Po wielu chudych latach Niemcy zwiększą wydatki na armię. Do 2030 roku chcą przeznaczyć 130 mld euro na dozbrojenie Bundeswehry.
W Niemczech 1 lipca 2011 roku zawieszono obligatoryjną służbę wojskową, co było zwieńczeniem prawie 20-letniego procesu ewolucji Bundeswehry – od siły przeznaczonej do obrony przed sowiecką agresją na terytorium własne i sojuszników z NATO do wojsk ekspedycyjnych, zdolnych do działań daleko od granic kraju. Nowa koncepcja przeznaczenia niemieckich sił zbrojnych spowodowała ich redukcję do 185 tys. żołnierzy. I ten poziom osiągnięto już w 2010 roku. Wprowadzana wówczas reforma miała obniżyć koszty utrzymania Bundeswehry przy jednoczesnym zwiększeniu jej mobilności i interoperacyjności.
Brak ochotników
Siły zbrojne naszego zachodniego sąsiada po przejściu na zaciąg ochotniczy mają jednak poważne problemy kadrowe. Marynarce wojennej np. brakuje podoficerów wyspecjalizowanych w obsłudze sonarów na okrętach podwodnych. W rezultacie w 2014 roku z czterech niemieckich okrętów podwodnych pływały tylko dwa, bo pozostałych nie miał kto obsługiwać.
Potrzeby niemieckiej armii wynoszą 15 tys. ochotników rocznie. Tymczasem od lat brakuje chętnych do włożenia munduru, bo sektor cywilny ma bardziej atrakcyjną ofertę. Według oficjalnych danych 31 grudnia 2015 roku, w czynnej służbie było 177 069 wojskowych. Przy czym 8792 z nich to tzw. wolontariusze wojskowi, czyli ochotnicy, którzy zdecydowali się na krótkookresową służbę, trwającą od siedmiu do 23 miesięcy (od 24 miesięcy zaczyna się służba kontraktowa). W tej sytuacji mało prawdopodobne jest zwiększenie liczebności Bundeswehry, choć badania opinii publicznej wykazują, że obecnie jest na to przyzwolenie społeczne. Z najnowszych sondaży instytutu demoskopijnego YouGov wynika, że Niemcy chcą mieć silniejszą armię. Za zwiększeniem liczebności Bundeswehry opowiedziało się 56% ankietowanych.
Jest to jednak zgoda warunkowa, bo Niemcy dopuszczają większe zaangażowanie Bundeswehry, o ile nie ma ono charakteru militarnego. W ostatnich miesiącach takim humanitarnym zaangażowaniem armii jest pomoc uchodźcom, którzy masowo przybywają do Niemiec. W operacji tej bierze udział ponad 7 tys. żołnierzy, ponad dwa razy więcej niż służy obecnie w misjach zagranicznych. Pomoc polega m.in. na zakwaterowaniu w koszarach czynnych jednostek Bundeswehry i kwaterach polowych na poligonach ponad 40 tys. imigrantów oraz wydaniu im z magazynów tysięcy łóżek polowych i posiłków. Wojskowi o wykształceniu prawnym i administracyjnym wsparli urzędników Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców.
Wspomaganie przez Bundeswehrę sił porządkowych, które nie radzą sobie z uchodźcami, zakłóca tok szkolenia bojowego i sprawia, że armia musi ograniczyć niektóre ćwiczenia. Dlatego pełnomocnik Bundestagu ds. obrony Hans-Peter Bartels przestrzegł przed pokusą potraktowania czasowej pomocy Bundeswehry jako jednego z jej stałych obowiązków. W wywiadzie dla gazety „Die Welt” przypomniał, że podstawowym zadaniem sił zbrojnych jest zapewnienie krajowi bezpieczeństwa. Służby prasowe Bundeswehry, a także minister obrony Ursula von der Leyen przyznają, że choć pomoc uchodźcom może wpływać na rutynowe ćwiczenia i szkolenie żołnierzy, to nie ucierpią zobowiązania sojusznicze Niemiec w ramachNATO, bo priorytetem pozostają wyszkolenie bojowe i misje zagraniczne.
Kłopoty ze sprzętem
Od pewnego czasu w niemieckich mediach pojawiają się informacje o złym stanie sił zbrojnych. Ograniczone środki finansowe mają wpływ na stan gotowości bojowej Bundeswehry. W 2011 roku w ramach oszczędności zdecydowano się m.in. na ograniczenie w niektórych rodzajach wojsk potrzebnego uzbrojenia i sprzętu tylko do 70% stanu etatowego. Dotyczyło to m.in. jednostek ciężkich, pancernych i zmechanizowanych.
Niemcy, których wojska lądowe podczas zimnej wojny stanowiły trzon sił obronnych Europy Zachodniej, zredukowały ich liczebność do 59 tys. żołnierzy. Komponent ciężki tworzą dziś dwie dywizje pancerne (tylko z nazwy), w których sześciu brygadach jest zaledwie pięć batalionów czołgów. Przy czym w czasie pokoju jeden z nich ma rozwinięte tylko dwie kompanie, które są przydzielone do dwóch innych batalionów. Jednostki piechoty zmechanizowanej, znane jako grenadierzy pancerni, zredukowano natomiast do dziewięciu batalionów. Ogromne cięcia nastąpiły też w artylerii. Obie dywizje mają tylko trzy dywizjony wyposażone w samobieżne armatohaubice PzH 2000 kalibru 155 mm i wyrzutnie rakietowe Mars II. Czwarta taka jednostka znajduje się w brygadzie francusko-niemieckiej.
Sytuacja na Ukrainie spowodowała, że resort obrony zdecydował się wzmocnić siły lądowe dodatkowym uzbrojeniem. Podpisany został kontrakt na 131 ośmiokołowych pojazdów pancernych Boxer, z dostawą w latach 2017–2020. Wraz z tymi kupionymi w 2006 roku Bundeswehra będzie miała 403 boxery. 24 czerwca 2015 roku formalnie do służby wszedł też nowej generacji bojowy wóz piechoty Puma. Pierwotnie zamierzano kupić 405 tych pojazdów, ale później zamówienie zredukowano do 350 sztuk. Pumy mają do 2020 roku zastąpić ponad 40-letnie pojazdy Marder w batalionach grenadierów pancernych.
Nie lepsza jest kondycja niemieckich sił powietrznych. W mediach głośno jest o problemach nowo wprowadzanych statków powietrznych. Sprawa ta wróciła po podjęciu przez Niemcy politycznej decyzji o dołączeniu do koalicji zwalczającej tzw. Państwo Islamskie w Syrii i Iraku. Otóż okazało się, że wysłanie sześciu samolotów rozpoznawczych Tornado nie jest łatwe, bowiem choć niemieckie siły powietrzne mają jeszcze 93 maszyny tego typu, to tylko 29 z nich może być użyte operacyjnie. Co więcej, stwierdzono, że złe oświetlenie kokpitu uniemożliwia tym samolotom wykonywanie nocnych lotów nad Syrią.
Parlamentarna komisja obrony ujawniła, że nie lepiej jest w wypadku innych typów maszyn Luftwaffe. Ze 114 myśliwców Tornado do użycia nadawało się tylko 38. Podstawowym samolotem transportowym Niemców, jak na razie, jest C-160 Transall. Mają ich 50 sztuk, ale mogą wykorzystać tylko 21.
Jeszcze gorzej sytuacja przedstawia się w lotnictwie wojsk lądowych. Spośród 40 najnowszych śmigłowców wielozadaniowych NH-90 operacyjnych było zaledwie pięć, a w wypadku 43 uderzeniowych maszyn Tiger – tylko siedem. Podobne kłopoty ma lotnictwo morskie, w którym służą znacznie starsze śmigłowce; Sea King Mk 41 dostarczono w latach 1972–1975. Według danych parlamentu, gotowość operacyjna wynosi w ich przypadku od trzech do pięciu na 21 sztuk. Z pokładowych śmigłowców Sea Lynx, używanych od 1981 roku, operacyjne są tylko cztery z 22.
Problemy Bundeswehry ze sprzętem wynikają z kilku przyczyn. Podczas misji w Afganistanie oraz w operacjach w Afryce samoloty i śmigłowce transportowe (Transall, CH-53) były intensywnie eksploatowane. Kolejny powód to wprowadzana od 2011 roku reforma Bundeswehry oraz kryzys gospodarczy, które wymusiły spore oszczędności.
Niemcy mają także narastające kłopoty z terminową realizacją dużych projektów zbrojeniowych (m.in. z produkcją samolotów transportowych A400M) – były spore opóźnienia w dostawach, co sprawiało, że nowe uzbrojenie stawało się droższe. Analitycy przewidują, że problemy niemieckiej armii ze sprzętem będącym w pełnej gotowości operacyjnej mogą potrwać jeszcze kilka lat.
Finansowy zastrzyk
Ważna jest wysokość nakładów, jakie Niemcy przeznaczają na obronę. Jak podało NATO, w 2015 roku wyniosły one 35,517 mld euro. Kwota imponująca, ale stanowiąca zaledwie 1,18% PKB Niemiec. Pełnomocnik Bundestagu ds. obrony Hans-Peter Bartels podał natomiast 26 stycznia 2016 roku, podczas prezentacji raportu rocznego komisji obrony Bundestagu, że było to 1,16%. Wydatki obronne były zatem co prawda o 768 mln euro większe niż w 2014 roku, ale pod względem procentowego udziału w PKB odnotowano spadek. W kwestii struktury wewnętrznej budżetu, choć Niemcom udało się zejść w 2015 roku z kosztami utrzymania personelu poniżej 50%, to wydatki na sprzęt od lat są znacznie poniżej zalecanych 20%. Statystki sporządzane przez NATO podają, że w minionym roku było to 13,3%. Bartels zasugerował, że sytuację poprawiłby nawet niewielki wzrost nakładów na obronę, do poziomu 1,2% PKB.
Pod koniec stycznia, kilka dni po publikacji krytycznego raportu pełnomocnika Bundestagu ds. obrony, który wykazał, że niemal we wszystkich dziedzinach Bundeswehra ma niedobory (zarówno w kadrze, jak i wyposażeniu) minister obrony Ursula von der Leyen podała, że na zakupy sprzętu do 2030 roku zostanie przeznaczonych 130 mld euro, a nakłady na obronę powinny rosnąć o 3–4 mld euro rocznie. Realizacja tych planów oznaczałaby podwojenie wydatków na wojsko, co – wziąwszy pod uwagę wewnętrzną politykę kraju – nie będzie łatwe do zrealizowania.
Zrozumienie dla planów resortu obrony wykazał minister finansów Wolfgang Schäuble, który stwierdził, że Niemcy „muszą więcej zainwestować, zarówno w bezpieczeństwo wewnętrzne, jak i zewnętrzne” kraju. Zapewnił, że jest gotowy do udzielenia odpowiedniego wsparcia. Choć niemiecka opinia publiczna uważa, że konflikty powinny być rozwiązywane na drodze politycznej, to kryzysy wokół Europy sprawiają, że politykom łatwiej będzie przeforsować kosztowny plan dofinansowania armii.
To od wysokości funduszy przeznaczonych w najbliższych latach na funkcjonowanie Bundeswehry będzie zależeć wykonywanie zadań, które stawiają przed żołnierzami politycy. A tych w obecnej sytuacji geopolitycznej jest wiele: włączenie się do operacji przeciwko Państwu Islamskiemu na Bliskim Wschodzie, udział w misjach pokojowych w Afryce oraz w siłach natychmiastowego reagowania NATO, a także zwiększona aktywność na wschodniej flance NATO związana z agresywnymi działaniami Rosji.
autor zdjęć: Bundeswehr