Nadszedł dzień, na który w męce i zaciętości czekaliśmy pięć długich lat. Zorza wolności wschodzi nad stolicą Polski.
Z dnia na dzień Warszawa zrzuca z siebie znienawidzone zewnętrzne objawy okupacji. Zrywane są tabliczki z idiotycznymi nazwami ulic, diabli wzięli godzinę policyjną, stuliły pysk megafony. Na oswobodzonych ulicach na każdym domu polska chorągiew”, pisano 4 sierpnia 1944 roku w „Biuletynie Informacyjnym” Armii Krajowej. W pierwszych dniach powstania gazeta podawała praktyczne rady dotyczące walki z okupantem. „Z braku amunicji przeciwczołgowej ludność cywilna powinna przygotować sobie do walk z czołgami niezawodne butelki zapalające”, czytamy. Dalej następował dokładny opis, jak takie butelki zrobić i jak je przechowywać. „Rzucenie butelki na czołg daje wynik podobny do rzutu filipinką”, zapewniał autor tekstu.
5 sierpnia biuletyn wzywał z kolei do budowy barykad. „Układać je należy z płyt chodnikowych na płasko i tylko na skrzyżowaniach ulic skośnie od rogu do rogu, pozostawiając pod murami przejście dla żołnierzy”, pouczano. Niedługo potem szef sanitarny okręgu warszawskiego zwracał uwagę komendantów domów, aby wykuwane w ścianach otwory, łączące piwnice, miały szerokość pozwalającą na transport rannych na noszach.
Pojawiały się też nowe udogodnienia. „Nieliczne aparaty telefoniczne są czynne. Należy używać ich z największą ostrożnością, ponieważ Niemcy siedzą jeszcze w centrali i mogą stosować podsłuch”, informowano. Działała też poczta harcerska i polowa. „Wysyłane listy nie mogą przekraczać 25 słów, należy pisać je wyraźnie i nie wolno podawać żadnych wiadomości wojskowych”, instruował biuletyn. W uwolnionych dzielnicach Warszawy czynne były też ruchome rozgłośnie megafonowe. „Informują o przebiegu walk i wydarzeniach w kraju. Audycje przeplatane są wojskowymi piosenkami i marszami”.
Schronowi dezerterzy
Dziennikarze tłumaczyli warszawiakom, że czas opanować nerwy i wrócić do normalnego życia. „Trzeba opuścić piwnice, które tylko w razie nalotu winny stanowić schronienie. Teraz, kiedy całe dzielnice miasta opanowane są przez oddziały AK, trzeba zamieść podwórka, klatki schodowe i ulice, uprzątnąć gruz i szkło, gdzie to tylko możliwe otworzyć sklepy i rozpocząć normalną sprzedaż. Uruchomić zakłady rzemieślnicze, szewskie i fryzjerskie, otworzyć jadłodajnie”. Nie wszyscy jednak posłuchali tych rad, bo po kilku dniach pojawił się artykuł o schronowych dezerterach. „To osoby, które w ogóle nie opuszczają piwnicy. Wtedy schron staje się centralą bzdurnej plotki i nastrojów pesymistycznych, dlatego nie wolno spędzać tam całych dni”, pouczano. Zachęcano także do włączenia się w pomoc powstańcom, a okazji ku temu nie brakowało: „Wojskowa Służba Kobiet poszukuje ochotniczek do pralni i szwalni”; „Do służby sanitarnej potrzebne są osoby wykwalifikowane”; „Wzywa się niezatrudnionych chirurgów do zgłaszania się do pracy w szpitalach”; „Potrzebna jest skuteczna organizacja samopomocy społecznej dla osób pozbawionych przez naloty dachu nad głową”. Tłumaczono też, że nie wolno lekceważyć żadnego zadania. „Najbardziej szary posterunek stanowi niezbędne kółko w ogólnym mechanizmie maszyny powstańczej”.
Piasek na strychu
Z lektury biuletynu wynika, że głównym zagrożeniem pierwszych tygodni walk były bomby zapalające, dlatego informowano, jak sobie z nimi radzić. „Nie wolno poddawać się panice. Nie wolno uciekać z domów, którym grozi pożar. Bomby zapalające nie są groźne, ogień można i trzeba ugasić. Główny ratunek przy pożarze polega na przestrzeganiu zasady, że mieszkańcy muszą sami obronić swój dom”. Autor tekstu tłumaczył, że na strychach musi trwać nieprzerwany dyżur, a w budynku działać drużyna przeciwpożarowa gotowa do akcji całą dobę. „Bomby zapalające zwalczać należy piaskiem. Użycie wody może spowodować rozszerzenie się ognia. Dlatego dach i strychy domów należy przykryć grubą warstwą piasku i mieć jego zapas na każdym piętrze i na podwórku. Po upadku bomby obserwator na dachu alarmuje umówionym sygnałem drużynę, która najpierw gasi pożar we własnym domu, potem rusza na pomoc sąsiadom”.
Z upływem dni pojawiały się kolejne problemy. „Należy się liczyć z tym, że podjęte przez Niemców bombardowanie miasta może spowodować dalsze uszkodzenia sieci wodociągowej. Trzeba więc robić jak największe zapasy wody, wykorzystując do tego wszystkie domowe zbiorniki”. Proszono też o używanie wody tylko do najkonieczniejszych potrzeb i w najmniejszej niezbędnej ilości.
Wkrótce zaczęły powstawać studnie zastępcze. „Wodę z nich pić można tylko po przegotowaniu. Picie surowej grozi bowiem czerwonką lub durem brzusznym, a w konsekwencji prowadzi do epidemii”, przestrzegali dziennikarze. 1 września ustalono godziny korzystania ze studzien, aby zapobiec sporom o pierwszeństwo: „wojsko 6–7 i od 21.30 do 23, kuchnie 5–6, 15–16, szpitale 4–5 i 20–21.30, ludność 7–15, 16–20”.
Kolejną kwestią do rozwiązania było wyżywienie. „Gospodarstwa prywatne i niektóre kuchnie zbiorowe sięgnęły już do konserw. Jest to przedwczesne. Dopóki mamy wodę, możemy gotować kasze, kluski, fasolę i groch”, zachęcał autor tekstu z 12 sierpnia. Jak dodawał, chleb, suchary i konserwy należy zarezerwować na wypadek braku wody. Pouczał też, aby ostrożnie korzystać z żywności pozostawionej przez cofających się Niemców, gdyż zdarzały się nawet śmiertelne wypadki zatrucia.
Biuletyn zachęcał również do oszczędzania prądu i stosowania dogotowywaczy, w których dochodzić mogą potrawy. Jak tłumaczono, można je zrobić z przykrywanej skrzyni wypełnionej papierem, sianem czy szmatami. Oszczędności służył też wspólny wypiek chleba u piekarzy z zebranej przez komitety domowe mąki. „Z 1 kg mąki wychodzi 1,3 kg chleba, nadwyżki będą przekazywane dla pogorzelców i wysiedleńców”.
19 sierpnia gazeta doniosła, że głodują w mieście nowo narodzone dzieci. „Niemowlęta umierają z braku mleka. Jeśli posiadacie mleko skondensowane, kaszę manną dobrą dla osesków, zgłaszajcie się z nimi do kuchni dziecięcych na Zgoda 15 i Złota 34”. Cztery dni później okazało się, że apel spotkał się z szerokim odzewem. „Już w pierwszych dniach zebrano kilkadziesiąt puszek mleka skondensowanego, pewną ilość manny i różnych pożywek”.
Po kilku tygodniach pojawiło się też niebezpieczeństwo epidemii. Jak pouczano na łamach dziennika, aby jej uniknąć, należy ściśle przestrzegać higieny osobistej, kąpieli, zmieniania bielizny i częstego mycia rąk. „Odpadki i śmieci winny być natychmiast spalane, a zwłoki jak najszybciej pogrzebane na najbliższym skwerku czy podwórzach”. Apelowano też o budowę ustępów polowych w ogródkach i niezabudowanych parcelach. „Należy wykopać głęboki dół, a nad nim na wysokości 50 cm zamocować na dwóch kozłach drąg do siedzenia, osłonić wszystko zasłoną desek lub szałasem z gałęzi. Ustawić wiadro z piaskiem i łopatę, i każdy po użyciu powinien dół zasypać”.
Prosi o wiadomość
Bardzo szybko szpalty gazety zaczęły zapełniać ogłoszenia o poszukiwaniu zaginionych. „Codziennie wpływa do nas około tysiąca informacji o poszukiwaniach. Drukować możemy co najwyżej 130–150 z nich”, informowała redakcja. Jednocześnie apelowano, aby egzemplarzy pisma nie niszczyć, ale nalepiać na murach, aby jak najwięcej osób mogło je przeczytać.
Warszawiacy najczęściej prosili o informacje: „Andrzej lat 10 i Zosia lat 8, dajcie znać o sobie i kierujcie się na Pańską 13. Wasi rodzice żyją i czekają na was”. „Tytusowa jest w schronie Złota 5 i błaga o wiadomość o Pawełku i rodzicach”. Wiadomość o zaginionej Wandzie Skalskiej, lat 10 kierować na Czackiego 3”. „Karolina Budzyńska prosi o wiadomość o synu, Sienna 32”.
Zdarzały się też wiadomości pomyślne: „Podchorąży Tadzik jest zdrów”. „Suchocki Tadeusz zawiadamia Irenę, że żyje”. „Stawe Wanda zawiadamia, że wszyscy żyją”. Z upływem czasu oraz więcej było jednak informacji tragicznych: „Matka zabitego Wiktora Terleckiego prosi Jana Wiśniewskiego o odnalezienie grobu i dokumentów”. „Karola i Martę zawiadamia Andrzej, że Bogusław, ranny 2 sierpnia, umarł w Maltańskim”.
Wreszcie 1 października gazeta podała: „W związku z trudnym pod względem żywnościowym, sanitarnym i taktycznym położeniem walczącej już dwa miesiące Warszawy polskie władze dla zmniejszenia strat ludności cywilnej przyjęły niemiecką propozycję ewakuowania z miasta cywilów, rannych i chorych”. Poinformowano, że opuszczanie miasta odbywać się będzie 1 i 2 października od piątej rano do siódmej wieczór. „W godzinach tych obie strony zaprzestaną ognia”.
autor zdjęć: Narodowe Archiwum Cyfrowe