PREZES W BIEGU

Starszy chorąży sztabowy Zbigniew Rosiński, szef Garnizonowego Węzła Łączności w Lublińcu, były żołnierz Jednostki Wojskowej Komandosów

Za energię w organizowaniu i promowaniu prestiżowych, niekonwencjonalnych imprez sportowych, dzięki którym zasłużył sobie na miano człowieka instytucji

 

Dzięki redaktorowi Tomaszowi Hopferowi polubił bieganie na długich dystansach. Od 19 lat występuje w barwach Wojskowego Klubu Biegacza „Meta”, którego był współzałożycielem. Fascynację bieganiem rozbudziła w nim radość z ukończenia pierwszego Maratonu Pokoju w Warszawie w 1979 roku. Miał wtedy 19 lat. „Miałem szczęście uczestniczyć w trzech pierwszych edycjach Maratonu Pokoju. Na przekór rodzinie, znajomym i lekarzom ukończyłem ten niewyobrażalny wtedy dystans. Od tego czasu pokochałem pot, ból i zmęczenie, które przełożyły się na wiarę i pewność siebie”, podkreśla starszy chorąży sztabowy Zbigniew Rosiński, wiceprezes Wojskowego Klubu Biegacza „Meta” i szef Węzła Łączności w Lublińcu. Niestety, czwartej edycji Maratonu Pokoju już nie ukończył. Bardzo chciał wystartować w Warszawie, ale wówczas służył już w jednostce w Dziwnowie i akurat w dniu maratonu musiał być na poligonie w Drawsku Pomorskim. Nie zapominajmy też, że we wrześniu 1982 roku był stan wojenny. Młody żołnierz i amator biegania wówczas nawet nie śmiał pytać o pozwolenie na wyjazd do Warszawy. Dzisiaj tego żałuje, bo mógłby być jednym z nielicznych biegaczy, którzy ukończyli wszystkie maratony warszawskie. Nie żal mu natomiast tego, że trafił do elitarnej jednostki w Dziwnowie, zamiast do milicji. Komisja lekarska zmieniła plany młodzieńca, który myślał o karierze sportowej w warszawskiej Gwardii.

Sportowcem wyczynowym nie został, ale osiągnięć sportowych może mu zazdrościć wielu amatorów biegania. Obiegł kulę ziemską. Ukończył 80 maratonów, w tym osiem w pełnym umundurowaniu, z czego cztery z 10-kilogramowym plecakiem. Startował również w siedmiu biegach na dystansie 100 km oraz w czterech 24-godzinnych. W 2008 roku zajął ósme miejsce w mistrzostwach Polski w biegu 24-godzinnym, a rok później dziewiąte. W pierwszym starcie w krajowym czempionacie przebiegł w Krakowie w dobę 188 km 160 m. Duży sukces zanotował w 2007 roku w szwajcarskiej miejscowości Biel – zajął czwarte miejsce w biegu patrolowym na 100 km oraz w 2000 roku w Opolu – wygrał „Setkę z hakiem”. Rekord życiowy w maratonie ustanowił w 1996 roku w Warszawie. Dystans 42 km 195 m pokonał w 3 godz. 6 min 26 s.

W środowisku amatorów biegania „Prezes” – tak go nazywają, choć już nim nie jest – jest jednak bardziej znany nie jako biegacz, lecz lider grupy ludzi organizujących kultowe imprezy biegowe: Maraton Komandosa i Bieg Katorżnika. Lider Mety jest również wiceprezesem Polskiego Stowarzyszenia Biegów. Teraz sam doradza innym, jak organizować imprezy biegowe. A jeszcze przed 20 laty nawet nie myślał o tym, aby stworzyć klub sportowy. Pomysł podrzucił redaktor Janusz Kalinowski, tworzący Federację Klubów Biegacza. „Wielu żołnierzy z naszej jednostki chętnie startowało w zawodach sportowych. Dużą popularnością cieszyły się biegi uliczne. Tym najważniejszym był dla nas maraton w Warszawie. Po biegu w stolicy w 1994 roku zaproponowano nam przystąpienie do Federacji Klubów Biegacza”, wspomina „Prezes”.

Żołnierze z Lublińca nie mogli jednak zrzeszyć się w nowo tworzonej organizacji, bo nie mieli swojego klubu. Postanowili więc go założyć. „Otrzymaliśmy materiały potrzebne do rejestracji. Wraz z trzema kolegami powołałem grupę inicjatywną i 2 stycznia 1995 roku odbyło się zebranie założycielskie klubu. Niespełna pół roku później Meta została zarejestrowana w sądzie i formalnie rozpoczęliśmy naszą działalność”, mówi pierwszy prezes klubu. „Nie marzyliśmy o takich sukcesach, do jakich doszliśmy”, dodaje lider Mety.

W 19-letniej historii klubu aż 290 zrzeszonych w nim osób pokonało maraton, a 55 uporało się z dystansem 100 km lub dłuższym. Zawodnicy Mety startowali w zawodach w 49 państwach. Klub zorganizował aż 251 imprez sportowych, w tym 25 poza granicami kraju (w Iraku, Afganistanie, Kongu, Libanie, we Francji, w Kirgistanie i Kosowie). W zawodach Mety wzięło udział ponad 37 tys. osób.

Sukcesy organizacyjne nie przyszły łatwo. Przez pierwsze lata „Prezes” i jego koledzy musieli się sporo uczyć i podpatrywać organizatorów innych zawodów. Wreszcie takie imprezy Mety, jak Bieg Przełajowy o Nóż Komandosa, Maraton Komandosa czy Bieg Katorżnika (ich dyrektorem jest chorąży Rosiński), nie cieszyłyby się tak wielką popularnością, gdyby nie pomoc w ich organizacji lublinieckiej jednostki wojskowej (najpierw 1 Pułku Specjalnego Komandosów, a obecnie Jednostki Wojskowej Komandosów). Znakomita współpraca między jednostką a klubem przynosi jednak obopólne korzyści. Zawody organizowane przez Metę przyczyniają się bowiem nie tylko do popularyzowania biegania, lecz także służby w wojskach specjalnych. Prezes bardzo chwali sobie współpracę z przełożonymi i dowódcami lublinieckiej jednostki, w której służył do 1995 roku. „Trafiłem na świetnych przełożonych w Lublińcu. Bez ich poparcia nie byłoby łatwo zbudować tak solidnego klubu i odnosić sukcesów na polu organizacyjnym. Wspólnie z jednostką jesteśmy otwarci na różne inicjatywy. Ostatnio zaangażowaliśmy się choćby w promocję sportu niepełnosprawnych”.

Chorąży Rosiński od najmłodszych lat jest również zagorzałym kibicem sportowym. „Jako nastolatek znałem składy chyba wszystkich drużyn I ligi piłki nożnej oraz nazwiska większości kolarzy, startujących w Wyścigu Pokoju. Potrafiłem też wymienić wielu medalistów olimpijskich czy mistrzostw świata w różnych dyscyplinach sportu”, przyznaje. W końcówce lat siedemdziesiątych zeszłego wieku często zasiadał na słynnej „żylecie” – trybunie Stadionu Wojska Polskiego w Warszawie. Był wielkim fanem drużyny piłkarskiej Legii i jest nim zresztą do dzisiaj, chociaż teraz rzadko bywa na obiekcie przy Łazienkowskiej.

„Prezes” nie marzy już o poprawianiu swoich rekordów. „Okres walki o sekundy i podbijania licznika startów mam już za sobą. Teraz jestem na etapie czerpania radości z tak zwanej turystyki biegowej. Wybieram ciekawe lub nowe imprezy oraz takie zawody, przy okazji których mogę spędzić w nowym, ciekawym miejscu krótki urlop”, przyznaje.

Lider Mety, niczym kiedyś redaktor Hopfer, teraz sam wciąga innych do biegania i uprawiania sportu. Jednego z dwóch synów udało mu się bardzo szybko zarazić swoją pasją. Porucznik Łukasz Rosiński służy w Jednostce Wojskowej Komandosów i od czterech lat jest prezesem Mety. Więcej czasu zajęło „Prezesowi” wciąganie do sportu żony Barbary, która ostatnio bardzo szybko zrobiła duże postępy w bieganiu na nartach. Państwo Rosińscy lubią zimą wpaść na kilka dni do Jakuszyc. Zresztą nie sami, lecz w towarzystwie innych osób z Mety.

Meta to dzisiaj bardzo znany klub, i to nie tylko w środowisku biegowym. Na swój sukces lubliniecki WKB pracował kilkanaście lat. Tak jak i jej lider, którego bardzo ucieszyło wyróżnienie Buzdyganem. „Czuję się jak kapitan drużyny piłkarskiej, odbierający cenne trofeum w imieniu zespołu. Na to wyróżnienie zapracowała cała Meta i wszyscy uczestnicy zawodów organizowanych przez nasz klub”, podkreśla „Prezes”. „Mam już kilka cennych odznaczeń, ale nagroda od »Polski Zbrojnej« jest szczególna, gdyż dostają ją nieliczni”.

Jacek Szustakowski

autor zdjęć: Jacek Szustakowski





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO