczność spisania każdej teczki z każdego regału. Dopiero później będzie można porównać ten spis z istniejącymi ewidencjami. Sprawy komplikuje jeszcze trwający od 2011 roku remont i rozbudowa głównego gmachu archiwum wojskowego, nie mówiąc już o katastrofalnym stanie magazynu CAW-u w Wesołej, w którym żadne akta nie powinny się w ogóle znajdować. Grzyb, wilgoć, robactwo, gryzonie… to są warunki w jakich przechowuje się dokumenty polskiej generalicji i wojska z lat 1918–1939! To hańba!

 

Czemu prace idą tak wolno?

Nie chcę zbyt dużo mówić o tej sprawie, ale tempo prac, samo zaplanowanie budowy wzbudzają poważne wątpliwości. Jakby komuś zależało na tym, by remont nie skończył się zbyt szybko. Mam jednak nadzieję, że prace uda się przyspieszyć.

 

W jakim stanie są dokumenty archiwalne?

Po wizytacji magazynu w Wesołej nie mam zbyt optymistycznych wieści. To, co tam zobaczyłem, urąga wszelkim zasadom archiwistyki i jest oskarżeniem wobec wszystkich tych osób, które w przeszłości odpowiadały za stan archiwów wojskowych. Wspomnę tylko, że prawie 1,5 km akt w Wesołej stanowią materiały z okresu międzywojennego, a nawet wcześniejsze. Ich bezpieczeństwo fizyczne jest zagrożone, zarówno ze względu na warunki panujące w magazynie, jak i stan części tych archiwaliów. Coś ściska mnie za gardło, gdy oglądam materiały dotyczące Polskiej Organizacji Wojskowej. To jedne z najważniejszych dokumentów, jakie posiada polskie państwo. Jako historyk usiłowałem się do nich dostać w latach dziewięćdziesiątych. Odmawiano mi jednak dostępu, twierdząc, że są „w opracowaniu”. Tyle tylko, że kiedy tu przyszedłem, okazało się, że nikt się tą dokumentacją nie zajmował. Dziś jest ona w bardzo złym stanie i musi zostać poddana profesjonalnej ochronie – odgrzybieniu i opracowaniu. To będzie operacja ratunkowa. A mówimy o dokumentach często spisanych nie na papierze, ale na płótnie, które trzeba rozprasować. Należy o nie zadbać tym bardziej, że to co jest w naszych rękach, to tylko niewielka część całego zbioru dotyczącego POW-u. Niestety ta główna została wywieziona przez NKWD i znajduje się w kolekcji archiwaliów Federacji Rosyjskiej. Na przykład dokumentacja komendy kijowskiej POW-u, który stał się awangardą polskiego wywiadu na Związek Sowiecki w pierwszych latach po rewolucji 1917 roku. Rosjanie zaczęli ją udostępniać, ale w zasadzie nie Polakom.

 

Czy to, co znajduje się w naszych archiwach, może zmienić postrzeganie polskiego wojska?

Naszą chlubą jest oczywiście okres I wojny, wojna z bolszewikami, boje o Lwów z Ukraińcami i Wilno z Litwinami, czas międzywojnia. II wojny światowej już tak jednoznacznie nie można ocenić. Nie myślę rzecz jasna o 2 Korpusie gen. Andersa, Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, AK czy NSZ-ecie, ale ze względu na wojsko, chciałem powiedzieć polskie, ale powinienem jednak powiedzieć ludowe Wojsko Polskie, które powołał Stalin w maju 1943 roku. Trudno mi uznać tę formację za część historii naszego oręża. Ale nawet z LWP musimy wydobyć to, co może być dzisiaj dla nas powodem do dumy, np. historie płk. Ryszarda Kuklińskiego i ks. Jerzego Popiełuszki, przymusowo wcielonego do armii w ramach represji wobec polskiego duchowieństwa. Przez ten pryzmat jesteśmy w stanie ukazać prawdziwy charakter LWP. Chcę, by współcześni badacze napisali jego historię od nowa, ukazując szlak bojowy armii Berlinga, przymusowe branki wcielanych do 1 i 2 Armii WP żołnierzy Armii Krajowej, udział LWP w „rozładowaniu lasów” z żołnierzy podziemia niepodległościowego, udział w Marcu ’68, Grudniu ’70 i stanie wojennym. LWP było jednym z fundamentów, na których zbudowano PRL! Chociaż upłynęło 26 lat od tego, co jedni określają mianem transformacji, a ja chciałbym – mimo wszystko – nazwać odzyskaniem niepodległości, ta kwestia wydaje się być lekceważona w wojsku. Proszę zajrzeć do izb pamięci w jednostkach. Często obok portretów Piłsudskiego czy Andersa znajdują się tam wizerunki Spychalskiego, Rokossowskiego, Kieniewicza, Bordziłowskiego czy Żymierskiego. Nawet w miejscu, w którym rozmawiamy, na terenie Akademii Obrony Narodowej, jest aula im. gen. Józefa Kuropieski, który, będąc attaché wojskowym Polski Ludowej w Londynie, w 1945 roku zainicjował jedną z największych operacji wymierzonych w PSZ na Zachodzie i władze RP na uchodźstwie. Zwerbował trzech wysokich rangą oficerów – gen. Tatara, płk. Nowickiego i ppłk. Utnika, a ostatecznie za ich pośrednictwem komuniści przejęli znaczną część majątku legalnego rządu. Ta operacja kosztowała życie 20 żołnierzy, których komuniści zamordowali i wrzucili w bezimienne doły na Łączce. Tacy ludzie jak Kuropieska, mimo że w ramach wewnętrznych porachunków komunistów sami stali się na jakiś czas ofiarami systemu, nie mogą być patronami naszej armii. To są rzeczy niepojęte. Z czasów pracy w IPN-ie pamiętam izbę tradycji w jednostce w Szczecinie, gdzie był czczony gen. Jaruzelski. Nie chciałbym, żeby główną polską uczelnię wojskową zdobiły sowieckie czołgi, a siedziba naszego archiwum mieściła się przy ulicy Czerwonych Beretów! Bo wiem, kim był ich współtwórca i patron gen. Rozłubirski! Polska ma jedną tradycję komandosów – to cichociemni i żołnierze gen. Sosabowskiego! Im należy się nasza pamięć!

 

Żołnierze LWP powtarzają, że przecież oni także walczyli dla Polski i zaprzeczanie temu jest dla nich krzywdzące.

Pogodzenie dwóch tradycji – LWP i Wojska Polskiego jest niemożliwe. Jeśli ci żołnierze mogą czegoś bronić, to tylko własnych życiorysów lub osób, które w tym wojsku służyły, a które nie zgadzały się z jego ideami i funkcjami definiowanymi zawsze jedynie przez pryzmat obrony komunizmu (zarówno w sferze wewnętrznej, jak i zewnętrznej). Wyciągajmy z historii LWP indywidualne przykłady niezgody na to, co się w tym czasie działo.

 

Dużo jest takich przypadków?

Jestem pewien, że tak.

 

Apelował Pan do poprzedniego szefa resortu obrony Tomasza Siemoniaka, by wystąpił do USA o akta, które płk Ryszard Kukliński przekazał CIA. Czy ministra Macierewicza też będzie Pan do tego namawiał?

Oczywiście. Już nawet z nim o tym rozmawiałem. Uważam, że polskie państwo ma w sprawie Kuklińskiego wciąż wiele do zrobienia. To, co stanowi świadectwo pracy i rozległej wiedzy Kuklińskiego – myślę o olbrzymiej dokumentacji Zarządu Operacyjnego I Sztabu Generalnego LWP, która znajduje się w zbiorach Centralnego Archiwum Wojskowego i podległej nam wojskowej sieci archiwalnej – musi zostać upowszechnione. Wspomnieć należy, że duża część akt Zarządu Operacyjno-Strategicznego (później Zarządu I Operacyjnego SG) z lat 1957–2000 znajduje się w Archiwum MON-u w Modlinie i stanowi łącznie 1306 jednostek archiwalnych, tzn. ponad 26 m bieżących archiwaliów. Ale to nie wszystko, bo przecież wiele materiałów dotyczących planowania strategicznego, czyli inwazji LWP na Zachód w ramach Frontu Nadmorskiego wojsk Układu Warszawskiego, znajduje się również w CAW-ie i innych placówkach wojskowej sieci archiwalnej (m.in. w Archiwum Wojskowym w Oleśnicy). 

Upublicznienie i upowszechnienie wiedzy (również poprzez zainicjowanie projektów naukowych dotyczących sił zbrojnych PRL-u) na temat rzeczywistego charakteru LWP i jego roli w strukturach Układu Warszawskiego, a także pozycji i stanu wiedzy płk. Kuklińskiego, dadzą polskim władzom realną możliwość zwrócenia się do Amerykanów o przekazanie nam – choćby w formie kopii – materiałów, które dał im „Jack Strong”. Dopiero wówczas ziści się to, o czym pisałem w książce „Atomowy szpieg”: „Występując o odtajnienie i przekazanie do Polski spuścizny wywiadowczej Kuklińskiego, inicjując poważne badania naukowe na temat LWP, zrealizujemy wreszcie ostatni akt woli płk. Ryszarda Kuklińskiego. Jesteśmy mu to winni. Zbyt wiele czasu już straciliśmy”.

 

Kiedy zatem ujawni Pan polską część akt?

W zasadzie to już się stało, bo akta Zarządu Operacyjnego są w większości jawne i znajdują się w Modlinie, a druga ich część w IPN-ie. Tyle że jawność, a wydobycie tego i obejrzenie, to dwie różne rzeczy. Chcę w tym roku na szczyt NATO zorganizować wystawę, która będzie pokazywać, czym była zniewolona Polska w Układzie Warszawskim. To jest jeden ze sposobów przekonywania Amerykanów, by odtajnili i przekazali nam swoje dokumenty o Kuklińskim. Tym bardziej że ostatnio ujawnili oni swoje plany uderzenia atomowego na PRL z 1959 roku.

 

To co Polska może ujawnić? 

Przypomnijmy, że Radosław Sikorski, jako szef MON-u w pierwszym rządzie PIS-u, przekazał tzw. akta Układu Warszawskiego do IPN-u, ale część z tych dokumentów, która dotyczyła planowanej wojny z Zachodem, została później decyzją Sztabu Generalnego ponownie utajniona, i tak jest do dziś. Ja już zrobiłem rekonesans w sprawie tych materiałów i myślę, że większość z nich zostanie ujawniona. Nie ma powodu, by dokumenty dotyczące planowanej wojny LWP w ramach Układu Warszawskiego przeciwko Danii i Niemcom czy krajom Beneluksu były dziś tajne. Wtedy będziemy mogli powiedzieć Amerykanom: „też ujawnijcie swoje archiwa”, bo do tej pory udostępnili oni 4 tys. dokumentów, z czego tylko jeden dokument – list z sierpnia 1972 roku – wyszedł spod ręki Kuklińskiego. Reszta to są materiały przetworzone przez analityków CIA.

 

Czy ujawnienie wszystkich dokumentów o Kuklińskim skończy w Polsce dyskusję o tym, czy był zdrajcą, czy bohaterem?

Być może, choć mnie interesuje prawda w historii, oparta na fatach i źródłach, a nie jałowe spory i bicie na alarm przez wychowanków Jaruzelskiego w rodzaju gen. Puchały.

 

Szef MON-u Antoni Macierewicz chce, by archiwa dotyczące wojska, znajdujące się w zbiorze zastrzeżonym IPN-u, były jawne. Czy w Wojsku Polskim są oficerowie, którzy mogą się bać ich zawartości?

Są dwie grupy zawodowe, które mają olbrzymie kłopoty związane z oświadczeniami lustracyjnymi. To dyplomaci i wojskowi, w tym często ci z najwyższego szczebla: ze Sztabu Generalnego i departamentów MON-u. Biuro Lustracyjne IPN-u często kwestionuje ich oświadczenia, zarzucając generałom tzw. kłamstwo lustracyjne. Jawność tych materiałów służy oczyszczeniu armii z komunistycznej agentury, która przez ukrywanie dokumentów może się stać elementem gry obcych służb i szantażu. Są też sprawy, które z różnych powodów pogrobowcy LWP starali się ukryć przed opinią publiczną. W zbiorze zastrzeżonym IPN-u ukryto np. akta agenta Zarządu II Sztabu Generalnego WP o pseudonimie „Dick”, czyli Grzegorza Żemka, dyrektora generalnego Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Tego typu materiały pokazują, jak ważne informacje znajdują się czasem w tym zbiorze.

 

Czy sprawa FOZZ-u to najgłośniejsza afera, na której temat można znaleźć dokumenty w zbiorze zastrzeżonym wojska?

Nie tylko. To, co mnie porusza jako badacza, to powołanie w MSZ-ecie specjalnej komórki z udziałem wojskowych służb wywiadowczych LWP, zajmującej się przejmowaniem spadków po Polakach, którzy zmarli bezpotomnie na Zachodzie. Jedna z takich spraw została opisana przeze mnie w książce „Długie ramię Moskwy”. Dotyczyła Ariego Lipszyca – polskiego obywatela z okresu międzywojennego, który wyjechał do Kanady. Gdy zmarł w Toronto w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, Zarząd II Sztabu Generalnego wytypował agenta o pseudonimie „Laufer”, który przed sądem udowodnił, że jest spadkobiercą Lipszyca. Kto prowadził tego agenta? Pułkownik, a potem generał Konstanty Malejczyk, jeden z szefów WSI. Akcja przejmowania spadków była działaniem o charakterze przestępczym. O tym, że był to proceder, a nie jednostkowe działanie, świadczy fakt, że gen. Roman Misztal, szef Zarząd II SG, który niestety służył w armii również po 1989 roku, wydał w latach osiemdziesiątych specjalną instrukcję o sposobie przejmowania takich majątków. Pieniądze trafiały do funduszu operacyjnego, a jak już się walił system, to do prywatnych kieszeni. Tego typu rzeczy nigdy nie powinny znaleźć się w zbiorze zastrzeżonym IPN-u, bo to jest sposób ukrywania przestępczych działań służb wojskowych PRL-u.

 

Wiemy, że trwają prace nad zniesieniem zbioru zastrzeżonego. Czy jego ujawnianie może mieć wpływ na bezpieczeństwo państwa?

Czysto teoretycznie – tak. Hipotetycznie mogą być sytuacje, choć ja nie znam takiego przypadku, że np. jakiś Irakijczyk w czasie budowy elektrowni w latach osiemdziesiątych został zwerbowany przez Zarząd II Sztabu Generalnego, a po latach stał się tłumaczem polskiego kontyngentu w Iraku. Ale jeśli są w zbiorach IPN-u takie materiały, które narażają obecny stan bezpieczeństwa państwa na jakikolwiek szwank, to powinny być chronione przepisami dotyczącymi ochrony informacji niejawnych. Zbiór zastrzeżony IPN-u stał się polem do niesłychanych nadużyć.

 

Jako pełnomocnik ministra obrony ds. reformy archiwów wojskowych chce Pan powołać Wojskowe Biuro Historyczne.

To jest mój dalekosiężny cel, żeby powstało Wojskowe Biuro Historyczne, które miałoby trzy piony: Centralne Archiwum Wojskowe, Centralną Bibliotekę Wojskową i Wydział Badań Naukowych. Najpierw muszę jednak zreformować Centralne Archiwum Wojskowe, którego struktura jest dysfunkcjonalna, a stan części zasobów katastrofalny.

 

Czym, pańskim zdaniem, powinni się zająć historycy biura?

Palącą potrzebą jest zainicjowanie projektów badawczych związanych z LWP. Warto podkreślić, że obecnie nawet w IPN-ie nie ma takiego projektu. Chciałbym to zmienić, inicjując tego typu studia w Wojskowym Biurze Historycznym, a wcześniej w CAW-ie.

 

Tylko takie?

Oczywiście nie, ale jeśli miałbym np. dziesięć etatów naukowych, to chciałbym, żeby powiedzmy połowa tego składu badała historię LWP. Oczywiście trzeba też pamiętać o okresie wojennym i międzywojennym.

 

Czy dzięki temu, że został Pan szefem CAW-u, rozpocznie Pan własne badania w tej dziedzinie?

Na pewno, ale nie podporządkuję instytucji, którą kieruję, własnym badaniom i zainteresowaniom. Ja tu siedzę do nocy, ale proszę mi wierzyć, że mam tyle pracy, że naukowo prawie nic nie zrobiłem.

 

Ostatnio opublikował Pan tekst o gen. Dukaczewskim. Jacy będą kolejni bohaterzy Pana artykułów?

Chciałem zwrócić uwagę na zjawisko ukrywania niektórych dokumentów przed opinią publiczną. A czy będą kolejne podobne artykuły? Sam nie wiem…

 

Minister Antoni Macierewicz mówił w Sejmie na jednym z posiedzeń Komisji Obrony Narodowej, że będzie tworzona lista oficerów związanych z WSI. Czy taka lista powstaje we współpracy z CAW-em?

Jeżeli ministerstwo się zwraca o akta jakichś żołnierzy, a robi to czasem, to zgodnie z prawem mamy obowiązek je przekazać.

 

Kiedyś jako historyk nie mógł Pan się dobić do CAW-u, a teraz kieruje Pan tym archiwum…

Tak, to bardzo miłe dla mnie uczucie i w pewnym sensie dowód na sprawiedliwość. Ale nie kieruję się żadną potrzebą zemsty. Im jestem starszy, tym łagodniejszy. Z mojej perspektywy najważniejsze jest uporządkowanie archiwów. Tak, żeby „dobra zmiana”, do której doprowadzimy w wojskowej sieci archiwalnej, była nieodwracalna. Otwarcie archiwów i wpuszczenie do nich dużej liczby badaczy i dziennikarzy spowoduje, że ktokolwiek obejmie po mnie stanowisko, nie będzie mógł już tej zmiany odkręcić.

 

Sławomir Cenckiewicz jest doktorem habilitowanym nauk historycznych, profesorem i wykładowcą akademickim, publicystą. W 2006 roku pełnił funkcję przewodniczącego Komisji ds. Likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. 5 stycznia 2016 roku został pełnomocnikiem ministra obrony narodowej ds. reformy archiwów wojskowych i dyrektorem Centralnego Archiwum Wojskowego.

Joanna Tańska, Krzysztof Kowalczyk

autor zdjęć: Krzysztof Żuczkowski





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO