moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Sojusznik, który okazał się katem

Sowieci niespecjalnie kryli swoją niechęć do Polskiego Państwa Podziemnego, ale bądź co bądź byli sojusznikami naszych sojuszników. Dlatego właśnie Armia Krajowa nie wzbraniała się przed współpracą podczas wyzwalania Lwowa. Miasto zostało oswobodzone w ciągu kilku dni. I wtedy ów „sojusznik” po raz kolejny pokazał swoje prawdziwe oblicze.


Czołgi sowieckie na ulicach Lwowa. Lipiec 1944 roku. Fot. Wikipedia

Na sali panowała luźna atmosfera. Stoły zarzucone mapami i dokumentami, pod ścianą trzydziestu sowieckich oficerów. Gwar rozmów, krótkie salwy śmiechu, papierosowy dym. Ktoś poprosił akowców, by zajęli miejsca. Ktoś inny dorzucił, że gen. Iwanow niestety nie dotrze, ponieważ jest zajęty, ale narada tak czy inaczej się odbędzie. Mjr Kornel Stasiewicz „Prosper”, szef sztabu lwowskiego okręgu AK, pokiwał głową. Od wyzwolenia miasta spod niemieckiej okupacji stosunki z Sowietami pogarszały się właściwie z dnia na dzień. Mimo wszystko jednak liczył, że jakoś uda się dogadać w sprawie dalszej współpracy. Polacy usiedli za stołem. Naraz rozmowy ucichły. Na salę wszedł nieznany akowcom pułkownik. Rozejrzał się wokół, po czym jego wzrok spoczął na „Prosperze”. W krótkich słowach polecił mu złożyć meldunek. „Jesteśmy z AK, reprezentujemy jednostki bojowe formowanej właśnie dywizji. Chcemy nadal walczyć z Niemcami u boku Armii Czerwonej” – wyjaśnił „Prosper”. Zapadła cisza. „Proszę powtórzyć” – powiedział nieoczekiwanie pułkownik. Stasiewicz zamarł. Po sekundzie milczenia zaczął raz jeszcze wyrzucać z siebie okrągłe zdania. Nie dokończył. „Ach wy... Ręce do góry” – ryknął oficer. W ręku trzymał chwycony z biurka pistolet...

 

Armia Krajowa bierze miasto

W pierwszych miesiącach 1944 roku Lwów kipiał od coraz bardziej nieprawdopodobnych plotek. Polska ulica szeptała, że po Niemcach przyjdzie UPA i rozpoczną się masowe mordy. Nie mniej obawiała się ciągnącej na miasto Armii Czerwonej. Z drugiej strony od czasu do czasu pojawiały się krzepiące wieści. Jak choćby ta o angielskich oficerach rzekomo widzianych w pobliskiej Kołomyi. „Może więc nie będzie tak źle? Może Zachód nie pozwoli nam zginąć?” – niosło się jak mantra po mieszkaniach i ulicach.

Tymczasem Sowieci byli coraz bliżej. W początkach lata Lwów mieli już właściwie na wyciągnięcie ręki. Na wieść o szybkich postępach Armii Czerwonej wśród miejscowych Niemców wybuchła panika. 18 lipca z miasta wyjechali przedstawiciele cywilnej administracji, a w ślad za nimi ukraińska policja. Lwów miał zostać przejęty przez wycofujący się z frontu Wehrmacht. Tymczasem żołnierze regularnych oddziałów ciągle jeszcze byli związani walką na przedpolach miasta. „Od 19 do 21 lipca Lwów był bezpański i stanowił jak gdyby enklawę wolną od wojny, przewalającej się wokół niego” – pisał historyk Damian Markowski. Wszystko to stwarzało ogromną szansę dla polskiego podziemia.

Począwszy od stycznia trwała akcja „Burza”. Według założeń Komendy Głównej AK Polacy mieli uderzać na cofających się Niemców, wyzwalać kolejne skrawki terytorium, a wobec wkraczającej Armii Czerwonej występować w roli gospodarzy. We Lwowie podziemie dysponowało niemal trzema tysiącami żołnierzy zgrupowanych w 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich i odtwarzanej właśnie 5 Dywizji Piechoty. Na czele lokalnego dowództwa stał płk Władysław Filipkowski „Janka”. 19 lipca postawił on swoich podwładnych w stan pogotowia. Samą walkę akowcy rozpoczęli jednak dopiero trzy dni później, po tym, jak na przedmieściach Lwowa pojawiły się pierwsze kolumny sowieckich czołgów.


Walki uliczne Armii Czerwonej we Lwowie. Fot. IPN

Polacy stosunkowo szybko wyzwolili południową część miasta. Wkrótce też rozgorzały zacięte walki o śródmieście. Tymczasem sytuacja czerwonoarmistów zaczęła się komplikować. „ (…) Niemcy, wycofując się do linii Winniki–Dawidów, odcięli walczący w mieście 10 Gwardyjski Korpus Pancerny od reszty armii i tyłów. Już pierwsi żołnierze radzieccy spotkani rano 22 lipca na Kwiatkówce przez szefa BIP-u Mirosława Żuławskiego uważali, że wkraczając do Lwowa bez wsparcia piechoty, idą na pewną śmierć. Nic więc dziwnego, że wojska radzieckie nader chętnie przyjęły pomoc, jaką zaczęły im dawać ujawniające się w mieście oddziały AK” – zauważa Jerzy Węgierski, autor książki o lwowskiej AK. Wkrótce na odbitych z rąk Niemców budynkach zaczęły pojawiać się sojusznicze flagi. Na ratuszu załopotały sztandary polski, sowiecki, amerykański i brytyjski, a na gmachu politechniki – polski i sowiecki.

26 lipca płk Filipkowski spotkał się wreszcie z przedstawicielami sowieckiego dowództwa. W myśl ustaleń z przełożonymi, dla dodania sobie prestiżu, podczas rozmów miał używać stopnia generała brygady. Marsz. Iwana Koniewa, który stał na czele 1 Frontu Ukraińskiego, reprezentował niejaki gen. Iwanow. Pod tym nazwiskiem najpewniej krył się gen. Iwan Sierow, jedna z najbardziej prominentnych figur NKWD. Filipkowski w obecności swoich współpracowników zadeklarował, że AK w ciągu tygodnia jest w stanie sformować dywizję piechoty i ruszyć do dalszych walk w sojuszu z Armią Czerwoną. „Dlaczego nie” – miał odrzec Iwanow.

W rzeczywistości jednak dni lwowskiej AK był już policzone.

„To sowiecka ziemia...”

W nocy z 26 na 27 lipca Niemcy ostatecznie się wycofali. Lwów był wolny. Jeden z oficerów AK wspominał po latach: „Z jednego ze wzgórz widziałem, że miasto tonęło po prostu w barwach państwowych polskich”. Ale entuzjazm nie trwał długo. Kilka godzin później płk Filipkowski, wraz ze swoim najbliższym współpracownikiem ppłk. Henrykiem Pohoskim, został wezwany do sowieckiego sztabu. Oficerów przyjął Iwanow. Zażądał, by AK w ciągu sześciu godzin złożyła broń. „To niepodobna...” – zaczął Filipkowski, ale gospodarz gwałtownie mu przerwał: „Co to znaczy?! Jeśli zechcę, to broń złoży cały sowiecki front. I wystarczą mu na to dwie godziny!” – wykrzyczał.

Prosto z kwatery Iwanowa akowcy trafili przed oblicze gen. Jewgienija Gruszki, który już niebawem miał zostać szefem lwowskiego NKWD. Ppłk Pohoski wspominał: „Gen. Filipkowski [sic!] (…) dał wyraz nadziei, że jednak piąta lwowska dywizja AK będzie mogła być organizowana. Nasz gospodarz uśmiechnął się wyrozumiale i powiedział: „Tu sowiecka ziemia i sowiecki naród, nie macie czego tu szukać”. Gruszko zdeprecjonował przy tym znaczenie AK. „Przecież jest już polska armia. Dowodzi nią wasz gen. Żymierski. Stoją w Żytomierzu. Możecie się z nim rozmówić. Jeśli chcecie, podstawimy wam samolot”.

Filipkowski chwycił się tej myśli niczym brzytwy. W porozumieniu z Komendą Główną AK i okręgowym Delegatem Rządu postanowił przyjąć sowiecką ofertę. Odliczając dni do wylotu widział, jak na jego oczach Lwów staje się innym miastem. Biało-czerwone flagi zniknęły. W ich miejsce pojawiły się czerwone sztandary. 30 lipca Sowieci spędzili mieszkańców na wielki wiec, na którym pierwsze skrzypce grali marsz. Koniew oraz Nikita Chruszczow, wojskowy politruk i szef partii w sowieckiej Ukrainie. Nazajutrz Filipkowski i Pohoski wsiedli na pokład samolotu. Do Żytomierza dotarli szczęśliwie. Na miejscu zdołali się nawet spotkać z Michałem Rolą-Żymierskim, przedwojennym oficerem zdegradowanym za korupcję, który wówczas już robił karierę jako dowódca zależnej od Sowietów Armii Ludowej oraz minister obrony w Polskim Komitecie Wyzwolenia Narodowego. Ostatecznie akowcy niczego nie wskórali. Zostali aresztowani przez NKWD i osadzeni w obozie pod Riazaniem.


Warta Kedywu Okręgu Lwów przed wejściem na teren Politechniki Lwowskiej w czasie akcji „Burza”. Fot. IPN

W tym czasie we Lwowie Sowieci zatrzymali członków sztabu lwowskiego Okręgu AK, z mjr. Kornelem Stasiewiczem na czele. Aresztowano także lokalnego przedstawiciela rządu na emigracji prof. Adama Ostrowskiego.

Dowódca Armii Krajowej gen. Tadeusz Komorowski „Bór” wspominał później depesze, które z rzadka napływały do niego z kontrolowanego przez Sowietów miasta. „Więzienia na ul. Łąckiego przepełnione żołnierzami AK. Krążą pogłoski, że niebawem wywiozą więźniów do Rosji” – głosiła wiadomość z 30 września. Niebawem do „Bora” spłynęła radiodepesza od reprezentacji politycznej Lwowa: „Wołamy o komisję aliancką, zaklinamy o interwencję na rzecz uwięzionych członków AK oraz Delegatury”.

Na to było już jednak za późno. Jeszcze podczas konferencji w Teheranie przedstawiciele mocarstw uzgodnili, że dawne Kresy Rzeczypospolitej po wojnie przypadną ZSRS. Lwów powoli stawał się miastem sowieckim i nic już tego nie mogło zmienić.


Podczas pisania korzystałem z następujących publikacji: Damian Markowski, „Płonące kresy. Operacja »Burza« na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej”, Warszawa 2011; Jerzy Węgierski, „W lwowskiej Armii Krajowej”, Warszawa 1989; Tadeusz Bór-Komorowski, „Armia podziemna”, Londyn 1989; Grzegorz Hryciuk, „Polacy we Lwowie 1939–1944. Życie codzienne”, Warszawa 2000.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Wikipedia, IPN

dodaj komentarz

komentarze


Udane starty biatlonistów CWZS-u w krajowym czempionacie
Sejm za Bezpiecznym Bałtykiem
„Bezpieczny Bałtyk” czeka na podpis prezydenta
Niebawem dostawy karabinków Grot A3
Świąteczne spotkanie w PKW Turcja
Snowboardzistka i pływacy na medal
PE wzywa do utworzenia wojskowego Schengen
Prezydent złożył życzenia żołnierzom
Wielkopolanie powstali przeciw Niemcom
„Albatros” na elitarnych manewrach NATO
Góral z ORP „Gryf”
Koniec bezkarności floty cieni?
Ile powołań do wojska w 2026 roku?
Misja na rzecz zdrowia
Marynarz uratował turystkę w Tatrach
Zdarzyło się w 2025 roku – III kwartał
Medalowe żniwa pływaków CWZS-u
Sojusznicza obrona
Grupa WB i Łukasiewicz łączą siły
Szef NATO ze świąteczną wizytą u żołnierzy
Co wiemy o ukraińskim ataku na rosyjski okręt podwodny?
Przełomowy czas dla WZL-2
Drony na wagę złota
Piechota górska w Wojnarowej coraz liczniejsza
Nadbużańscy terytorialsi na patrolu konnym
Polskie MiG-i dla Ukrainy?
Gladius dla Szczecińskiej Dywizji
Rekordowe wsparcie dla ZM „Tarnów”
Symbol polsko-rumuńskiego braterstwa broni
Kto zostanie Asem Sportu?
Nowa ręka dla weterana
Combat 56 u terytorialsów
Bokserzy walczyli o prymat w kraju
Plan na WAM
Na tronie mistrza bez zmian
Najdłuższa noc
Przyszłość polskich czołgów K2
Gladiusy w Bursztynowej Dywizji
GROM w obiektywie. Zobaczcie sami!
Żandarmi na strzelnicy taktycznej
Jakie podwyżki dla żołnierzy?
Piątka z czwartego wozu
ORP „Wicher” – pierwszy polski kontrtorpedowiec
Polskie pociski rakietowe – rusza produkcja
Dyplomatyczna gra o powstanie
Prezydent Zełenski spotkał się z premierem Tuskiem
Zdarzyło się w 2025 roku – I kwartał
Wojsko ma swojego satelitę!
Wojsko z nowym programem rozwoju
Niebo pod osłoną
Rosja usuwa polskie symbole z cmentarza w Katyniu
Trump i Zełenski zadowoleni z rozmów na Florydzie
Sukces bezzałogowego skrzydłowego
Zdarzyło się w 2025 roku – II kwartał
Szukali zaginionych w skażonej strefie
Pomorscy terytorialsi w Bośni i Hercegowinie
Wymyśl nazwę dla polskich satelitów wojskowych
Prezydenci Polski i Ukrainy spotkali się w Warszawie
Odpalili K9 Thunder
Ministrowie ds. służb: Wnioskujemy o spotkanie z prezydentem
Pancerniacy jadą na misję
„Dzielny Ryś” pojawił się w Drawsku
Najmłodszy żołnierz generała Andersa
Noc na „pasku”

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO