JEDNOSTKA W KAMUFLAŻU

By zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu, w 1944 roku alianci wysłali do Europy Zachodniej specjalną jednostkę. Jej wyposażenie stanowiły radiostacje, głośniki i… gumowe czołgi.

Wojna to sztuka wprowadzania w błąd – stwierdził swego czasu klasyk sztuki wojennej Sun Tzu. Kluczem do sukcesu jest skierowanie uwagi nieprzyjaciela tam, gdzie chcemy, i odwrócenie jej od miejsca, którego nie powinien widzieć. Świadomość tej, wydawałoby się prostej, ale jakże ważnej zasady mieli podczas II wojny światowej alianccy dowódcy, którzy w 1944 roku przygotowywali się w Wielkiej Brytanii do otwarcia przeciwko III Rzeszy drugiego frontu. Tam też narodził się śmiały plan – utworzenia „armii duchów”.

Bezpośrednią inspiracją był sukces Brytyjczyków w kampanii w Afryce Północnej, gdzie dla zmylenia wroga używano makiet czołgów i dział. Tam też zbudowano fałszywą linię kolejową, by uchronić prawdziwą przed bombardowaniami (wcześniej, to jest w 1918 roku, podobny manewr przeciwko Niemcom zastosowano na froncie zachodnim, gdzie użyto makiet czołgów). Alianci postanowili powtórzyć sprawdzony fortel, ale tym razem na zdecydowanie większą skalę. Operacja „Quicksilver” miała na celu przekonanie Niemców, że inwazja rozpocznie się w rejonie Pas de Calais. W tym samym czasie grupa amerykańskich oficerów zainicjowała tworzenie tajnej jednostki specjalnej, którą planowano wysłać na front.

Amerykańscy oficerowie już w 1943 roku zaczęli się zastanawiać, jak podczas nieuchronnej walki w Europie Zachodniej wykorzystać element zaskoczenia i wprowadzać nieprzyjaciela w błąd, by w ten sposób uzyskać przewagę. Zanalizowano doświadczenia brytyjskie, a także własne – w 1942 roku bowiem przeprowadzono skuteczną operację zamaskowania przed ewentualnym niemieckim nalotem fabryki w Baltimore, która produkowała bombowce. Amerykanie doszli do wniosku, że utworzenie specjalnej jednostki do taktycznego mylenia Niemców to właściwy krok. Pod koniec 1943 roku z Londynu do Waszyngtonu wysłano prośbę o powołanie oddziału. Gen. Dwight Eisenhower, który nadzorował przygotowania do inwazji, poparł projekt i nadał mu priorytet. Alianci potrzebowali bowiem każdego środka, który pozwoliłby im wygrać wojnę z Niemcami.

Oszustwo na trzy sposoby

Tak narodziła się jednostka o nic niemówiącej nazwie 23rd Headquarters Special Troops, która została podzielona na trzy komponenty – mylenia wizualnego, mylenia radiowego i mylenia dźwiękowego. Najłatwiej przyszło stworzenie tego pierwszego. Na potrzeby jednostki desygnowano 350-osobowy 603 Inżynieryjny Batalion Kamuflażu, który wsławił się tym, że dzięki niemu „zniknęła” wspomniana fabryka w Baltimore. Dołączono do niego najlepiej rokujących kandydatów – znaczna ich część pochodziła z uczelni artystycznych z Nowego Jorku i Filadelfii. Niektórzy byli aktorami, marketingowcami, projektantami. Wybór był świetny, bo w grupie znaleźli się późniejsi artyści o międzynarodowej sławie – Arthur B. Singer (uznany ilustrator ptaków), Bill Blass (projektant mody) oraz John Masey (projektant, autor wystawy kuchni, w której debatowali Richard Nixon i Nikita Chruszczow w 1959 roku). Batalion ten stanowił zalążek „armii duchów”. Przed jednostką postawiono specjalne i trudne zadanie – kamuflaż miał od teraz nie tyle ukrywać własne siły przed nieprzyjacielem, ile zwracać jego uwagę. Ponieważ nie istniał żaden armijny podręcznik, członkowie batalionu musieli improwizować. Na poligonie w Kalifornii opracowano prototypowe konstrukcje, w tym metalowe szkielety czołgów, które montowano na samochodach. Okazały się jednak niepraktyczne i szybko zastąpiono je konstrukcjami gumowymi.

Dużo większym wyzwaniem było stworzenie jednostki kamuflażu dźwiękowego. Zadanie to otrzymał płk Hilton Railey, który miał doświadczenie z branży marketingowej (to on wybrał przed wojną Emilię Earhart – pierwszą kobietę, która samotnie przeleciała Atlantyk). Także i on musiał opracować metody działania od podstaw, nikt bowiem tego przed nim nie robił. Jednostka zebrała się na początku 1944 roku w Fort Knox (Kentucky), gdzie ćwiczyła pod okiem badawczego oddziału telekomunikacyjnego Bell Laboratories. Pierwszym zadaniem było nagranie wszystkich możliwych dźwięków – chociażby czołgów i samochodów. Oddział stworzył bazę dźwięków wydawanych przez pojazdy, które jadą szybko i wolno, zmieniają biegi, wjeżdżają pod górę, zjeżdżają, pokonują mosty. Zapisano dźwięki samochodów i budowy przepraw pontonowych. Do nagrywania wykorzystywano wówczas rewolucyjną jak na owe czasy technikę rejestracji dźwięku na stalowy drut. Jedna szpulka potrafiła pomieścić do 30 minut nagrania. Jednostka była w stanie łączyć różne dźwięki w zależności od potrzeb.

Trzecim elementem „armii duchów” stał się oddział kamuflażu radiowego. Jego zadaniem było tworzenie fałszywych komunikatów radiowych na poziomie od batalionu po dywizję. W tym celu zebrano 100 radiooperatorów. Musieli oni poznać procedury łączności każdej jednostki, którą naśladowali. Konieczna była także wiedza, jak często, w jaki sposób i na jaki temat przekazują informacje i rozkazy siły amerykańskie, niezależnie od tego, czy była to dywizja, batalion czy pułk piechoty. Jednostka miała zadanie kluczowe, bowiem według amerykańskiego wywiadu aż 75% wszystkich informacji, które Niemcy uzyskiwali na froncie zachodnim, pochodziło z nasłuchu radiowego.

Zaskoczenie Francuzów

Jednostka została odesłana ze Stanów Zjednoczonych do Wielkiej Brytanii w maju 1944 roku „Nie mogliśmy uwierzyć, że się nam uda”, przyznał w wywiadzie weteran kpr. Irving Stempel. „Jak bowiem mogliśmy pokonać Niemców gumowymi czołgami?”. Oddziałowi szybko przyszło sprawdzić swoją przydatność – już 14 czerwca 1944 roku 15-osobowy pluton rozmieścił w Normandii dmuchaną artylerię. Znalazła się ona około 1,5 km od prawdziwych pozycji alianckich, a jej zadaniem było ściągnięcie na siebie niemieckiego ognia artyleryjskiego. Udało się – Niemcy zaatakowali nie prawdziwe zgrupowanie, lecz gumowe działa.

W Normandii gumowe czołgi znalazły się po dwóch tygodniach od rozpoczęcia inwazji. „Gdy rozmieszczaliśmy nasz sprzęt, przez ochronę przedostało się dwóch miejscowych Francuzów na rowerach”, wspominał kpr. Arthur Shilstone. „Zamarli i zaczęli wpatrywać się w coś za moimi plecami. Z ich perspektywy czterech amerykańskich żołnierzy obracało shermana. Gdy dostrzegłem ich zdziwienie, odparłem – no cóż, Amerykanie są bardzo silni!”. By uwiarygodnić gumową armię, buldożery robiły w ziemi ślady gąsienic. Przy makietach armat zostawiano łuski. Już we Francji oddział doszedł do wniosku, że aby wzmocnić swoją wiarygodność, należy używać prawdziwych oznaczeń „kopiowanych” jednostek – zarówno na mundurach, jak i pojazdach. Pojawiano się w miastach, żeby ewentualni szpiedzy III Rzeszy donieśli centrali o dostrzeżeniu sił.

Gdy w połowie sierpnia alianci wyrwali się z Normandii,„armia duchów” podążyła za nimi, docierając do silnie bronionego portowego miasta Brest. Wysłano tam na pierwszą linię zarówno gumowe czołgi, jak i oddział dźwiękowy, którego celem było udawanie 6 Dywizji Pancernej. Liczono, że Niemcy zmobilizują rezerwy na skrzydłach i osłabią odcinek obrony na północy, skąd miało nadejść natarcie. Zamontowane na gąsienicowych podwoziach transporterów M3 Halftrack i niszczycieli czołgów M18 Hellcat oraz pojazdach kołowych potężne głośniki o zasięgu około 25 km imitowały mobilizację wojsk pancernych. Wówczas doszło jednak do tragicznej pomyłki, bowiem przez obszar zajmowany przez tajemniczą „armię duchów” na pozycje wyjściowe wyszedł amerykański batalion pancerny. Został całkowicie zmasakrowany przez niemiecką artylerię przeciwpancerną. „Ten oddział nigdy nie dotarł na swoje pozycje”, przyznał po latach jeden z weteranów. „Nie wiedzieliśmy, że będzie chciał atakować, a oni nie wiedzieli, że w żaden sposób nie będziemy mogli im pomóc”.

Ostatnie zadanie

Po fatalnej pomyłce pod Brestem gumowa armia została przerzucona na zachód, by wesprzeć III Armię gen. George’a Pattona. Jej zadaniem było stworzenie wrażenia, że w rejonie miejscowości Metz znajdują się duże amerykańskie siły, co miało wybić Niemcom z głowy ewentualny pomysł kontruderzenia. Było to niezwykle ważne, bowiem – jak przyznał biorący udział w tej operacji por. Gil Seltzer – „między niemieckimi siłami a Paryżem nie było praktycznie nic więcej, jak tylko nieco gumowych czołgów”. Batalion dźwiękowy, całkowicie wystawiony na atak niemieckiej dywizji, przez siedem dni udawał ruchy dywizji. Dopiero wówczas przybyła 83 Dywizja Pancerna, która zastąpiła „armię duchów”.

We wrześniu jednostka trafiła do Luksemburga, a w grudniu w Ardeny, gdzie stacjonowały tylko cztery amerykańskie dywizje. Tam też „skopiowano” 75 Dywizję Piechoty, ale w wyniku zaskakującej niemieckiej ofensywy oddział wycofano i zmuszono do obrony miasta. Szybko został odesłany na tyły, bo Amerykanie nie chcieli, aby wiedza o niezwykłej jednostce wpadła w ręce Niemców. Po opanowaniu sytuacji w Ardenach „armia duchów” operowała w Belgii, Luksemburgu, Francji, a na koniec w Niemczech. Podczas jednej z operacji, 12 marca, gdy udawano 88 Dywizję Piechoty, oddział został ostrzelany przez niemiecką artylerię. Zginęło wówczas dwóch jego członków, a piętnastu zostało rannych.

Finalna karta na szlaku bojowym dotyczyła przeprawy przez Ren – ostatniej naturalnej bariery na drodze do Niemiec. Rzekę miała sforsować w głównym natarciu 21 Grupa Armii marsz. polnego Bernarda Montgomery’ego. Amerykanie, siłami dwóch dywizji (30 i 79), mieli przeprowadzić atak na skrzydle na południe od Wesel. Zadaniem „armii duchów” było przekonanie Niemców, że natarcie US Army nastąpi na wysokości Viersen, na południe od Duisburga i na północ od Düsseldorfu. Na potrzeby tej operacji wykorzystano cały oddział (1,1 tys. żołnierzy), wzmocniony prawdziwymi jednostkami inżynieryjnymi. Wykorzystano ponad 600 gumowych czołgów, a nawet makiety samolotów. W odpowiednim momencie jednostka rozpoczęła „kopiowanie” ruchu radiowego, sugerując Niemcom, że dywizja wychodzi na pozycje do ataku. Batalion emitował dźwięki przemieszczających się czołgów oraz budowy pontonowych mostów. Amerykanie przebili się bez większych strat. Zdobyte niemieckie mapy pokazały, że Niemcy wzięli „armię duchów” za prawdziwą dywizję bojową.

W tym momencie szlak bojowy tej niezwykłej jednostki dobiegł końca. Żołnierze wrócili do cywila, ale przez wiele lat mieli zakaz informowania swych rodzin o wykonywanych zadaniach. Rozpoczynała się zimna wojna i amerykański rząd nie chciał, aby istnienie takiego oddziału dotarło do Rosjan – prawdopodobnego przeciwnika w III wojnie światowej. Dopiero w 1996 roku część dokumentów została odtajniona, a wiedza  o „armii duchów” dotarła do amerykańskiej opinii publicznej.

Robert Czulda

autor zdjęć: NARA





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO