BEWUPY NA RUBIEŻY

Na poligonie w Orzyszu zameldowało się ponad tysiąc żołnierzy z bojowymi wozami piechoty, czołgami, śmigłowcami i samolotami F-16.

W polską przestrzeń powietrzną wtargnęły myśliwce przeciwnika. Operacja zaczepna szybko przerodziła się w regularną potyczkę. Kilkanaście godzin później na teren Polski wkroczyły obce jednostki lądowe. Do walki z przeciwnikiem stanęła 1 Taktyczna Grupa Bojowa. „Najpierw wykryliśmy i ostrzelaliśmy pluton rozpoznawczy. Sytuacja się skomplikowała, gdy przeciwnik dostał wsparcie artylerii i rozpoczął natarcie. Wezwaliśmy wówczas na pomoc parę myśliwców F-16 i śmigłowce bojowe”, opowiadają żołnierze 1 Batalionu Zmechanizowanego. Przeciwnik był jednak zbyt silny. „Musieliśmy się wycofać. Na drodze mieliśmy rzekę, więc potrzebowaliśmy wsparcia lotnictwa, żeby ją pokonać. Piloci osłaniali nas podczas przeprawy wodnej”. Tak wyglądał początek pięciodniowego testu poligonowego dla zawiszaków. Przez pięć dni i nocy podczas ćwiczeń „Puma 2014” żołnierze 15 Brygady Zmechanizowanej zdawali egzamin z umiejętności taktycznych i ogniowych.

Wielki test

Jeszcze przed „Pumą” żołnierze 1 Batalionu przez dwa tygodnie szkolili się w polu. „To był ostatni szlif naszych możliwości. Sprawdziliśmy taktyczne umiejętności wojska. Nie zweryfikowaliśmy tylko, jak żołnierze radzą sobie w kierowaniu ogniem. Dlatego właśnie egzaminu ogniowego obawiam się najbardziej”, mówił na chwilę przed rozpoczęciem „Pumy 2014”, ppłk Arkadiusz Kujawa, dowódca 1 Batalionu Zmechanizowanego.

Batalion, którym dowodzi oficer, stanowił główną siłę taktycznej grupy bojowej. Zawiszaków z 1 Batalionu wzmocnili żołnierze z kompanii czołgów, baterii przeciwlotniczej, plutonu saperów z drużyną maszyn inżynieryjnych, plutonu wysuniętych obserwatorów oraz logistyków. Ćwiczących wspierały także dwa samoloty F-16 z 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego z Krzesin, śmigłowce Mi-24 z 1 Brygady Wojsk Lądowych oraz personel taktycznego zespołu kontroli obszaru powietrznego, czyli JTAC, który naprowadzał lotnictwo na cele naziemne. W poligonowych manewrach żołnierze korzystali z etatowego wyposażenia batalionu – między innymi z BWP, BRDM oraz czołgów T-72.

„To dla nas bardzo ważny test. Żołnierze przygotowywali się do niego przez ostatnie dwa lata. Za nimi dziesiątki treningów. Teraz muszą dać z siebie wszystko”, mówi ppłk Kujawa. „Dla mnie to także stres. Co prawda to tylko ćwiczenia, a nie realna walka, ale muszę pamiętać, że dowodzę tysiącem żołnierzy. Jeżeli podejmę złe decyzje, stracę pluton albo kompanię. A na to nie mogę sobie pozwolić”, przyznaje.

„To młody dowódca. Na stanowisku jest dopiero od pięciu miesięcy, a już teraz poprowadzi ich do certyfikacji”, mówi kierownik ćwiczeń gen. bryg. Sławomir Kowalski, dowódca 15 Brygady Zmechanizowanej. „Da radę, jest zdolny i ambitny”.

Aby poligonowe zmagania zawiszaków były bardziej realne, kierownictwo ćwiczeń zadbało o to, by egzaminowane pododdziały musiały w czasie rzeczywistym reagować na zmieniający się plan manewrów. „Szczegółowy scenariusz ćwiczeń jest utrzymywany w tajemnicy. Tylko przez zaskoczenie możemy sprawdzić, czy wszystkie jednostki zaangażowane w »Pumę« działają prawidłowo”, dodaje gen. bryg. Sławomir Kowalski. Podczas ćwiczeń rolę przeciwnika taktycznej grupy bojowej odgrywali żołnierze 2 Batalionu Zmechanizowanego i zwiadowcy z kompanii rozpoznawczej 15 Brygady.

Na pierwszy ogień woda

Najpierw żołnierze musieli pokonać przeprawę wodną, następnie odeprzeć atak przeciwnika. Do przepłynięcia rzeki wykorzystali PTS-y. Po nich do wody ruszyły – osłaniane przez śmigłowce – bojowe wozy piechoty. „Nie ma znaczenia, czy BWP płynąłeś raz czy 20 razy. Zawsze takiemu zadaniu towarzyszy stres”, mówi st. kpr. Janusz Gadomski, dowódca sekcji wsparcia ogniowego 1 Kompanii Zmechanizowanej, i dodaje: „Do brzegu podjeżdżamy zwykle z dużą prędkością, ale do wody ruszamy powoli. Jeżeli brzeg jest stromy, a kierowca źle oceni kąt nachylenia, to wóz zbyt szybko wjedzie w wodę. Wówczas maszyna może się przechylić i zanurzyć w taki sposób, że zostanie zalany mechanizm wydechowy”.

Bojowy wóz piechoty waży około 13 t. W wodzie płynie dość wolno, bo przy obrotach silnika sięgających 2 tys./min rozwija prędkość maksymalnie 7 km/h. „Zwykle włączamy trzeci bieg, bo przy większych prędkościach opór wody jest zbyt duży i maszyna mogłaby się zanurzyć”, wyjaśnia kpr.

Gadomski. Podczas przeprawy przez wodę w wozie płyną zwykle trzy osoby, czyli dowódca, kierowca i działonowy. Takie rozwiązanie stosuje się jednak tylko w czasie pokoju. W warunkach wojennych w bewupie przebywałaby cała drużyna.

Zaraz po przeprawie do walki ruszyli artylerzyści. Ich zadaniem jest wsparcie własnych wojsk. Przeciwnika mogą razić ogniem z odległości 4 lub 5 km. „Nasza skuteczność w dużym stopniu zależy od współpracy z wysuniętymi obserwatorami. To oni podają nam gridy, czyli współrzędne celu, na których podstawie ustawiamy moździerze”, wyjaśnia ppor. Paweł Kondraciuk, dowódca plutonu przeciwpancernego kompanii wsparcia 1 Batalionu Zmechanizowanego. Sytuacja się skomplikowała, gdy przeciwnicy podsłuchali rozmowę radiową dowódcy z wysuniętymi obserwatorami i namierzyli kompanię wsparcia. „W takiej sytuacji trzeba szybko zmienić swoje pozycje. Podczas ostrzału przeciwnika jeden z naszych żołnierzy został ranny, więc musimy wezwać śmigłowiec Medevac”, opisuje ppor. Kondraciuk. Po kilku minutach na horyzoncie pojawiły się trzy śmigłowce: medyczny Mi-8 i do osłony dwa szturmowe Mi-24.

Kolejnym etapem sprawdzianu były szkolenia ogniowe. „To najbardziej wymierna ocena wyszkolenia żołnierskiego rzemiosła. Kierowanie ogniem to jednocześnie taktyka, manewry, umiejętne wydawanie rozkazów. Cała mądrość w tym, aby to wszystko powiązać”, wyjaśnia mjr Adam Krysiak, zastępca dowódcy 1 Batalionu Zmechanizowanego. Kierowanie ogniem zawiszacy przećwiczyli w kilku wariantach: w obronie w dzień i w nocy oraz za dnia w natarciu.

Bojowy egzamin zdawali żołnierze 1 i 2 Kompanii Zmechanizowanej i plutonu czołgów, przeciwlotnicy i artylerzyści. Jako pierwsze do walki poderwały się dwa śmigłowce Mi-24, a chwilę po nich pododdziały przeciwlotnicze. Żeby zatrzymać nacierające wojsko przeciwnika, do obrony włączyli się także żołnierze z dywizjonu artylerii samobieżnej. W sumie przez blisko godzinę ogień prowadziły bojowe wozy piechoty, czołgi T-72, samobieżne haubice 2S1 Goździk, 120-milimetrowe moździerze, armaty przeciwlotnicze ZU-23-2 oraz piechota. „Dla żołnierzy i ich dowódców to bardzo trudne zadanie. Chodzi o to, by wyeliminować przeciwnika w jak najkrótszym czasie i zużywając jak najmniej amunicji”, mówi mjr Piotr Czechowicz, szef sekcji szkolenia 15 Brygady Zmechanizowanej.

Żołnierze strzelali ostrą amunicją do tarcz rozmieszczonych w różnych odległościach. Kiedy makieta opadła, cel został zniszczony. Każde trafienie było rejestrowane przez system elektroniczny. Po wykonaniu zadania kierownictwo ćwiczeń sprawdziło liczbę trafień. To od celności ognia zależy ocena, jaką żołnierze dostają od swoich przełożonych.

Ewa Korsak, Magdalena Kowalska-Sendek

autor zdjęć: Magdalena Kowalska-Sendek





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO