SKOK DO PRZERĘBLA

Podhalańczycy zorganizowali pierwszy w Polsce kurs dla strzelców wyborowych ze wszystkich jednostek wojsk lądowych.

Podczas przeprawy przez rzekę pod żołnierzami załamuje się lód. W pełnym umundurowaniu, z ciężkimi plecakami i bronią wpadają do wody. Sytuacja jest niebezpieczna, bo już po kilku minutach mogą się pojawić pierwsze objawy hipotermii. Żołnierze najpierw muszą opanować panikę, złapać oddech, a potem wydostać się na brzeg.

„Najważniejsze to podjąć działanie. Bierność oznacza śmierć”, mówi młodszy chorąży Karol Możdżeń, instruktor z 1 Batalionu Strzelców Podhalańskich z Rzeszowa. To właśnie podhalańczycy zorganizowali pierwszy w Polsce kurs dla strzelców wyborowych ze wszystkich jednostek wojsk lądowych.

Jednakowo dla wszystkich

„W 2013 roku opracowywano dokumenty normatywne, dotyczące regulaminów i programu szkolenia strzelców wyborowych. Zrodził się wówczas pomysł, by uruchomić cykl szkoleń dla żołnierzy tej specjalności. Postanowiono, że kursy mają się odbywać w różnych warunkach terenowych i pogodowych”, relacjonuje major Rafał Iwanek, zastępca dowódcy 1 Batalionu Strzelców Podhalańskich i współautor koncepcji szkoleń strzelców wyborowych.

Na początku lutego do ośrodka szkoleniowego w Trzciańcu przyjechało 26 żołnierzy. Z każdej brygady wojsk lądowych przełożeni oddelegowali na kurs przynajmniej jedną parę strzelecką. „Oczywiście chcielibyśmy, aby wszyscy strzelcy przeszli jednakowe kursy. W praktyce jest to jednak niemożliwe, a przynajmniej mało prawdopodobne, by jednorazowo przeszkolić kilkaset osób. Zdecydowaliśmy się, by w Bieszczady przyjechali reprezentanci poszczególnych jednostek. Później wiedzę będą mogli przekazać kolegom w swoich brygadach”, wyjaśnia major Iwanek, który był dowódcą kursu strzelców.

Wszystkich uczestników szkolenia wyposażono w jednakowy sprzęt. Podhalańczycy udostępnili im narty, kijki, namioty do bytowania w niskich temperaturach, płachty biwakowe, kuchenki, czujniki lawinowe, sondy, łopaty do śniegu oraz odzież specjalistyczną – rękawice i maskałaty.

Podczas tygodniowego zgrupowania żołnierze uczyli się zasad maskowania, dobierania odzieży i jedzenia, pakowania i rozpakowywania namiotów. Trenowali także techniki poruszania się na nartach, ewakuację medyczną i udzielanie pierwszej pomocy. Mieli zajęcia z balistyki, trenowali nastawy broni, przeliczali współrzędne i prowadzili obserwację w górach. Uczyli się też o tym, w jaki sposób duży mróz wpływa na trajektorię lotu pocisku i jak należy wnosić poprawki w obliczeniach. To jednak nie wszystko. „Chcieliśmy im uświadomić, na czym polega specyfika działania w górach i zweryfikować ich odporność psychofizyczną”, przyznają instruktorzy.

21 Brygada Strzelców Podhalańskich określiła minimalne wymagania, jakie mieli spełnić kandydaci wyznaczeni na kurs. Szybko się okazało, że poziom wyszkolenia i kondycji żołnierzy nie jest jednakowy. „Część kursantów słabo radziła sobie na nartach i wymagała dodatkowego szkolenia, więc mieliśmy z tym trochę problemów. Trzeba jednak pamiętać, że to kurs pionierski. Nie można wszystkiego krytykować, tylko należy wyciągać wnioski na przyszłość”, przyznaje major Iwanek. Do końca kursu nie dotrwali wszyscy. Strzelcy odpadali przeważnie z powodu nabytych kontuzji. Nie wracali jednak do jednostek, lecz mieli zajęcia teoretyczne, na przykład z ratownikami górskimi.

W góry

Program kursu był napięty. Najpierw żołnierze przeszli serię zajęć teoretycznych, a później ruszyli w Bieszczady. Maszerowali w ciężkich warunkach – duży mróz i śnieg – po połoninach na wysokości ponad 1000 m n.p.m. Najwięcej emocji u kursantów wzbudziło jednak szkolenie z przeciwdziałania oznakom hipotermii. Scenariusz zajęć zakładał, że pod żołnierzami przeprawiającymi się przez zamarzniętą rzekę załamuje się lód. W konsekwencji strzelcy w pełnym umundurowaniu, z bronią i wyposażeniem wpadają do wody, której temperatura wynosi zaledwie 1−2ºC.

„Może się zdarzyć tak, że żołnierze podczas jakiejś operacji przypadkowo wpadną do wody. Muszą wiedzieć co zrobić, by takie zdarzenie nie wpłynęło na ich zdrowie i życie oraz by taka sytuacja nie zdyskwalifikowała ich z dalszego działania”, mówi major Iwanek

„Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Gdy wpadniemy do lodowatej wody, od hipotermii dzieli nas zaledwie kilka minut. Uczymy żołnierzy, jak przeżyć w takiej sytuacji”, dodaje instruktor, młodszy chorąży Karol Możdżeń. To właśnie on pokazał żołnierzom, jak powinni się zachowywać, gdy wpadną do lodowatej wody. Podoficer z plecakiem wskoczył do przerębla wykutego w jednym z bieszczadzkich stawów (4 m2): „Pokazałem im, jakie czynności po kolei powinni wykonywać, by jak najszybciej wydostać się z wody, nie tracąc przy tym zbyt dużo energii”. Podoficer wielokrotnie brał udział w tego typu zajęciach, między innymi podczas szkolenia z przeciwdziałania hipotermii w Szwecji.

Po tym pokazie żołnierze kolejno wskakiwali do wody. Każdy miał asekurację, by nie wpłynąć pod lód. Termometry wskazywały –9º, ale przez silny wiatr odczuwalna temperatura była znacznie niższa.

„Wejście do lodowatej wody jest nieprzyjemne, bo bardzo szybko wychładza się wtedy organizm. Zanurzenie przypomina silny cios w klatkę piersiową. Czujesz ucisk i nie możesz oddychać. Oddech zawsze jest płytki, ale można go wyrównać. Później trzeba oprzeć ręce o złamany lód i nogami wypychać się z wody”, opisuje młodszy chorąży Możdżeń. Instruktorzy wyjaśniają, że najważniejsze jest to, by żołnierze nie wpadali w panikę. „Szamotanina i nerwy nie pomagają. Trzeba się uspokoić, by złapać oddech”, opowiadają.

Wydostanie się z wody zajęło żołnierzom kilkadziesiąt sekund. Na tym jednak ich zadanie się nie kończyło. Po wyjściu ze stawu musieli szybko rozpalić ognisko za pomocą kory brzozowej i zapałek, które przez cały czas mieli przy sobie. Jeśli uprzednio dobrze zabezpieczyli je folią, rozpalenie ognia nie trwało zbyt długo.

„Wszystko zamarzało, mięśnie, palce wywinięte, ciężko było utrzymać zapałkę”, mówili strzelcy. Organizatorzy wyjaśniają, że rozpalenie ogniska w takiej sytuacji jest niezbędne. To jedyne źródło ciepła w takiej ekstremalnej sytuacji. Dopiero przy ognisku strzelcy zdjęli mokre mundury i włożyli suchą odzież. „Nigdy nie przechodziłem podobnego szkolenia. Nie ukrywam, że trochę się obawiałem tych zajęć. Dotąd wydawało mi się, że z takiej sytuacji nie ma wyjścia. Teraz już wiem, że są techniki, by sprawnie wyjść z wody i szybko wrócić do działania”, opisuje jeden z kursantów.

Po mroźnej kąpieli organizatorzy szkolenia nie dali strzelcom odpocząć. Żołnierze w parach ruszyli w wyższe partie gór. Maszerowali przez 30 km i spędzili noc w lesie. Strzelcy nie mogli przy tym korzystać z namiotów, a do dyspozycji mieli jedynie śpiwory.

Program wspólnych szkoleń strzelców wyborowych będzie kontynuowany w przyszłości. W 2014 roku odbędą się jeszcze zawody strzeleckie w Toruniu. W planach są także kursy na Mazurach i w ośrodku szkolenia zurbanizowanego w Wędrzynie.

 

Magdalena Kowalska-Sendek

autor zdjęć: Konrad Radzik





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO