Potężne niemieckie działa kolejowe przyniosły niewiele korzyści w stosunku do poniesionych kosztów i wysiłku włożonego w ich stworzenie.
Rewolucja cywilizacyjna, którą przyniosła kolej żelazna, spowodowała, że tą formą transportu zainteresowało się również wojsko. Przede wszystkim dlatego, że można było szybko przewieźć żołnierzy z uzbrojeniem i zaopatrzenie dla nich. W czasie wojny secesyjnej w Stanach Zjednoczonych w latach 1861–1865 znaleziono dla kolei nowe zastosowanie. Otóż na platformach zamontowano ciężkie działa, których używano do niszczenia wrogich umocnień. W 1866 roku podobne rozwiązanie wprowadził polski inżynier Ernest Malinowski do obrony peruwiańskiego portu Callao przed flotą hiszpańską. Niebawem artyleria kolejowa znalazła się w wyposażeniu największych armii świata i była powszechnie wykorzystywana podczas I wojny światowej, szczególnie na froncie zachodnim, gdzie toczyły się walki pozycyjne. W trakcie II wojny największym użytkownikiem dział kolejowych były hitlerowskie Niemcy.
W nowej roli
Po dojściu Adolfa Hitlera do władzy w Niemczech rozpoczęła się wielka militaryzacja kraju. Ruszyła produkcja nowych dział kolejowych, gdyż te używane w czasie I wojny światowej, na mocy traktatu pokojowego z Wersalu zostały zniszczone w latach 1921–1922. Jednym ze sposobów odbudowy niemieckiej artylerii kolejowej był montaż na zmodyfikowanych łożach kolejowych starych dział morskich.
W 1937 roku w zakładach Kruppa wyprodukowano trzy działa kalibru 24 cm Theodor Kanone (E). W konstrukcji zostały wykorzystane lufy o długości 40 kalibrów (8,9 m) z początku XX wieku. Donośność dział wynosiła 26,75 km. Wystrzeliwano z nich pociski o masie około 150 kg. Krupp przerobił na kolejowe sześć 50-letnich dział kalibru 24 cm K L/35 C/88. W oryginale były one uzbrojeniem okrętów obrony wybrzeża typu Odin, z których dwa zbudowano w latach 1893–1896. Jeszcze w trakcie I wojny światowej znaleziono dla tych dział nowe zastosowanie – przekazano je do artylerii nadbrzeżnej. Theodor Bruno Kanone (E) o lufie długości 35 kalibrów miało donośność około 20 km. W tym samym czasie firma Krupp osadziła na łożach kolejowych dwa działa artylerii nadbrzeżnej wyprodukowane przed I wojną światową. Kanone Schwere Bruno (E) kalibru 28 cm z lufą o długości 42 kalibrów miało donośność 35,7 km. Przed wybuchem wojny w artylerii kolejowej były też działa K(E) mniejszego kalibru, 17 cm. Otóż oryginalnie wyprodukowano je jako Schnelladekanone L/40 dla pięciu pancerników typu Deutschland, które były przeddrednotami (o drednotach pisaliśmy w „Polsce Zbrojnej” 5/2016). Jednym z nich był „Schlezwig-Holstein”, który ostrzeliwał we wrześniu 1939 roku Westerplatte. W 1938 roku powstało sześć egzemplarzy K(E) kalibru 17 cm. Najmniejszym kalibrem działa kolejowego w służbie niemieckiej podczas II wojny światowej było 15 cm. Zbudowano cztery takie działa, do czego wykorzystano Schnelladekanone L/40 kalibru 15 cm, których cesarska marynarka używała od 1898 roku. Dzięki rozkładanym podporom można było je obracać o 360 stopni.
Produkowane w drugiej połowie lat trzydziestych ubiegłego wieku zestawy kolejowe, w których wykorzystano stare działa okrętowe lub artylerii nadbrzeżnej, armia niemiecka traktowała jako rozwiązanie tymczasowe, zaspokajające potrzeby w razie szybszego wybuchu wojny z Francją. Ciężkie działa kolejowe miały być użyte do niszczenia fortyfikacji Linii Maginota.
Nowa generacja
Skonstruowano także zestawy kolejowe, w których Niemcy wykorzystali lufy ośmiu dział SK C/34 kalibru 20,3 cm, wyprodukowanych dla dwóch nieukończonych krążowników typu Admirał Hipper. Jednym z nich był „Lützow” odsprzedany w 1940 roku Związkowi Sowieckiemu z połową dział głównej artylerii. W tym wypadku Krupp dokonał modyfikacji projektu łoża działa kolejowego SK „Peter Adalbert” kalibru 21 cm z czasów I wojny światowej. K(E) kalibru 20,3 cm z lufą o długości 60 kalibrów miało zasięg 37 km.
Niemcy wyprodukowali również cztery działa Siegfried K(E) kalibru 38 cm, bazujące na morskich działach SK C/34 kalibru 38 cm, opracowanych dla niemieckich pancerników typu Bismarck. Ich maksymalna donośność z wykorzystaniem lżejszych, 495-kilogramowych pocisków wynosiła 55,7 km.
Równocześnie firma Krupp podjęła prace nad zupełnie nowymi systemami artylerii kolejowej, o lepszych parametrach niż dotychczasowe, opartymi na armatach morskich. Dzięki zastosowaniu długich luf Niemcy zwiększyli ich donośność. W 1938 roku do produkcji weszło działo K12 (E) kalibru 21 cm. Długość lufy wynosiła 33,3 m (L/158). W latach 1938–1940 wyprodukowano po jednym egzemplarzu w wersjach K12 N i K12 V, które różniły się długością i masą. Ich maksymalna donośność wynosiła co prawda ponad 100 km, ale efektywny ogień można było prowadzić z K12 na odległość do 45 km.
W latach trzydziestych Krupp opracował też działo kalibru 28 cm K5 (E), które jest uważane za najbardziej udaną niemiecką konstrukcję, jeśli chodzi o ten rodzaj uzbrojenia. Takiej broni wyprodukowano, według róznych publikacji historycznych, od 21 do 25 sztuk. Lufa miała długość 76,1 kalibra (21,54 m), donośność wynosiła 64 km, a szybkostrzelność – 15 pocisków na godzinę. Niemcy opracowali też pociski z dodatkowym napędem rakietowym, które osiągnęły odległość ponad 86 km. Parze K5 rozwiercono lufy do kalibru 310 mm. Tym samym powstały działa gładkolufowe do strzelania podkalibrowymi pociskami podobnymi do późniejszych, stabilizowanych brzechwowo, z odrzucanym sabotem.
Gigant Hitlera
W połowie lat trzydziestych w zakładach Kruppa rozpoczęto prace nad działem największego kalibru, jakie kiedykolwiek powstało. Niemcy, przygotowujący się do konfliktu zbrojnego z Francją, chcieli zbudować broń, która przebiłaby najgrubsze ściany żelbetonowe lub pancerne w fortyfikacjach Linii Maginota. Inżynierowie rozważali różne kalibry. Ostatecznie urząd uzbrojenia zamówił trzy działa K5 (E) kalibru 80 cm. Pierwszemu później nadano nazwę „Schwerer Gustav”, na cześć Gustawa Kruppa, ówczesnego prezesa koncernu Friedrich Krupp AG. Istnieją rozbieżności co do tego, czy ukończono drugi egzemplarz. Prace nad działem przedłużały się i Francja została pokonana, zanim monstrum było gotowe. Prototyp ukończono w 1942 roku. Działo kalibru 802 mm miało lufę o długości 40,6 kalibrów (32,48 m). Wystrzeliwane z niego pociski miały masę 4800 i 7100 kg. Donośność K5 (E) wahała się od 47 do 50 km. Jego pocisk mógł przebić metrowy pancerz lub siedmio-, ośmiometrową ścianę żelbetową.
Niemniej jednak była to bardzo kosztowana i skomplikowana broń. Ze względu na swą masę działo musiało być transportowane w częściach. Przewożący je pociąg miał 1,5 km długości. Przed rozpoczęciem montażu konieczne było zbudowanie trzech lub czterech równoległych torów – nie tylko dla działa, lecz także dla dźwigów do jego montażu i demontażu. „Schwerer Gustav” oraz sprzęt potrzebny do przygotowania go do użycia musiało transportować osiem lub dziewięć pociągów. Bezpośrednia obsługa składała się z 500 żołnierzy, a wraz z jednostkami ochrony i obrony przeciwlotniczej było to nawet 5 tys. osób.
Ograniczone użycie
Dział zbudowanych do wiosny 1940 roku Niemcy użyli podczas inwazji na Francję. Ostrzeliwały one niektóre sektory umocnień Linii Maginota. Jednak to nie one zdecydowały o wielkim sukcesie niemieckiej armii podczas walk w maju i czerwcu 1940 roku. Po pokonaniu Francji większość dział kolejowych rozmieszczono wzdłuż wybrzeży Europy, od granicy francusko-hiszpańskiej po norweskie fiordy. Część z nich używano później do ostrzału południowej Anglii i przeciwko żegludze na kanale La Manche.Spóźniony na kampanię na zachodzie „Schwerer Gustav” został skierowany wiosną 1942 roku na Krym, gdzie wojska niemieckie od miesięcy oblegały sowiecką bazę morską w Sewastopolu. Hitlerowska propaganda przedstawiała działo kalibru 800 mm jako potężną broń, ale faktyczne, jedyne bojowe jego użycie wykazało słabą celność. Z 48 pocisków wystrzelonych od 5 do 17 czerwca 1942 roku tylko dziesięć spadło bliżej niż 60 m od celu, a największe odchylenie miało ponad 700 m. Prawdopodobnie jedynymi realnymi efektami użycia gigantycznego działa było trafienie w podziemny skład amunicji w rejonie Zatoki Siewiernaja oraz oddziaływanie psychologiczne na obrońców.
Hitler zamierzał użyć „Schwerera Gustava” przeciwko oblężonemu Leningradowi, ale z obawy przed kontrofensywą Armii Czerwonej zrezygnował z przygotowania dla niego stanowiska i działo wycofano do Niemiec, do remontu. Ponoć było rozważane użycie tej broni podczas powstania warszawskiego, ale z pomysłu ostatecznie zrezygnowano.
Za to działa K5 (E) kalibru 28 cm były wykorzystywane w walkach w rejonie Leningradu i Stalingradu. Jednak najbardziej znane jest ich użycie w kampanii włoskiej. Otóż „Robert” i „Leopold” zaczęły ostrzeliwać na początku lutego 1944 roku amerykańsko-brytyjski przyczółek pod Anzio, niedaleko Rzymu. Nazwane zostały one przez aliantów „Anzio Annie” i „Anzio Express”. Do końca walk o przyczółek nie udało się zniszczyć K5, bo Niemcy umiejętnie ukrywali je w tunelach kolejowych. Ostatecznie oba wpadły w ręce Amerykanów po zdobyciu Rzymu.
Potężne niemieckie działa kolejowe przyniosły niewiele korzyści w stosunku do poniesionych kosztów i wysiłku włożonego w ich stworzenie. Tym bardziej że w czasie II wojny światowej było niewiele walk pozycyjnych. Dominowały działania manewrowe, przy których czas przygotowania dział do otwarcia ognia, a potem ich wycofania był zbyt długi. Dlatego większość z nich trafiła na Wał Atlantycki, gdzie wiele nie oddało nawet jednego strzału.