Greckie strzelania

Jeden z najczęściej wykorzystywanych poligonów rakietowych w Europie funkcjonuje kilka kilometrów od uczęszczanego wakacyjnego lotniska w Chanii i graniczy z pełnym promów, wycieczkowców i łodzi rybackich Morzem Egejskim.

 

Turyści lądujący na lotnisku im. Ioannisa Daskalogiannisa koło Chanii na Krecie często obserwują wojskowe samoloty na sąsiadujących z cywilnymi płytach postojowych. Niektórzy wiedzą, że droga startowa służy jednocześnie portowi lotniczemu oraz 115 Skrzydłu Lotnictwa Bojowego greckich sił powietrznych z dwiema eskadrami F-16. Niewielu zapewne słyszało o amerykańskiej bazie morskiej Souda Bay na południe od lotniska, mimo że czasami w głębokiej zatoce zatrzymują się operujące w regionie lotniskowce. Gdyby tylko podróżujący zdawali sobie sprawę, że podejście do lotniska znajduje się w obrębie poligonu rakietowego, gdzie regularnie odbywają się strzelania przeciwlotnicze, mogliby mieć obawy przed wsiadaniem na pokład samolotu. NATO Missile Firing Installation (NAMFI) jest jednym z najczęściej wykorzystywanych poligonów rakietowych na świecie.

Grecka niechęć do wpuszczania dziennikarzy na teren baz wojskowych i robienia zdjęć znajdujących się tam obiektów jest legendarna. Wielu spotterów lotniczych trafiło do aresztu i płaciło słone grzywny za próby łamania zakazu fotografowania. Tym większe było moje zaskoczenie, że do umówienia wizyty w NAMFI wystarczyło tylko kilka e-maili, wysyłanych bezpośrednio do oficera prasowego bazy. Być może pomogło to, że już wcześniej odwiedzałem rakietowe ośrodki badawcze i testowe w Niemczech i Stanach Zjednoczonych, a może to, że instalacja, choć położona na greckiej Krecie i dowodzona przez greckiego generała, nie podlega siłom zbrojnym tego kraju, lecz NATO, i że działa częściowo jako baza wojskowa, a częściowo jako placówka usługowa. Jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa, to wystarczyło podanie numerów paszportu i dowodu osobistego oraz informacji, dla kogo pracuję. Oczekiwanie na zgodę trwało około tygodnia, a greccy gospodarze przedstawili do wyboru kilka terminów i obiecali pokazanie najważniejszych obiektów: sztabu, stanowisk ogniowych wraz z centrum kontroli strzelań i zaplecza koszarowego.

 

Trójnarodowe „joint venture”

„Jestem dowódcą, owszem, ale jestem i prezesem firmy”, mówi gen. dyw. Lazaros Skylakis, 54-letni dziś oficer, rozsiadając się w skórzanym fotelu. Wykształcony na Uniwersytecie Arystotelesa w Salonikach, miłośnik historii z dyplomem archeologa, nie wydaje się typowym artylerzystą, na co wskazywałyby jego dystynkcje. Nienaganną angielszczyzną tak tłumaczy rolę dowodzonej przez siebie jednostki: „Jesteśmy usługodawcą na potrzeby krajów założycieli, całego NATO, a nawet państw spoza sojuszu, które uzyskają zgodę Komitetu Wojskowego na przeprowadzenie ćwiczeń. Dysponujemy poligonem i jego pełnym zapleczem, a od niedawna także centrum ewaluacyjnym NATO. Pozwala ono nie tylko sprawdzić, ale i ocenić wyszkolenie pododdziałów rakietowych”.

NAMFI w zeszłym roku obchodziło 50-lecie istnienia, ale to w ostatniej dekadzie nastąpiły zmiany, które sprawiły, że poligon przekształcił się w miejsce testowania i oceniania najbardziej potrzebnych zdolności bojowych sojuszu: obrony antybalistycznej, prowadzenia operacji połączonych i interoperacyjności sił koalicyjnych. Obecnie tylko emblemat NAMFI, z dobrze znaną zainteresowanym tematem sylwetką dwustopniowego systemu rakietowego obrony powietrznej Nike-Hercules, przypomina, że kreteńska instalacja pamięta czasy zimnej wojny.

NAMFI powołano do życia w 1964 roku w wyniku umowy międzyrządowej zawartej przez Republikę Federalną Niemiec, Holandię i Grecję. Do dziś te kraje mają uprzywilejowany status w użytkowaniu poligonu i korzystają z niego bezpłatnie w ramach ustalanego corocznie budżetu, który zresztą, jak na tak rozległą instalację, wcale nie wydaje się duży – wynosi 8 mln euro. Inne kraje NATO mogą przeprowadzać ćwiczenia odpłatnie, po uzgodnieniu z jego właścicielami, a kraje spoza sojuszu – po uprzedniej zgodzie władz wojskowych. Administracyjnie poligon podlega bezpośrednio Sztabowi Generalnemu Narodowych Sił Obronnych Grecji, lecz za kwestie taktyczne związane z ćwiczeniami rakietowymi i ewaluacją odpowiada Naczelne Dowództwo Sojuszniczych Sił Europy (Supreme Headquarters Allied Powers Europe – SHAPE). Jego załogę stanowią żołnierze sił zbrojnych Grecji, przy czym pochodzą z wszystkich ich rodzajów. Optyczna przewaga lotników na terenie kwatery głównej bierze się z jej bezpośredniego sąsiedztwa ze sztabem 115 Skrzydła Lotnictwa Bojowego.

Bliskość portu lotniczego mogącego przyjmować największe transportowce oraz komercyjnego i wojskowego portu w pobliskiej zatoce Suda sprawiają, że dostarczenie sprzętu drogą morską jest łatwe, a załogi mogą przylecieć wprost na ćwiczenia kilka dni przed nimi. W czasie mojej wizyty z NAMFI właśnie „zwijali się” Niemcy i Amerykanie, którzy we wrześniu i październiku przeprowadzali manewry „Rapid Arrow”. W koszarach natomiast już kręcili się Holendrzy, którzy za kilka dni mieli zacząć własne. Gen. Skylakisa od razu zapytałem o koszty, bo Polska za kilka lat będzie zainteresowana wzięciem udziału w sojuszniczych ćwiczeniach antyrakietowych albo nawet sama zdecyduje się je przeprowadzić. Polski poligon koło Ustki pozwala na próby jedynie w bliskim zasięgu, więc na dalsze strzelania będziemy musieli szukać bardziej dogodnych lokalizacji. Generał utrzymuje, że kreteńska instalacja jest cenowo bezkonkurencyjna. „Wszystko zależy od obszaru przestrzeni powietrznej, jaką musimy zamknąć na czas strzelań, i stopnia ich skomplikowania. Oczywiście strzelania antybalistyczne są najdroższe. Ale ogólnie koszty wynajęcia poligonu to od 20 do 50 tys. euro dziennie. Dodam, że pierwsze strzelanie dla nowego klienta jest tańsze”, wyjaśnia. Nie musiał zaznaczać, że raczej nie ma problemu z pogodą.

 

Każdy ma swoje cele

Poligon na kreteńskim półwyspie Akrotiri jest położony w taki sposób, że odpalane z niego rakiety lecą głównie na północ i północny wschód. Zależnie od ich zasięgu i liczby jednocześnie zwalczanych na ćwiczeniach celów, istnieje potrzeba wyłączania z ruchu lotniczego i morskiego znacznych obszarów przestrzeni powietrznej i morza. Sztabowcy NAMFI podzielili Morze Egejskie i niebo nad nim – na północ od Krety – na trzy obszary: Alpha, Bravo i Charlie. Łącznie tworzą one prostokąt o podstawie 167 km i wysokości 87 km, sięgający na północ prawie do Santorini, a na wschodzie wychodzący kilkadziesiąt kilometrów poza Kretę.

Jak mówi gen. Skylakis, wszystkie trzy obszary rzadko trzeba wyłączać jednocześnie – tylko na ćwiczenia antybalistyczne i najbardziej wymagające lotnicze. Nawet jednak najbliższy obszar, Alpha, obejmuje swoim zasięgiem podejścia do dwóch cywilnych lotnisk Krety, w Chanii i Heraklionie. Dlatego kluczową kwestią jest dozór przestrzeni powietrznej. W NAMFI służy do tego aż pięć radarów Decca/Siemens AR-51, trzy w bezpośrednim sąsiedztwie poligonu (Stavros, Traopida, Drapano), jeden dalej – na wschodzie wyspy w pobliżu lotniska w Heraklionie (Vasiliko), i jeden umieszczony na wyspie Santorini. Obrotowe anteny radarów są zamknięte obecnie w kulistych kopułach. AR-51 to modyfikacja powszechnych w zachodniej Europie radarów AR-5, używanych do kontroli przestrzeni powietrznej. Mają zasięg 60 Mm , czyli ponad 110 km.

Sercem NAMFI są stanowiska startowe systemów rakietowych obrony powietrznej. Gdy odwiedzałem poligon, były jeszcze widoczne czarne od sadzy miejsca odpalenia niemieckich patriotów. Dla systemów średniego zasięgu jest przygotowanych siedem płaszczyzn startowych, samobieżne systemy SHORAD mogą zajmować dowolne miejsce na wyznaczonym obszarze, a operatorom systemów bliskiego zasięgu typu MANPADS pozwala się zajmować stanowiska ogniowe nawet poza ogrodzeniem poligonu od strony morza. Wszystko zależy od scenariusza ćwiczeń i wszystko jest możliwe, oczywiście z uwzględnieniem ograniczeń dotyczących bezpieczeństwa, mówią mi greccy gospodarze. „Niemcy przeprowadzili właśnie najbardziej intensywne strzelania od lat. Używali jednocześnie sześciu wyrzutni Patriot, zarówno PAC-2, jak i PAC-3. Wystrzelili w sumie 40 pocisków”, opowiada mjr Emmanoulis Fragidakis, szef operacji NAMFI.

Z głównej części poligonu nie widać znajdującego się w odległości około 5 km, za najwyższym na półwyspie Akrotiri wzniesieniem, stanowiska startowego dla dronów-celów.

NAMFI nie zapewnia swoim klientom ćwiczebnych bezzałogowców, ale pośredniczy w kontaktach z komercyjnymi firmami, mającymi odpowiednie certyfikaty. Na liście zaakceptowanych przez poligon dostawców jest siedem firm, oferujących 15 rodzajów dronów, z których część jest magazynowana na miejscu, na potrzeby krajów głównych użytkowników. Certyfikacja celów musi uwzględniać unijne regulacje ochrony środowiska, dlatego np. jest zabronione używanie konstrukcji na paliwo ciekłe, mogące zanieczyścić wody Morza Egejskiego. Konsekwencją strzelań antybalistycznych jest nieużywanie powszechnie stosowanych jako cele w USA taktycznych pocisków balistycznych Lance, których paliwem jest silnie toksyczna hydrazyna, utleniana równie niebezpiecznym kwasem azotowym. Z oczywistych powodów to właśnie antybalistyczne strzelania interesowały mnie najbardziej w rozmowie z gen. Skylakisem. Z trudem potrafiłem sobie wyobrazić użycie rakiet balistycznych jako celów dla patriotów nad ruchliwym akwenem i w pobliżu korytarzy pasażerskiego ruchu lotniczego. Generał wyjaśnił, że cele balistyczne dostarcza firma amerykańska, a ich konstrukcja składa się z rakietowego boostera na paliwo stałe i imitacji głowicy, wraz ze środkami pozoracyjnymi, umożliwiającej dobór charakterystyki jej odbicia radiolokacyjnego widocznego na radarze.

 

Balistyczny archipelag

Strzelania balistyczne na NAMFI są prowadzone… z sąsiedniego archipelagu. Na niewielkiej wysepce Makra, położonej na południowy wschód od Santorini, mieści się wyrzutnia celów, skomunikowana radiowo ze stanowiskami ogniowymi na Krecie. Od wyrzutni systemów antyrakietowych dzieli ją 160 km morza. Przechwycenia przy użyciu systemów Patriot mają miejsce – jak twierdzą Grecy – mniej więcej w połowie tego dystansu, na pułapie około 60 km. Gen. Skylakis zastrzega jednak, że właścicielami danych o scenariuszach ćwiczeń i wynikach testów są przeprowadzające je siły zbrojne, a on nie ma ani zgody, ani chęci, by szczegółowo o nich opowiadać. „Obrona antyrakietowa jest jednym z najściślej chronionych rodzajów zdolności obronnych”, ucina moją natarczywość. Oczywiście ze względu na pułap i odległość wyniki strzelań są widoczne tylko na ekranie radaru. W przypadku systemów bliskiego zasięgu, jak Stinger czy Roland, które są częstymi „gośćmi” w NAMFI – zniszczenie celów jest widoczne gołym okiem. Poligon ma w tym celu przygotowane dwa stanowiska obserwacyjne: jedno dla wojskowych VIP-ów, przypominające salę kinową, drugie dla fotografów profesjonalnych i amatorów, którzy przyjeżdżają obserwować ćwiczenia razem z rodzimymi pododdziałami.

NAMFI to jednak nie tylko testowanie systemów naziemnej obrony powietrznej. Poligon jest przystosowany do wykonywania zadań ogniowych woda–woda, powierzchnia–woda, powietrze–woda, powietrze–powietrze, woda–powietrze oraz ćwiczeń z rozpoznania, interoperacyjności, wymiany danych itp. Testuje się na nim oprócz patriotów, stingerów i rolandów również takie systemy uzbrojenia, jak Hawk, Crotale, Tor-M1, AMRAAM/NASAMS, SM-2, Mica, Magic, Rapier, Mistral, Aster-15, Exocet, Hellfire i wiele innych. Greckie siły zbrojne miały unikatową możliwość przetestowania na NAMFI amerykańskiego sytemu Patriot i rosyjskiego S-300. Strzelanie takie odbyło się w grudniu 2013 roku. Nie mogłem na koniec nie zapytać gen. Skylakisa o to, który z nich – jego zdaniem – okazał się lepszy. Odpowiedź była dyplomatyczna: „Sam system, nawet najlepszy, jest nic nie wart, jeśli nie towarzyszy mu odpowiednie zaplecze i nie obsługują go doskonale wyszkoleni żołnierze. Nie jest tajemnicą, że w wypadku S-300 jest problem z dostępem do części. Szkoleń też nie odbywamy tak często, jak byśmy chcieli, z przyczyn finansowych. Ale oba systemy, w rękach dobrze wyszkolonych załóg, są pewną bronią”.

 

Najtańszy hotel na Krecie

Gospodarze NAMFI nie byliby sobą, gdyby nie wspomnieli, że ich poligon, prawdopodobnie jako jedyny, dysponuje własną plażą i świeżo wyremontowanymi koszarami, w których mieści się tysiąc żołnierzy. Śpią nie w wieloosobowych barakach, lecz w dwuosobowych pokojach o standardzie przyzwoitego hostelu. Dla oficerów przeznaczono eleganckie bungalowy z wygodnymi pokojami z łazienkami i kuchniami. Pobyt w takim wojskowym hotelu jest płatny, ale to najprawdopodobniej najtańsze zakwaterowanie tej klasy dostępne na wyspie: doba kosztuje 18 euro. Żołnierze mają do dyspozycji stołówkę, klub, kino i siłownię, która niebawem będzie rozbudowywana z uwagi na zwiększone zainteresowanie Amerykanów.

„Navy SEALS ćwiczą na potęgę i czasem brakuje miejsca”, tłumaczy mjr Fragidakis. „Zdarza się, że nasz obiekt koszarowy jest wypełniony w 98%, a wtedy na siłowni jest tłok”. Wysportowanych młodych ludzi mówiących z amerykańskim akcentem można codziennie spotkać na uliczkach pobliskiej Chanii, a rozkład lotów globemasterów widniejący na internetowej stronie Naval Support Activity Souda Bay świadczy, że to jedno z najczęściej odwiedzanych przez siły USA miejsc na Morzu Śródziemnym. Być może powinni tu zajrzeć i Polacy.

 

Marek Świerczyński jest starszym analitykiem do spraw bezpieczeństwa w Polityka Insight.

Marek Świerczyński

autor zdjęć: Marek Świerczyński





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO