Mamy najsilniejsze siły powietrzne spośród środkowoeuropejskich członków NATO.
Trwa nieustanna modernizacja polskich Sił Powietrznych, które otrzymają wkrótce między innymi samoloty transportowe i radary. Niebawem mogą też do nich trafić nowoczesne zestawy rakiet przeciwlotniczych i szkolne odrzutowce, a być może również dodatkowe maszyny wielozadaniowe. Programy modernizacyjne stanowią ogromne obciążenie dla budżetu państwa, więc są rozłożone na wiele lat. Równolegle z wprowadzaniem nowego sprzętu unowocześniany jest już posiadany. Siły Powietrzne przeszły ponadto w ostatnich latach wielką reorganizację, w której wyniku zostały zoptymalizowane ich struktury. Dziś składają się z trzech głównych komponentów: wojsk lotniczych, obrony powietrznej i radiotechnicznych.
Po zmianach w Siłach Powietrznych funkcjonują cztery skrzydła lotnictwa – dwa taktycznego oraz po jednym transportowym i szkolnym. „Mamy siedem eskadr bojowych, dwie transportowe oraz jedną specjalną”, wylicza generał brygady pilot Stefan Rutkowski, szef wojsk lotniczych. W składzie skrzydeł są również bazy lotnicze pełniące rolę oddziałów gospodarczych – pięć lotnictwa bojowego, dwie szkolnego i tyle samo transportowego.
Flota myśliwców
Siły Powietrzne dysponują 112 samolotami bojowymi. Najnowocześniej wyposażone są trzy eskadry 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego: mają 48 samolotów wielozadaniowych F-16C/D Block 52, dostarczonych w latach 2006–2009. Wraz z myśliwcami Polska nabyła rakiety powietrze-powietrze AIM-9X Sidewinder i AIM-120C AMRAAM oraz amunicję precyzyjną. W lutym 2012 roku pojawiła się informacja, że zamierzamy dokupić kolejną partię uzbrojenia oraz dodatkowe silniki i wyposażenie za 447 milionów dolarów. Po 2020 roku trzeba będzie zastanowić się nad modernizacją F-16. Po tym, jak zdecydowano się na szesnastki, w dwóch bazach należało przeprowadzić prace, dzięki którym Łask i Krzesiny są najnowocześniejszymi lotniskami wojskowymi w tej części Europy.
W Polsce wciąż eksploatowany jest głównie sprzęt poradziecki. Samoloty MiG-29 i Su-22 mamy w jednostkach 1 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego. „Nasze maszyny MiG pełnią dyżury bojowe w kraju”, przypomina generał Rutkowski. „Uczestniczą też z powodzeniem w misji Air Policing, która ma na celu ochronę przestrzeni powietrznej nad Litwą, Łotwą i Estonią”.
Flota 32 myśliwców MiG-29 zostanie poddana modernizacji. Jak zapewniał w czasie wykładu na konferencji w Wojskowej Akademii Technicznej 23 maja 2012 roku pułkownik Sylwester Krysztofiak, główny specjalista szefa Sztabu Generalnego WP do spraw Sił Powietrznych, jej celem ma być nie tylko przedłużenie resursu, lecz także zwiększenie zakresu danych, które będą docierać do pilotów. W tej chwili jest ich bardzo mało, ponieważ polskie MiG-i od czasu ich wyprodukowania pod koniec lat osiemdziesiątych nie zostały zmodernizowane.
Unowocześnione myśliwce mogą stać się maszynami interoperacyjnymi, zdolnymi do lotu w ugrupowaniach NATO, ale po zamontowaniu terminali wymiany danych Link 16 i dodatkowego radia. Zwiększone mają też zostać możliwości bojowe tych samolotów, zapewne dzięki zastosowaniu nowego radaru i przystosowaniu myśliwców do zachodniego uzbrojenia. Trójstopniowy proces unowocześniania MiG-ów już się zaczął. Pierwszą fazę modernizacji przechodzą kolejne z 16 myśliwców z Mińska Mazowieckiego.
Najstarszymi samolotami bojowymi, jakie mamy, są myśliwsko-bombowe Su-22 (w latach osiemdziesiątych kupiliśmy ich ponad sto). „Możemy mówić, że są to maszyny uderzeniowe”, zaznacza generał Rutkowski. W służbie pozostawiliśmy 32 egzemplarze Su-22, które latają w dwóch eskadrach w Świdwinie. W 2008 roku rozformowano natomiast wyposażoną w te maszyny 7 Eskadrę z Mirosławca.
Nadal nie zapadła decyzja w sprawie modernizacji Su-22. Zakładano, że po jej przeprowadzeniu, maszyny można by użytkować do 2024–2026 roku. W przeciwnym wypadku, zgodnie z nadanymi resursami, możliwości eksploatacji tych maszyn skończą się w 2015 roku. Chociaż zdania na temat Su-22 są podzielone, to za pewnik należy uznać, że likwidacja bazy w Świdwinie oznaczałaby zmniejszenie liczby polskich eskadr bojowych z siedmiu do pięciu, a utracone kadry trudno byłoby odbudować.
Jednym z rozwiązań branych pod uwagę jest przedłużenie resursów Suchojów bez inwestowania w zwiększenie ich możliwości bojowych. Nie rozwiązuje to jednak istotnego problemu kończących się resursów uzbrojenia tych maszyn. Brak decyzji odnośnie do modernizacji Su-22 przesądzi o ich rychłym wycofaniu, co będzie się wiązało z koniecznością zakupu dodatkowej eskadry maszyn bojowych.
Ujednolicanie parku maszyn
Z ekonomicznego punktu widzenia najlepszym rozwiązaniem jest kupno F-16. Bardziej perspektywiczne byłoby jednak pozyskanie nowych samolotów w wersji, którą już mamy, a nie używanych myśliwców. Wybór zupełnie nowego typu maszyny wiązałby się z koniecznością stworzenia od podstaw infrastruktury i systemu szkolenia personelu.
Na nowe myśliwce trzeba by wydać około miliarda dolarów (Turcja zamówiła w 2007 roku 30 F-16C/D Block 50 za 1,78 miliarda dolarów). Jak zastrzega jednak pułkownik Wojciech Ozga, szef Zarządu Planowania Rozwoju Sił Powietrznych – A5: „Należy mieć na uwadze, że potrzeby Sił Powietrznych nie ograniczają się tylko do samolotów”.
Modernizacja Su-22 przedłużyłaby okres eksploatacji tych samolotów mniej więcej o dekadę. Gdyby ją przeprowadzono, zbiegłyby się w czasie momenty wycofywania ze służby Suchojów i MiG-29. Mielibyśmy natomiast kilka lat na przygotowanie przetargu, który wyłoniłby następcę samolotów obu typów. Zgodnie z założeniem, że od podpisania kontraktu do pierwszych dostaw zwykle mija kilka lat, decyzja o wyborze nowego samolotu powinna zapaść około 2022 roku.
Generał Rutkowski podkreśla, że na razie powinniśmy kontynuować modernizację tych elementów infrastruktury lotniskowej, w których przypadku nie jest potrzebna wiedza, jaki konkretny statek powietrzny będzie tam stacjonował. „To prawda, że większość baz 1 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego wymaga unowocześnienia”, potwierdza pułkownik Ozga.
„W Świdwinie na przykład ostatnie kompleksowe modernizacje nawierzchni lotniskowych wykonano przed około trzydziestu laty”. Prace na lotniskach 1 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego muszą zostać przeprowadzone niezależnie od tego, jakie decyzje zapadną w sprawie nowych samolotów.
Powiew nowoczesności
W kolejnej dekadzie okaże się, w jakim kierunku będzie rozwijać się lotnictwo bojowe. Z pewnością coraz szerzej w działaniach rozpoznawczych wykorzystywane będą bezzałogowe statki latające, które mogą być też coraz częściej używane w misjach bojowych.
W polskim lotnictwie powinny znaleźć się bezzałogowce klasy MALE (Medium Altitude Long Endurance). Maszyny tego typu mogą latać na wysokości od 3000 do 9000 metrów i przebywać w powietrzu do 48 godzin. Są też na tyle wszechstronne, że można je wykorzystywać w czasie pokoju, kryzysu i wojny. Ich walory to zdolność do prowadzenia długotrwałych obserwacji, przekazywania informacji w czasie zbliżonym do rzeczywistego, a także wykonywania misji uderzeniowych. Biorąc jednak pod uwagę uwarunkowania technologiczne i możliwości operacyjnego użycia dostępnych na rynku platform bezzałogowych, należy uznać, że ich wykorzystanie jako zamienników samolotów bojowych będzie możliwe za dwadzieścia, trzydzieści lat. Ostatnio Inspektorat Uzbrojenia poinformował, że „rozpoczął realizację fazy analityczno-koncepcyjnej w zakresie pozyskania bezzałogowych statków powietrznych klasy taktycznej średniego zasięgu”.
Polskie lotnictwo transportowe w ostatniej dekadzie przeszło wielkie przeobrażenia. W 2001 roku podpisano w naszym kraju pierwszy po II wojnie światowej kontrakt na samoloty wojskowe z Zachodu. Zamówienie opiewało na osiem maszyn C-295M z opcją jego rozszerzenia o cztery (skorzystaliśmy z tego w następnych latach). Pierwszy wyprodukowany w Hiszpanii transportowiec wylądował na lotnisku w podkrakowskich Balicach w sierpniu 2003 roku. Niestety, w styczniu 2008 roku jedna z maszyn uległa katastrofie pod Mirosławcem.
29 czerwca 2012 roku generał dywizji Andrzej Duks, szef IU, podpisał z Domingiem Ureñą-Rasą, prezesem zarządu firmy Airbus Military, umowę na dostawę kolejnych pięciu samolotów transportowych C-295M wraz z pakietem logistycznym. Pierwsze dwie nowe maszyny w takiej samej wersji jak już eksploatowane Siły Powietrzne otrzymają w tym roku, a pozostałe – w 2013 (eskadra stacjonująca w 8 Bazie Lotnictwa Transportowego w Krakowie będzie mieć 16 samolotów C-295M).
Powodem zakupu były potrzeby wzmocnienia zdolności transportowych bazy, która od 2007 roku obsługuje nasz kontyngent wojskowy w Afganistanie. Właśnie w wyniku zwiększonego zaangażowania zawodowego wojska w misjach zagranicznych okazało się, że potrzebujemy większego samolotu transportowego. Początkowo Polska była zainteresowana wycofywanymi z brytyjskiego lotnictwa maszynami C-130K Hercules. Po analizach ich stanu oraz kosztów unowocześnienia polski resort obrony zdecydował się jednak skorzystać z amerykańskiej oferty, dotyczącej pięciu samolotów C-130E. Pierwszy z nich wylądował na lotnisku w Powidzu w marcu 2009 roku. Ostatni ma być odebrany w sierpniu, przed tegorocznym Świętem Lotnictwa.
Na ile nas stać
Zanim amerykańskie Herculesy zostały przekazane Polsce, przeszły gruntowny remont. Są to jednak maszyny czterdziestoletnie i ich czas eksploatacji jest ograniczony. Szef wojsk lotniczych uważa, że w latach 2014–2015 powinna zapaść decyzja, czy dalej inwestujemy w C-130E, czy kupujemy ich następcę. Zdaniem generała Rutkowskiego nasze potrzeby zaspokoiłyby trzy duże transportowce. Do wyboru będziemy mieć: najnowszą wersję Herculesa – C-130J, znacznie większy europejski A400M, który zaczyna być produkowany, oraz opracowywany brazylijski odrzutowy KC-390 (tą konstrukcją zainteresowane są Czechy).
Przed laty Polska zamierzała kupić dwa duże samoloty transportowe mające możliwość tankowania w powietrzu. Ze względu na wysokie koszty odroczono przedsięwzięcie i jeśli zapadną jakieś decyzje w tej sprawie, to należy się ich spodziewać dopiero po 2018 roku. Nie wiadomo, czy zdecydujemy się na samodzielny zakup takich maszyn, czy włączymy się do wielonarodowej inicjatywy. Już dziś uczestniczymy w dwóch podobnych przedsięwzięciach – korzystamy z samolotów E-3 Sentry (w ramach wspólnej natowskiej jednostki wczesnego ostrzegania) i trzech maszyn C-17 (ze wspólnej jednostki transportu strategicznego).
„Siły Powietrzne są zainteresowane częścią nowych inicjatyw wielonarodowych NATO i Unii Europejskiej, ale na razie są one w bardzo wstępnej fazie i z ostatecznymi decyzjami trzeba poczekać, aż staną się bardziej konkretne”, zastrzega pułkownik Ozga. Oprócz zdolności tankowania w powietrzu i transportu dzięki współpracy międzynarodowej możliwe stałoby się wspólne szkolenie pilotów i wysuniętych kontrolerów naprowadzania. Obserwujemy także rozwój unijnej inicjatywy dotyczącej węzłów transportowych – lotniczych portów przeładunkowych, choćby na potrzeby operacji humanitarnych. Jak zauważa pułkownik Ozga, byłoby to przedsięwzięcie o takiej skali, że poza Siłami Powietrznymi musiałby zaangażować się w nie szerszy krąg uczestników, również spoza resortu obrony. Podstawowym lekkim transportowcem, którym dysponujemy, jest produkowany w Polsce M-28 Bryza. Lotnictwo otrzymało już cztery z ośmiu zamówionych maszyn z awioniką glass cockpit. Dostawy zakończą się w pierwszym kwartale 2013 roku.
Od lat sześćdziesiątych XX wieku polscy piloci szkolą się na odrzutowym samolocie TS-11 Iskra, który trzeba zastąpić w najbliższych latach nową konstrukcją. Ministerstwo obrony zamierzało kupić 16 maszyn do szkolenia przyszłych pilotów wielozadaniowych samolotów bojowych (Lead-in Fighter Training). Po unieważnieniu przetargu w październiku 2011 roku rozpoczęto prace nad pozyskaniem samolotu szkolnego – Advanced Jet Trainer (AJT), zamiast szkolno-bojowego. „Mam nadzieję, że przetarg zostanie ogłoszony jeszcze w końcu tego roku lub na początku przyszłego, tak by nowe odrzutowce weszły do służby w połowie tej dekady”, mówi generał Rutkowski.
Plan przewiduje zakup „zintegrowanego systemu szkolenia zaawansowanego”, czyli szesnastu odrzutowców wraz z pakietami logistycznym i szkoleniowym. Jak przyznaje pułkownik Ozga: „Samoloty te są potrzebne do szkolenia zarówno przyszłych pilotów dzisiejszych F-16, jak i tych mających w przyszłości latać samolotami, które zastąpią Su-22 i MiG-29”.
Trwa już modernizacja śmigłowych samolotów szkolnych PZL-130 Orlik w wersji TC-II. W kolejce czeka jeszcze siedem z tuzina maszyn. Wszystkie powinny trafić w ciągu dwóch lat do 42 Bazy Lotnictwa Szkolnego w Radomiu. Nie ma natomiast decyzji o wprowadzeniu proponowanych przez Airbus Military Polska we współpracy z Instytutem Technicznym Wojsk Lotniczych Orlików z awioniką glass cockpit. Model samolotu ma być gotowy do testów w drugiej połowie 2013 roku. Wojskowi sugerują, żeby z decyzją w sprawie kolejnej modernizacji PZL-130 poczekać do czasu wyboru AJT.
Trzecią maszyną szkolną w Siłach Powietrznych jest śmigłowiec SW-4 Puszczyk. Niestety, jest on bardzo podatny na awarie, ponadto ma tylko jeden silnik. Tymczasem opuszczający mury dęblińskiej „Szkoły Orląt” pilot śmigłowca powinien umieć latać maszyną dwusilnikową. Dziś wykorzystuje się więc do szkolenia podchorążych śmigłowce Mi-2.
Tak jak w wypadku Iskier, czas ich eksploatacji zbliża się jednak do końca. Do rozstrzygnięcia pozostaje, czy Puszczyki w przyszłości miałyby zostać zastąpione przez lekkie dwusilnikowe śmigłowce, czy przez maszyny na bazie platformy, która zostanie wybrana w wyniku trwającej właśnie procedury przetargowej. W przyszłości do Sił Powietrznych powinni trafić też następcy transportowych Mi-8, a później Sokołów i Mi-17.
Wpatrzeni w niebo
Wojska radiotechniczne pełnią całodobowy dyżur bojowy, śledzą to, co dzieje się w przestrzeni powietrznej Polski i wokół niej. W wyniku restrukturyzacji w Siłach Powietrznych pozostawiono 3 Wrocławską Brygadę Radiotechniczną z czterema batalionami. Tworzą je kompanie radiotechniczne i posterunki radiolokacyjne dalekiego zasięgu Backbone. Zakup części z montowanych na tych ostatnich posterunkach radarów sfinansowało NATO.
„Wojska radiotechniczne są dość dobrze wyposażone, głównie w sprzęt produkcji krajowej”, podkreśla pułkownik Ozga. Dziś mają one kilkadziesiąt radarów. „W przeszłości było ich więcej, ale nie mieliśmy do dyspozycji platformy latającej AWACS. Jej brak nadrabialiśmy gęstością posterunków naziemnych”, wyjaśnia pułkownik Włodzimierz Damaziak, szef Oddziału Eksploatacji Sprzętu Bojowego w Szefostwie Wojsk Obrony Przeciwlotniczej i Radiotechnicznych.
W 2013 roku w reżimie bojowym będą pracować wszystkie trzy posterunki Backbone z włoskimi radarami RAT-31 DL. Trzy inne korzystają z urządzeń krajowej produkcji NUR-12M. W Polsce powstały jedne z ostatnich stacjonarnych stanowisk radarów dalekiego zasięgu sfinansowane przez sojuszników. Teraz NATO preferuje mobilne zestawy radarowe, które mają większą żywotność na polu walki. Do wojsk radiotechnicznych trafiły więc stacje typu NUR-15M o krótkim czasie zwijania i rozwijania.
Z czasem służbę zakończą radary poprzedniej generacji, takie jak przewoźne NUR-12ME, odległościomierze radiolokacyjne NUR-31MK i wysokościomierze radiolokacyjne NUR-41. Przed 2018 rokiem te dwie ostatnie konstrukcje powinny być zastąpione radarami trójwspółrzędnymi, łączącymi w sobie oba urządzenia – odległościomierz i wysokościomierz. Przed 2018 rokiem można spodziewać się dostarczenia kilkunastu stacji NUR-15M.
Analitycy oceniają, że środki napadu powietrznego będą udoskonalane w taki sposób, że coraz trudniej będzie je wykryć. Kształt i pokrycie specjalnymi materiałami spowodują rozpraszanie i pochłanianie fal elektromagnetycznych. Część maszyn będzie ponadto emitowała fale powodujące zakłócenia elektroniczne. Wyzwanie będą stanowiły również rakiety i obiekty nisko latające z dużymi prędkościami. W dalszej perspektywie powinniśmy więc pozyskać trójwspółrzędne pasywne koherentne stacje radiolokacyjne typu PCL. „Głównym ich atutem jest to, że wykrywają obce obiekty, nie emitując fal elektromagnetycznych. Tym samym są trudne do wykrycia”, wyjaśnia pułkownik Damaziak. Potrzebujemy też radarów z anteną z rozproszonym nadajnikiem półprzewodnikowym. Trwające już prace nad mobilną trójwspółrzędną stacją radiolokacyjną dalekiego zasięgu pracującą w paśmie S noszą kryptonim „Warta”.
„Nie sądzę, by w ciągu najbliższych piętnastu, dwudziestu lat pojawiły się jakieś nowe technologie w radiolokacji naziemnej. Doskonalone będą te już stosowane”, konkluduje pułkownik. Równocześnie będzie malała rola klasycznych radarów naziemnych, gdyż w warunkach wojennych łatwo je zniszczyć. Na znaczeniu zyskają za to systemy powietrzne i satelitarne oraz sensory innego rodzaju.
Potrzebna zmiana
Istnieje szansa, że wkrótce polskiego nieba będą bronić nowoczesne zestawy rakietowe. Jako pierwsze otrzymają je dywizjony. Jak przyznaje pułkownik Waldemar Babinowski, zastępca szefa Obrony Przeciwlotniczej MON, „w programie do 2018 roku mamy zapewnione środki na zakup jednego zestawu średniego zasięgu i dwóch krótkiego zasięgu”.
Plan zakłada uruchomienie procedury wyboru dostawcy oręża w 2013 roku. Niestety, nowy sprzęt rakietowy jest bardzo drogi i jego wymiana potrwa co najmniej dziesięć, piętnaście lat. Zestawy średniego zasięgu powinny być zdolne do zwalczania nie tylko samolotów, lecz też rakiet balistycznych i manewrujących oraz bezzałogowców. Jest to koniecznie, chociażby w związku z zapowiedziami Rosji, że rozmieści rakiety balistyczne Iskander w rejonie Królewca. Inne walory nowych zestawów, które wymieniają eksperci, to mobilność i możliwość integracji różnych typów rakiet. Na potrzebę posiadania zdolności przeciwrakietowych przez polską obronę powietrzną wskazywał wielokrotnie prezydent Bronisław Komorowski.
Po restrukturyzacji wszystkie jednostki obrony przeciwlotniczej Sił Powietrznych znalazły się w 3 Warszawskiej Brygadzie Rakietowej Obrony Powietrznej. Tworzy ją sześć dywizjonów rakietowych i jeden zabezpieczenia. Ich oręż to jeden zestaw dalekiego zasięgu Wega, kilkanaście zestawów Newa oraz mechanizmy wraz z pociskami rakietowymi Grom. Sprzęt ten wymaga modernizacji lub wymiany. Jak przyznaje pułkownik Ozga: „Nasze uzbrojenie i sprzęt umożliwiają zwalczanie środków napadu powietrznego poprzednich generacji, wywodzących się konstrukcyjnie z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku”.
„Jeśli zestawy średniego i krótkiego zostałyby wybrane w przyszłym roku, pierwsze dostawy zaczęłyby się za trzy–pięć lat”, zauważa pułkownik Babinowski. A przecież potrzebny jest też czas na wyszkolenie personelu, by nowy sprzęt osiągnął pełną gotowość bojową. Newy SC, stanowiące podstawę wojsk obrony powietrznej, zostaną doposażone w środki łączności sprzęgnięte z SD SAMOC 3 Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej.
Koszty modernizacji lotnictwa i obrony powietrznej liczone są w miliardach złotych. Przebieg współczesnych konfliktów wykazuje jednak, że ten, kto kontroluje przestrzeń powietrzną, odnosi sukces. Lotnictwo jest zdolne sparaliżować działania często liczniejszych sił lądowych przeciwnika, a efektywna obrona przeciwlotnicza zapewnia swobodę manewrowania własnym jednostkom. Silne siły powietrzne stanowią też element odstraszający potencjalnego agresora. Te miliardy na unowocześnienie systemu obrony powietrznej muszą się więc znaleźć.
|
DOBRA PRZYSZŁOŚĆ Trzy pytania do generała broni pilota Lecha Majewskiego, dowódcy Sił Powietrznych Czy nasze Siły Powietrzne są zainteresowane przystąpieniem do kolejnych wielonarodowych inicjatyw militarnych? Polska już uczestniczy w takich przedsięwzięciach. Dzięki nim racjonalizujemy koszty działania i uzyskujemy dostęp do zdolności operacyjnych, których samodzielnie nie bylibyśmy w stanie sobie zapewnić. Z uwagą śledzimy wszystkie pomysły związane z uzyskaniem nowych zdolności dzięki inicjatywom smart defence i pooling and sharing. Sądzimy, że w trudnej sytuacji ekonomicznej państwa europejskie będą dążyły do łączenia zasobów militarnych. Pojawiły się na przykład pomysły wspólnego szkolenia pilotów i wysuniętych nawigatorów naprowadzania, a nawet tworzenia wspólnych jednostek lotniczych. Obserwujemy rozwój sytuacji; w grę bowiem wchodzi wiele czynników politycznych, gospodarczych, prawnych. Czy nasze Siły Powietrzne planują pozyskanie samolotów bezzałogowych? Tak, zostało to zapisane w programie rozwoju całych sił zbrojnych. Potrzebujemy rozpoznawczych samolotów bezzałogowych o zasięgu operacyjnym, uzbrojonych, które będą długo dyżurować w powietrzu. Powinniśmy również dążyć do ujednolicenia floty naszych samolotów taktycznych. I to nastąpi: po trwającej modernizacji myśliwce MiG-29 pozostawimy w służbie dłużej niż nieunowocześnione szturmowce Su-22, których jesteśmy ostatnim użytkownikiem w Europie. Po analizach uznaliśmy, że jest to racjonalne rozwiązanie ze względów operacyjnych i finansowych. Co Pan sądzi o pomyśle zastąpienia poradzieckich odrzutowców Su-22 i MiG-29 jedną wielozadaniową platformą bojową? Wkrótce powinny zapaść decyzje, czym i kiedy zastąpimy planowane do wycofania Su-22. W Siłach Powietrznych zaczęliśmy się już do tego przygotowywać. Jednostki lotnicze 1 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego czeka więc dobra przyszłość. MiG-29 świetnie sprawdzają się w różnych zadaniach i niech nam służą jak najdłużej. |
Obrona przeciwlotnicza to nie tylko rakiety i radary. O jej efektywności decydują systemy dowodzenia. W 2012 roku przeciwlotnicy dostali nowe stanowiska dowodzenia systemu SAMOC (SDP-20) i SDP-10N, które umożliwiają im prowadzenie walki we współpracy z systemami przeciwlotniczymi sojuszników. Stanowiska korzystające z systemu transmisji danych Link 11B mogą pracować w natowskim zintegrowanym systemie obrony powietrznej NATINADS. W maju do skwierzyńskiego dywizjonu trafiły zestawy Newa SC. Jednostka, którą zastąpił – 61 Pułk Rakietowy OP – dysponowała zestawami Krug. Jeszcze w tym roku dowództwo 3 Brygady Rakiet OP przeprowadzi się z Bemowa do Sochaczewa, co zakończy trwającą od kilku lat restrukturyzację. |
autor zdjęć: Bartosz Bera
