moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Witkacy – piąty wieszcz?

Wojenne i rewolucyjne doświadczenia Stanisława Ignacego Witkiewicza w Rosji ukształtowały jego „umysł drapieżny” najbardziej wszechstronnego i oryginalnego twórcy II Rzeczypospolitej – mówi Krzysztof Dubiński, dziennikarz i pisarz. Na łamach „Polski Zbrojnej. Historii” opowiada o udziale Witkacego w Wielkiej Wojnie i przeżyciach, które były źródłem katastroficznej postawy artysty.


Stanisław Ignacy Witkiewicz, Autoportret wielokrotny w lustrach, 1915–1917, Źródło: Domena publiczna.

Wielką Wojnę z lat 1914–1918 nazywa się prawdziwym początkiem XX wieku. Stary porządek runął, a po nim wyłoniła się zupełnie nowa rzeczywistość geopolityczna – mówiąc w ogromnym uproszczeniu. Wyłoniły się również, albo trafniej – zaczęły panować nowe prądy i dziedziny w sztuce, co bardzo wyraźnie widać w sztukach wizualnych – malarstwie i filmie. Pablo Picasso, obserwując na ulicach Paryża samochody wojskowe pokryte kamuflażem, miał stwierdzić: „My, kubiści, przewidzieliśmy to wszystko!”. Kubizm we Francji, ekspresjonizm w Niemczech, futuryzm we Włoszech... A w Polsce? Czy możemy mówić według Pana o „polskiej szkole” w sztuce tworzonej przez artystów zmienionych w żołnierzy i żołnierzy zmienionych w artystów w trakcie I wojny światowej?

Krzysztof Dubiński: W żadnym kraju, także w Polsce, Wielka Wojna nie wypromowała jakiegoś jednolitego artystycznego prądu czy twórczego kierunku. Na ruinach pogrzebanej ostatecznie dziewiętnastowiecznej cywilizacji wyrósł nowy ogród sztuki i literatury podzielony siatką rozwidlających się ścieżek, z których każda otwierała przed twórcą wchodzącym w ten labirynt bogactwo idei, zjawisk, form, koncepcji i wartości. Każdy mógł w nim znaleźć coś na swoją miarę – od skrajnego tradycjonalizmu po równie skrajną, radykalną awangardę.

REKLAMA

Wojna zmieniła też losy i postawy samych twórców, niekiedy w sposób zgoła nieoczekiwany. Z młodego obiecującego artysty malarza Edwarda Rydza uczyniła generała Śmigłego, późniejszego marszałka i Naczelnego Wodza. Zawodowy oficer carskich wojsk saperskich Władysław Strzemiński po wojnie awansował na papieża polskiej awangardy plastycznej. A wojenne i rewolucyjne doświadczenia Stanisława Ignacego Witkiewicza w Rosji ukształtowały jego „umysł drapieżny” najbardziej wszechstronnego i oryginalnego twórcy II Rzeczypospolitej. Doniosłość i aktualność jego dorobku jako malarza, pisarza, dramaturga, krytyka i filozofa dopiero w obecnym stuleciu doczekała się sprawiedliwej oceny.

Casus Stanisława Ignacego Witkiewicza to przypadek szczególny. W sposób oczywisty źródła jego katastroficznej postawy tkwią w przeżyciach wojennych, a równocześnie wojenne losy artysty nie są jasne i kryją wiele niewiadomych. Przyjaciel Witkacego Leon Chwistek i wielu innych jego znajomych w 1914 roku poszło do Legionów Polskich tworzonych przez Józefa Piłsudskiego spokrewnionego i zaprzyjaźnionego z Witkiewiczami. On zaś wbrew woli ojca wstąpił na ochotnika do armii rosyjskiej. Był rusofilem?

Wybuch wojny zastał Witkacego w Australii, dokąd zabrał go Bronisław Malinowski uczestniczący w kongresie brytyjskiego towarzystwa naukowego. Potem obaj zamierzali wyruszyć w celach badawczych na wyspy Pacyfiku. Ta podróż miała wydobyć Witkacego z depresji po samobójstwie narzeczonej, o które się obwiniał. Impulsem do przezwyciężenia apatii stała się wiadomość o wybuchu wojny pomiędzy zaborcami Polski. W jego życiu pojawił się jasny cel – był nim zamiar wzięcia czynnego udziału w wojnie. Wyruszył z Australii do Petersburga, bo jako poddany rosyjski nie mógł udać się do Austro-Węgier. Nie był rusofilem. Jego decyzja miała przede wszystkim podłoże osobiste, choć nie podzielał chyba legionowego entuzjazmu swego ojca ani też jego zauroczenia akcją Józefa Piłsudskiego i uważał, że racja w tej wojnie leży po stronie ententy. Rosja była częścią i jednym z filarów ententy wspólnie z Anglią i Francją. Serca większości Polaków były wówczas po tej właśnie stronie. Witkacy wstąpił do carskiej armii jak Władysław Anders, który w 1914 roku poszedł na wojnę w szeregach carskiego pułku dragonów, i jak tysiące Polaków będących rosyjskimi poddanymi. Ale trzeba pamiętać, że Polaków walczących na wszystkich frontach i pod różnymi sztandarami łączyła wtedy jedna nadzieja: że wojna przyniesie Polsce niepodległość.

Co w istocie wiemy o służbie wojskowej Witkacego? Co możemy o tym wyczytać z jego dzieł – dokąd prowadzą nas tropy jego wojennych przeżyć?

Odnajdywanie wzmianek, aluzji, skojarzeń rosyjsko-wojenno-rewolucyjnych w utworach Witkacego to fantastyczna przygoda dla znawców i miłośników jego twórczości. Ale konkretów jest niewiele. Wiemy, że został oficerem w Pawłowskim Pułku Lejbgwardii i z nim wyruszył w 1915 roku na front. W „Niemytych duszach” jednym zdaniem wspomniał, że brał udział w bitwie pod Witonieżem – „jednej z najkrwawszych na tym froncie”. Dla historyków wojskowości to wskazówka bezcenna. Mowa bowiem o rosyjskiej ofensywie generała Brusiłowa na Wołyniu wiosną i latem 1916 roku. To była największa operacja militarna Wielkiej Wojny, uzgodniona podczas konferencji sztabów ententy w Chantilly. Na odcinku frontu długości prawie 500 km do szturmu na potrójnie umocnione pozycje austro-węgierskie ruszyły jednocześnie cztery rosyjskie armie polowe – czterdzieści dywizji piechoty i piętnaście dywizji kawalerii. W ciągu kilkunastu dni walk zginęło blisko 1,5 mln żołnierzy, a ponad 400 tys. żołnierzy austriackich trafiło do niewoli. Generał Brusiłow – najwybitniejszy dowódca i strateg rosyjskiej armii – odniósł wielki operacyjny sukces. Rozbił w pył wojska Austro-Węgier, wbijając ostatni gwóźdź do trumny wiedeńskiej monarchii, zmusił też Niemcy do wycofania spod Verdun sporej części sił i przerzucenia ich na wschód. Tego właśnie Anglia i Francja od Rosji oczekiwały. Ale losów całej wojny nie zmienił.

Grafika: Piotr Korczyński

Dla biografii Witkacego to moment kluczowy, jedyna akcja bojowa z jego udziałem. Niezwykle dramatyczna i krwawa. Atak pułków lejbgwardyjskiej piechoty trwał cztery doby. Jego celem było sforsowanie Stochodu, zdobycie niemieckich umocnień za tą bagnistą i rozgałęzioną rzeką i otwarcie drogi do węzła kolejowego w Kowlu, a następnie szlaku na Lwów. Szturm zakończył się fiaskiem. Już po pierwszym dniu ofensywy pole bitwy w miejscu, gdzie walczył Pawłowski Pułk, usłane było tysiącami ciał poległych. Kompania Witkacego pod ogniem niemieckiej i własnej artylerii zdobywała wzniesienie 90,0 na drugim brzegu rzeki. Jej dowódca kilkakrotnie prowadził podkomendnych do ataku na bagnety. W rosyjskich archiwaliach wojskowych czytamy, że pomimo doznanej kontuzji „pozostał w szeregu”. Co oznacza, że będąc ranny, uczestniczył w walce na czele swoich żołnierzy, którzy utrzymali wzgórze pomimo zajadłych kontrataków niemieckiej piechoty i niezwykle silnego artyleryjskiego ostrzału. A gdy nocą nadszedł rozkaz wycofania kompanii, doprowadził jej resztki – pozostałych przy życiu rannych i kontuzjowanych – do własnych okopów. Za męstwo w tej bitwie miesiąc później otrzymał awans do stopnia porucznika, a następnie Order Świętej Anny IV klasy.

Starcie nad Stochodem stało się momentem zagłady carskiej lejbgwardii, a sama rzeka nazywana była cmentarną, bo jej wody oraz otaczające ją trzęsawiska wchłonęły kilkaset tysięcy poległych żołnierzy obu walczących stron. To, co wówczas Witkacy przeżył, musiało być o wielekroć straszniejsze od wszelkich „potworności”, jakimi potem epatował w twórczości. Nigdy tego życiowego epizodu nie opisał. Może wspomnienia były tak porażające, że nie potrafił do nich wracać.

Przez podobne wojenne piekło przeszedł Władysław Strzemiński. Po wojnie Witkacy miał okazję go spotkać. Czy dzielili się wojennymi wspomnieniami?

Podporucznika Władysława Strzemińskiego, absolwenta wojskowej Mikołajewskiej Szkoły Inżynieryjnej, wojna zastała w twierdzy Osowiec. Niemcy przez wiele tygodni bezskutecznie usiłujący potężną twierdzę zdobyć zastosowali tutaj nowy, najstraszniejszy wynalazek Wielkiej Wojny – gaz bojowy. O świcie 6 sierpnia 1915 roku saperzy niemieccy wypuścili z 50 tys. butli w kierunku twierdzy gaz wywołujący śmierć przez uduszenie. Fala gazu miała 8 km szerokości, a jej wysokość wynosiła 10–15 m. Załoga Osowca została zdziesiątkowana, 1600 żołnierzy twierdzy zatruło się gazem i udusiło od niego. Niemcy zajęli część fortyfikacji. Dowództwo twierdzy zebrało stu ocalałych żołnierzy i rzuciło ich do walki. Na ochotnika przyłączył się do nich podporucznik Strzemiński, żeby oszacować stan fortyfikacji i skalę zniszczeń dokonanych przez Niemców. W trakcie walki śmiertelnie ranny dowódca kontrataku oddał dowodzenie Strzemińskiemu, który z szablą w dłoni prowadził akcję – do historii rosyjskiej wojskowości przeszła ona jako „atak żywych trupów”. Niemcy wpadli w panikę na widok zdesperowanych rosyjskich żołnierzy, którzy „kaszleli krwią i kawałkami własnych płuc, gdy kwas solny utworzony przez mieszankę gazowego chloru i wilgoci w płucach zaczął rozpuszczać ich ciała”. Opis „ataku żywych trupów” i udział Strzemińskiego znamy z książki wydanej w 1917 roku przez rosyjski Sztab Generalny. Strzemiński nigdy nikomu o tym wydarzeniu nie opowiedział. Nawet jego córka Nika do końca życia nie wiedziała, że to postępująca martwica spowodowana działaniem gazu bojowego, a nie przypadkowy wybuch granatu – jak napisała we wspomnieniach o ojcu – wiele miesięcy później zmusiła lekarzy do amputacji Strzemińskiemu ręki i nogi.

Czy rozmawiał o tym z Witkacym? Spotkali się chyba tylko raz w Zakopanem 24 sierpnia 1931 roku. Julian Przyboś, świadek ich rozmowy, zapamiętał, że nie było to dobre spotkanie. Rozmowa się nie kleiła, a Witkacy ciągle przerywał swojemu rozmówcy i sprawiał wrażenie niespokojnego i poirytowanego. Być może – choć od zakończenia wojny upłynęło prawie trzynaście lat – obaj nie potrafili się w pełni z tym doświadczeniem zmierzyć, uporządkować go ani opisać. Ale jedna rzecz na Witkacym wrażenie zrobić musiała, bo napisał do żony, że Strzemiński był „kawalerem oficerskiego Georgia i złotej szpady”. Doskonale wiedział, że jego Orderu Świętej Anny IV klasy nie da się porównać z rosyjskim odpowiednikiem Virtuti Militari, czyli Krzyżem Kawalerskim Orderu Świętego Jerzego z dodatkowym insygnium w postaci Złotej Broni Świętego Jerzego nadawanym za wyjątkowe zasługi bojowe i akty odwagi.

W „Niemytych duszach” Witkacy odsłania jeszcze jeden epizod swojej rosyjskiej biografii. „Obserwowałem to niebywałe zdarzenie zupełnie z bliska, będąc oficerem Pawłowskiego Pułku Gwardii, który je rozpoczął” – pisze o rewolucji rosyjskiej od lutego do czerwca 1917 roku. Wspomina o „czwartej rocie zapasowego batalionu tego pułku, która rewolucję naprawdę zaczęła” i o „trzystu ludziach zamkniętych w ogromnej, okrągłej, pułkowej stajni, przez kilka dni walczących przeciw całej carskiej Rosji”. Ta marginalna i dość enigmatyczna wzmianka zdaje się wskazywać, że w 1917 roku Witkacy znalazł się w Piotrogrodzie w samym oku rewolucyjnego cyklonu.

Tak rzeczywiście było. Wielki cywilizacyjny przełom, jaki nastąpił wówczas w Rosji – upadek caratu i narodziny bolszewizmu – Witkacy oglądał z bliska, tkwiąc momentami w samym centrum wydarzeń i dotykając ich niemal bezpośrednio. Po bitwie nad Stochodem został ewakuowany do Piotrogrodu i od sierpnia 1916 roku większość czasu spędzał w piotrogrodzkich koszarach swojego pułku. Przydzielony był do 4 roty, tzw. kompanii rekonwalescentów złożonej z żołnierzy i oficerów frontowego Pawłowskiego Pułku, których po walkach na Wołyniu ewakuowano z powodów zdrowotnych do koszar w stolicy.

Władysław Strzemiński, 1932. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

To właśnie ta kompania w niedzielę 25 lutego 1917 roku zbuntowała się przeciwko decyzji o użyciu wojska dla stłumienia robotniczej manifestacji antyrządowej. Żołnierze zabili dowódcę batalionu, a potem kilku policjantów. Buntownicy szybko zostali zapędzeni do „ogromnej, okrągłej pułkowej stajni” gęsto otoczonej posterunkami i stanowiskami karabinów maszynowych. Natychmiast też rozpoczęło się śledztwo, którego finałem miał być pluton egzekucyjny. Ale na wiadomość o buncie 4 roty pawłowców zaczęły się buntować inne bataliony. Płomień buntu ogarnął cały stołeczny garnizon liczący 170 tys. żołnierzy. To był bunt żołnierski, skierowany przeciwko dowódcom i oficerom traktującym rekrutów jak bezrozumne bydło. W ciągu trzech dni żołnierze zabili 869 wojskowych, w tym ponad 70 najbardziej znienawidzonych oficerów lejbgwardii. W trzecim dniu buntu uwięzionych żołnierzy 4 roty uwolniono i z miejsca stali się oni bohaterami mas żołnierskich i piotrogrodzkiej ulicy. Tak rozpoczęła się rewolucja lutowa, na której czele stanął obóz polityczny Aleksandra Kiereńskiego. Dwa tygodnie później abdykował car Mikołaj i kilkuwiekowa rosyjska monarchia absolutna rozpadła się w proch.

W niedzielę Witkacego w koszarach nie było, ale jest wysoce prawdopodobne, że zjawił się tam w trzecim dniu buntu i dowodził swoimi uwolnionymi już żołnierzami podczas ulicznych rozruchów. Możliwe, że bronił przed uliczną tłuszczą wielkiego składu win przy ulicy Mochowej, a gdy motłoch naciskał, rozkazał swoim żołnierzom rozbić beczki z winem.

W następnych tygodniach kompania rekonwalescentów i cały zapasowy batalion, przeformowany wkrótce w Zapasowy Pułk Pawłowski, szybko radykalizował się pod wpływem rewolucyjnej agitacji i jako pierwszy przeszedł na stronę bolszewików. Pawłowcy uczestniczyli w pierwszej nieudanej próbie bolszewickiego puczu, tzw. marszu na Pałac Maryjski. Na podstawie dokumentacji pułkowej możemy przypuszczać, że Witkacy brał w tym marszu udział. Wraz ze swoimi żołnierzami uczestniczył też zapewne w próbie drugiego puczu, zainicjowanego buntem pułku karabinów maszynowych. Po jego pacyfikacji Lenin uciekł z Rosji i ukrył się w Helsinkach. Pawłowski Pułk został wtedy częściowo rozformowany, a Witkacemu udało się uzyskać kwartalny urlop zdrowotny, o który zabiegał od wielu miesięcy, nie chcąc „z powodu schizoidalnych zahamowań” – jak napisze po latach – brać aktywnego udziału w kolejnych sekwencjach rewolucyjnych konwulsji. Październikowy pucz bolszewicki, po którym zaczęła się rodzić Rosja bolszewicka, oglądał już „jak z loży”, z perspektywy urlopowanego oficera. Zapewne wiedział jednak doskonale, że Pałac Zimowy zdobywali żołnierze jego 4 roty.

Jest jeszcze jedna zagadkowa wzmianka Witkacego dotycząca jego udziału w rewolucji: „do czwartej roty zapasowego batalionu, która rewolucję naprawdę zaczęła, miałem zaszczyt być później wybranym przez moich żołnierzy z frontu”. Czy z wyboru żołnierzy 4 roty porucznik Witkiewicz został czerwonym komisarzem?

Od wielu lat ta informacja budzi emocje wśród witkacologów. Skoro żołnierze wybierali komisarzy, a Witkacy przyznaje, że został wybrany, to musiał być czerwonym komisarzem. To całkowite nieporozumienie. Otóż dla uśmierzenia buntu stołecznego garnizonu i opanowania antyoficerskiego gniewu żołnierskich mas Rząd Tymczasowy wydał tzw. rozkaz numer jeden znoszący oficerskie rangi i wprowadzający żołnierski samorząd, który między innymi uzyskał prawo weryfikowania stanowisk oficerskich i dowolnego ich obsadzania. W wyniku tej akcji, podczas upokarzających wieców wielu oficerów zdegradowano i pozbawiono etatów, wielu pobito, a najbardziej znienawidzonych, którzy przeżyli dni buntu, po prostu z koszar wypędzono bez prawa powrotu.

Podczas takiego wiecu, przypominającego ludowy trybunał, żołnierze 4 roty obdarzyli porucznika Witkiewicza zaufaniem i wyznaczyli go na stanowisko oficerskie w swojej kompanii. Sam Witkacy oceniał to trzeźwo i realistycznie: „zawdzięczam ten zaszczyt słabym zasługom negatywnym; nie biłem w mordę, nie kląłem po »matuszkie«, karałem słabo i byłem względnie grzeczny – nic ponadto”.

Wielu twórców, a na wszystkich frontach Wielkiej Wojny walczyło dziesiątki artystów, ludzi sztuki, literatury, intelektualistów, doznało podczas tych strasznych lat ogromnej traumy. Witkacy doświadczył jej w zwielokrotnionym natężeniu. Piekło frontowej masakry i żołnierskiego buntu, upadek caratu, nieudana próba zainstalowania w Rosji demokracji parlamentarnej i bezlitośnie miażdżąca wszelki stary porządek bolszewicka dyktatura to przeżycie ponad zwykłą miarę. Jaki wyraz znalazło to w jego postawie i twórczości?

Witkacy wyruszał na wojnę jako młody człowiek wciąż jeszcze poszukujący swojego artystycznego i twórczego drogowskazu, a także szukający swojego miejsca w życiu. Wrócił z Rosji latem 1918 roku jako w pełni uformowany, dojrzały twórca z jasno ukształtowaną wizją nowej artystycznej i intelektualnej drogi. Przywiózł do kraju własną koncepcję sztuki, którą zaprezentował w pracy „Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia” oraz zasadniczy zarys swojego głównego dzieła filozoficznego „Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie Istnienia”, które ukaże się w druku dopiero w 1935 roku. Szybko ukończył dzieła malarskie rozpoczęte w Rosji oraz namalował nowe obrazy na wystawę w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych i przystąpił do awangardowej grupy formistów.

Całość twórczych wysiłków – malarskich, pisarskich, teatralnych i filozoficznych – podporządkował swojej teorii Czystej Formy, którą w zasadniczym stopniu ukształtowały jego rosyjskie doświadczenia. Kataklizmy cywilizacyjne, które widział z bliska, przywiodły go do przekonania, że sprawy ludzkości nieuchronnie biegną w złym kierunku. Takie idee historiozoficzne przedstawiał w swoich pismach, dramatach i powieściach, kreśląc katastroficzną wizję rozwoju społecznego, który zmierza ku całkowitej uniformizacji i schematyzacji życia, zapewniając wprawdzie ludzkości potoczne bytowo-biologiczne szczęście, ale równocześnie unicestwi religie, filozofię i sztukę, zabije potrzebę doznawania uczuć metafizycznych i jakikolwiek indywidualizm. Ratunku przed katastrofą upatrywał w sztuce, która choć – jego zdaniem – zdegenerowana od stuleci, to jednak wciąż pozostaje ostatnim bastionem pozwalającym odnaleźć wyższe metafizyczne uczucia i poczuć dziwność istnienia wyrywającą nas z bezkształtnej zbiorowej masy.

Za życia Witkacego jego idee nie były rozumiane, przyjmowano je z lekceważeniem jako wymysły ekscentrycznego artysty. Ale doświadczenia totalitaryzmu bolszewickiego, a potem hitlerowskiego, dyktatur komunistycznych i faszystowskich zmieniły postrzeganie jego twórczości. Dziś widzimy w nim niemal piątego wieszcza kreślącego wizję świata, który nastąpił już po nim i przed którym bezskutecznie starał się nas ostrzegać. I widzimy w tej wizji nadzieję, że uznanie odrębności każdego człowieka jako „istnienia poszczególnego” otoczonego tajemnicą własnego indywidualizmu może być ważną wartością w świecie, który – jak za życia twórcy teorii Czystej Formy – biegnie chyba w złym kierunku.

Rozmawiał: Piotr Korczyński

autor zdjęć: Domena publiczna, NAC, Grafika: Piotr Korczyński

dodaj komentarz

komentarze


Wojna w świętym mieście, część druga
 
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
Ukraińscy żołnierze w ferworze nauki
Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Więcej koreańskich wyrzutni dla wojska
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Polsko-australijskie rozmowy o bezpieczeństwie
Szybki marsz, trudny odwrót
Bohater września ’39 spełnia marzenia
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Ameryka daje wsparcie
Pytania o europejską tarczę
Weterani w Polsce, weterani na świecie
SOR w Legionowie
W Italii, za wolność waszą i naszą
NATO na północnym szlaku
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
Zachować właściwą kolejność działań
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Tragiczne zdarzenie na służbie
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Wytropić zagrożenie
Morze Czarne pod rakietowym parasolem
Na straży wschodniej flanki NATO
Święto stołecznego garnizonu
Pierwsi na oceanie
Pilecki ucieka z Auschwitz
Priorytety polityki zagranicznej Polski w 2024 roku
Wojskowi medycy niosą pomoc w Iraku
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Pod skrzydłami Kormoranów
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Donald Tusk: Więcej akcji a mniej słów w sprawie bezpieczeństwa Europy
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Metoda małych kroków
25 lat w NATO – serwis specjalny
Wypadek na szkoleniu wojsk specjalnych
Od maja znów można trenować z wojskiem!
Zmiany w dodatkach stażowych
Wojna w świętym mieście, epilog
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
Sandhurst: końcowe odliczanie
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
NATO on Northern Track
Wiceszef MON-u: w resorcie dochodziło do nieprawidłowości
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Kadisz za bohaterów
Trotyl z Bydgoszczy w amerykańskich bombach
Sprawa katyńska à la española
Posłowie dyskutowali o WOT
Gunner, nie runner
W obronie wschodniej flanki NATO
Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
Rekordziści z WAT
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
Ta broń przebija obronę przeciwlotniczą
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Kolejne FlyEye dla wojska

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO