BITWA O NORMALNOŚĆ

Dla nich wojna nie zakończy się nigdy. Każdego dnia walczą o normalność. Dobrze, gdy w tej walce nie pozostają osamotnieni…

 

Przemek siedzi w swojej sali na krześle przy oknie. Pokrytą grubym opatrunkiem rękę wspiera na poduszce. Spod bandaży widać tylko palce przeszczepionej tydzień temu dłoni. Oddziela nas szyba. Weteran nie patrzy w moją stronę. Może nie chce, abym zauważył, że jedno jego oko jest sztuczne, a może dlatego, że drugim też widziałby jedynie zarys okna i mojej postaci stojącej na korytarzu…

Były żołnierz przebywa w sali o bardzo zaostrzonym rygorze sanitarnym. Nie można tam wejść. Przez całą dobę opiekę nad Przemkiem sprawują specjalnie przeszkolone pielęgniarki. Aby rozmowa ze mną była możliwa, doktor Adam Domanasiewicz, specjalista chirurgii ręki, musiał najpierw zdezynfekować telefon i dyktafon, które pielęgniarka podała pacjentowi.

Szeregowy rezerwy Przemysław H. jest nieufny. Prosi, aby nie podawać jego nazwiska. Nie ujawnia numeru swojego telefonu. Do rozmowy służy nam aparat chirurga. Otrzymuję też dyspozycje, że autoryzację tekstu mogę przeprowadzić tylko za pomocą e-maila wysłanego do kolegi Przemka. Zapewniam, że uszanuję jego anonimowość.

O pobycie na IV zmianie PKW Afganistan mówi bardzo niechętnie. „To są przykre wspomnienia. Nie był to dla mnie przyjemny czas. Wolę patrzeć na to, co jest dzisiaj i co jeszcze przede mną”, kwituje krótko. Ujawnia jedynie, że ranny został w trakcie ostrzału bazy Ghazni. „Podczas ataku talibów pocisk moździerzowy upadł niedaleko mnie. O tym, co było później, wiem bardziej z opowiadań. Mam luki w pamięci”, wyjaśnia.

Dowiaduję się, że szeregowy pełnił służbę w 12 Brygadzie Zmechanizowanej w Szczecinie. Jako strzelec wyjechał ze swoją jednostką do Afganistanu na IV zmianę. Kiedy został ranny, szybko trafił do amerykańskiego szpitala w bazie Bagram, skąd przetransportowano go do placówki w niemieckim Rammstein. Później trafił do kraju. Był w ciężkim stanie i przebywał w różnych szpitalach. Jak przyznał, przeszedł około 20 operacji w pełnym znieczuleniu. 18 lutego 2010 roku rozstał się z wojskiem. Został przeniesiony do rezerwy.

„Na początku wojsko bardzo starało się mi pomagać”, wspomina Przemek. „Miałem wówczas kontakt ze wspaniałym człowiekiem i najwspanialszym dla mnie dowódcą gen. Waldemarem Skrzypczakiem, on bardzo mi pomógł. W pomoc dla mnie bardzo angażowało się dwóch pułkowników wyznaczonych w Dowództwie Wojsk Lądowych do kontaktów z weteranami. Dzięki tym ludziom miałem bardzo dobrą opiekę medyczną, szybki dostęp do zabiegów, leków, niezbędnych przedmiotów rehabilitacyjnych. Błyskawicznie też dostałem protezę”.

Weteran opowiada z goryczą, że to było jednak dawno temu. Czas mijał, a zainteresowanie wojska malało. Przemek mieszka na Warmii i Mazurach, daleko od jednostki, w której służył, więc kontakt z byłymi dowódcami i kolegami został zerwany zupełnie. „Pomoc takim poszkodowanym jak ja powinna trwać cały czas, a nie tylko krótko po zdarzeniu”, mówi. „W instytucjach wojskowych często jest tak, że osoby odpowiedzialne za pomoc weteranom się zmieniają, a wraz z tym bledną problemy byłych żołnierzy lub popadają oni w zapomnienie i od nowa muszą o siebie walczyć, wysyłając tysiące próśb. W życie weszła co prawda nowa ustawa o weteranach poszkodowanych. Tyle że, jak to najczęściej bywa, ustawa sobie, a życie sobie”.

Wojsko jednak niedawno przypomniało sobie o Przemku – za sprawą lekarzy z Powiatowego Szpitala im. św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy koło Wrocławia. W 2009 roku w tej placówce weteran został wpisany na listę oczekujących na przeszczep dłoni. 17 lutego 2014 roku znalazł się odpowiedni dawca. Trzeba było Przemka szybko przewieźć z Warmii i Mazur do podwrocławskiej placówki. W Trzebnicy poproszono o pomoc wojsko. Medycy poinformowali, że chodzi o transport dla byłego żołnierza.

 

Anakonda w akcji

Armia oczywiście nie odmówiła. Trudność polegała na tym, że cała akcja transportowa nie mogła trwać dłużej niż osiem godzin. Tymczasem pojawiły się nieprzewidziane komplikacje. Przemek został telefonicznie powiadomiony przez lekarzy, że musi się pilnie zgłosić do szpitala w Iławie, w pobliżu miejsca zamieszkania. Ustalono, że stamtąd zabierze go na zabieg wojskowy śmigłowiec. Niestety, gdy pacjent czekał na wylot, okazało się, że lądowisko iławskiego szpitala nie jest przystosowane do przyjmowania nocnych lotów.

Załoga śmigłowca ratowniczego Anakonda z 43 Bazy Lotnictwa Morskiego w Babich Dołach zadecydowała, że podejmie pacjenta z lotniska w Malborku. Lekarze z Trzebnicy musieli więc zorganizować Przemkowi błyskawiczny przejazd do tego miejsca. Dzięki wielu ludziom dobrej woli udało się to zrobić szybko. Czas biegł nieubłagalnie. Ale gdy śmigłowiec był już w powietrzu, pojawiła się kolejna trudność. Okazało się, że lądowisko szpitala w Trzebnicy również nie może przyjmować nocnych lotów. Zadecydowano, że weteran wyląduje na wrocławskim lotnisku wojskowym na Starachowicach, skąd karetka przewiezie go do trzebnickiego szpitala. Transplantolodzy nerwowo spoglądali na zegarki. Chodziło bowiem nie tylko o Przemka. Od dawcy kilka innych zespołów lekarskich miało pobrać organy także do innych przeszczepów. Musiało się to odbywać jednocześnie.

Na szczęście wszystko zakończyło się pomyślnie. Weteran dotarł do szpitala w ostatniej chwili. Został odpowiednio przygotowany i około północy rozpoczął się zabieg, który trwał blisko 12 godzin. Kilkunastoosobowy zespół lekarzy i pielęgniarek pod kierunkiem profesora Jerzego Jabłeckiego dokonał przeszczepienia.

 

Dobre rokowania

Tydzień po zabiegu był dla Przemka najważniejszy. W tym czasie miało się okazać, czy przeszczep nie zostanie odrzucony. „Teraz wiadomo, że moja nowa ręka naprawdę się przyjęła. Przez ten tydzień starałem się nie myśleć o przyszłości, aby nie robić sobie złudnych nadziei. Powoli jednak zaczynam czuć palce. Wiem, że teraz czeka mnie jeszcze kilka tygodni w szpitalu i wiele miesięcy trudnej rehabilitacji”, mówi zadowolony do telefonu.

Przemek opowiada, że to, iż otrzymał nową dłoń i być może też szansę na normalne życie, zawdzięcza Danielowi Kubasowi ze Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju: „Pan Kubas odwiedził mnie, gdy leczyłem się w szpitalu w Warszawie. Powiedział mi o placówce w Trzebnicy i o tym, że jest możliwość przeszczepienia dłoni. Poszukałem w internecie strony tego szpitala i zadzwoniłem”. Wtedy, w 2009 roku, dowiedział się także, że zabieg jest refundowany przez NFZ. Po wizycie w szpitalu i rozmowie z doktorem Adamem Chełmońskim, chirurgiem, który w zespole transplantologów jest odpowiedzialny za kwalifikowanie do przeszczepów, Przemek dowiedział się, jakie musi spełnić kryteria. Został też wówczas wpisany na listę oczekujących na zabieg.

W rozmowie ze mną ożywia się na wspomnienie, gdy musiał podjąć tak ważną decyzję. Swoimi doświadczeniami chce się bowiem podzielić z innymi weteranami, będącymi w podobnej sytuacji: „Na zabieg nie oczekuje się w kolejce. Czeka się na to, aż lekarze znajdą odpowiedniego dawcę. Od zgłoszenia do zabiegu może więc minąć kilka lat, ale równie dobrze tylko miesiąc. Nie trzeba płacić nie tylko za operację, lecz także za immunosupresanty, leki, które trzeba przyjmować do końca życia. Są one refundowane”. Weteran ubolewa jednak, że w naszym kraju nie jest najlepiej z dawstwem organów. Skrytykował między innymi przepisy prawa, które powodują, że nawet gdy jakiś człowiek zgadza się na pobranie jego organów do przeszczepów, to rodzina i tak ma prawo tego zabronić.

 

Komfort życia

Transplantacja dłoni nie jest zabiegiem ratowania życia. Znacznie poprawia jednak jego komfort. Proteza jest co prawda w stanie zastąpić w jakimś stopniu urwaną wybuchem dłoń lub całą rękę, ale ta dobrej klasy bardzo dużo kosztuje. Poza tym nawet najlepszą po kilku latach trzeba wymienić. Wtedy za nową pacjent musi już zapłacić sam. Innym problemem jest to, że protezy często ulegają awarii. Jeśli są na gwarancji, firmy usuwają uszkodzenia bezpłatnie, ale gdy termin serwisowania minie, za wszelkie naprawy użytkownik musi sam zapłacić, a to są niemałe pieniądze.

Przeszczep i dobrze przeprowadzona rehabilitacja w znacznym stopniu pozwalają przywrócić sprawność kończyny. Jak powiedzieli lekarze z Trzebnicy, jeden z ich podopiecznych odzyskał ją w takim stopniu, że orzecznicy ZUS-u, nieświadomi możliwości powikłań i ograniczeń, wydali mu orzeczenie o pełnej przydatności do pracy zawodowej. Przeszczepiona dłoń daje również możliwość czucia. A o tym, jak ważny jest zmysł dotyku, chyba nikogo nie trzeba przekonywać. Dzięki zdolnym chirurgom z Trzebnicy, którzy jako jedyni w kraju z powodzeniem przeprowadzają transplantacje kończyn górnych, być może Przemek wkrótce osiągnie bardzo dobrą sprawność. On w to wierzy: „Wiem, że nowa ustawa o weteranach daje nam możliwość znalezienia pracy w jednostkach i instytucjach wojskowych na niektórych stanowiskach. Gdy będę miał sprawną rękę, chętnie zacznę się ubiegać o taką pracę w jakiejś jednostce w pobliżu mojego miejsca zamieszkania”.

Bitwa Przemka o powrót do normalnego życia trwa. Za naszym pośrednictwem były żołnierz bardzo dziękuje Dowództwu Generalnemu Rodzajów Sił Zbrojnych oraz wszystkim żołnierzom za pomoc w zorganizowaniu jego transportu do Trzebnicy oraz za wszelkie wcześniejsze starania, aby mimo znacznego uszczerbku na zdrowiu mógł żyć jak najlepiej.

Przemek jest już kilka tygodni po przeszczepie. Rana mu się zagoiła i trwa rehabilitacja. Coraz lepiej rusza palcami. Jednym zdaniem, wszystko jest na jak najlepszej drodze.

 

 

Bogusław Politowski

autor zdjęć: Militarium Studio/MD





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO